Nowy Napis Co Tydzień #176 / Żywot wielokrotny kameleona
Najnowsza książka Agaty Tuszyńskiej Żongler. Romain Gary to być może najlepsza publikacja w dorobku jednej z najbardziej aktywnych biografek urodzonych w latach pięćdziesiątych XX wieku, a zarazem niezwykle kontrowersyjna biografia ze względu na przekroczenie granicy dzielącej biografa jako skryptora czyjegoś życia od pełnowymiarowego bohatera opowieści. Stanięcie w blasku jupiterów może zostać uznane za formę egocentryzmu, jednak Tuszyńska nie nadużywa czytelniczego zaufania, a jej obecność w Żonglerze jest dyskretna. Można dyskutować, czy decyzja biografki podyktowana była chęcią kontynuowania wątków znanych z jej poprzednich książek (szczególnie Rodzinnej historiilęku) w nieco innej formie, czy chciała w ten sposób podkreślić uniwersalność doświadczeń (przypadek depresji) i to, że w gruncie rzeczy każde doświadczenie można współdzielić, a skoro tak, to wypowiadanie się na jego temat jest formą manifestowania pewnej wspólnoty, której podstawą może być podatność na schorzenia, tożsamość i tak dalej. W jednym z fragmentów Żonglera Tuszyńska wspomina matkę i jej ocalenie z Zagłady:
Czy już zawsze zostanę po stronie śmierci? I co to sprawiło? Dziecięce lektury, tajemnice, mleko matki? Co w nim było takiego? Przecież ona nie chciała dla mnie tego dziedzictwa. Przeciwnie, chroniła mnie przed tym, jak umiała. „Osmalona” jak jej ocalona z częstochowskiego getta „siostra”, poetka Irit Amiel
A. Tuszyńska, Żongler. Romain Gary, Kraków 2022, s. 347. Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tego wydania. [1].
Wyznania autorki pojawiają się tam, gdzie historia Romaina Gary’ego wiąże się pojedynczymi nićmi z biografią Tuszyńskiej. To ryzykowna strategia ze względu na fakt, że w Żonglerze przestaje obowiązywać reguła czystości gatunku. Hybrydyczność pozwala Tuszyńskiej na kontynuowanie wątków z własnego życia, gwarantuje zainteresowanie czytelnika, który śledzi nie tylko losy Gary’ego, lecz musi również odkryć pokrewieństwo biografii Tuszyńskiej i autora Korzeni nieba:
W mojej rodzinie żyje depresja. Chorował na nią mój dziadek, choruje mama, która skończyła dziewięćdziesiąt lat. Depresja odbiera im chęć do życia, ale nie sprawia, że chcą je sobie odebrać. Jest bezruchem. Niemym krzykiem. Bezwolą (s. 464).
Być może za główne spoiwo obu życiorysów należałoby uznać Holokaust. Ojciec Gary’ego został rozstrzelany na Wschodzie, a matka Tuszyńskiej zdołała opuścić warszawskie getto. Zagłada położyła się cieniem na obu biografiach i właśnie to doświadczenie skłoniło Tuszyńską do podjęcia rozmaitych gier, które mają podkreślać (symulowaną) dialogiczność Żonglera (kwestia listów adresowanych do Gary’ego). Tuszyńska zwraca się do niego nie tylko poprzez listy, lecz również stosuje zwroty do adresata w poszczególnych fragmentach, które przypominają wadzenie się:
Lejb Kacew nie umarł na serce przed komorą gazową, nie rozgrzeszaj się, Romain, tą nieprawdopodobną wizją. Nie było na Łotwie i Ukrainie komór gazowych. Skończył życie, ten dumny, zawsze elegancki mężczyzna, o którym tylko twoja matka opowiadała okrutne rzeczy, w śmierdzącym dole […] (s. 345).
Widać więc wyraźnie, że literackość jako zespół chwytów odgrywa decydującą rolę w procesie przyswajania historii Gary’ego. Nie chodzi tylko o to, by narracja była bardziej interesująca, lecz także o próbę uczynienia Romaina bliskim nie tylko ze względu na wiedzę o jego życiu, które należy opowiedzieć linearnie. Strategia traktowania bohatera biografii jako partnera wiąże się również z faktem podejmowania przez niego uników w kwestii wyjawiania szczegółów dotyczących własnego życia:
Prawidłowość rysuje się jednak wyraźna – im gorzej im się powodzi, tym częściej trzeba się chować za tarczę humoru i prawie baśniowych zasłon, zmieniać postaci, groteskowo wykoślawiać wydarzenia, odbierać sytuacjom prawdziwy koloryt (s. 154).
