12.08.2021

Nowy Napis Co Tydzień #113 / Krowa

Kurczak był strasznym patusem, ale rozpadam się na tyćki po jego śmierci. Wciąż mam na sobie czarny kapelusz, w którym poszłam na jego pogrzeb. Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić, ja naprawdę nie chciałam zrobić mu krzywdy. Nigdy nawet nie pomyślałam, że mogłabym zranić mojego małego Kurczaczka. W wystawionej na czuwaniu trumnie wyglądał tak niewinnie… Staram się teraz przegonić te wszystkie mroczne obrazy, które nawiedzają mnie po jego śmierci, a nawiedzają mnie non stop i chyba zaraz wybuchnie mi z tego wszystkiego głowa. Tylko płaczę i płaczę, a potem pojawiają się obrazy i już nie płaczę, a beczę i wpierdalam swoje łapy, a potem zaczynam się z tego wszystkiego dusić albo żołądek napina mi się jak struna i rzygam śmierdzącym powietrzem, strzępami pazurów i żółcią, bo niczego innego w sobie nie mam, totalnie straciłam funkcje życiowe. Chcę teraz choć przez chwilkę myśleć o tych lepszych dniach, kiedy z radości przyciskałam go do siebie, a bidulek tracił oddech. Nienawidził tego, strasznie to na niego działało i raz się nawet przy takich wygłupach posikał. To był jeden z jego czułych punktów w dzieciństwie, którego dużą część przeżyliśmy przecież razem i chyba nie możemy narzekać na ten okres aż tak bardzo. Było raczej normalne, historia Krowy i Kurczaka to nie historia typu największe hardkory na dzielni. Oczywiście, nie było też lekko i przyjemnie, ale na samo dzieciństwo nie zamierzam narzekać. Poznaliśmy się, kiedy on miał 8, a ja 4 lata. Palił już wtedy papierosy, ale dla szpanu i raczej rzadko, głównie przy swoich kumplach czy, jak on to mówił, braciakach. Włóczyliśmy się po tej samej dzielnicy, znałam go z widzenia i słyszenia. Mówili, że to typ, z którym trzeba mieć się na baczności, że zwiał z bidula i jest jak spuszczony z łańcucha. To prawda, że już wtedy był nerwowy, ale ja odniosłam raczej odwrotne wrażenie. Jasne, gołym okiem było widać, jak wzbiera w nim gniew, ale jakby dobrze się przypatrzeć, to oczy miał powalająco prostoduszne i wyglądał na takiego, który może i odpierdala wariackie akcje, ale zawsze chodzi w nich o jego wrażliwość. Wszystko zaczęło się pewnego dnia, kiedy po prostu do mnie zagadał, a potem zaczął dzielić się jedzeniem. Rzeczy działy się naprawdę szybko, jakby naszym przeznaczeniem były wspólne głupoty i czułości. Po jakimś miesiącu znajomości znaleźliśmy pustostan i zaczęliśmy udawać rodzeństwo. Kurczak był wtedy bezbłędny, on zawsze świetnie robił ludzi w balona, a kiedy jeszcze do tego wszystkiego se zapodał, to zagrywał się jak szmata i robił przeuroczy teatrzyk. Sprzedaliśmy dorosłym historyjkę o zaginionych tuż po wojnie rodzicach i pojawił się regularny zasiłek. Tak było prościej, szczególnie w tamtych posranych czasach. Miałam radzić sobie na ulicy już w wieku 4 lat? Sprzedawać jakieś zasrane zapałki albo swoje ciało? Bez przesady, nie jestem jak co poniektóre z okolicy... A Kurczak… cóż, on naprawdę się o mnie zatroszczył i to całkowicie bezinteresownie. Niektórzy znają mnie z tamtego okresu i wiedzą, że wyglądałam raczej na szczęśliwą krówkę, co nie?

