Nowy Napis Co Tydzień #181 / Lęki czułego poety
W tytule najnowszego tomiku poezji Jarosława Mikołajewskiego – uznanego poety, prozaika, tłumacza z języka włoskiego – pojawia się nazwa popularnego medykamentu, stosowanego jako środek uspokajający w terapii zaburzeń lękowych. Nie sposób w tej sytuacji, czytając pięćdziesiąt pięć wierszy składających się na ten zbiór, nie zadać sobie pytania: czego lęka się współczesny poeta, co niepokoi go na progu „nowego wieku” – rozumianego zarówno jako wciąż jeszcze nowe stulecie, jak i nowa, zstępująca faza życia.
Tym, co zwraca uwagę niemal od początku tomiku jest oswajanie lęku przed nieuchronnym – czyli przed starością i w konsekwencji śmiercią. Już w trzecim wierszu zatytułowanym Każdej z córek podmiot liryczny antycypuje własną śmierć, starając się ją przechytrzyć. Wiadomo, że śmierć przychodzi często jak złodziej; zastaje nas w pół kroku, w pół gestu, zatrzymuje w pół drogi, przerywa w pół zdania, w pół słowa. Zabierając nas, pozostawia na pastwę losu rozpoczęte dzieło, uczynki, z którymi zanadto zwlekaliśmy, zaniedbania, niewypowiedziane przeprosiny. Dlatego podmiot liryczny uprzedza jej nadejście; dziś czyni to, czego nie zdąży uczynić jutro, gdy już go nie będzie – żegna się ze swoimi umierającymi córkami, trzymając je czule za rękę, żeby na łożu śmierci nie były samotne. Dzięki temu „każda chwila staje się im stokrotna” – jak podczas pożegnania. Perspektywa śmierci intensyfikuje więc życie, waloryzuje je i czyni bezcennym.
Śmierć to rozstanie ze światem, a zwłaszcza z bliskimi. Dlatego Jarosław Mikołajewski ukazuje ją najczęściej przez pryzmat rodzinny. Na przykład w wierszu Późna łza przywołana zostaje postać ojca. Wydawało się, że ów/ten został już opłakany, że można szykować „dzbany na nowe płakanie” – tymczasem niepodziewanie, podczas podróży pociągiem powrócił w jakimś wspomnieniu, „a wtedy dolna warga sama wygięła się w łuk”. Podmiot liryczny uświadamia sobie, że tak naprawdę opłakuje samego siebie – nie tylko dlatego, że „ma sześćdziesiąt dwa lata i jest podobny do niego”, ale dlatego że wszystkich nas los czeka jednaki.
W wierszu Mama wyzbywa się domowych rzeczy zbliżająca się śmierć nasuwa skojarzenia z wielkim remanentem lub wyprzedażą. Tytułowa bohaterka zawczasu rozdaje swoje kosztowności, żeby uniknąć sporów o nie po jej śmierci: „broszka dla julki / dla marysi zastawa / dla zosi srebrny kubek // obrusik dla zosi / barometr dla marysi / filiżanka dla julki”. Podmiot liryczny broni przed mamą tych przedmiotów, bojąc się, że gdy rozda wszystko, „runie jej ostatni szaniec”.
Odchodzący ludzie najczęściej nie pozostawiają po sobie żadnej spektakularnej spuścizny. W wierszu Exegi monumentum czytamy, że „zostanie po nas zagubiona chwilka”, „dusza niewinna miłością splamiona”, „próżne żale że czasem nie żyło się wcale” lub „przystolne rozmowy bez żadnej rozmowy”. Czasami zostają tylko buty – jak po tych, którzy utonęli u brzegu Lampedusy, których ciała znaleziono zmasakrowane w Buczy, jak po ofiarach wypadków samochodowych czy po zmarłym ojcu (wiersz Buty).