Gary oszukiwał, bo nie chciał zawieść matki. Rekonstrukcję ich relacji można uznać za jeden z ważniejszych wątków biografii. Gdy dowiedział się, że powodem odmowy przyznania mu oficerskiego awansu mogło być jego żydowskie pochodzenie (choć za przyczynę podano zbyt świeżej daty naturalizację), „[z]myślił jakąś bajkę, że uwiódł piękną, oczywiście, żonę dowódcy jednostki i to go pozbawiło oficerskich szlifów” (s. 189). Tuszyńska przywołuje znacznie więcej takich fragmentów. Żongler to przede wszystkim opowieść o spełnianiu marzeń i dążeniu do celu. Być może takie sprecyzowanie tematu przywodzi na myśl ckliwe powieści o konieczności znalezienia szczęścia na przekór przeciwnościom, jednak opowiadana przez Tuszyńską historia oparta jest na faktach. Gary faktycznie odniósł spektakularny sukces jako dyplomata i pisarz. Jego matka była przekonana o tym, że jej syn jest predestynowany do wielkich rzeczy. Była przy tym kłótliwa, żądna uznania ze strony postronnych i tych, którzy wchodzili z nią w układy handlowe. Dla syna pozostawała najważniejszą postacią, to jej zapobiegliwości zawdzięcza Gary to, że nie dowiedział się, czym jest głód. To właśnie sceny ukrywania przed synem, że nie stać ich na dwa pełnowartościowe posiłki świadczą o tym, że matka Gary’ego postawiła sobie za cel wykarmienie go, wykształcenie i zapewnienie mu lepszej przyszłości jako Żydowi z Europy Wschodniej. Żongler to również opowieść o społecznym awansie i pamięci o Zagładzie. Gdyby nie zapobiegliwość matki, Gary podzieliłby los Żydów ze Wschodu. Ucieczka przed losem ojca i jego dzieci musiała wywrzeć po latach wrażenie na pisarzu, który mógł się uważać za ocalonego. Można dyskutować nad zasadnością zaburzania gatunku, jednak historia Gary’ego nie mogła zostać opowiedziana inaczej niż w tempie thrillera, w którym napięcie nigdy nie opada. Czytelnik zostaje wrzucony w wir zdarzeń i wszystkie one determinują to, jaki w przyszłości będzie Gary i jak bardzo zabiegać będzie o uwagę krytyków. Matka była pierwszą budzicielką jego ambicji, to ona dodawała mu otuchy, nawet gdy umarła, przemawiała do niego w listach wysyłanych do niego regularnie przez przyjaciółkę ze Szwajcarii. Kolejny wybieg, kłamstwo. Oboje się oszukiwali, bo chcieli, by rzeczywistość była mniej przerażająca. Siłą biografii Tuszyńskiej jest wspaniale opracowana historia matczynego uczucia. Jednak to nie jedyny wątek, który sprawia, że historia Gary’ego może wydać się nieprawdopodobna. Być może najważniejszym jest ten związany z dwukrotnym przyznaniem mu Nagrody Goncourtów. Po raz pierwszy w 1956 za powieść Korzenie nieba (Les racines du ciel), a po raz drugi w 1975 za Życie przed sobą (La vie devant soi), którą wydał pod pseudonimem Émile Ajar. Prawdziwą tożsamość autora Gary ujawnił w książce Życie i śmierćEmile'a Ajara (Vie et mort d’Émile Ajar), wydanej po jego samobójczej śmierci. Temu epizodowi poświęca Tuszyńska ostatnią część biografii. Powodem podjęcia udanej próby mistyfikacji była złość na opieszałych krytyków, którzy przestali doceniać książki Gary’ego. Oszustwo miało udowodnić, że wciąż ma talent i może zadziwić tych, którzy wypowiadają się nieżyczliwie o jego twórczości.
