Nowy Napis Co Tydzień #109 / Ahaswerus. Mieszkaniec przestrzeni potencjalnych. O prozie Tadeusza Konwickiego
Czytelnik powieści Tadeusza Konwickiego – tak jak czytelnik małych narracji Mirona Białoszewskiego czy eseistyki Pawła Hertza – jest przekonany o ich autobiograficznym charakterze, wzmacnianym pierwszoosobową narracją, sugestiami narratorów
Narrator – ,,Tadeusz Konwicki” – to postać jednocząca warszawsko-wileńskie uniwersum. Dzięki niej składa się ono w samoregulującą się fikcję, w której pamięć o poprzednich wcieleniach autora układa się – jak to określiła Elżbieta Winiecka w swoim projekcie podmiotowości sylleptycznej – ,,[…] w rodzaj palimpsestu, w którym kolejne portrety podmiotu zasłaniają wcześniejsze role, nie na tyle jednak dokładnie, by ukryć je całkowicie”
[…] w żadnej z powieści Konwickiego nie jest powiedziane, kim jest naprawdę narrator, jaki jest jego zawód, czy ma rodzinę, jak wygląda. Słowem – brak właśnie […] dowodów tożsamości. Nie chodzi tu przecież jednak tylko o dane, które można wpisać do dowodu osobistego […]. Głębsza jest nietożsamość głównych bohaterów, którzy nie mogą zgodzić się sami ze sobą, którzy nie akceptują samych siebie z różnych okresów swojego życia – nie mogąc jednak odrzucić fragmentu swojej biografii czy swojej osobowości
Walc w swojej interpretacji podważa realizm/mimetyzm całego uniwersum Konwickiego, do czego się nie przychylam, szczególnie w zakresie mimetyzmu przestrzeni przedstawionej. J. Walc, Nieepickie powieści Tadeusza Konwickiego, przypis 18, s. 98. [4].
Autobiografizm kolejnych książek Konwickiego opiera się zatem na swego rodzaju podmiotowości rozmytej (opisanej przez Sobolczyka na podstawie prozy Białoszewskiego
Rozmytą podmiotowość w prozie autora funduje specyficznie budowana narracja. Jest ona:
[…] zawsze prowadzona jednocześnie z toczącymi się wydarzeniami, tak że nie tylko nie ma w niej mowy o antycypacyjnych uwagach na temat przyszłości, lecz czytelnik pozbawiony jest nawet porządkującego komentarza zdarzeń przeszłych: narracja nie jest u Konwickiego adresowanym do kogokolwiek „opowiadaniem o”, ale raczej próbą zdania sobie sprawy przez samego narratora z dziejących się wydarzeń
J. Walc, Nieepickie powieści Tadeusza Konwickiego…, s. 95. [8].
Luka temporalna między czasem narracji (tożsamym nieraz z czasem świadomości postaci
Podmiot w prozie Konwickiego jest do tego zawsze podmiotem uprzestrzennionym, choć nieprzypisanym jednoznacznie do określonej przestrzeni geograficznej. Narratorzy w warszawskim tryptyku – Wniebowstąpienie, Mała apokalipsa, Nowy Świat i okolice – zdradzają przywiązanie zarówno do Warszawy, jak i do Wilna czy Krakowa. Jeśli mielibyśmy określić ich perspektywę poznawczą w typologii Bertranda Westphala, reprezentowaliby oni opisany w niej ,,typ mieszany”, w którym przenikają się cechy mieszkańca i turysty, kogoś z zewnątrz
Lidia Sadkowska-Mokkas, nazywając Konwickiego ,,cudzoziemcem tranzytowym”, umieszcza jego podejście do przestrzeni (zamierzenie lub nie) w perspektywie nomadyzmu. Nomada, w ujęciu jednego z czołowych teoretyków tej koncepcji Kennetha White’a, to ,,ktoś, kto czuje się ograniczony granicami oraz identyfikacjami, jakie mu się proponuje. […] On wie, że wszystkie kultury są fragmentaryczne i dlatego wędruje od jednej do drugiej”
We Wniebowstąpieniu pochodzenie stanowi element indywidualizujący i konstytuujący tożsamość. W oczach innych postaci Charon jest postrzegany nie jako warszawianin, lecz przybysz-prowincjusz… Tę niespecyficzność dostrzega pierwsza z napotkanych przez narratora kobiet: ,,Pan rozmowny jak wszyscy z prowincji”
Podobne wnioski narzucają się w przypadku Małej apokalipsy. Tam Wilno jest explicite utraconą arkadią, miejscem, z którego narrator został w pewnym momencie swego życia wygnany.
Za oknem moje miasto pod chmurą, jak stara, sczerniała tapeta. Miasto, do którego zapędziło mnie przeznaczenie z mojego własnego miasta, co go już nie pamiętam i coraz rzadziej śnię. Los mnie przegnał tylko kilkaset kilometrów, ale oddalił od niespełnionej egzystencji o całą wieczność reinkarnacji. To miasto jest stolicą narodu, który wyparowuje w nicość
T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 9. [25].
Z niektórych fragmentów powieści jasno zaś wynika, że doświadczenie ekspatriacji jest dla narratora bolesne i wciąż otwarte, innymi słowy: nieprzepracowane.
I nagle uświadamiam sobie, że już od lat nikt nie roznosi mleka, że taki widok robotnych bab w nieokreślonym wieku, pchających wózki z butelkami mleka, że taki widok już dawno zapomniałem, że ten obrazek kojarzy mi się w mojej świadomości z dawnymi laty, kiedy ja byłem młody i świat był młody
Tamże, s. 11. [26].
