Samotność Urszuli Kozioł
Poniższy tekst ukazał się pierwotnie w miesięczniku „Nowe Książki” (nr 9/2022).
Późną twórczość poetów określa się w akademickiej krytyce mianem senilnej. Termin po polsku wydaje się elegancki, choć biorąc pod uwagę angielskie znaczenie słowa – to tyle, co twórczość starcza, gdyżsenility to po prostu starość, a także jej objawy, które często się przemilcza.Każda tego typu etykietka będzie krzywdząca, choć późny wiek autorki, która w zeszłym roku ukończyła dziewięćdziesiąt lat, jest okolicznością pierwszoplanową w lekturze tomu Urszuli Kozioł Momenty. Tak się dzieje w twórczości Urszuli Kozioł już od jakiegoś czasu, w ostatnim tomie poetka podaje konkretną datę nieszczęścia, maj 2010 określa jako „dzień, w którym runęła (na nią) samotność”, przywołując w ten sposób śmierć męża Feliksa Przybylaka i początek obcowania z nicością, której nie da się oswoić. Czas nie leczy ran, on je raczej uwyraźnia, pozwala je dokładnie obejrzeć i opisać ich konsekwencje. To biograficzna interpretacja, ale pozwolę sobie na nią: Feliks Przybylak był tłumaczem (z niemieckiego) literatury filozoficznej i poezji, tłumaczył na przykład Paula Celana; zapomnienie i próba leczenia się z depresji byłaby niezgodna z zasadą pełnej świadomości, do czego zobowiązuje postawa filozoficzna. Także w poezji Celana to sprawa głęboko związana zarówno z wymiarem etycznym, jak i historycznym wyzwaniem wobec Zagłady, obecnym w każdym wersie autora Fugi śmierci.
W wierszach Urszuli Kozioł z wydanego przez Wydawnictwo Literackie tomu Momenty zadziwia precyzja filozoficznej analizy, która nie opuszcza jednak terytorium języka poetyckiego. Pierwszy utwór, zatytułowany Melomonolog, ze względu na rozmiary można go nazwać poematem, to poetycka alegoria wysnuta z własnego znaku zodiaku, Bliźniąt. Istnienie cechuje podwójność, składa się z bycia tu, w konkretnej chwili oraz starszego i bardziej pierwotnego nieistnienia. Bycie i niebycie są głęboko związane. W ten sposób pojawiają się dwie bliźniacze figury: ja i ona, nieodłączne, oswojone ze sobą siostry. Są do siebie przyzwyczajone, oswoiły się ze swoim towarzystwem, ta druga wydaje się niezbędna w poezji, kto wie, czy to nie ona dyktuje wiersze. Istnienie jest bowiem poprzerastane nieistnieniem, a tożsamość nigdy nie jest pełna i nie może zostać sprowadzona do czystego Tu i Teraz – brzmiałaby filozoficzna wykładnia, którą poetka przeciąga idąc o krok dalej, personalizując swój bliźniaczy cień. I nagle pojawia się trzecia: zimna, obca i złowroga. To jest postać, która ma moc unieważnienia dwóch pierwszych postaci. Jej imię nie zostanie przywołane, ale od początku domyślamy się, kim ona jest. Ten poemat ma coś z psychomachii, ożywia – zdawałoby się wyklętą jako trop – alegorię, ale odwołując się do figur o bardzo starej, starożytnej i średniowiecznej tradycji, robi to w sposób współczesny. Wystarczyłoby nazwać „tę trzecią” śmiercią, a dokonany zostałby krok ku dosłowności, poetka wybiera jednak niedopowiedzenie. W wierszach Urszuli Kozioł dawnych tropów jest więcej. Są delikatne odwołania mitologiczne, które pozostają jedynie śladem. Na przykład w wierszu Zamęt, przywołującym majowy świt z 2010 roku, mówi się: „ogłuchłam i zdrętwiałam / ale nie przemieniłam się w drzewo”… Dafne? A jednak nie.
