Nowy Napis Co Tydzień #108 / Bliskość na dystans
Tylko w listach żyje się naprawdę, bo tylko one mają w sobie siłę udawania życia. Padają płomienne słowa, mnożone są zaklęcia między dwojgiem ludzi, obietnice zaś składane są tak łatwo. Lecz to tylko słowa. Jeśli pomiędzy przeczytaniem listu nie następuje wymarzone i obiecywane spotkanie, a zamiast tego wyrusza w drogę kolejny list, to mamy do czynienia z literaturą udającą życie, ale nie z samym życiem. Wiedział o tym Franz Kafka, mistrz słów, jednak nie zdawały sobie z tego sprawy adresatki jego listów.
Esej jako postscriptum
Korespondencja to fenomen wampiryczny – przemyca tę myśl między wierszami Andrzej Stanisław Kowalczyk. Felice Milena Dora to swoiste postscriptum rozbudowane do rozmiarów eseju. Autor odczytuje listy, a tam gdzie jest to niemożliwe, zachowane jedynie ślady korespondencji trzech kobiet, które zaznaczyły swoją obecność w życiu Franza Kafki do tego stopnia, że był gotowy rozważyć udrękę małżeństwa. Felice Bauer, Milena Jesenska, Dora Diamant zazwyczaj znikają z oczu, gdy ich wpływ na twórczość Kafki ustawał. Kowalczyk rekonstruuje ich wzajemną korespondencję, udane i nieudane spotkania, ale także dopomina się o los Kafkowskich kobiet po odesłaniu ostatnich listów. Bo czy jest możliwe życie po spotkaniu z Kafką – na to pytanie każda z nich musiała odpowiedzieć sobie sama. Pisarz z Pragi stawał zgoła przed innym pytaniem: czy jest możliwe jego dalsze życie z każdą z nich w małżeństwie? Każda z nich – panna Bauer, rozwódka Jesenska, panna Diamant – oferowała inny model życia małżeńskiego, ale dla Kafki wszystkie one były nierealne.
W 1912 roku w Dzienniku zapisał:
Skoro tylko mój ustrój uświadomił sobie, że pisanie jest najpłodniejszą dążnością mojej istoty, wszystko skoncentrowało swój napór w tym kierunku, zostawiając odłogiem wszelkie zdolności zwrócone ku rozkoszom płci, jedzenia, picia, filozoficznych rozważań, a w pierwszej mierze muzyki. Wychudłem w dziedzinie tych wszystkich popędów. Było to potrzebne, gdyż wszystkie moje siły razem były tak nikłe, że tylko skupione mogły jako tako służyć pisaniu. […] W każdym razie nie wolno mi opłakiwać faktu, że nie mogę znieść żadnej kochanki, że na miłości znam się dokładnie tyle, co na muzyce, i muszę zadowalać się najbardziej powierzchownymi, przelotnymi wrażeniami.
W przytoczonym fragmencie kluczowe są sformułowania: „mój ustrój”, „nie wolno mi”, „powierzchowne relacje”. „Mój ustrój” to niepodległe „Państwo Kafka”, które jest Republiką Samotności. Zazdrośnie strzeże swych granic, udzielając przybywającym jedynie zezwolenia na pobyt czasowy. Kafka wiódł przedziwne, rozdwojone życie, które jest w stanie pojąć jedynie artysta: to świadomość, że prawdziwy żywot powinien należeć do samotności, gdzie panuje niepodzielnie własna twórczość, a jednocześnie świadomość, że jest się człowiekiem, który ma ludzkie potrzeby – dotyku, dialogu i wreszcie, spełnionej miłości. Kafka zdaje sobie sprawę, że nie jest stworzony do życia małżeńskiego – „nie wolno mi, powierzchowne relacje” –a jednocześnie raz po raz próbuje urzeczywistnić niemożliwe. Czego zatem oczekiwał od kobiety? Bezpieczeństwa i zaradności. Ogarnięcia tego świata, od którego sam chciał się odwrócić. Ciszy, spokoju. Mówiąc brutalniej: cerbera, który nie wpuści świata do „Republiki Kafki”, ale przygotuje ciepły obiad i przyszykuje czyste koszule. Jednocześnie pragnął ramion, ud, piersi i ust, gdzie można złożyć głowę. Kobiety ratują mężczyzn przed piekłem ich własnego jestestwa, przed ziejącą otchłanią rozpaczy. „Przypuszczam, że dziewczyny pomagają nam się unosić, ponieważ są tak lekkie, dlatego musimy kochać dziewczyny i dlatego one muszą kochać nas” – zapisuje. Brzmiałoby to dość frywolnie, może i w duchu romantycznych podbojów, gdyby nie skomplikowana osobowość Kafki, która po dziś dzień stanowi wyzwanie dla badaczy literatury i ludzkiego umysłu. Odstawmy na bok niemożliwą do rozstrzygnięcia kwestię homoseksualizmu (kafkolodzy dysponują podobną liczbą argumentów za i przeciw) – powyższy cytat stawia praskiego pisarza w roli Casanovy determinizmu: musimy kochać kobiety. Kowalczyk przekonuje, że autora Procesu nie interesowała uroda kobiet, zmysłowość ciała. Kafka potrzebował ratowniczki, terapeutki, wiernej czytelniczki, ale nie żony. Dlatego też nigdy nie brał pod uwagę kobiety podobnej sobie – dwie depresje to co najmniej o jedną za dużo.