Żongler to książka świetna pod względem rekonstrukcji losów Żydów podczas wojny (zarówno tych ze Wschodu, jak i z getta warszawskiego), a także dzięki przywiązywaniu przez autorkę uwagi do szczegółów. Dzięki nim możliwe jest poznanie atmosfery europejskich miast w przededniu Wielkiej Wojny i drugiej wojny światowej. Tuszyńska udowadnia, że nie można pomijać detali. Jej opowieść składa się z tego, co pozornie nieważne. Żonglera czyta się świetnie z dwóch powodów: po pierwsze, Tuszyńska ułożyła biografię Gary’ego niczym kalejdoskop, po drugie, wyspecjalizowała się w opracowywaniu biografii
Poza działalnością biografistyczną warto przypomnieć, że Tuszyńska jest również autorką Rodzinnej historii lęku z 2005 roku
Gary to urodzony w Wilnie pisarz, który do historii literatury francuskiej przeszedł jako mistyfikator. Udało mu się dwukrotnie zdobyć Nagrodę Goncourtów, mimo że jej laureatem można zostać tylko raz. Jego biografia okazała się na tyle zaskakująca i nieprawdopodobna, że trudno dziwić się Tuszyńskiej, że zainteresowała się kimś, kto z łatwością mylił tropy biograficzne, zmieniał imiona, kluczył między tożsamościami i w końcu oszukał Francję – kraj, który był marzeniem jego matki, opiekuńczej, choć wymagającej Miny Bregsztajn Owczyńskiej. Matka pisarza jest równie ważną postacią opowieści jak on sam. Tuszyńska nie stara się hierarchizować żadnej z tych postaci. Opowiadając o niej, wciąż pamięta o długu, jaki zaciągnął u niej Gary, pisząc o jego sukcesach, nie zapomina, że to właśnie matka odejmowała sobie jedzenie od ust, by synowi niczego nie zabrakło. Historia opisana przez Tuszyńską została opowiedziana z szacunkiem zarówno do Miny Owczyńskiej, jak również Romaina Gary’ego
Nie bez znaczenia okazuje się również zmysł balansowania między ujęciem mikroskopowym i makroskopowym. Eksponowanie losów bohatera biografii nie może odbywać się kosztem porzucenia realiów historycznych. Wariant, w którym to właśnie przemiany społeczno-historyczne wysuwają się na pierwszy plan, a działania głównej postaci biografii kryją się w cieniu (nie ze względu na skąpą liczbę źródeł) również okazuje się ryzykowny, ponieważ opowieść o cudzym życiu rozmywa się w zalewie tego, co ważne – jednak nie na tyle, by poświęcać mu miejsce zarezerwowane na rekonstruowanie relacji, uczuć i działań ludzi żyjących w określonych realiach. Tuszyńska świetnie zachowuje równowagę pomiędzy mikroujęciem losów pojedynczej osoby a rekonstrukcją losów miast w konkretnych okresach historycznych. Jeśli dla miłośników jej biografii historia Romaina Gary’ego okaże się z jakiegoś powodu nieciekawie poprowadzona, to jednak autorce nie można odmówić talentu do rekonstruowania atmosfery minionego czasu. Umiejętność ta wymaga nie tylko studiowania źródeł i układania pojedynczych elementów składających się na konkretną panoramę audiowizualną miasta, lecz również dbania o ograniczanie nadmiernej encyklopedyczności opisu przestrzeni miejskiej i społeczno-historycznego porządku.
Śledząc biografie wydane w ostatniej dekadzie, można zauważyć, że ich autorzy dzielą się na dwie grupy. Do pierwszej zaliczają się ci, którzy starają się nie eksponować własnej osoby, do drugiej natomiast biografowie, którzy nie dbają o ukrycie autorskiego „ja” i własnych przemyśleń związanych z powstawaniem publikacji, chętnie komentują życie osób, których biografię opracowują, a nawet poszukują czegoś, co łączy ich życie i życie osób, o których piszą. Strategia pozostawania blisko, nawet za cenę krytyki ze strony tych, którzy oczekiwaliby od biografa powściągliwości i pisania z ukrycia, wiąże się nie tyle z brakami warsztatowymi, co z przekonaniem, że można opowiadać o cudzym życiu w sposób niewykluczający własnych emocji i odczuć. Być może to właśnie ten sposób należałoby uznać za bardziej odpowiedni, ponieważ długotrwałe przebywanie w otoczeniu dokumentów i śladów innych wpływa na piszącego i powoduje, że nawiązuje on symbiotyczną relację z kimś, kogo nigdy nie poznał.
W pisarstwie biograficznym Tuszyńskiej można odnaleźć fragmenty świadczące o tym, że autorka nie dość, że nie zamierza ukrywać swojego stosunku do osób, których życie rekonstruuje, to również otwarta jest na dokonywanie zestawień, porównań wydarzeń ze swojego życia z tymi, o których pisze. Strategia ta może wydawać się pewnym nadużyciem, ponieważ biograf jest zobligowany do pisania o innych, a jeśli zamierza odsłaniać własne sekrety, to istnieją gatunki, które nadają się do tego znaczenie lepiej niż biografia. Ukrywanie własnego zaangażowania w śledztwo mające na celu złożenie czyjegoś życiorysu (może on okazać się pełen zaskakujących zwrotów akcji i bolesnych doświadczeń, jednak zazwyczaj biograf nie eksponuje własnego stosunku do opisywanych wydarzeń) przestało być obowiązującą zasadą, co wiąże się ze zwrotem afektywnym i nadaniem emocjom i odczuciom biografa decydującej roli w procesie uwierzytelniania procesu pisania (w myśl zasady: czuję pokrewieństwo z rekonstruowanym życiorysem, a więc będę potrafił/a zrozumieć motywację osób, którym poświęcam swój czas i swoją energię).
