„Z jasności, wysokości”. Wokół wiersza Czesława Miłosza „Ale książki“
Ale książki będą na półkach, prawdziwe istoty,
Które zjawiły się raz, świeże, jeszcze wilgotne,
Niby lśniące kasztany pod drzewem jesieni,
I dotykane, pieszczone, trwać zaczęły
Mimo łun na horyzoncie, zamków wylatujących w powietrze
Plemion w pochodzie, planet w ruchu.
Jesteśmy – mówiły, nawet kiedy wydzierano z nich karty
Albo litery zlizywał buzujący płomień.
O ileż trwalsze od nas, których ułomne ciepło
Stygnie razem z pamięcią, rozprasza się, ginie.
Wyobrażam sobie ziemię kiedy mnie nie będzie
I nic, żadnego ubytku, dalej dziwowisko,
Suknie kobiet, mokry jaśmin, pieśń w dolinie.
Ale książki będą na półkach, dobrze urodzone,
Z ludzi, choć też z jasności, wysokości.1986
(Ale książki)C. Miłosz, Kroniki, Paryż 1987, s. 27. [1]
Ten liryk, o zwartej konstrukcji, złożonej z klarownych wyliczeń i przeciwstawień, gdzie kunsztowne frazy płyną potoczyście, rozpoczyna się w sposób niezwykły. Wyrasta jakby ze środka rozmowy, staje się zapisem głosu wśród innych głosów, próbą zgromadzenia argumentów w dialogu na ogólniejsze tematy. Może jest to rozmowa z samym sobą – zestawianie sprzecznych racji, gorączkowe sumowanie doświadczeń. Jako słowa inicjalnego zwykle nie używamy spójnika. Owo znaczące pogwałcenie reguły gramatycznej w wierszu Czesława Miłosza naprowadza od razu na trop lektury, kieruje uwagę w stronę innych (możliwych) wypowiedzi i sądów, zarówno tych ugruntowanych w kulturze, jak aktualnych, właśnie krystalizujących się przemyśleń mówiącego. Podczas lektury warto pamiętać o postaciach toposów książki i Księgi, takich jak: uświęcenie procedur pisania przez odblask Biblii – Świętej Księgi, „księga losu”, pamięć jako zapisana księga, Księga Natury czy księga jako inkarnacja najdoskonalszych zdolności ludzkiego umysłu”
Umieszczone na początku wyrażenie „ale książki” łączy się zapewne z autoperswazją, która utwierdzać ma nas w przekonaniu, że jeszcze nie wszystko zostało stracone. Niezbywalne wartości (takie jak idee ładu, dobra, piękna) zapisane na wątłym papierze, nieustannie sprzeciwiać się będą katastrofom, jakie dotykają ludzi i narody. Dopóki będą trwać książki, dopóty zło w świecie nie rozprzestrzeni się bez reszty. Książki to także, na pół złudna, nadzieja śmiertelnych, gdyż przeżyją one swych twórców, świadcząc o pięknym trudzie umysłu i bezcennym darze talentu. Książki zapewnią także poczucie ciągłości trwania rzeczy w świecie. W trudnym rozliczeniu, kiedy zmierzyć się przychodzi z niewyobrażalnym światem przyszłości bez nas, wyobraźnię wzmacniają zapisy wielorakiego życia. Odpryski obrazów – w retorycznym układzie triady: „Suknie kobiet, mokry jaśmin, pieśń w dolinie” – apelujące do wrażeń kilku zmysłów, określają cudowną całość. Trzeba jednak wykroczyć poza literaturę, żeby naprawdę obserwować i doznawać. Może więc żywoty ludzkie i trwanie książek to zupełnie odrębne porządki?
