24.06.2021

Nowy Napis Co Tydzień #106 / Miłosz przywrócony

Książka Z archiwum. Wybór publicystyki z lat 1945–2004 ukazała się w cyklu Dzieła zebrane Czesława Miłosza, wspólnej serii Wydawnictwa Literackiego i Znaku. Jest to owoc pracy zespołu pod kierunkiem Aleksandra Fiuta, w którego skład weszli: Mateusz Antoniuk, Stanley Bill, Karina Jarzyńska, Ewa Kołodziejczyk i Marzena Woźniak-ŁabieniecIch pracę sfinansowano w ramach „Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki w latach 2015–2020” (Tradycja, nazwa projektu: „Wydanie krytyczne rozproszonych oraz niepublikowanych tekstów Czesława Miłosza z lat 1945–2004. Sporządzenie i opublikowanie bibliografii przedmiotowej twórczości Czesława Miłosza (1931–2019)”.[1]. Dzięki tej inicjatywie dane nam jest znów obcować z twórczością Miłosza, lecz tym razem w nie najbardziej oczywistym wydaniu. Jak przyznaje w nocie edytorskiej zespół prowadzący prace:

W skład tomu Z archiwum weszły wybrane teksty Czesława Miłosza o charakterze publicystycznym, niewydane drukiem za życia Autora. Są to głównie odczyty oraz, mniej liczne, szkice i artykuły, pisane z myślą o publikacji, ostatecznie jednak niedrukowaneC. Miłosz, „Z archiwum. Wybór publicystyki z lat 1945–2004”, pod kierunkiem Aleksandra Fiuta zebrali, odczytali z rękopisów, zredagowali i opracowali: Mateusz Antoniuk, Stanley Bill, Karina Jarzyńska, Ewa Kołodziejczyk i Marzena Woźniak-Łabieniec, Kraków 2004, s. 681.[2].

Zanim przejdę do właściwiej zawartości wyboru, chciałbym podkreślić ogrom pracy badawczej wykonanej na potrzeby recenzowanego dzieła. Projekt zajął prawie sześć lat i wymagał niezwykle wytężonej pracy. Zespół dokonał wnikliwej kwerendy archiwalnej, podczas której odnaleziono niewydane drukiem za życia Miłosza teksty publicystyczne. Edytorzy, jeśli było to możliwe, przeprowadzili kolacjonowanie, a za podstawę tekstu wybierali wersje najpóźniejsze. W ramach swoich działań autorzy tłumaczyli także na język polski teksty, których maszynopisy stworzono w języku francuskim i angielskim. Opracowali oraz ujednolicili zebrane materiały, a także dostosowali zapisy do współczesnej normy językowej i typograficznej. Porównali również cytaty, które przywołuje Miłosz, z oryginalnymi publikacjami. Co więcej, wykonali żmudną, pracochłonną, ale bardzo potrzebną pracę, polegającą na wyposażeniu tekstów źródłowych w bogaty aparat krytyczny. Autorzy wyboru opisują ten skomplikowany proces w nocie edytorskiej, gdzie umieścili spis miejsc, w których przechowywane są teksty, oraz pełną specyfikację archiwum. Wystarczy wspomnieć, że praca zawiera tysiąc dwieście czterdzieści osiem przypisów zajmujących łącznie sto siedemdziesiąt stron! Jedyne, nad czym ubolewam, to że zdecydowano się na przypisy końcowe, a nie dolne, co znacznie utrudnia lekturę – aby uzyskać niezbędny kontekst, często trzeba przekartkować kilkaset stron, co potrafi mocno wybijać z rytmu czytania. T bardzo częsty grzech wydawnictw nie umniejsza w żaden sposób ogromu pracy wykonanej przez zespół pod kierownictwem Aleksandra Fiuta.