Nasze dni zawsze zaczynały się tak samo: Kurczak skoro świt wyskakiwał jak poparzony z legowiska i podnosił wrzask. Uwierzcie mi, przeraźliwe wycie, do którego nie dało się przyzwyczaić. Jego przejściem między snem a jawą było tych kilkanaście sekund amoku i zdzierania gardła, a potem powoli dochodził do siebie przy szlugu i kubku gorzkiej herbaty, a ja zwykle gapiłam się na niego i nerwowo ciamkałam truskawkową gumę do żucia. Nie chciał o tym mówić, wkurwiał się i puszył, kiedy tylko pytałam, więc szybko przestałam i siedziałam cicho. Coś mu się chyba codziennie śniło. A może te poranne wrzaski były kolejnym symptomem jego słabych nerwów? No sama nie wiem, o co chodziło, ważne, że po szlugu i herbacie dochodził do siebie i jedliśmy szamkę z zapasów albo szedł na jumę i wtedy zawsze kozaczył, czego to on dzisiaj nie przyniesie, a potem przynosił jajka i też było super, bo wygłupialiśmy się przy jedzeniu. Najbardziej lubiłam, kiedy jadł jak Świnia, nasz ziomal z dawnych czasów. Koleś jest teraz podobno barmanem gdzieś na plaży, ale sama nie wiem, czy to prawda, na pewno nie widziałam go na pogrzebie Kurczaka. Zresztą niewielu tych jego braciaków widziałam na pogrzebie. Wszyscy albo siedzą, albo już dawno stąd wyjechali, żeby było im lepiej, a pewnie i tak jest im jak tutaj, czyli tak sobie i strasznie nerwowo. Był taki okres, kiedy Świnia i reszta bandy przesiadywali u nas prawie codziennie, strasznie tego nie lubiłam, bo Kurczak się przy nich popisywał i zdarzało mu się nawet poniżać mnie dla samej zgrywy. Wyobraźcie sobie, robił ze mnie idiotkę, a te zjeby się śmiały. Niewiele dobrego się od nich nauczył, ale powtarzał, że potrzebuje swoich braciaków jak powietrza. Przesiadywali więc u nas w kuchni, palili papierosy i rozrzucali wszędzie puszki po piwach, a ja się nudziłam, bo byli tak głośno, że nie dało się nawet telewizji pooglądać. Widziałam przy nich swoje, to na pewno muszę powiedzieć, ale też nie chcę do tego wracać, bo kiedy wracam do tych złych obrazów, to od razu przypomina mi się ten najgorszy, czyli martwy Kurczak i to martwy przeze mnie, bo znowu byłam nieostrożna. Naprawdę kochałam Kurczaka i chcę teraz myśleć tylko o tych dobrych momentach. Najbardziej lubiłam nasz wspólny czas, na przykład poniedziałkowe wycieczki. Czasem po śniadaniu mówił, że wszystkie głupie skurwiele siedzą w pracy, więc my możemy wybrać się na wycieczkę i nie spotykać aż takich tłumów, bo tłumy strasznie go denerwują i nie do końca jest wtedy sobą. Braliśmy wtedy nasz tandem i jechaliśmy szybko jak wariaci do parku, gdzie można było zjeżdżać z górki albo robić psikusy starym babom. Kiedy wracaliśmy z takich zwariowanych wycieczek, to Kurczak miał zawsze straszne flow i jumał wtedy najfajniejsze rzeczy, więc mieliśmy jeszcze ucztę po wycieczce, coś naprawdę miłego. Ja wtedy szybko sprzątałam, a on brał prysznic i potem zdarzało nam się siedzieć przy takiej wyżerce i telewizji do bladego rana, taką mieliśmy ochotę na wspólne spędzanie czasu.

I tak sobie żyliśmy, aż tu nagle psy wjechały z kopa i zabrały mojego Kurczaka. Po prostu, z dnia na dzień. Wpadli do nas, kiedy on był jeszcze w amoku po przebudzeniu i siedział taki biedny i niewinny w kuchni, a oni go po prostu zaczęli kopać i potem już nic nie pamiętam. Podobno był poszukiwany, ale o tym dowiedziałam się dopiero na komendzie, bo też dostałam i dopiero tam odzyskałam przytomność. Był poszukiwany, ale nic mi o tym nie powiedział. Pewnie nawet nie chciał o tym myśleć, a co dopiero mówić. On taki już był, zawsze wszystko wypierał. Prosty przykład – papierosy kupował wyłącznie w miękkiej paczce, bo wolał nie wiedzieć, ile ich ma. Mówił, że wkurwiało go ciągle liczenie papierosów, które mu zostały, a które w twardej paczce były widoczne i wręcz zmuszały go do liczenia ich, a potem denerwowania się, że dopiero co kupił pakę i zostało tylko sześć czy siedem, jak on to mówił, jebanych szlugów. Taki już był, straszny nerwus, i zawsze udawał, że nic go nie obchodzi, a potem to coś przychodziło i on musiał cierpieć. Miał siedzieć dwa lata i obiecał mi, że wszystko będzie dobrze, że w więzieniu wreszcie wytrzeźwieje i weźmie się w garść. Przez pierwszy miesiąc opowiadał mi na widzeniach o tym, ile robi pompek i jak dużo czyta, a potem był coraz bardziej markotny i raz mnie nawet wystawił, bo przyjechałam na widzenie, a on nie miał ochoty nikogo widzieć i chciał zostać na swojej pryczy. Kiedy siedział, ja głównie szydełkowałam i oglądałam telewizję, a jedzenie brałam od dobrych ludzi. Jakoś leciało, ale był to raczej smutny czas. Czekałam na niego z wytęsknieniem i nie zdawałam sobie sprawy, że zaraz nadejdzie najgorsze, a najgorsze nadeszło, kiedy te dwa lata minęły i Kurczak wyszedł z pierdla. Stanął w drzwiach, a ja się przestraszyłam, bo to nie był mój Kurczak. Jeszcze większe wory pod oczami, ale trudno było mu w te oczy spojrzeć, bo unikał spojrzenia i cały czas się nerwowo rozglądał. Dziwnie przykurczony, zaczął utykać. Szał i amok już nie tylko rano, był jak maszyna losująca agresję i autoagresję. Dobre czasy się skończyły i nawet nie umiem oszacować, ile razy mnie uderzył zaraz po powrocie z więzienia. Codziennie kilka razy przeszukiwał mieszkanie i nie mówił kogo lub czego szuka. Poukrywał wszędzie broń, z osiem pistoletów, ja nie mam pojęcia, skąd on je wziął i to kolejna rzecz, o której po prostu zamierzam nie myśleć, bo przywoła to takie obrazy, że nie zdzierżę i będzie źle, będą flaki i krew, a nie Krowa, która, mimo wszystko i mimo śmierci Kurczaczka, chce żyć dalej i coś z tego życia mieć, rozumiecie?