W wierszu Ale książki w sposób zmieniony, a nawet przekorny, poeta pojmuje sens starego przeciwstawienia natura – kultura. Otóż między procesem pisania a rytmem przyrodniczym zachodzi w tym utworze analogia. Książki zjawiają tak, jakby były tworami natury. Obraz „drzewa w jesieni” kojarzy się z apogeum twórczym. W pewnym punkcie biografii poety intuicyjne, może nawet genialne poszukiwania, a dalej – starcia z historią i aktywności wieku męskiego, zastąpione zostają gorzką wiedzą lat dojrzałych.
Frapujące wydaje się porównanie książek z kasztanami. Takie fructa nie nadają się przecież do bezmyślnego natychmiastowego zjedzenia. Raczej są one estetycznymi przedmiotami natury – o malarskich werniksowanych powierzchniach, o zakrytym tajemniczym wnętrzu. Wymagają kontemplacji i aprobaty. Przyciągają oko i dotyk. Ciepło ludzkiej ręki budzi je do życia. Analogia z książkami jest bardzo wyrazista, gdyż owe idealne wytwory, zaklęte w mniej czy bardziej udanym kształcie materialnym, bez czytelników pozostają martwe. I może się nie mylę, jeśli uznam, że Czesławowi Miłoszowi chodzi o bibliotekę arcydzieł. Książki zgromadzone na półkach to kolekcja nieodzowna, nie dająca się niczym zastąpić. Bez niej wyznaczenie miary wartości – estetycznych i moralnych – byłoby niemożliwe. Thomas Messer powiada, iż w przypadku arcydzieł mamy do czynienia z „wiecznymi komunikatami”
Nie można przeoczyć ani twórczego impulsu (za Miłoszem moglibyśmy go określić jako czułe dotknięcie), ani empatycznego współudziału odbiorców. Tak zatem przedstawia się każde genesis w kulturze, jeśli zjawienia się książki nie potraktujemy jako grymasu, pozy czy próżnej zabawy w słowa. Skoro w omawianym wierszu książki mają tak wielką moc odczyniania zła, mogą sprzeciwiać się zniszczeniu, potrafią przetrwać zawieruchy dziejowe, wędrówki ludów, wygnania, to poeta nie mógł mieć na myśli pospolitych czytadeł. Na tej szali, która demonstruje, że dotkliwe, lecz incydentalne katastrofy historii są lżejsze, położyć należy arcydzieła. Dopiero taki pojedynek sił niszczących i ocalających odsłania cały swój dramatyzm.
Na rozważane miejsce w tekście (książki „[…] trwać zaczęły / Mimo łun na horyzoncie, zamków wylatujących w powietrze / Plemion w pochodzie […]”) rzuca światło wcześniejszy o pół wieku wiersz O książce z tomu Trzyzimy, w którym poeta zestawia wieczne wartości z wizją apokaliptyczną, ład kultury z rozprzęganiem się porządku świata, z wirowaniem rzeczy w chaosie
Gdzież jest miejsce dla ciebie w tym wieku zamętu,
Książko mądra, spokojna, stopie elementów
Pogodzonych na wieki spojrzeniem artysty?(O książce)
C. Miłosz, Wiersze, Kraków–Wrocław 1984, t. I, s. 22. [7]
Książka, zauważmy, nie jest już odbitką składu drukarskiego, lecz stopem, jak gdyby odlewem ze spiżu, i w takiej zmonumentalizowanej postaci może skuteczniej opierać się złym żywiołom. Przetrwać można dzięki literaturze i tradycji, a to romantyczne przekonanie nie jest wcale Miłoszowi obce