Pojawiają się w tych wierszach odwołania malarskie, przywołane zostaje wypukłe lustro za plecami małżonków Arnolfinich, powraca też widziany przed pół wiekiem w Centre Pompidou w Paryżu obraz Kandinsky’ego. To fragmenty świata, nagromadzone przez całe życie. Jest wiele nawiązań do pieśni, do innych utworów poetyckich, w tym nawet do Kochanowskiego. Inną mozaikę tworzą reminiscencje z podróży – błądzenie po ulicach gwarnych metropolii (Paryż, Rzym, Manhattan), po historycznych zaułkach (Lizbony, Wenecji). Nie jest oczywistością zdanie „piłam na Cejlonie cejlońską herbatę”, bo co prawda pija się ją w Polsce powszechnie, ale rzadko uświadamiając sobie konkretne miejsce pochodzenia. Ta „uciułana pamięć”, choć tworzy gęstą sieć „momentów”, nie potrafi jednak przeciwstawić się znikaniu. Także „pomosty” między światem a nie-istnieniem są liczne, ale nie zostały zbudowane z solidnego materiału, opierają się na wciąż jeszcze działającej, ale pełnej luk pamięci.
Opisu egzystencjalnej sytuacji w poezji Urszuli Kozioł nie trzeba opatrywać etykietkami „depresji”. Psychologizowanie nie zmienia stanu obiektywnego – celem opisu jest pełna świadomość, a nie poprawa samopoczucia czy (nieosiągalny) dobrostan. Nie ma też w tych wierszach, powstałych w ostatnich latach, odwołań do pandemii, choć z pewnością nie poprawiała ona sytuacji osób, które czuły się samotnie. Rozpoznanie filozoficzne jest najważniejsze, w tej fazie opisu nie ma już miejsca na skargi, skoro chodzi o stan obiektywny, niemożliwy do uniknięcia.
Tom Urszuli Kozioł odwołuje się do bardzo istotnej w poezji polskiej (zwłaszcza po Różewiczu), ale także obecnej w europejskiej po drugiej wojnie światowej, koncepcji, że nowym pięknem poezji jest prawda. Im bardziej bezwzględna – tym lepiej. To są bardzo okrutne wiersze, przy czym bezwzględna jest poetka przede wszystkim dla siebie samej, choć obserwacje i wnioski mają wymiar uniwersalny. Żadnej „pogodnej starości” nie ma, jest tylko samotność i ogołocenie. Do tej pory, myśląc o odwadze spojrzenia na późny wiek, przypominałam sobie późne wiersze Iwaszkiewicza, zwłaszcza z tomu Śpiewnik włoski, w którym poeta przestał szukać piękna i spojrzał w twarz cierpieniu. Lecz Iwaszkiewicz napisał go, mając siedemdziesiąt lat; Urszula Kozioł tworzy, mając dwadzieścia lat więcej. Tak późny wiek jest przywilejem ofiarowanym populacji przez czas bez wojen i wielkich wstrząsów w Europie, ale przynosi inne problemy, na które nie można już szukać remedium w postaci podróży i nowych wrażeń. Tym bardziej że nadszedł właśnie czas przesilenia i przewartościowania priorytetów.
U Urszuli Kozioł późny wiek nie zgasił namiętności i poczucia zobowiązań politycznych, jak świadczy ostatni w zbiorze wiersz Wyznanie, datowany na 28 lutego 2022 i poświęcony Ukrainie. Nie trzeba go oceniać, zaczyna się on od poczucia wyjałowienia, ale kończy wezwaniem do wspólnoty obywatelskiej. Wiersz należy do wielkiej fali utworów, jaką wyzwoliła w Polsce agresja Rosji na Ukrainę; poetka mogłaby poczuć się zwolniona z tego typu deklaracji, ale tak się nie stało. To wciąż ta sama Urszula Kozioł: niepokorna, wzywa do działania RAZEM. W tej warstwie najsilniej przemawia cytat z poematu Beniowski Juliusza Słowackiego, przywołany w formie motta, w którym poeta mówi, że „nie śpi tyran, gdy łoże okrwawi / I z gniazd najmłodsze orlęta wybierze”. „Pomost” między współczesnym racjonalizmem a wizyjnością i mistyką Słowackiego jest jednym z bardziej niespodziewanych w tym tomie. Samotność Urszuli Kozioł nie jest przebywaniem na pustyni, gdzie trzeba stworzyć od nowa siatkę odniesień, to pejzaż pełny odniesień kulturowych.