19.08.2021

Nowy Napis Co Tydzień #114 / Step zamiast pustyni, czyli nowa jakość mitów Sienkiewicza – „Trylogia ukraińska” Józefa Łobodowskiego

Wielotomowe powieści zazwyczaj łączą w sobie różne koncepcje literackie, a ich autorzy często nawiązują do szeroko pojętych tradycji piśmiennictwa. Książki, które czyta się partiami, przywodzą na myśl najrozmaitsze skojarzenia. Szukanie w nich odniesień i konotacji do innych tekstów kultury jest odruchem jak najbardziej naturalnym. Dlatego właśnie na związkach między-tekstowych skupią się moje dywagacje.

Oddając się lekturze Trylogii ukraińskiej Józefa Łobodowskiego, doszłam do wniosku, że tym, co nasuwa się niejako samoistnie, jest właśnie mnogość skojarzeń. Utwór ten został bardzo głęboko osadzony w tradycji powieściopisarstwa pozytywistycznego, zwłaszcza w rejonach sienkiewiczowskich, a jednocześnie w wielu momentach autor nie tylko podejmuje wyraźną polemikę z prezentowanymi wówczas wartościami, ale i dokonuje swoistego rozliczenia z ideami drugiej połowy XX wieku. Pozwolę więc sobie stworzyć pewnego rodzaju mozaikę, która po krótce odzwierciedli mój stosunek do tego jakże obszernego i bogatego tekstu. Na początku należałoby przypomnieć sobie postać Stasia Tarkowskiego, czyli bohatera powieści Henryka Sienkiewicza, który przemierzał Afrykę, stając oko w oko z wieloma niebezpieczeństwami. Zamieńmy jednak afrykańską pustynię na ukraiński step, młodzieńcze uczucie do Nel określmy na razie jako nieco bardziej skomplikowane i jednoznacznie zabarwione erotycznie oraz dodajmy nieśmiało, że Nel jest tutaj raczej figurą stylistyczną, a nie pojedynczą bohaterką kobiecą. W związku z czym, w miarę przebiegu akcji, będzie przyjmować różne postaci – od młodszej towarzyszki konnych przejażdżek stepowych (Katia) poprzez wierną i posłuszną narzeczoną (Szura) aż po wyuzdaną i seksualnie doświadczoną służącą (Odarka). Następnie wyeliminujmy wątek porwania, ale podkreślmy motyw zagubienia. Dodajmy ekspresję stricte ukraińską, czyli nie zapominajmy o kozackich tęsknotach. Zdegradujmy co nieco mit Bohuna i uczyńmy jego mroczną duszę trochę bardziej rubaszną. A całości dopełnijmy wizją prastarego kultu dziewictwa, który tutaj przyjmie doprawdy pokraczne formy. Wszystko zanurzmy natomiast w latach 20. minionego stulecia, czyli w czasie skrajnie niestabilnym politycznie, a otrzymamy porywającą historię, w której dosłownie można przepaść.

To dwie pierwsze części – KomyszeW stanicy. Odcinają się one wyraźnie od klimatu i przesłania części trzeciej. Tematyka Drogi powrotnej bazuje bowiem na motywach zdecydowanie odmiennych od przygodowo-anegdotycznej atmosfery dwóch pierwszych tomów. Narracja dotyka tutaj bowiem wątków zniewolenia, prześladowania, nierówności społecznych, głodu, śmierci i przede wszystkim tragedii dzieci, które w związku z dramatycznymi wydarzeniami historycznymi pozostają pozbawione jakiejkolwiek opieki. Całość natomiast można określić jako prozę szlachetną i solidną, chociaż niepozbawioną miejscami zbędnego patosu, który z łatwością wybacza się autorowi. Powieść drogi, powieść inicjacyjna, powieść o dorastaniu. A nade wszystko – powieść poświęcona polskości, uwzględniająca ideę tułaczki, patriotycznych poszukiwań i korzeni narodowych. Wartkie dialogi, sprawnie skonstruowani bohaterowie i dbałość o detal historyczny sprawiają, że czyta się ją płynnie, a po lekturze zostaje się z poczuciem przyjemnego niedosytu otwartego zakończenia.