Zagłada książek i cierpienia książek to temat Miłosza, który dochodzi do głosu w tomie Ocalenie. Do wielkiego rachunku strat wojennych, kiedy wszystko płonie, dodać należy biblioteki. W napisanym w Warszawie w 1941 roku wierszu Książka z ruin niezwykły pod względem skojarzeń opis unicestwienia księgozbioru splata się z refleksją o zabijaniu wartości. W takich momentach w dotkliwy sposób odczuwany jest podwójny wymiar klęski. W wierszu Miłosza wyprawa do spalonej biblioteki staje się równocześnie dziwną speleologią, badaniem śladów jakiejś pierwotnej cywilizacji, przechadzką po uschniętym lesie, równocześnie wyprawą paleontologiczną, która ma zbadać odciśnięte w zwęglonych resztkach „organizmy książek” – ich odległe (niepojęte już) życie. Czesław Miłosz został zatrudniony przy wydobywaniu z ruin księgozbioru Instytutu Francuskiego, a znaczną część swojej biografii wojennej związał z pracą w bibliotece uniwersyteckiej
Wróćmy do Książki z ruin. W tym wierszu Miłosza mocne wrażenie wywołuje seria skojarzeń „epoki książek” z najodleglejszą przeszłością. Poeta staje się znawcą archaiki kultury, gdyż w czasach zagłady, niejako z dnia na dzień, humanistyczne złudzenia zapisane w książkach tak dalece straciły aktualność. Jednakże w Książce z ruin lament nad bibliotecznym pobojowiskiem przeradza się w próbę odzyskania pięknych fikcji i odprysków zniszczonego świata. Sukces musi pozostać połowiczny, gdyż pismo sprzed zagłady jest w połowie zatarte. Tak oto: „z księgi, z pomiędzy rozwalin / Podniesionej, z daleka, senna dawność błyska”
Jan Błoński w pięknym eseju Książka z Atlantydy, poświęconym korespondencji Czesława Miłosza z Jerzym Andrzejewskim uznał wiersz Książka z ruin za realizację artystyczną „mniej znakomitą”, niż na przykład Błądząc czy Campo di Fiori
Książki solidarnie dzielą wspólny los z ludźmi. Mówiąc metaforycznie, pismem dziejów jest płomień. Pogrom biblioteki wiąże się z unicestwieniem ludzkiego ducha, ale jednocześnie, na przekór wojennym katastrofom, dzięki przechowanemu dziedzictwu kultury możliwe staje się jego odrodzenie. W odczytywanym wierszu Ale książki z tomu Kroniki poeta wyraźnie akcentuje dwoistość bytową zamkniętych między okładkami światów: nietrwałą postać materialną i zapis niezniszczalnych wartości. Idealna biblioteka opiera się złu i zniszczeniu. Bardzo ciekawa wydaje się, tak to nazwijmy, chóralna pieśń nadziei w wierszu Ale książki: „Jesteśmy – mówiły, nawet kiedy wydzierano z nich karty / Albo litery zlizywał buzujący płomień”. Spłonąć mogą tylko egzemplarze, nie zaś przesłania tekstów, a bezmyślny ogień-pożerca nasyci się jedynie papierem. Idealne światy wyjdą z takich prób bez szwanku. Czesław Miłosz w lapidarnym dystychu zamyka wojenne dzieje książek, nie tylko w wieku dwudziestym. Wystarczyłoby przywołać liczne przykłady z kronik i pamiętników, pierwszej czy drugiej wojny światowej, by wykazać, na ile różnych sposobów barbarzyństwo bierze odwet na kulturze. Znęcanie się nad książkami to ulubione zajęcie żołdactwa. Książki nadają się do wszystkiego, tylko nie do czytania. W przywołanych już opowiadaniach Korzeniewskiego krasnoarmiejcy najchętniej używają ich kart do zawijania machorki. Przypomnijmy, że od palenia książek 10 maja 1933 roku, jeśli ten fakt potraktujemy symbolicznie, rozpoczął się pożar świata rozniecony przez nazistów z III Rzeszy. Odwet brany na książkach wciąż powraca, nawet w mniej groźnych (obłędnych) pomysłach, takich jak wzmiankowana przez Miłosza próba spalenia biblioteki w Berkeley przez „zwolenników powrotu do Natury”