To skomplikowane
Stosunek Kafki do ciała jest skomplikowany. Pisarz bywa w domach publicznych, ale pożycie małżeńskie wywołuje w nim niechęć. Nie słyszymy też, aby wizyty w przybytkach płatnej miłości wywoływały w nim jakieś szczególne namiętności czy entuzjazm. W listach czyni wręcz aluzje odnośnie do swojej impotencji; pisze, że jest miękkim robakiem, który nie może się podnieść. Metafora czy rzeczywisty opis? – na to pytanie musiały sobie odpowiedzieć również kobiety, z którymi korespondował. Kafka jest pełen sprzeczności: pragnie syna, ale nie chce być ojcem. Myśli o związku, jednak wolałby, aby było to białe małżeństwo. Problemem było jednak pozyskać kobietę, która albo by go zrozumiała i nie żądała niczego w zamian, albo zgodziła się na taki papierowy układ. Być może kłopot w tym, że do tak pojętej wspólnoty stołu i łoża bardziej nadawałyby się duchy niż kobiety z krwi i kości.
Pod piórem Kowalczyka postacie Felice Bauer, Mileny Jesenskiej i Dory Diamant ożywają. Przestają być marginesem życia i twórczości pisarza z Pragi. Zamiast przedstawiać wydmuszki, Kowalczyk wypełnia ich los swoimi literackimi dociekaniami. Można by powiedzieć: wysysa z nich atrament, a w zamian daje krew. Każda z nich jest jednocześnie innym modelem (nie)możliwości życia małżeńskiego.
Najbliżej tradycyjnego małżeństwa Franz Kafka był z Felice Bauer – przynajmniej ona tego pragnęła. Pisarz co prawda oświadczył się, ale czuł, że to bratanie się ze śmiercią, swoisty rodzaj samobójstwa. Z kolei Milena Jesenska, doświadczona już życiem małżeńskim, ofiarowywała mu związek artystów, gdzie żona jest niezależnym twórcą. I przed tym modelem Kafka stchórzył. Równorzędny partner nie był mu potrzebny, w Republice Kafki może być tylko jeden przywódca. Najwięcej szans dawało mu życie z aktorką Dorą, które jednak odbiegało od tradycyjnie pojmowanego małżeństwa. Znajomi opisują ich związek jako nieustanny żart, zabawę, grę. Infantylność i dziecinadę. Niedojrzałość i sublimację. Czy udałoby się stworzyć małżeństwo na swój sposób satysfakcjonujące oboje? To pytanie przerywa śmierć Kafki, ale nurtuje ono w trakcie lektury.
Literatura i życie
Gdy śledzimy sercowe przygody i podboje łóżkowe artysty, naturalne staje się pytanie: jak odnosi się to do jego twórczości. Pozostawia swój ślad, a może jest tak doskonale unieważnione, że twórca żyje w dwóch równoległych światach? Andrzej Kowalczyk stawia i takie pytania, ale – co trzeba od razu zaznaczyć – czyni to z dużym wyczuciem. Brak tu gonitwy za skandalem, odzierania człowieka z jego tajemnicy. Czyta się zatem Felice Milenę Dorę z zaciekawieniem, ale nie z niezdrowym podnieceniem. Kowalczyk potrafi umiejętnie powściągnąć nadmierną ciekawość, jakby powtarzał wciąż, że jego esej dotyczy osób żywych i czujących, a nie papierowych postaci. Czy powstałby Proces, gdyby nie publiczne zerwanie z Felice? Elias Canetti twierdzi że tak, Kowalczyk jest wobec tego sceptyczny. Jest za to przekonany, że brak zdecydowanego opowiedzenia się za Mileną Jesenską miało wpływ na pomysł, aby główny bohater nie mógł wejść do tytułowego Zamku. Autor pisze:
Komu na drodze do kobiety staje rywal, ten musi okazać waleczność i stanowczość i rywala pokonać. To są reguły staroświeckie, ale innych nie ma. A Franz oczekiwał, że ten pojedynek wygra za niego Milena. Kobieta może pojedynkować się o mężczyznę, ale nie o siebie. Kafka powiadomił Milenę, że nie powinna na niego liczyć.