Wykorzenienie w obu powieściach oznacza więc nie wzbogacenie – jak głosi nomadyzm – lecz zubożenie. Należy je rozumieć nie tyle jednak jako fizyczną utratę terytorium, ile ontologiczną niekompletność, boleśnie odczuwaną deprywację
Obydwa utwory w moim przekonaniu tłumaczy figura Żyda Wiecznego Tułacza. Konwicki wykorzystał tę figurę dwukrotnie w swojej twórczości: pierwszy raz we Wniebowstąpieniu, a drugi – w Małej apokalipsie. Bezimienni narratorzy obu powieści mieszczą się znakomicie w archetypie Ahaswerusa, zaś niestabilna i tranzytowa przestrzeń Warszawy – w ramach miejsca tułaczki.
Legenda o Żydzie Wiecznym Tułaczu powstała – jak zauważa Witold Kowalczyk – nie wiadomo kiedy i gdzie, choć najprawdopodobniej na terenach wschodnich byłego Cesarstwa Rzymskiego
Wniebowstąpienie
W centrum Wniebowstąpienia jest narrator-wędrowiec, określany imieniem boga konających (Charon). W dotychczasowej tradycji interpretacyjnej bohater ten był charakteryzowany – z jednej strony – jako umarły, duch ,,tułający się po Warszawie jak po czyśćcu”
Wyczuwałem delikatne wklęśnięcie jej brzucha wyścielone ciekną i gładką tkanką. Ostrożnie, chwila po chwili, jąłem skradać się wzdłuż jej boku ku górze, aż dotknąłem raptem gorącej, napiętej krągłości. Wtedy ona niemocno, ale zdecydowanie zsunęła łokciem moją dłoń na biodro
T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 172. [38].
Umilkła, odsuwając się ode mnie. Ale nie wypuściłem jej z objęcia. Delikatnie, drażniące ciepło wsączyło się do moich palców. Zadrżałem i ja
Tamże, s. 74. [39].
Lub przemijanie:
– Uczeń wpadł pod tramwaj – rzekł ochryple. Blady i roztrzęsiony motorniczy wspinał się po schodkach do kabiny
Tamże, s. 31. [40].
Z obecności tychże motywów żaden z przywołanych badaczy nie wyciągnął istotnych wniosków. Problematyczne jest stwierdzenie jednego z nich, że bohaterowie utworu mają cechy zaświatowe
– Trzymaj się mojej marynarki – poczułem znowu nienaturalnie ciepłą dłoń Lilka
T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 40. [42].
Końcami palców dotknąłem jej policzków pod oczami. Uczułem ciepłą wilgoć
Tamże, s. 75. [43].
W drugim – przeciwnym nurcie interpretacyjnym – zakłada się, że bohater Wniebowstąpienia cierpi jedynie wskutek fizycznego urazu lub amnezji. W bardziej syntetycznym ujęciu Anny Nasalskiej to ,,człowiek przywrócony życiu”
Ani jedna, ani druga ścieżka interpretacyjna nie jest w zupełności trafna, bowiem w powieści motywy doczesne i eschatologiczne, jak widzieliśmy, sąsiadują ze sobą i się przenikają. Ich obecność w utworze tłumaczy za to znakomicie figura Żyda Wiecznego Tułacza. Na początku Wniebowstąpienia, mimo groźnego upadku, bohater nie ulega – co znamienne – śmierci i aż do ostatniej sceny trwa w wymownym oczekiwaniu. Wiele fragmentów, łącznie z zakończeniem, wskazuje na ten stan rzeczy:
– Ja nie mogę zasnąć.
– Ale dlaczego, Misiu?
– Ciągle myślę, że obudzę się po tamtej stronie
T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 102. [47].
– Mnie już nie ma, pan rozumie? Tułam się tu jeszcze ostatnią resztką, ale mnie już nie ma. Co ja mogę panu powiedzieć?
Tamże, s. 136. [48]
– Wiem, że coś muszę zrobić, gdzieś się wyrwać, odskoczyć albo wrócić do czegoś, co opuściłem. Ale ciągle siedzę z wami, piję wódkę, która mnie nie oszałamia, zapadam w jakąś bezwolę, w letarg, w otępienie, w bezsiłę i ciągle słyszę zbliżający się świt
Tamże, s. 138. [49].
– Co jest z tą windą?
– Zaraz pewno nadjedzie.
– Tak, słyszę jakieś buczenie.
– Musi przyjechać.
– Wrócimy zaraz do miasta.
– Dlaczego nie mielibyśmy wrócić?
– Oczywiście, że wrócimy.
– Musimy wrócić.
– Dokąd wrócić?
– Jak to: dokąd wrócić?
– Wrócić tam czy tam?
– Po prostu wrócić
Tamże, s. 249. [50].
Oczekiwanie stanowi istotny motyw tego utworu. W motywie tym wyraża się najdobitniej cierpienie Ahaswerusa, wiecznego tułacza, który nie może doczekać się przejścia do krainy umarłych (stąd motywy eschatologiczne i nawiązanie do sądu ostatecznego). Figura ta pozwala zrozumieć, dlaczego kluczowa kwestia życia lub śmierci protagonisty nie zostaje rozstrzygnięta w zakończeniu, a sam bohater przejawia w ciągu trwania akcji powieści na przemian właściwości kogoś żywego i martwego. W istocie jakiś element konstytuujący Charona nie podlega śmierci i istnieje dalej. Stąd biorą się dwuznaczności w jego wizerunku, które Konwicki – wbrew ocenom niektórych interpretatorów – celowo zachowuje, rekreując tym samym postać Ahaswerusa.