Tuszyńska reprezentuje charakterystyczny styl pisania o własnych i cudzych przeżyciach. Nie można uznać go za zmanierowany, jednak należy podkreślić, że lokuje się on daleko od stylu sprawozdawczego, suchego i obywającego się bez emocjonalnych wtrętów. Gdyby pokusić się o użycie jednego określenia, które charakteryzuje jej pisanie, to bez wątpienia byłoby to pisanie poetyckie; autorka nie stroni od metafor, porównań, „gęstych opisów” własnej pracy, która nie jest tylko rekonstruowaniem czyjegoś życia, lecz schodzeniem w głąb, pod kolejne warstwy:
Skąd we mnie ta potrzeba rozdrapywania przeszłości, wnikania w głąb czasu, rozgarniania warstw narosłych na kolejnych planach rzeczywistości? Jak ją wytłumaczyć i jak jej sprostać? Gna mnie jakiś instynkt przekopywania pamięci, by dostać się do najstarszych jej pokładów, zarysowanych najwcześniej, najtrwalej zapisanych w glebie. Chcę dotknąć tych miejsc. Wydobyć, ile się da z niepamięci i spod milczącego bruku. Nasączyć je tamtą codziennością i jej dzisiejszym echem (s. 16).
Takich fragmentów w najnowszej książce Tuszyńskiej jest więcej. Czy ich obecność jest uzasadniona z perspektywy reguł, jakimi obwarowany jest gatunek biografii? Ich jakość i styl przywodzą na myśl fragmenty medytacji. Pojawiają się one w przełomowych momentach życia Romaina Gary’ego. Taki styl może okazać się dla niektórych czytelników kłopotliwy, jednak jest on charakterystyczny dla pisarstwa Tuszyńskiej:
Skąd w nas ta nieustająca potrzeba polowania na autora? Skąd potrzeba szukania człowieka w artyście, rozebrania go do bielizny, patrzenia mu na ręce? Co nami powoduje? Dlaczego chcemy wiedzieć, kim jest w codzienności, pod osłoną nocy czy na granicy marzenia? Rządzi nami zapewne bezwstydna potrzeba przeniknięcia geniuszu. Przejrzenia go i przechytrzenia. Z czystej ciekawości, a może z chęci naśladowania? Czemu ma służyć owo lustrzane odbicie? Jakiej wiedzy o nas samych? A może to jedynie echo, krzywe zwierciadło, głuchy telefon? (s. 48).
Żongler to biografia, która zawiera fragmenty umiejętnie wkomponowane w opowieść o cudzym losie. Prowadzenie dwóch narracji może okazać się zbyt dużym wyzwaniem, jednak Tuszyńska świetnie poradziła sobie jako biografka i autorka rozważań o potrzebie badania przeszłości. Jej książka nie składa się z nieuporządkowanych fragmentów, trudno uznać ją za chaotyczną, brulionową. Nawet fragmenty będące dopowiedzeniami do losu Gary’ego współgrają z głównym tokiem opowieści. Tuszyńska mierzyła się w Żonglerze nie tylko ze śmiercią Żydów wschodnioeuropejskich, lecz również z relacją matki i syna, którą można określić jako toksyczną. Wywieranie presji na dziecku jest czynem zaburzającym oddziaływanie na wyobraźnię masową wizerunku matki, która jest w stanie poświęcić dla niego wszystko. W przypadku Miny Owczyńskiej można mówić o ocaleniu syna (w wielorakim sensie), jednak koszty, jakie poniósł, okazały się wyższe niż honoraria, o których marzył jako terminujący pisarz.
Tuszyńska udowodniła w Żonglerze, że komentowanie własnego zaangażowania w proces poszukiwania śladów cudzej biografii i symbiotyczne zespalanie się z osobami, o których się pisze, a także wplatanie fragmentów własnej biografii w tok rekonstruowanego z pietyzmem życiorysu, nie są oznaką egocentryzmu, lecz strategii ukazywania wagi emocji w procesie twórczym. Według Tuszyńskiej nie można ich bagatelizować, ponieważ stanowią one generator działań biografa. Gdy biograf, pisząc o czyimś życiu, nie może powstrzymać się przed wyjawieniem własnych tajemnic, to dowód na to, że nie tylko nadaje dodatkowy sens swojej pracy (dostrzeżenie wspólnoty losu), lecz również traktuje ją śmiertelnie poważnie. Podobnie jak rozmowę z kimś, komu może powierzyć swoje sekrety. Czy nie jest to wystarczająca rekomendacja, mogąca skłonić czytelników do sięgnięcia po Żonglera? Czytelnik został wzięty pod uwagę jako powiernik sekretów. Pisanie biografii zbliża i pozwala na mierzenie się z tym, co boli w każdym życiorysie najbardziej i czego nie można zbyć uwagą o niestosowności snucia porównań i analogii. Przecież wszystko, co się zdarzyło, jeszcze może się zdarzyć.
Agata Tuszyńska, Żongler. Romain Gary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.