Przejdźmy więc do właściwej zawartości recenzowanej pozycji. Tom zawiera publicystykę Miłosza pisaną od końca wojny do śmierci noblisty. Dzięki chronologicznemu – z bardzo drobnymi wyjątkami – układowi tekstów zyskujemy wgląd w obszerną część życia autora Doliny Issy. Tekst podzielono na następujące części (okresy): Londyn – Nowy Jork – Waszyngton (1945–1951), Paryż – Brie Comte-Robert – Montgeron (1951–1960) – Berkeley (1960–1989) – Kraków (1989–2004). Za najciekawszą uważam część drugą, poświęconą dziesięciu trudnym latom w życiu Miłosza, kiedy to poeta musiał się mierzyć właściwie z całym polskim światkiem literackim – zarówno tym emigracyjnym, jak i tym rodzimym. Pisarz w tym okresie próbuje rozliczać się z podejmowanych decyzji, czego świetnym przykładem jest chociażby tekst Drodzy Rodacy!

Wielkim walorem Z archiwum… jest fakt, że Miłosz na powrót odzyskuje głos, znów zdaje się do nas przemawiać i nader często robi to z rozbrajającą wręcz szczerością, na przykład w następującym ustępie:

W oczach innych jestem człowiekiem, którego całe życie było pasmem powodzeń. Nagrody literackie, pieniądze, zaszczyty, doktoraty honorowe, dom z widokiem na Pacyfik. A jednak czuję się teraz tym samym co kiedyś przerażonym młodzieńcem, prawie pewnym, że nie potrafi tego, co inni potrafią. Myślę o sobie jako o głupim Jasiu z bajki, który wygrał, podczas kiedy jego mądrzejsi bracia przegrali, dlatego że w swojej prostoduszności był szczery tam, gdzie oni kierowali się rachubą – i jego to naiwność okazała się wbrew wszelkim przewidywaniom najwyższym gatunkiem sprytuC. Miłosz, „Dlaczego nie piszę powieści” [w:] tamże, s. 319.[3].

Ileż dowiadujemy się o Miłoszu z tego krótkiego przecież wyimka! Pisze go już z perspektywy człowieka spełnionego, z ugruntowaną pozycją, dzięki której może nie tylko uchodzić za autorytet, ale przede wszystkim głosić prawdę. Takie myślenie o sobie świadczy o zdolności do autorefleksji, a także o przejściu pewnej drogi. Chociaż noblista patrzy na świat z perspektywy mieszkańca „domu z widokiem na Pacyfik”, pozostaje trzeźwym obserwatorem, nie zachłystuje się własnym sukcesem. Mówi nie z owego domu, ale z wewnątrz, ze środka siebie.

Dla mnie Z archiwum stanowi przede wszystkim zapis rozwoju Miłosza jako człowieka, czytelnika, ponadprzeciętnego inteligenta, który niejako konfrontuje swoją środkowoeuropejską tożsamość ze światem zachodnim. Toteż recenzowany tom wydaje się dopełniać eseistyczną spuściznę pozostawioną przez laureata Nagrody Nobla. Dla przykładu tekst rozpoczynający się incipitem: „Wybrałem »Czarodziejską górę«…” wydaje mi się rodzajem glosy do Rodzinnej Europy. Zresztą szkic ten zawiera akapit, w którym Miłosz relacjonuje swoje lata szkolne, tak dobrze nam znane z lektury jego słynnego eseju. Nadto noblista zręcznie wykłada, co w tej powieści wywarło na nim największe wrażenie. Opowiada o książce, która po części go ukształtowała, a po części skutecznie opisała świat XX wieku, w którym autorowi Orfeusza i Eurydyki przyszło żyć.

Jak już wspomniałem, wydaje się, że z lektury zbioru wyłania się Miłosz, który czyta i przetwarza to, co przeczytał, często z literaturoznawczym wręcz zacięciem. Dzięki lekturze poznałem szerzej nieznane twarze poety. Mogłem więc zapoznać się choćby z jego obszernym referatem o poezji angielskiej. Tekst ten, choć erudycyjny, jest zarazem esencjonalny i przepełniony pożytecznymi informacjami. To jeden z artykułów, które zdają się łączyć polską literaturę z literaturą powszechną, budując pomiędzy nimi pomost. W recenzowanym tomie znajduję także zwięzłe, skondensowane referaty o stanie literatury polskiej przeznaczone dla ludzi Zachodu, na przykład przygotowywany po angielsku odczyt Literatura w Polsce (notabene nie wiadomo, czy został on wygłoszony). W trakcie lektury obcowałem poniekąd bardziej z Miłoszem-instytucją niż z Miłoszem-poetą. Wniknąłem w jego warsztat, doświadczenia lekturowe oraz płynące z nich refleksje, którym dawał wyraz w publicystyce. Zapoznałem się chociażby z powodami, które sprawiły, że Miłosz nie pisał powieści.