Figura Żyda Wiecznego Tułacza pozwala na nowo przyjrzeć się również przestrzeni przedstawionej Wniebowstąpienia.Nie bez powodu Warszawa zostaje określona w utworze doliną Jozafata. Przestrzeń stolicy łączy krainy żywych i umarłych. Punktem ich styku okazuje się Pałac Kultury i Nauki. Trafnie zauważyła Zielińska, iż jest to ,,karykatura kaplicy”
W moim przekonaniu motywem naczelnym Wniebowstąpienia – obok oczekiwania – jest motyw wędrówki pomyślanej jako błądzenie wśród zwidów, fatamorgan. Przyjmowana w wielu analizach utworu za pewnik amnezja narratora niekoniecznie w nim występuje. Wiele fragmentów wskazuje, że Charon posiada częściowe rozeznanie w topografii miasta. Przypomnijmy choćby jedną z pierwszych scen, w której bohater wsiada do taksówki. Zamawia wówczas kurs do Pałacu Kultury i Nauki, o którym przecież dotąd nie słyszał, ani go nie widział.
– Ja proszę pod pałac – powiedziałem szybko.
– To ta sama droga – skonstatował taksówkarz
T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 30. [57].
Tekst powieści jasno też mówi o tym, że zna on nazwy poszczególnych ulic: ,,Koło muru skręciłem w prawo i poszedłem wzdłuż białawej ściany. Wiedziałem, że wyjdę wkrótce na ulicę Świętego Wincentego, patrona nieuleczalnie chorych”
Przeszliśmy obok pustego kina oklejonego wielkimi fotosami, które nie wiadomo skąd pamiętałem […]
Tamże, s. 51. [59].
Znałem to miasto nie wiadomo skąd. Przypominałem sobie witryny sklepów przyprószone pyłem, załomy ulic, niespodziane placyki z umierającą zielenią i ten dziki, zimny wiatr wiejący ze wszystkich stron naraz
Tamże, s. 9. [60].
Mnie na odmianę męczył jakiś rys w jego fizjonomii, jakieś przykre znamię, jakiś ślad potu, który kiedyś zapamiętałem na innej twarzy
Tamże, s. 11. [61].
Wypiłem machinalnie razem z nimi i przez moment zdawało się, że zaraz coś sobie przypomnę, coś takiego, co dobrze pamiętam. Ale po ułamku sekundy to wrażenie gdzieś umknęło w odległym stukocie wielu kroków
Tamże, s. 45–46. [62].
Jednym ze sposobów odnalezienia się w niestabilnej rzeczywistości jest zdanie się na moc intuicji oraz przeczuć.
– Skąd wiesz, jeśli nic nie pamiętasz.
– Wiem. To dobrze wiem.
– Co wiesz?
– Nie, nie umiem powiedzieć. To tak jakbym o tym kiedyś czytał czy rozmawiał, a teraz sam przeżywał
Tamże, s. 17. [63].
– Może ktoś gdzieś czeka na pana?
– Właśnie, kiedy panią zobaczyłem, nagle tknęła mnie myśl, że to pani.
– Że ja czekam?
– No właśnie. Tak wtedy pomyślałem
Tamże, s. 73. [64].
Chaotyczna wędrówka po fatamorganicznej Warszawie od początku zdaje się być podporządkowana przypadkowi znamionującemu błądzenie. Nie mogąc polegać na zmysłach, bohater jest zdany na łaskę napotkanych osób i to między tymi nimi toczy się jego pokrętna droga ku bryle Pałacu.
Motyw tułaczki nadaje sens dostrzeżonej przez badaczy kwestii syntetyczności przestrzeni przedstawionej w utworze
Ogromna mnogość malutkich kropelek gasła wokół fontanny. […] Woda kotłowała się w jakichś dziwnych lśnieniach, które coś przypominały, coś dalekiego, bezpiecznego, człowieczego
T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 230. [66].
Wydaje się natomiast, że poszukiwanym przez badaczy Konwickiego wehikułem, który pozwala przemycić we Wniebowstąpieniu strzeżoną przez cenzurę Wileńszczyznę
Mała apokalipsa
Gdy pierwszy raz, już oficjalnie, ukazała się Mała apokalipsa – pisze biografka Konwickiego Lidia Sadkowska-Mokkas – ,,[…] sprzedawano ją bezpośrednio z ciężarówki stojącej na rogu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich. I tylko jednego dnia sprzedaż na stołecznych ulicach osiągnęła rekordowy pułap – pięć tysięcy egzemplarzy”
W późniejszym wywiadzie z Joanną Szczęsną i Anną Bikont Konwicki wyznał, że Kuroń rozwścieczył go podczas spotkania – ,,Aż się od tego zradykalizowałem i napisałem jeszcze ostrzejszą książkę”
Na uwagę zasługują okoliczności wydania Małej apokalipsy. Konwicki – jak pisze Kaniecki – wydając tę powieść w ,,Zapisie”, ,,[…] palił za sobą w tym momencie wszystkie mosty, dokonywał autorskiego samospalenia”
W swojej interpretacji utworu główny ciężar położę, jak poprzednio, na aspektach literackich tekstu i jego wewnętrznej organizacji, odnosząc się do wprowadzonej wcześniej figury.
Akcja Małej apokalipsy – tak jak akcja Wniebowstąpienia – rozgrywa się w ciągu jednego dnia w Warszawie okresu socjalizmu. Bezimienny główny bohater otrzymuje rankiem propozycję od działaczy opozycyjnych, by w ramach protestu spalić się przed gmachem Komitetu Centralnego Partii (później to miejsce zostaje zmienione na plac przed Pałacem Kultury i Nauki)
W moim przekonaniu w powieści uobecnia się ta sama figura co we Wniebowstąpieniu, tym razem jednak wzbogacona o nowe elementy i nieporównanie bardziej rozbudowana. Małą apokalipsę można odczytywać jako renarrację legendy na temat Żyda Wiecznego Tułacza, w której Ahaswerus usiłuje wejść w rolę oczekiwanego mesjasza. Jego niegotowość do przejęcia tej roli wybrzmiewa w tekście wielokrotnie.