To było nie do zniesienia. Nieustanne przebywanie w pobliżu jego psychotycznych reakcji na większość bodźców dnia codziennego, ciągłe bycie w gotowości, narastający strach z okazji każdego jego ruchu. Nie spałam prawie w ogóle, bo niby jak miałam spać, skoro ciągle świrował. Jadłam na szybko, kiedy drzemał, i głównie surowe mięso prosto z paczki, żeby się szybko nażreć i mieć siłę na bycie jego pielęgniarką i kozłem ofiarnym, bo tym właśnie byłam dla Kurczaka, który wrócił z więzienia. Już nie śpiewał pod prysznicem i nie chciał oglądać starych filmów z Charlesem Bronsonem. Nie zgrywał cwaniaka, nie robił sobie z nikogo jaj, pił i ćpał nie jak kiedyś, dla funu i jazdy, a tylko po to, żeby przez chwilę pospać i nie być sobą. Widziałam, że próbował wszystkiego, żeby się uspokoić, ale w jego głowie działy się dziwne, silniejsze od niego rzeczy. Miotało nim po całym mieszkaniu, spędzał godziny przy judaszu albo, dla przykładu, skulony i posikany w szafie. Jeśli mówił, to głównie do siebie i w sposób niezrozumiały. Do mnie zwracał się samymi teoriami spiskowymi, podtrzymywał, że teraz naprawdę coś mu grozi, ale nie mógł albo nie chciał powiedzieć, czym jest to coś. Nie wiedziałam, do kogo się zwrócić, z każdym dniem bałam się coraz bardziej i czułam, że mi ta cała sytuacja też siada na banię. Wyobrażacie sobie życie z kimś, kto nieustannie podtrzymuje maksymalny poziom poczucia zagrożenia? I kto na to zagrożenie reaguje przede wszystkim agresją? No właśnie, a Kurczak był wtedy tylko seriami akcji paranoi i reakcji agresji. Bałam się tego, co miał w oczach po powrocie z więzienia, a w pewnym momencie zaczęłam robić wszystko, żeby go unikać, choć nie było to proste w naszym ciasnym domku. Myślałam o ucieczce przed nim, a potem źle się czułam z tymi myślami, no bo jakbym mogła uciec od mojego kochanego Kurczaka, który ewidentnie potrzebował pomocy i czułości? Zdarzało się też, że wychodził w środku nocy i znikał na kilka dni. Za każdym razem bałam się o niego tak samo, ale nie chciałam wzywać policji, bo, po pierwsze, nie wiedziałam, czy znów nie jest poszukiwany, a, po drugie, nie bardzo chciałam po ostatniej interwencji mieć z nimi do czynienia, stłukli mnie przecież na kwaśne jabłko. Mogłam tylko sobie wyobrażać, co robi, i zamartwiać się na śmierć, więc właśnie tym się zajmowałam pod jego nieobecność. Schowałam jeden z pistoletów w kocu na legowisku i czekałam, aż przyjdzie Kurczak, policja albo jakieś zbiry, które na niego polują. Zawsze jednak wracał i zawsze wchodził oknem, zalany w trupa, a potem bez słowa kładł się spać na kilka godzin. Tamtej feralnej nocy wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Był taki moment absolutnej ciszy, nigdzie nikogo i udało mi się wreszcie zasnąć po kilku godzinach płakania na kanapie. Budziłam się co kilka minut, żeby upewnić się, czy nikt nie próbuje się do nas włamać, ale ciągle było cicho jak makiem zasiał. I nagle Kurczak pojawił się w drzwiach. Stał i milczał. Czasem tak robił, a potem mówił Krówko, Krówko zabiorę cię na opuszczone pociągi, zbieraj swoje tłuste dupsko i to szybko, a potem wskakiwaliśmy na tandem i była poniedziałkowa wycieczka jak się patrzy. Ale tamtej feralnej nocy milczał inaczej. Jak duch. Stał i się gapił, a ja, wyrwana z koszmarów o nim, niechcący do niego strzeliłam.

Zmarł od razu i tak skończyła się nasza historia. Krowa i Kurczak widocznie nie mogli żyć razem długo i szczęśliwie, ale ja, Krowa, naprawdę chcę żyć dalej i coś z tego życia mieć.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Mateusz Górniak, Krowa, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 113

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...