Zniszczona i poniżona zostaje materia, ale – paradoksalnie – z tych popiołów odradzają się idee ponadczasowe: filozoficzne, artystyczne. Jakże wobec nich bezsilny jest żywioł ognia. Chór książek powtarza „jesteśmy” i ten argument ostatecznie zwycięża. Triumfuje Miłoszowe „esse”, nieśmiertelność zaklęta w chwilę. W tym miejscu można również pomyśleć o epifanii jako „reprezentacji, w miejsce obecności”
W małym traktacie poety-myśliciela Ale książki kolejnym punktem rozważań staje się porównanie natury książek z naturą ludzką, przesłań (i wzruszeń czytelniczych) – z naszym krótkotrwałym pobytem na ziemi, z egzystencjalną udręką śmiertelnych. W tym miejscu od problemów uniwersalnych poeta przechodzi do własnej biografii oraz elegijnego sumowania doświadczeń i dokonań. Pora jesieni, o której pisałem na początku tego szkicu, sprzyja refleksji o sprawach ostatecznych. Wtedy rozpoczyna się powrót do przeszłości, do własnych początków. Drogi wiodą w głąb pamięci. Wyczuwalne jest również przez wędrowca pobliże państwa umarłych, chociaż pragnie on odczynić wyrok, oddając się „celebracji” chwili, kontemplując momenty istnienia wyjęte z czasu (Sezon, Café Greco). Literatura i sztuka obdarza ludzi ułomną nieśmiertelnością, przechowuje bowiem wizerunki osób oraz nazwiska śmiertelnych twórców (Maria Magdalena i ja, Rozmowa o sławie). Należy jednak zauważyć, iż transcendująca myśl czy też wyostrzona świadomość, która nie lubi żywić się mitami kultury, poprzez umieszczenie ludzkich życiowych prób w kosmicznym teatrze całego istnienia (Moce), tym samym godzi się na przemijanie. Taka jest cena zażyłości z żywiołami. Oczywiście próba zatrzymania czasu, skroplenie go w chwili, wiąże się u Miłosza z wątpliwościami i niepokojem
Związki wiersza Ale książki z cyklem Kronik są na pewno wielowątkowe. Kiedy poeta rozważa relację między ograniczonym istnieniem ludzkim a długim trwaniem w kulturze, nie może uniknąć pytania o istotę, obszar i kres naszej pamięci. Pamięć – podobnie jak dotknięcie ręki („ułomne ciepło”) – szybko się rozprasza, nieuchronnie przemija. Zatem biblioteki tworzą wspólną pamięć zastępczą. Można dopowiedzieć, iż nie są one wielkim magazynem mnemonicznym, gdzie wszystkie epizody poszczególnych żywotów mogłyby zostać na równych prawach utrwalone. Świadectwo książek jest doskonałe pod względem artystycznym, krzepiące ze względu na przesłania moralne, ale jednocześnie kłamliwe, niewystarczające. Drogi człowieka i książek splatają się i rozchodzą. Sam poeta chciałby przyjąć pozę miłośnika książek, uczonego, „szkolarza” czy jako tłumacz Biblii – być człowiekiem obcującym z Księgą, ale nie jest to do końca możliwe, gdyż Miłosza-poetę pociąga „ekstatycznie pojmowane życie” i ten konflikt jest „najbardziej stały”
Obrazy pierwotności i pradawności sugerują starszeństwo książek, mówią także o onieśmieleniu podróżnika, który wchodzi w labirynt półek bibliotecznych. Książki istniały przed nami i będą powstawać po naszym odejściu. Paralela ze światem natury odsłania tutaj względną obcość, a raczej dziwny splot bliskości i odpychania. Nic bardziej oczywistego, niż ludzka umiejętność pisania, ale przecież twórczość literacka to rodzaj niebezpiecznej zabawy w demiurga, którą można by nazwać uzurpacją nieśmiertelności. Fikcje powstają bowiem wbrew świadectwom ciała. Prawdziwe umieranie nie jest tekstem, książki jedynie „zagadują”, zasłaniają słowami istotę samotnego, nie dającego się wypowiedzieć metafizycznego zdarzenia.