– Wiesz co, Rysiu, ja wracam do domu. A ty zabierz sobie kanister z szatni. Może znajdziesz innego ochotnika.
– Czyś ty zwariował?
– To wszystko takie dwuznaczne. Ja jestem dwuznaczny, wy jesteście dwuznaczni, cały świat jest dwuznaczny. Źle się czuję i już
T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 143. [82].
W czasie wędrówki bohater jeszcze co najmniej trzykrotnie popada w zwątpienie
Jeśli przyjrzymy się opowieściom głównego bohatera o sobie, to zobaczymy w nim właśnie obieżyświata, człowieka żyjącego chwilą, który niczego się nie dorobił i nic konkretnego po sobie nie pozostawi.
Żyłem też z nimi rozmaicie, po całym kraju i w niektórych zakątkach Europy, czasem z sukcesem, częściej z klapą albo sam nie wiem do dzisiaj jak. Patrzę na nie z nabożną zgrozą. A to wszystko wdowy, rozwódki, stare panny z bujną przeszłością. Chwała Bogu, że jedna nie wie o drugiej całej prawdy, więc może uniknę zdemaskowania i linczu
Tadeusz Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 207. [85].
Mój testament. Moja ostatnia wola. Kłopotliwy dokument, bo nie ma spadku, nie ma spuścizny. Niczego się nie dorobiłem i niczego nie zdobyłem. Nawet ten szmelc pamiątkowy mnie się nie trzymał. Żadnych ciekawych listów od wybitnych ludzi. Żadnych suwenirów z podróży, żadnych śladów literackiej wegetacji. Jedyne dobro materialne, jeśli je tak można nazwać, moje zwłoki, zapisuję z ochotą prosektorium Akademii Medycznej dla ćwiczeń młodych chirurgów
Tamże, s. 80–81 [86].
Inni bohaterowie widzą w nim kogoś urzeczonego obsesją śmierci. Motyw ten wybrzmiewa nieprzypadkowo już w pierwszej scenie powieści, wpisując się w ekspozycję postaci.
– Przecież ty żyjesz obsesją śmierci – szepnął Hubert ochryple. – Ja nigdy twego kompleksu nie traktowałem jako maniery literackiej. Ty z tą śmiercią jesteś najbardziej spoufalony, ty się jej nie powinieneś bać. Najstaranniej przygotowałeś siebie i nas do swojej śmierci. O czym myślałeś, zanim tu przyszliśmy?
– O śmierci.
– Widzisz, ona jest przy tobie. Wystarczy podać rękę
Tamże, s. 21. [87].
Głównymi motywami Małej apokalipsy są motywy modelowe dla figury Żyda Wiecznego Tułacza: urzeczenie śmiercią, ale też: wędrówka, oczekiwanie i zagubienie. W ciągu całodniowej włóczęgi po Warszawie bohater jedynie wypełnia czas oczekiwania i – jak sam zaznacza – tylko ,,[…] z oddali z łagodnym zdumieniem przygląda się dziwnym ludziom oraz ich dziwnym poczynaniom”
Jestem każdym, szanowna pani, jestem szeregowym przechodniem, jestem trochę Kolką, trochę kelnerem, a może nawet, pochlebiam sobie, trochę panią, czcigodną producentką Transfuzji
Tamże, s. 135. [89].
Zanegowanie trwałości substancji cielesnej i duchowej Ahaswerusa nie jest niczym osobliwym ani nowym, jeśli spojrzymy na dwudziestowieczne reinterpretacje omawianej legendy. Wystarczy wspomnieć choćby zmieniającego swą postać obieżyświata Melquíadesa ze Stu lat samotności Gabriela Garcii Márqueza. Wskazana właściwość koreluje w Małej apokalipsie z podjętą przez bohatera misją mesjańską.
Koncepcję mesjanizmu występującą w powieści przybliża koncept ,,mesjanizmu apokaliptycznego”, który – jak zauważa Adam Lipszyc – łączy się z gnostyckimi wizjami świata upadłego, zasklepiającego się w postaci fałszywych totalności nad głowami ludzi i wikłającego ich w zakłamane formy egzystencji. Taki świat wymusza potrzebę jego rozbicia czy przełamania, dlatego działania mesjańskie w ujęciu apokaliptycznym mają zawsze aspekt destrukcyjny
Zarówno kreowana przez Konwickiego wizja świata, jak i cele przypisywane samospaleniu narratora wpisują się w zaproponowaną koncepcję.
O ile Warszawa z Wniebowstąpienia nie mieściła się w wyobrażeniu świata upadłego, o tyle w Małej apokalipsiewyobrażenie to narzuca się – jak zauważa Kaniecki – w sposób jednoznaczny, czy to w komentowanym pejzażu miejskim, czy to w scenkach pokazujących rozpad świata
Do roli mesjasza narrator zostaje wybrany spośród ludzi opozycjonistów, którymi targają sprzeczności wiodące ich ku zakłamaniu, klęskom i cierpieniom. Mają oni nadzieję, że bohater przezwycięży ich własne słabości i będzie zdolny do ,,skokowej” – a więc gwałtownej, apokaliptycznej – naprawy dzieła stworzenia i przywrócenia sprawiedliwości w upadłym, zdemoralizowanym świecie. Sam narrator, co już wspomnieliśmy, czuje się osobą niegotową lub wręcz nieodpowiednią do wypełnienia tej roli.