Treść

Trylogia ukraińska opowiada historię podróży. W ujęciu dosłownym jest to rozbudowana projekcja powrotu do ojczyzny. Z kolei w aspekcie symbolicznym można śmiało stwierdzić, iż mamy do czynienia z opisem dorastania, wchodzenia w dorosłość, nabywania doświadczenia życiowego. Główny bohater pokazany jest z perspektywy nieustannej tułaczki, przemieszczania się z miejsca na miejsce, ucieczki, niepewności. Jako dwunastoletni chłopiec zajmuje się, nielegalnym oczywiście, handlem tytoniem, wstępuje w szeregi anarchistycznego gangu, odwiedza dom publiczny, zakochuje się (na razie, ale tylko na chwilę, zupełnie platonicznie) i czynnie uczestniczy w libacjach alkoholowych. Wkrótce doświadczy inicjacji seksualnej ze służącą, która z niejednego pieca chleb jadła i ponownie zakocha się, znowu prawie platonicznie, we wnuczce swojego kozackiego opiekuna. Jako piętnastolatek natomiast będzie musiał podejmować decyzje dotyczące kwestii życia i śmierci najbliższych mu osób. Można więc śmiało uznać, że książka ma bardzo bogatą fabułę. Dlatego, mimo pokaźnych rozmiarów, akcja zostaje skondensowana i pozbawiona ozdobników w postaci długich, nużących opisów. Zamiast tego autor skupia się raczej na aspekcie obyczajowym, na detalu historycznym, na żywym, plastycznym wręcz ujęciu tradycji i obrzędowości. Czytelnik czuje więc głośną i niebezpieczną atmosferę miejskiego targu, czuje smak samogonu i zapach stepu podczas wichury. Abstrakcyjnym bohaterem zbiorowym staje się więc Kubańszczyzna„Akcja książki rozgrywa się na Kubaniu, w historycznym regionie na południu Rosji, obejmującym we współczesnej Federacji Rosyjskiej prawie cały Kraj Krasnodarski, Adygeję oraz części Karaczajo-Czerkiesji, Kraju Stawropolskiego i obwodu rostowskiego. Pod koniec XVIII wieku ziemie te zostały zasiedlone przez Kozaków czarnomorskich, którzy niegdyś należeli do zlikwidowanego przez Katarzynę II (1729–1796) wojska zaporoskiego”. Zob. przypis redakcji [w:] J. Łobodowski, Komysze, Kraków 2020, s. 10.[1], jej ludność poddawana nieustannym próbom głodu i strachu, jej dramatyczna historia i nieustająca niepewność jutra, która determinuje losy każdego bohatera. Czasy są ekstremalnie trudne. Brutalności i bezmyślnej przemocy doświadczają przede wszystkim dzieci, które głodne i wycieńczone przemierzają ulice niczym ponure zjawy. Nastoletnie dziewczynki, niejednokrotnie stręczone przez rodziców lub krewnych, oddają się prostytucji, a chłopcy walczą o przetrwanie za pomocą noży. Świat dorosłych, który z założenia powinien być przecież bezpieczny, jawi się jako przestrzeń głęboko niestabilna, pełna przemocy i chęci wykorzystania dziecięcej niewinności. Opiekunowie domów dziecka znęcają się nad wychowankami do tego stopnia, że doprowadzają ich do obłędu lub samobójstwa. Rodzice, dziadkowie, wujowie i krewni zdają się być natomiast pogrążeni w jakimś dziwnym marazmie i przyzwalają na czyny absolutnie szokujące, takie jak choćby alkohol, seks i działalność przestępcza. Aby przetrwać, dzieci musza wziąć sprawy w swoje ręce. Muszą dorosnąć w zastraszającym tempie. W przeciwnym razie staną się łatwym łupem dla bandytów, zginą śmiercią głodową lub zostaną zamordowane podczas ulicznych rozbojów.

Czy taka koncepcja ma na celu zaszokowanie odbiorcy i wywołanie w nim odczuć ekstremalnych? Czy autor celowo mija się tutaj z prawdą? Nie sądzę. Należy bowiem pamiętać, że powieść posiada elementy autobiograficzne, i choć w całości została sfabularyzowana, można przypuszczać, iż autor doskonale wie, o czym mówi, ponieważ podobnych kwestii doświadczył na własnej skórze. Ten miejscami drastyczny naturalizm nosi więc znamiona przerażającego świadectwa. Józef Łobodowski nie pierwszy raz pokazuje więc swoje upodobania literackim katastrofizmem, a apokaliptyczne wizje rzeczywistości wstrząsają czytelnikiem poprzez swoją realność.