Tropienie „publicystycznej” drogi autora Ocalenia jest fascynującą przygodą intelektualną, tym bardziej interesującą, że drogę tę mogę zobaczyć od zaplecza, od strony doświadczeń lekturowych, rozmów, odczytów, wreszcie refleksji. Po przeczytaniu Z archiwum jestem też bogatszy o wiedzę na temat wielu stosunków towarzyskich Miłosza, często znanych dotąd tylko z biografii autorstwa Andrzeja Franaszka. Dowiadujemy się tu na przykład, że: 

Witold Gombrowicz w Vence z obrzydzeniem przyjął wiadomość, że wydałem antologię poezji polskiej po angielsku. „Czy wyobrażasz sobie Nietzschego, który by antologie układał” – zapytał. Było w tym przyznanie mi wysokiej rangi i zarazem wyraz jego głębokiego przekonania, że istnieje strategia, której pisarze wysokiej rangi powinni się trzymać. Podobnie obrzydzony był Gombrowicz, dowiadując się, że napisałem Historię literatury polskiej po angielsku. „Chyba że zrobiłeś to dla pieniędzy – zapytał – to byłoby jedyne usprawiedliwienie”C. Miłosz, „Nie powinienem był” [w:] tamże, s. 484.[4].

Kolejnym powodem, dla którego warto sięgnąć po omawianą pozycję, są jej walory literackie. Co prawda zbiór zawiera głównie publicystykę, jednak czuć i znać w niej pióro Miłosza. Przeczytanie tych bez mała pięciuset stron zajęło mi naprawdę niewiele czasu, ponieważ w tekście wyczuwa się niezwykłą lekkość frazy, która niesie nas po kolejnych stronach. Czytanie po prostu sprawia przyjemność. Nawet w– jak nazywa je Miłosz – „profesorskich” tekstach jest to, czego brakuje większości literaturoznawczych artykułów – zdolności do malowania słowem obrazów, do pisania inkluzywnego. Miłosz nie myli się, uderza słowem celnie jak bokser pięścią, pisze piękną i staranną polszczyzną, ale zarazem nie sili się na niepotrzebne żonglowanie pojęciami oraz profesjonalizmami. Opowiada swoją historię, w której znajdują się odpryski codzienności, cienie ludzi, ślady zdarzeń. Przy tym opowiada historię powszechną, która rozgrywa się w tle jego rozważań i rzuca na nie cień.

Oprócz oczywistych walorów literackich dostałem także opis zwykłego, codziennego, a przez to pełnego trudów życia. Rzecz jasna, nie są to opisy bezrefleksyjne, Miłosz pozostaje w nich krytycznym obserwatorem rzeczywistości. Nie rezygnuje przy tym z wrażliwości na (tak ważne w jego życiu) kwestie społeczne. W znakomitej Historii londyńskiej pisał:

11 grudnia

Robiłem obliczenie swoich finansów. Jestem człowiekiem zamożnym, bo mam w kieszeni 10 funtów i w perspektywie przypływ gotówki. Zważywszy, że stenotypistka zarabia tygodniowo 2 i pół funta, a wspaniały angielski policjant 4–5 funtów, stoję nieźle. Zastanawiam się, jak oni mogą wyżyć za takie skromne pieniądze, jeżeli obiad w restauracji (ceny znormalizowane) kosztuje 5 szylingów, a bilet do dobrego kina około pół funta. Tajemnica kryje się w kuponach żywnościowych. W każdym razie jestem zamożny i kupię spodnie.

 

12 grudnia

Nic. 

 

13 grudnia

Nic.

 

[…]

 

19 grudnia

Nic. 

 

20 grudnia

Nic. Nie mogłem przecie mieszać sprawy swoich spodni do spraw o znaczeniu kosmicznym. 