Żebrzę o sprawiedliwość, a ile razy sam byłem sprawiedliwy? Wołam o porządek moralny, a przez ile lat go deptałem? Wyję ze skargą do Boga, a czy wierzę w niego tak, jak trzeba wierzyć? Machnąłem ręką. […] Było życie przed nami, będzie życie po nas. Raz lepsze, raz gorsze. Może jutro lepsze. Wystarczy jeden niedostrzegalny wstrząs, drobne tąpnięcie w misternym wszechświecie psychologii współczesnych, w tym gigantycznym banku zbiorowej wrażliwości. Epidemie złego samopoczucia, powszechnej depresji, totalnej niewiary – nagle przychodzą i nagle znikają jakby zmiecione życiodajnym wiatrem słonecznym
Tamże, s. 194. [99].
W rozmowach i myślach bohatera przewijają się gwałtowne wizje katastroficzne (jak wyżej: tąpnięcie/wstrząs), które mogłyby dokonać dzieła za niego.
– U was w domu teraz pewnie kwaszą kapustę? Ojciec rozściela jabłka na słomie przed zimą.
– Za wcześnie. Przecież dopiero połowa lata.
– Jakie lato, chłopcze? Nie widzisz śniegu w rynsztoku?
– Anomalia klimatyczna. U nas mówią, że nadciąga lodowiec.
– Może lodowiec wszystko załatwi? Lodowiec jest sprawiedliwy, jak myślisz?
Tamże, s. 106. [100]
Narrator żywi wprawdzie przekonanie, że zmiana złego stanu rzeczy powinna nastąpić natychmiastowo, jednak do końca powątpiewa, czy jego samospalenie będzie miało moc tak pojętego destrukcyjnego ,,działania zbawczego”
Ahaswerus. Mieszkaniec przestrzeni potencjalnych
Dla Małej apokalipsy i Wniebowstąpienia charakterystyczny jest ten sam paradoks; mimo wystąpienia wszelkich okoliczności do pojawienia się śmierci, śmierć albo nie nadchodzi, albo zostaje ukryta w elipsie. Obydwie powieści w zasadzie kończą się tak samo: oczekiwaniem na rozstrzygnięcie. W motywie tym wyraża się osobliwie mistyka cierpienia Ahaswerusa, wiecznego tułacza, który nie może doczekać się przejścia na tamten świat. Przestrzenią, w której tułają się bohaterowie, jest powojenna Warszawa, a więc przestrzeń szczególnie niestabilna, a przez to uciążliwa dla rdzennych mieszkańców. Ta jej właściwość niczego nie utrudnia jednak w pisarstwie Konwickiego. Powojenna stolica – wciąż odbudowywana i przebudowywana – stała się wprost idealnym środowiskiem do rozwinięcia elementów strukturalnych omawianej legendy. Jej zróżnicowana architektonicznie i historycznie przestrzeń łatwo przerodziła się w miejsce tułaczki, w którym poszczególne budowle zaczęły zdradzać nieoczekiwane oblicza i spełniać różne, czasem niezamierzone przez ich budowniczych funkcje.
Zestawiane powieści – rozpatrywane z perspektywy podejścia do mitologii – okazują się zarazem przeczyć tezie mówiącej o rozkładzie tradycyjnych mitologemów w dwudziestowiecznej literaturze z powodu upowszechnienia się nowoczesnych technik narracyjnych
[Warszawa, 2019]
Przypisy
- W Nowym Świecie i okolicach narrator stwierdza na przykład: ,,właściwie piszę całe życie jedną i tę samą książkę, powieść z jednakową za każdym razem treścią, fabułą, z tymi samymi bohaterami, a nawet nie wysilam się przy opisach przyrody. Walę te same już od dwudziestu lat”. T. Konwicki, Nowy Świat i okolice, Warszawa 1986, s. 6–7.
- J. Walc, Nieepickie powieści Tadeusza Konwickiego, ,,Pamiętnik Literacki” 1975, nr 66 (1), s. 85.
- Korzystam w tym miejscu z rozpoznania Winieckiej, odnoszącego się do prozy Białoszewskiego. E. Winiecka, Białoszewski sylleptyczny, Poznań 2006, s. 231.
- Walc w swojej interpretacji podważa realizm/mimetyzm całego uniwersum Konwickiego, do czego się nie przychylam, szczególnie w zakresie mimetyzmu przestrzeni przedstawionej. J. Walc, Nieepickie powieści Tadeusza Konwickiego, przypis 18, s. 98.
- P. Sobolczyk, Hermetyczne pornografie Białoszewskiego, „Teksty Drugie” 2006, nr 6, s. 175.
- Można roboczo stwierdzić, że występuje u Konwickiego na ogół silna męska podmiotowość; narrator-bohater często spogląda na kobiety z pożądaniem i prowadzi na ogół satysfakcjonujące życie seksualne. Na przykład: ,,Spojrzawszy na jej biust, zrozumiałem sens pseudonimu. Doprawdy było na co popatrzeć. Ona złowiła to zerknięcie i w jej oczach znowu dostrzegłem wrogość” (T. Konwicki, Wniebowstąpienie, Warszawa 1967, s. 100); ,,Wstyd powiedzieć, ale biło od niej ciepło rozłożystego, rosyjskiego ciała. Zdawało mi się, że wśród kolorowych plamek, którymi upstrzona była jej szata, że wśród tych pastelowych oczek widzę także migdałowe, szeroko rozwarte oczy jej sutek. Domyślałem się pod przejrzystą tkaniną masywnych, kobiecych, gorących piersi” (T. Konwicki, Mała apokalipsa, Warszawa 2001, s. 62).
- P. Kaniecki, Wniebowstąpienia Konwickiego, Warszawa 2013, s. 211.