Realizm dotyczy również warstwy językowej. Narracja jest prowadzona w sposób niezwykle dynamiczny i w wielu momentach wcale nie podąża w kierunku spolszczeń, ale zachowuje słownictwo oryginalne. Nie ma więc domu dziecka, jest „dietdom”, nie ma przyjaciela, jest „kunak”, nie ma młodocianych pozostawionych bez opieki, są „bezprizorni”. Utrzymane zostają również modele składniowe, którym bliżej do konstrukcji wschodnich niż do oficjalnej polszczyzny – na przykład nietypowa pozycja przydawki klasyfikującej i zaimka zwrotnego.

Tradycje

Forma trylogii w historii literatury polskiej kojarzy się jednoznacznie. Tradycja sienkiewiczowska pozostaje w tym przypadku niezmiennie rozpoznawalna. Dzieło życia Noblisty jest bodajże jednym z najpopularniejszych tytułów w kanonie lektur obowiązkowych Polaka. Któż z nas nie pamięta wiszącego na haku Kmicica? Któż nie słyszał o ranach, których Oleńka niegodna całować? Która z niewiast nie zastanawiała się nad miłosnym dylematem Heleny? Która nie zadawała sobie pytania – Bohun czy Skrzetuski? Ale Sienkiewicz to przecież nie tylko Trylogia. I chociaż w powieściach Łobodowskiego nawiązania do tego dzieła pojawiają się dosyć często, to inspiracji kreacji głównego bohatera należałoby poszukiwać w innej historii Noblisty. Samo imię jest już bowiem niezwykle sugestywne. Bohaterski Staś Tarkowski, który zabił lwa i ryzykując życie dzielnie bronił swojej wiary przed obliczem islamskiego proroka. Staś, nie Stanisław. Dokładnie tak jak u Łobodowskiego. Z tym że Staś Majewski przemierzający ukraiński step zamiast afrykańskiej pustyni, nie do końca pozostaje wierny ideałom prezentowanym przez swój szlachetny pierwowzór. Sienkiewicza natomiast chętnie cytuje, chętnie się nim posługuje w celu podkreślenia własnych atutów intelektualnych. Autor Quo Vadis nie jest natomiast jedynym pozytywistą, którego obecność wyczuwa się na kartach trylogii Łobodowskiego. W tekście dużo mówi się o literaturze drugiej połowy XIX wieku, myśl pozytywistyczna pozostaje dla czytelnika łatwo rozpoznawalna. Motyw Polaka-wędrowca, Polaka-pielgrzyma, którym posłużył się autor Komyszy, również pozostaje w literaturze figurą rozpoznawalną, szeroko opisywaną, która nie stanowi novum, ale koresponduje z dziełami dziewiętnastowiecznej literatury. Łobodowski modyfikuje natomiast Sienkiewiczowskie wzory osobowości i relacji międzyludzkich. Mówię przede wszystkim o postrzeganiu kobiet, ich roli i praw, nad czym w dalszej części przyjdzie się nam zatrzymać na dłużej. Sienkiewiczowska białogłowa, otoczona aurą niemalże świętości, przechodzi tutaj drastyczną metamorfozę. I chociaż motyw kultu dziewictwa i kobiecej czystości zostaje utrzymany, to także w nieco zmienionej formie.