Najciekawsza pozostaje jednak analiza korespondencji Kafki z kobietami. Często jednostronna – dla potomności nie zachowały się bowiem wszystkie listy wybranek jego serca. Sam fakt, że kobiety dołożyły wielu starań, aby jego listy ocalić przez zawieruchę drugiej wojny światowej, mówi bardzo wiele. Listy były urzekające – tak, z pewnością. Jednocześnie były niczym pajęcza sieć, w którą kobiety wpadły do końca życia.
„Czytelnik nie może oprzeć się wrażeniu, że Kafka parodiuje mieszczański rytuał, tak samo jak wcześniej mimowolnie parodiował rytuał narzeczeństwa, zamiast tryskać energią i optymizmem, zwierzał się z lęku przed impotencją” – Kowalczyk genialnie zauważa (nie)zamierzoną parodię Kafki. Pisarz z Pragi w listach wyznaje uczucia, ale jednocześnie spisuje całą odstręczającą wyliczankę: nie prowadzę życia towarzyskiego, chciałbym mieszkać jak najdalej od śródmieścia, nie mam przyjaciół, wracam z pracy, śpię, piszę do pierwszej lub drugiej w nocy. Chorowity, egoistyczny, milkliwy – szczegółów nie ma końca. Czy ta dokładność opisów i drobiazgowe wynurzenia nie sprawiają Kafce aby perwersyjnej przyjemności? Jeśli chciałby wybranki swego serca ocalić przed samym sobą, zakończyłby i korespondencję, i znajomość. Zamiast tego spływają z jego biurka – czasem po kilka dziennie – kolejne listy. W ten sposób podsyca jedynie udrękę, wiąże ze sobą, a nie uwalnia. Andrzej Kowalczyk pokazuje, że korespondencja w wydaniu Kafki ma charakter wampiryczny.
Materialność listu zastępowała mu rozkosz zmysłowego obcowania z adresatką. Listonosz był jego aniołem stróżem, gwarantował dostarczenie jedynie listu, bez osoby nadawcy. Pismo reprezentowało człowieka, ale nie mogło zażądać seksualnej bliskości. List był rodzajem snu, w którym można było bez następstwa wymyślać gesty.
Kafka w swojej korespondencji czaruje słowem, zniewala. Uzależnia odbiorcę od kolejnego listu, następnej dawki siebie. W zamian niczego nie chce, jak tylko jednego: wiernego wyznawcy swojej twórczości.
Zatem: literatura i życie? Raczej: literatura i literatura
Podobnie jak każda z kobiet Kafki reprezentowała sobą inny model życia małżeńskiego, tak też każda z nich wybrała inną formę zrzucenia z siebie jego uroku. Felice ostatecznie wyszła za mąż, ale listy przechowywała aż do przełomu roku 1959 i 1960 – kiedy sprzedała je, aby pokryć koszty własnego leczenia. Zatem dopiero ryzyko utraty życia doprowadziło ją do symbolicznego zrzucenia z siebie uroku Kafki. Milena uwolniła się chyba wcześniej, biorąc pod uwagę jej dalsze losy miłosne, ale do końca uważała Kafkę za najwybitniejszego pisarza. O skomplikowanej sile uroku pisarza z Pragi i procesie uwalniania się spod jego wpływu najlepiej świadczą słowa Dory Diamant z przełomu roku 1949 i 1950, gdy przebywała w Izraelu na zaproszenie Maksa Broda:
Tak niewypowiedzianie tęsknię za Franzem. Tęsknota tych wszystkich lat tak wezbrała we mnie, że czuję się zupełnie bezradna, gdy się w niej roztopię. Marzeniem Franza było mieć dziecko i wyjechać do Palestyny. I oto teraz mam dziecko – bez Franza, i jadę do Palestyny – bez Franza, ale za jego pieniądze wykupuję bilet na przejazd. Przynajmniej tyle.
Andrzej Stanisław Kowalczyk, Felice Milena Dora, Warszawa: Biblioteka Więzi, 2021.