- J. Walc, Nieepickie powieści Tadeusza Konwickiego…, s. 95.
- P. Kaniecki, Wniebowstąpienia Konwickiego…, s. 191.
- O roli i specyfice czasu w modernistycznej prozie polskiej pisałem w rozprawie Strumień świadomości i monolog wewnętrzny w prozie polskiej w latach 1956–1980, Warszawa 2018. Nie zgodzę się z opinią Walca, że różnica między czasem akcji a czasem narracji jest dla epiki czymś konstytutywnym czy charakterystycznym (J. Walc, Nieepickie powieści Tadeusza Konwickiego…, s. 95.); o możliwości prowadzenia narracji przy założeniu równorzędności obu wymienionych płaszczyzn czasowych przekonują pisarze modernistyczni.
- T. Konwicki, Nowy Świat i okolice, Warszawa 1986, s. 72.
- J. Walc, Nieepickie powieści Tadeusza Konwickiego…, s. 89.
- K. Pospiszil, Geolit, czyli po co nam geografia? Krótki i subiektywny przegląd literaturoznawczych „geo-narzędzi” [w:] Przestrzeń – literatura – doświadczenie. Z inspiracji geopoetyki, pod red. T. Gęsiny i Z. Kadłubka, Katowice 2016, s. 33.
- Zapis wypowiedzi za Lidią Sadkowską-Mokkas. L. Sadkowska-Mokkas, Konwicki. Cudzoziemiec tranzytowy, Warszawa 2017, s. 301.
- Tamże, s. 38.
- Potwierdza tę obserwację zresztą sam Konwicki w autokomentarzu z Nowego Światu i okolic. Zauważa on, że Wilno wraca w jego twórczości ,,[…] w myślach, w raptownych tęsknotach i gorączkowych snach. Ja tam nigdy nie chcę wracać jako rewanżysta” (T. Konwicki, Nowy Świat i okolice…, s. 187).
- K. White, Poeta kosmograf, tłum. K. Brakoniecki, Olsztyn 2010, s. 7.
- W jednym z wywiadów Konwicki zauważa: ,,W gruncie rzeczy jestem kosmopolitą, jestem jakby potencjalnym mieszkańcem wielu miast” (L. Sadkowska-Mokkas, Konwicki. Cudzoziemiec tranzytowy, s. 301). W Nowym Świecie i okolicach Nowy Świat ,,mimo wszystko nie jest […] [jego – P.P.] światem” (T. Konwicki, Nowy Świat i okolice…, s. 49). Narratorowi równie bliska, co Wileńszczyzna, jest przestrzeń Krakowa: ,,Ale to miasto jest przecież we mnie. Może nawet lepiej niż Warszawa” (Tamże, s. 60).
- T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 12.
- Tamże, s. 96–97.
- Tamże, s. 32.
- Tamże, s. 80.
- Jan Walc podkreślał, że realizm utworu jest ,,wysoce podejrzany” (J. Walc, Tadeusza Konwickiego przedstawienie świata, Warszawa 2010, s. 21), z kolei Judith Arlt zauważyła ,,podobne konstelacje” elementów przestrzeni Wniebowstąpienia i przestrzeni powieści, których akcja rozwija się na Wileńszczyźnie. Zdaniem badaczki biedniejsza i bogatsza przestrzeń Warszawy przypomina uboższą i zamożniejszą Dolną i Górną Kolonię Wileńską; we Wniebowstąpieniu Arlt znajduje także wyróżniający się budynek, punkt niepasujący do reszty stołecznej przestrzeni – ,,drewnianą kamienicę” (sformułowanie z powieści), która według interpretatorki ,,[…] odpowiada podkreślanej specjalnie odmienności murowanego budynku szkolnego w miasteczku na Wileńszczyźnie” (J. Arlt, Mój Konwicki, Kraków 2002, s. 42).
- Obszar ich współwystępowania obejmuje w interpretacji różne elementy budowy świata przedstawionego, jak i samej narracji. Można uporządkować wnioski badacza i powiedzieć, że wileńskość ujawnia się: 1) w refleksjach eseistycznych oraz we fragmentach autobiograficznych rozsianych w retrospekcjach domniemanych biografii bohatera-narratora; 2) w ujawnionych w narracji przedmiotach-fetyszach; 3) w opisach mało ,,miejskich” punktów (place, skwery, parki) lub dzielnic (Praga i Targówek) metropolii peerelowskiej; 4) w tropach językowych; 5) w, nazwijmy to, kontekście topograficznym bieżącej akcji utworu; 6) w dziedzinie nazewnictwa postaci. P. Kaniecki, Wniebowstąpienia Konwickiego…, s. 171–188.
- T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 9.
- Tamże, s. 11.
- D. Skórczewski, Melancholia dyskursu kresoznawczego, „Porównania” 2012, nr 11, vol. XI, s. 129.
- W. Kowalczyk, Topos Żyda Wiecznego Tułacza w utworach W.M. Doroszewicza (w świetle teorii światów dyskursu), ,,Folia Litteraria Rossica” 2015, s. 243.
- Tamże. Dodaje dalej badacz: „[…] postać Żyda Wiecznego Tułacza zafascynowała wielu pisarzy zachodnioeuropejskich, między innymi Johanna Wolfganga Goethego, Hansa Christiana Andersena, Ludwiga Achima von Arnima, Nikolausa Lenaua czy Eugeniusza Sue”. Funkcjonowanie omawianej figury w prozie popularnej omawia z kolei Szymon Makuch w tekście: Co kultura popularna zrobiła z Żydem Wiecznym Tułaczem. Współczesne renarracje legendy o Ahaswerze, ,,Kultura Popularna” 2015, nr 3 (45), s. 88–97.