O śmierci nic nie jesteśmy w stanie powiedzieć na pewno, ponieważ – zgodnie w sylogizmem Epikura – dopóki my jesteśmy, jej nie ma; a kiedy ona się pojawia, nas już nie ma. W tej sytuacji – gdy rozum i doświadczenie zawodzą – pozostaje nam wyobraźnia, przeczucie i metafora. W utworze Linia z we śnie śmierć przedstawiona jest jako „ostatni przystanek / autobusu z zatartym numerem / który wywozi ją na koniec ulicy / i zostawia w miejscu gdzie nie ma niczego”. Jej synonimem jest „bezradność” rozumiana bardzo dosłownie – nie ma żadnej rady (nie ma tu ludzi, których można by zapytać, ani drzwi, do których można by zapukać, ani „ściany nie ma od której [można by] się odbić”). Paradoksalnie – to poczucie bezradności jest źródłem wyciszenia, uspokojenia i pogodzenia z tym, co nieuniknione, zdejmuje z nas bowiem ciężar odpowiedzialności.
Powtarzany systematycznie zabieg oswajania śmierci – chociażby poprzez obserwowanie wokół oznak przemijania i starości, jak w wierszach Starzy ludzie na Piazza di Fiera czy Spacer poranny z psem – jest skuteczny, pozwala się przygotować, stanąć „w postawie wyprostowanej”, spojrzeć prosto w oczy. W utworze Przyjdzie ona i będzie miała twoje nogi podmiot liryczny wyraża stoicką gotowość – wprost deklaruje: „kiedy przyjdzie ona której się nie boję / będzie tak jak uwielbiam po wczesnym obiedzie”. Prefiguracją śmierci jest tu sen, a właściwie poobiednia drzemka, w której bohater zanurza się jak w „łagodnej dolinie”.
W poincie wiersza Czytając Whitmana podmiot liryczny składa następującą samokrytykę: „nazbyt się zajmuję sobą w moich wierszach”. Jakby pouczony tą reprymendą Jarosław Mikołajewski nie eksploatuje w Życiu na xanaksie lęków prywatnych, intymnych, często irracjonalnych, jak lęk przed cieniem czy ciemnością, do których niejednokrotnie przyznawał się publicznie – chociażby w rozmowie z Piotrem Matywieckim podczas spotkania autorskiego promującego tomik
Inny poeta – Zbigniew Chojnowski – w swoim zbiorze sentencji „o czytaniu, poecie i poezji” pisze, że „Glebą poezji jest głębia codzienności”
Niestety, nie żyjemy w dobrych czasach. Wiersz Krótki wypis z czasu nie pozostawia co do tego złudzeń: „był to czas kiedy […] od skażonego powietrza / epidemii i wojny gniły głowy rządzących […] czas kiedy ciała ukrainek / faszerowano minami żeby rozrywały / ojców nie dosyć rozerwanych widokiem / białej łąki umajonej czerwonymi makami […] czas kiedy drogą szli tylko świadkowie / a nie było człowieka któremu świadczyli”. Poeta nazywa go czasem „wstrętu i wielkiego wzruszenia”. Przerażające jest to, że historia odnawia się na naszych oczach w inaczej skrojonych mundurach i nowych czapkach, ale odtwarzając te same gesty, wywołując te same tragedie i podobną skalę cierpienia. Oglądane w telewizji sceny wojenne z Ukrainy obudziły w mamie maleńką dziewczynkę, ukrywającą się w piwnicy przy ulicy Koziej przed nalotem – dlatego dziś płacze przez telefon „razem z młodą ukrainką / która w telewizji szlocha i pyta // gdzie są obietnice // gdzie amerykanie / i gdzie europa” (Nigdy więcej). Takie samo jest źródło podobieństwa dziecka na granicy i dziewczynki ze starej wojennej fotografii mamy – „może to ciągle jest ta sama dziewczynka […] wszystkie dzieci po zmierzchu są stare” (Dziewczynki na granicy…).