 

21 grudnia

Więc jednak Symmondsowie. To ładnie z ich strony. Dwa kupony od nich na gwiazdkę, przed ich wyjazdem do Walii.

 

22 grudnia. 

Nic już nie mam pieniędzy. Choćbym miał te siedem kuponów, nic z tego. 

 

23 grudnia

Nadal brak pieniędzy. 

 

24 grudnia

Mam pieniądze, ale brak jednego kuponuC. Miłosz, „Historia londyńska” [w:] tamże, s. 32–34.[5].

Powyższy cytat świadczy nie tylko o materialnej sytuacji Miłosza, lecz także o jego ironicznym zmyśle oraz – co istotne – krytycznej przecież ocenie kapitalizmu. W banalnej notce o własnej sytuacji materialnej ukrywa się dobitna diagnoza społecznych stosunków i bolączek powojennego społeczeństwa. Co więcej powtarzające się słowo „nic” doskonale oddaje treść wielu dni życia. Autor Zniewolonego umysłu nie sili się tutaj na skomplikowane refleksje, sygnalizuje jedynie, że w danym dniu nie działo się nic ciekawego.

Jednym słowem z publicystki Miłosza wyłania się nie tylko olbrzymi potencjał intelektualny, lecz także kawał jego życia – zresztą poeta w części tekstów tłumaczy swoje wybory, dopowiada istotne fakty na temat swojej biografii. Na przykład w tekście O Herbercie wyjaśnia wygłoszony przez niego rzekomo, a powtarzany przez Herberta i prawicę, postulat włączenia Polski do ZSRR:

Herbert mieszka u nas, na Grizzly Peak w Berkeley. Jesteśmy zaproszeni do Carpenterów na kolację. Jedziemy razem z nim. Przy kolacji mnóstwo białego wina. Potem znów jakieś drinki, ale nie pamiętam, ile tego było. Herbert znika i nie ma go bardzo długo. Wreszcie schodzi ze schodów, ja pytam, gdzie na tak długo zniknął. Odpowiada, wobec wszystkich zgromadzonych, agresywnie: „Srałem”. I zaraz: „Mam tu na górze walizkę, i w niej rewolwer, teraz ciebie zabiję”. Walizkę miał u nas, nie u Carpenterów. Czy była jakaś rozmowa polityczna? Nie pamiętam.

Może powiedziałem coś przeciwko AK? W każdym razie słów jego, z których można byłoby coś wywnioskować, nie przypominam sobie.

Bogdana Carpenter twierdzi, że wbrew temu, co potem opowiadał, żadnej mojej propozycji włączenia Polski do Związku Sowieckiego nie było. Wyglądało to na wyładowanie czystej agresji. W każdym razie natychmiast po jego oświadczeniu Janka powiedziała, żeby zabierał się z naszego domuC. Miłosz, „O Herbercie” [w:] tamże, s. 458.[6].

Finalnie powstaje dzieło wartościowe dla wszystkich wielbicieli oraz badaczy literatury polskiej ostatniego stulecia. Prezentuje poważną, a dotąd niedostępną, część życia noblisty. Wszystko to dzięki wspaniałej pracy wykonanej przez zespół badaczy pod przewodnictwem Aleksandra Fiuta. Wspomnę tylko, że książka nadaje się zarówno do lektury całościowej, jak i wybiórczej, nastawionej na powolne poznawanie treści, wszak kolejne szkice nie są ze sobą powiązane w sposób oczywisty, można więc czytać je w dowolnej kolejności, zależnie od potrzeb lub nastroju. Podsumowując, mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że Z archiwum. Wybór publicystyki z lat 1945–2004 to dzieło ze wszech miar imponujące. Może nawet powinienem swoją recenzję od tych słów zacząć. To pozycja niezbędna. Dzięki niej nieżyjący już mistrz polskiej literatury przemówił do nas po raz kolejny.

 

C. Miłosz, Z archiwum. Wybór publicystyki z lat 1945–2004, pod kierunkiem A. Fiuta zebrali, odczytali z rękopisów, zredagowali i opracowali: M. Antoniuk, S. Bill, K. Jarzyńska, E. Kołodziejczyk i M. Woźniak-Łabieniec, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Miłosz przywrócony, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 106

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...