- Zarejestrowano ponad sto legend o Wiecznym Żydzie Tułaczu z licznymi wariantami, a większość z nich ma charakter antyżydowski. Z. Borzymińska, R. Żebrowski, Ahaswerus [w:] Polski Słownik Judaistyczny. Dzieje. Kultura. Religia. Ludzie, t. 1. red. Z. Borzymińska i R. Żebrowski, Warszawa 2003, s. 53.
- W. Kowalczyk, Topos Żyda Wiecznego Tułacza…, s. 244.
- J. Szlaga, Ahaswer [w:] Encyklopedia Katolicka, t. 1, Lublin 1985, s. 198. Pod koniec XVII wieku pojawiła się interpretacja Christophorusa Schultza, która zakłada, że postać Ahaswera to alegoria narodu żydowskiego rozproszonego po świecie za karę za odrzucenie Chrystusa. S. Makuch, Co kultura popularna zrobiła z Żydem Wiecznym Tułaczem…, s. 89.
- W. Kowalczyk, Topos Żyda Wiecznego Tułacza…, s. 244.
- J. Walc, Tadeusza Konwickiego przedstawienie świata…, s. 60.
- Wzmianka, że główny bohater Wniebowstąpienia nie żyje, pojawia się w wielu innych interpretacjach, na przykład Tadeusza Lubelskiego, Włodzimierza Maciąga czy Stanisława Beresia. Przegląd tych interpretacji prezentuje Kaniecki (zob. P. Kaniecki, Wniebowstąpienia Konwickiego, przypis na s. 191). Badacz zakłada – choć niekonsekwentnie – że do śmierci narratora dochodzi w scenie wyjściowej powieści. Można zarzucić jego interpretacji rzecz następującą – jeśli narrator faktycznie zmarł w pierwszej scenie, to dlaczego wygasła w jego przypadku ,,tylko część […] świadomości, warunkowana przez pamięć”? (s. 211). Wniosek ten sprzyjałby raczej interpretacji przeciwnej, iż narrator właśnie przeżył, stąd na przykład amnezja, epilepsja.
- Tamże, s. 214.
- Tamże, s. 215.
- T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 172.
- Tamże, s. 74.
- Tamże, s. 31.
- Kaniecki zwraca uwagę na ,,zaświatowe” cechy pobocznych bohaterów powieści, uwidaczniające się w opisach ich powierzchowności, działań czy języku; naświetla także ciekawy wątek ,,obumierania” samej przestrzeni przedstawionej. P. Kaniecki, Wniebowstąpienia Konwickiego…, s. 194–197.
- T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 40.
- Tamże, s. 75.
- A. Nasalska, „Ekspresjonista sans le savoir”. O poetyce „Wniebowstąpienia” Tadeusza Konwickiego, „Litteraria” 1984, t. 15, s. 33.
- Tamże.
- Tamże, s. 47.
- T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 102.
- Tamże, s. 136.
- Tamże, s. 138.
- Tamże, s. 249.
- M. Zielińska, Warszawa. Dziwne miasto, Warszawa 1995, s. 22.
- T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 62.
- Tamże, s. 153.
- Tamże, s. 222.
- Tamże, s. 230.
- Z trafnej skądinąd obserwacji, że przestrzeń w utworze jest ,,nieprzejrzystym obszarem błądzenia, niekiedy o labilnym i nieuchwytnym statusie ontologicznym”, Elżbieta Rybicka nie wyciągnęła żadnego wniosku, choć odwoływała się do mitologicznych form kształtowania przestrzeni. E. Rybicka, Formy labiryntu w prozie polskiej XX wieku, Kraków 2000, s. 55–56.
- T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 30.
- Tamże, s. 157.
- Tamże, s. 51.
- Tamże, s. 9.
- Tamże, s. 11.
- Tamże, s. 45–46.
- Tamże, s. 17.
- Tamże, s. 73.
- Obrazu Warszawy w powieści – twierdzi Kaniecki – nie można rozpatrywać jako wizerunku stolicy w stanie ,,czystym”. P. Kaniecki, Wniebowstąpienia Konwickiego…, s. 173. Podobnego zdania byli wcześniej Leszek Szaruga (L. Szaruga, Dochodzenie do siebie. Wybrane wątki literatury po roku 1989, Sejny 1997, s. 8).
- T. Konwicki, Wniebowstąpienie…, s. 230.
- P. Kaniecki, Wniebowstąpienia Konwickiego…, s. 173.
- Według Dariusza Skórczewskiego kresy są w literaturze czymś więcej niż tylko przestrzenią nostalgiczną lub poddawaną szczególnej estetyzacji. Dla tych, którzy – jak Tadeusz Konwicki, Włodzimierz Odojewski czy Stanisław Lem – zostali osobiście poddani temu szczególnemu rodzajowi przemieszczenia, jakim była ekspatriacja, wykorzenienie stało się kluczowym doświadczeniem formacyjnym, a zarazem nieusuwalnym składnikiem psychologicznego archiwum. Koncepcję melancholii Skórczewski zaczerpnął ze słynnej pracy Freuda Żałoba i melancholia; pojęcie melancholii kresowej definiuje zaś jako nieustanne obracanie się podmiotu w świecie symulakrów, substytutów rzeczywistości, „koniecznych fikcji” (termin Germana Ritza), rozjątrzających cierpienie wskutek doświadczonego zubożenia – zubożenie to, jak zastrzega interpretator, należy rozumieć nie tyle jako fizyczną utratę terytorium, ile raczej w kategoriach jednostkowej i kolektywnej traumy kulturowego wydziedziczenia: jako brak, ontologiczną niekompletność, boleśnie odczuwaną deprywację. D. Skórczewski, Melancholia dyskursu kresoznawczego…, s. 126–129.