We wzruszającej Modlitwie 27 lutego 2022 podmiot liryczny prosi o przemianę w „zwinnego anioła”, po to by mógł wzlecieć „z siateczką granatów / i drugą / pełną lekarstw / wody i kartofli” nad Kijowem, Charkowem i wszystkimi miejscami, w których są łaknący, potrzebujący. Ale takich aniołów potrzebne są całe zastępy, bowiem wojnie i złu przeciwstawić się możemy wyłącznie zbiorowym wysiłkiem. Dlatego poeta wzywa do założenia „nieformalnego klubu anonimowych ludzi” (Ruch anonimowych ludzi), w którym – nawet jeśli „sami nie cierpimy siebie” – odważymy się powiedzieć innym: „tak / ja was kocham / ja człowiek anonimowy / i trochę w was kocham / także siebie samego”. Istotą humanizmu według Mikołajewskiego jest właśnie przekonanie, że „wszyscy jesteśmy jednym człowiekiem rozłupanym / na miliardy wcieleń o tym samym rdzeniu”. Żeby wyzwolić się z egoizmu i dojrzeć do humanizmu, „trzeba rewolucji samozaprzeczenia / i stopienia skóry z nieznanym przybyszem / ze wspólnej krainy na udzielny cmentarz” (Humanizm).
W jednym z najpiękniejszych wierszy tego zbioru zatytułowanym Przytulenie poeta – doświadczony „tysiącem wierszy i miłosnych nocy”, „słów milionem wypuszczonym na zwiady” – formułuje bardzo prosty program człowieczeństwa odwołujący się do jego edenicznej kondycji: „przytulić go [człowieka] myślą / ramionami / i wszystkim / czym można wrócić do pierwszego stanu / kiedy wszyscy byli / tak jak są / jednością / gdy wszyscy byli / tak jak są / miłością // bez względu na to czy to jest kobieta / czy to mężczyzna […] czy to jest naród / własny czy sąsiedzki / [przytulić] myślą / mową / uczynkiem i wzrokiem”.
Wzorem takiej postawy jest własna mama (nigdy nie nazwana inaczej niż z największą czułością), której Jarosław Mikołajewski składa przepiękny hołd w utworze Moja maleńka mama – „ma [Ona] tak wielkie serce / że jej ciało / to dla niego za mało”, „ma tak wielką wiarę / że żaden kościół nie mieści / jej ufnej wyobraźni”, „ma tyle miłości / że ja sam / ledwo stoję na nogach / i czuję jak kolana pękają mi / pod każdą kolejną wiązką”.
Cytowany już Zbigniew Chojnowski pisze, że wiersz jest „cieniem rzuconym przez poetę”
W znanym utworze Wisławy Szymborskiej Wieczór autorski podmiot liryczny – którego mamy prawo uznać za rezonera autorki lub zgoła rzecznika wszystkich poetów – skarży się swojej mocodawczyni Muzie, że skazała go na „ciężkie norwidy”, i porównuje swoją żałosną niepopularność z popularnością boksera (naturalnie pięściarza – sportowcy uprawiający tę szlachetną dyscyplinę sportu konsekwentnie poprawiają ten błąd). Wiersz pochodzi z tomu Sól z roku 1962. Sprawdźmy, czy coś zmieniło się po sześćdziesięciu latach.
Życie na xanaksie swoją premierę miało 21 września tego roku. W ciągu miesiąca tomik w największym polskim serwisie internetowym poświęconym książkom lubimyczytać.pl uzyskał trzy głosy i ocenę 7,7 w dziesięciopunktowej skali.
Jeszcze potężniejsze medium, o nieporównywalnie większych zasięgach, jakim jest serwis YouTube, na początku października opublikowało zapis wspomnianego już, blisko półtoragodzinnego spotkania promocyjnego, podczas którego wiersze czytał popularny aktor i sam autor, na bandurze przygrywała ukraińska artystka, a Jarosław Mikołajewski indagowany przez Piotra Matywieckiego tłumaczył, objaśniał, był miły, cierpliwy i doprawdy czarujący. Mimo to w ciągu dwóch tygodni spotkanie miało trzysta dziewięć wyświetleń, dziesięć polubień i doczekało się dwóch komentarzy – w tym jednego niewerbalnego. W czacie na żywo udział wzięło pięć osób – w tym córka poety Maria. W tym samym czasie w serwisie pojawiła się trzynastominutowa zapowiedź walki MMA pomiędzy Mariuszem Pudzianowskim i Mamedem Khalidovem. Doczekała się ona 703 tysięcy wyświetleń, 6,6 tysięcy polubień i 1 156 komentarzy
Jarosław Mikołajewski, Życie na xanaksie, Kraków: Wydawnictwo Literackie 2022.