Trzy wersy z wiersza Ale książki, rozpoczynające się od słów: „Wyobrażam sobie ziemię kiedy mnie nie będzie” – mogą wyglądać na dygresję, wtrącenie luźno zespolone z sądem o rozpraszaniu się materii życia i energii pamięci. Tymczasem ten fragment jest dla odczytywanej całości kluczowy. Nagły zwrot ku autobiografii i rozmyślaniom zakorzenionym w jednostkowym konkrecie, wbrew uogólnieniom, które dotychczas poetę obowiązywały, otwiera inną perspektywę myśli oraz wyobraźni. W tomie Kroniki, zauważa Stanisław Barańczak, zwrócić należy uwagę na „zjawisko coraz częstszego posługiwania się w wierszach historycznym lub autobiograficznym faktem – dla celów jednakże nie tyle reporterskich czy kronikarskich, ile metafizycznych”
Czesław Miłosz powraca wielokrotnie do tej szczególnej tanatologii poetyckiej sprzęgniętej z pochwałą istnienia. Choćby w takiej frazie: „Na myśl, że liście będą, kiedy mnie nie będzie. / Próbuję zrozumieć, co ta radość znaczy”
Książki, które trwają na półkach, niezmienne, odporne na przemijanie, w jakimś stopniu koją żałobę odchodzenia. Stanisław Wyspiański pisał niegdyś o książeczce, która jest „pociechą smutną”
Miłosza niepokoi rozziew między człowiekiem a artystą. Między podłą kondycją ludzką wraz z przyziemnymi doświadczeniami i trywialną małością (ale także z udziałem zła w ludzkim losie) a szlachetną stroną ducha, czyli domeną książek. Jakby dwie strony ludzkiej natury nawzajem się kwestionowały. Jak to możliwe, że śmiertelni aspirują do nieśmiertelności? Jakże to do pomyślenia, że zbrukani złem dostępują wzniosłego szlachectwa myśli? Wskazane rozbicie musi pozostać. Wytwory kultury zaświadczają o człowieku wydźwigniętym na wyższy poziom. By ocalić reputację istoty duchowej, książki odrywają się od cielesnego twórcy, z dobrą intencją kłamią o całości ludzkich spraw. Oferują bezpieczną abstrakcję.
Powrót do realnego pisarza – osoby z krwi i kości – musi przynieść rozczarowanie. W cytowanym już Notatniku Miłosz umieścił takie zdania:
Mijałem grube tomy na półkach biblioteki z rodzajem chichotu, bo na tych tomach były nazwiska ludzi, których znałem w ich cielesności, wahaniach, drobnych grach, śmiesznostkach, upadkach, bredzeniach. A tutaj zamrożeni, utrwaleni – na zawsze. Złączeni mentalnością, stylem (różnice między nami zblakną) rzeźbiliśmy w czasie nasze państwo, niszę czy pieczarę, która będzie omijana przez bezpośrednich następców, odkryta dopiero później, oceniona z jakiejś nowej perspektywy