- L. Sadkowska-Mokkas, Konwicki. Cudzoziemiec tranzytowy…, s. 7.
- Według relacji Konwickiego (z rozmowy przeprowadzonej przez Joannę Szczęsną i Annę Bikont): ,,Krzyczał na mnie Jacek Kuroń, którego wielbię i uważam za jednego z ojców przełomu. Poniewierał mną, że ja tchórzliwy, że zatrzymuje się w pół kroku”. J. Szczęsna, A. Bikont, Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu, Warszawa 2006, s. 414–415.
- P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego, Warszawa 2014, s. 138.
- J. Szczęsna, A. Bikont, Lawina i kamienie…, s. 414–415.
- P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 141, 148–149.
- T. Konwicki, Mała apokalipsa, ,,Zapis” 1979, nr 10, s. 19. Cyt. za: P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 145.
- P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 146.
- W latach 50., 60. i 70. wielu polskich autorów odwoływało się do narracji monologu wewnętrznego (zapisywanej bez znaków przestankowych), wymyślonej przez Jamesa Joyce’a i przedstawionej przezeń w XVIII epizodzie Ulissesa. Narracja ta pojawiała się we fragmentach utworów Marii Kuncewiczowej (Tristan 1946), Urszuli Kozioł (Ptaki dla myśli), Jerzego Andrzejewskiego (Idzie skacząc po górach), Stanisława Czycza (niektóre opowiadania ze zbioru Ajol), Włodzimierza Odojewskiego (Zasypie wszystko, zawieje…); nie było natomiast w owym okresie powieści całkowicie pozbawionej interpunkcji; narracja bezpośredniego monologu wewnętrznego (w przeciwieństwie do odmiany pośredniej owej narracji, zakładającej użycie znaków interpunkcyjnych) ujawniła się w polskiej prozie z lat 1956–1980 jako poboczna forma podawcza, czyli jako fragment większej, inaczej spisanej całości. P. Prachnio, Strumień świadomości…, s. 125.
- P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 132.
- R. Bobryk, Telewizor w Małej Apokalipsie Tadeusza Konwickiego, ,,Europa Orientalis” 2010, nr 29, s. 209. https://nowynapis.eu/czytelnia/artykul/telewizor-w-malej-apokalipsie-tadeusza-konwickiego
- Tamże.
- Tamże.
- Do interpretacji tych odnosi się Kaniecki w swoim opracowaniu. Zob. P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 136.
- T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 143.
- Tamże, s. 91, 194, 230.
- Tamże, s. 21.
- Tadeusz Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 207.
- Tamże, s. 80–81
- Tamże, s. 21.
- Tamże, s. 16.
- Tamże, s. 135.
- A. Lipszyc, Sprawiedliwość na końcu języka. Czytanie Waltera Benjamina, Kraków 2012, s. 15.
- P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 139.
- Podkreślają te właściwości następujące fragmenty: ,,– A wiosną ryli Nowy Świat – wtrącił się Zenek. – Zerwali przy okazji kabel telefoniczny. Tyle miesięcy muszę za każdym razem dymać do budki telefonicznej. Myślicie może, że ta budka zawsze działa? Gówno, co drugi dzień łobuzy wyrywają słuchawkę z mięsem. – U nas na Kole – zaczął drugi pomocnik – w bloku pękła ściana. Od dachu do piwnicy. – Dobrze, dobrze – przerwał szef niechętnie, bo ten potok zażaleń odbierał majestat przesłuchaniu” (T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 115–116); ,,Seans się już zaczął, ale grupki wielbicieli muzy eks-ministra jeszcze się tłoczą wokół jarmarcznych obrazków, a na każdym blejtramie goła panienka z wyretuszowaną pruderyjnie cipką, raz rączki założone za głowę, raz uniesione do góry, raz podtrzymujące wylizany biuścik. I tytuły wykoncypowane podczas bezsennych ministerialnych nocy: «Marzenie», «Przeczucie», «Zew zmysłów»” (Tamże, s. 85); ,,Pod kinem stał spory tłum i czekał nie wiadomo na co, bo seans już się rozpoczął. Po drugiej stronie ulicy, w salonie mięsnym ogromne okno wypełniała wielka liczba «50» ułożona z kiełbas. Przemysł mięsny świętował pięćdziesięciolecie PRL. Ale kiełbasy były atrapami, z niektórych, widać uszkodzonych, prószyły się nawet trociny. Pod złotokryształowymi drzwiami drzemał ogonek starych kobiet. Dziś sklep był zamknięty z powodu święta, pod drzwiami stała pierwsza szychta klientek na dzień jutrzejszy” (Tamże, s. 84).
- P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 208.
- T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 136.
- Tamże, s. 159.
- R. Bobryk, Telewizor w Małej Apokalipsie…, s. 210.
- Tamże, s. 212.
- T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 6.
- Tamże, s. 194.
- Tamże, s. 106.
- A. Lipszyc, Sprawiedliwość na końcu języka…, s. 14–15.
- P. Kaniecki, Samospalenia Konwickiego…, s. 137.
- T. Konwicki, Mała apokalipsa…, s. 235.
- Pogląd ten podzielają: E. Naganowski, Telemach w labiryncie świata, Warszawa 1971; E. Mieletinski, Poetyka mitu, tłum. J. Dancygier, Warszawa 1981.
- Zdaniem Mieletinskiego wspólną cechą mitotwórstwa Kafki i Joyce’a jest przetwarzanie elementów strukturalnych mitu w osnowie elementów współczesnej świeckiej rzeczywistości. E. Mieletinski, Poetyka mitu, s. 425.