C. Miłosz, Prywatne obowiązki, Paryż 1980, s. 171. [26].
Jaskinię można by też nazwać purgatorium literatury, a w tej przestrzeni książki prowadzą utajony żywot, destylują się tam wartości. Przyszłość wyznaczy rangę dokonań, nawet jeśli okażą się one wybitne, nie obejdzie się to bez walki, czyli surowych osądów. W odcieleśnieniu literatury i zerwaniu więzi ze zwyczajnym życiem na razie przeszkadzają i autorzy (tacy sami niedoskonali ludzie, jak inni przedstawiciele gatunku), i świadkowie, czyli ci, którzy pamiętają. Znów paradoksalnie metamorfoza osoby w mit pisarza (zamrożenie na zawsze) to zwycięstwo okupione klęską, gdyż prawda o człowieku, który ma prawo do głupstwa i błędu, upraszcza się, petryfikuje. Inaczej jeszcze: nawet najbardziej umiłowany księgozbiór nie może być remedium na przeżywane dramaty życiowe. Wówczas biblioteka okazuje się zbiorem ciał astralnych. Książki nie z tego świata nie mogą odpowiadać na zbyt ziemskie pytania. Zacytujmy Stefana Napierskiego: „wybłyskują jak srebro gwiazd, / ach, tytuły – daremne tytuły”
Ironiczny i szyderczy chichot, ale też autoironia (w Notatniku forma „oni” odnosząca się do pisarzy przechodzi we wspólnotowe „my”), a na końcu refleksja o przyszłości literatury, w wierszu Ale książki zastąpione zostają przez apologię tworów ludzkiego ducha. Zwrot „dobrze urodzone” oznacza u Miłosza sublimację spraw zwykłych, lecz zarazem wyższe sfery, w jakich bytują książki, kontaktując się – w naszym ludzkim imieniu – z wymiarem transcendencji. Otwierają się na tajemnice naszego istnienia w świecie.
Książki przewyższają swoich autorów. Kreator wciąż znajduje się poniżej swojego dzieła. Przyciężki demiurg musi więc wznosić się na wyżyny, które kiedyś w niepojęty sposób osiągnął. Natomiast – taka jest druga strona relacji – literatura, nauka, w tym szlachetna „filologija”, a nawet słowa umieszczane w dykcjonarzach: „Jakby nie z ziemi, nie z nocy, nie z ciała, / Przybyły, ale z górnych eterycznych włości”
Powracamy do dwoistości tego, co cielesne i duchowe, zabrudzone i czyste, niespełnione i dokonane, grzeszne i zarazem anielskie. Książki pochodzą od ludzi, ale „też z jasności, wysokości” – pisze Czesław Miłosz. Emocjonalne oddziaływanie tej doskonale ułożonej frazy jest mocne, ale nie sposób, czytając wiersz, pozbyć się rozterki, gdzie ulokować wysokie sfery twórczego i stwórczego ducha i czy one tak naprawdę są dla nas dostępne? Odpowiedzi może być kilka, a wszystkie niewystarczające. Biblioteka na wysokościach to zapewne kanon tradycji, trwający niezależnie od historycznych zmian, posiadający „atrybuty transcendencji”
Czesław Miłosz nie poświęcił książkom osobnego eseju. O mocnych związkach człowieka i książek wypowiadał się często przenikliwie, ale zarazem – przygodnie, przy okazji roztrząsania innych, znacznie obszerniejszych zagadnień. W utworach poetyckich nie jest to również główny motyw. W swoim szkicu nie odnotowuję zresztą wszystkich przypadków, w których pojawia się tematyka pisania i odczytywania książek, jak też błądzenia po labiryntach bibliotecznych. Ważne jest to, że powtarzany argument „ale książki” – ustanawia miarę i ład, staje się wyobrażeniem trwania, pozwala też spojrzeć na ludzkie życie z perspektywy historii i pozaczasowego universum kultury. W wierszu Ale książki sprzeczności nastawień nie sposób rozwikłać, gdyż wypowiedź zawieszona jest między dytyrambem a elegią, ekstatyczną radością a refleksją o śmierci, wyznaniem a obiektywizacją, odsłonięciem a tajemnicą. Trwanie kultury przeciwstawiane jest okrutnym dziejom. Ogląd spraw ludzkich zderzony zostaje z niedosiężną, wyobrażaną jedynie, Boską perspektywą. Odbiorców książek jest wielu, ale ich sens ustali ostatecznie Wielki Czytelnik.
Odbiór książek staje się równocześnie lekturą Księgi świata. Czesław Miłosz to poeta Księgi – jako tłumacz Biblii, jako pisarz poważnych życiowych obrachunków układający bibliotekę dzieł własnego autorstwa w istotną całość, jako eksplorator tajemnic istnienia, artysta badający ukrytą istotę bytu