Wśród bardzo klarownych tropów odsyłających w rejony sienkiewiczowskie należałoby wymienić również: psa obrońcę (swoją drogą Rozbój, czyli pies Stasia, jest według mnie jedną z najbardziej uroczych tego typu kreacji w historii literatury), dzielnych służących, szlachetnego doktora (realizacja pozytywistycznego postulatu pracy u podstaw), chorobę i trudnodostępne lekarstwo (u Łobodowskiego jest to tyfus), odważnego olbrzyma (Aszwajanc w wielu momentach przypomina Ursusa) oraz przedwczesną śmierć ukochanej. Nie wolno jednak zapominać o znaczących różnicach, które odcinają jednak powieść Łobodowskiego od tradycji Sienkiewiczowskich, czyniąc ją tym samym dziełem oryginalnym. O ile bowiem u Sienkiewicza, pomimo wszystkich niewątpliwych dramatów i traum, zawsze przez ciemne chmury przebija się promień optymizmu, o tyle u Łobodowskiego narracja bardzo wyraźnie zmierza w kierunku wizji jednoznacznie katastroficznych. Brak nadziei na jakiekolwiek lepsze jutro dominuje ścieżki interpretacyjne. Czy można więc pokusić się o tezę, która zakładałaby, że Trylogia ukraińska stanowi formę rozliczenia z doniosłymi ideami pozytywistycznymi? Jest to założenie całkiem prawdopodobne, ponieważ bohaterowie Łobodowskiego doświadczając nieustannych dramatów życiowych, niepewności oraz dotkliwej przemocy, zostają postawieni w roli postaci tragicznych w ujęciu wręcz klasycznym, a to z kolei sprawia, że dosłownie „wyrastają” z naiwnej miejscami wierności ideałom celebrowanym przez przodków wychowanych w duchu dziewiętnastowiecznych wartości popowstańczych. Najprawdopodobniej zaczerpnięty od Sienkiewicza motyw chininy, której w żaden sposób nie można zdobyć, urasta więc do rangi pewnego symbolu. Jest znakiem bolesnego przechodzenia w nowe, nieznane, przerażające rejony osnute wokół brutalnej polityki i nieugiętej bezwzględności przeznaczenia. U Łobodowskiego Staś leku, mimo najszczerszych chęci, nie zdobędzie i będzie musiał się zmierzyć z wszystkimi ponurymi konsekwencjami tego faktu.

Miłość

Krótki odcinek historii Kubania przedstawiony na kartach powieści nie jest pisany wyłącznie krwią ofiar szerzącego się chaosu politycznego. Właściwie ten motyw z czasem ginie w gąszczu wzruszeń i uniesień zupełnie innego kalibru. Nie można bowiem zapominać o tym, że bez względu na czasy, bez względu na okrucieństwo tyranii i niepewność jutra, pośród zawieruchy powstań, zrywów anarchistycznych i zawodzenia jeńców wojennych, w każdej pojedynczej sekundzie życie rozbrzmiewa i wybrzmiewa, panoszy się i pokazuje swoją nieposkromioną siłę – miłość. Dzieci dorastają, młodzi ludzie zakochują się w sobie, wszyscy, bez względu na poglądy i statusy społeczno-polityczne działają w pewnym sensie instynktownie. Pierwotne potrzeby wyznaczają normy zachowania i determinują decyzję. Nikt nie może pozostać obojętnym wobec nieustępliwej i brutalnej siły natury. Nie bez celu wspominam właśnie o brutalności, bo też i w tym tonie utrzymane są rozważania o relacjach międzyludzkich. Nie można przeoczyć faktu, iż opisana w powieści miłość, czy też może uczucie, które do tego podniosłego miana pretenduje, zostaje oparte na energii mało mającej wspólnego z łagodną projekcją inicjacji seksualnej bądź też emocjonalnej opisywanej w literaturze na przestrzeni wieków. Kolejny raz odchodzi więc Łobodowski od tradycji powieściopisarstwa klasycznego, kolejny raz sprzeniewierza się koncepcji Sienkiewiczowskiej, która zakłada ortodoksyjną wręcz czystość pierwszych porywów serca, wprowadzając tym samym uczucia inicjacyjne w sferę niemalże sacrum. Nie znajdziemy więc w Trylogii ukraińskiej dziewcząt o gołębich sercach i rycerzy skłonnych zginąć za honor swoich wybranek. Nie znajdziemy błogosławieństwa niebios i panieńskiej skromności. W zamian otrzymamy swobodną, niczym nieskrępowaną chuć. I całą masę konwenansów, stereotypów, zabobonów oraz komentarzy, które pierwsze namiętności osadzają w formach strywializowanych, niesprawiedliwie sklasyfikowanych, miejscami wręcz fizjologicznych. I tak na przykład tajemnica, osławionej przecież wielokrotnie w literaturze i sztuce, nocy poślubnej zostanie tutaj sprowadzona do aktu czysto fizycznego. Młodzi opuszczają na chwilę przyjęcie weselne, udają się w wiadomym celu do przygotowanego wcześniej pomieszczenia, a po wszystkim wracają do biesiadników, usiłując ukryć rumieńce wywołane zawstydzeniem obnażonej intymności. Cierpliwie znoszą również złośliwe komentarze, uśmiechają się i zbywają taktownym milczeniem prośby o pokazanie prześcieradła, które udowodni czystość panny młodej:

Po dobrej godzinie nowożeńcy wrócili do gości. Głasza miała ciemne wypieki na policzkach i ręce kurczowo splecione pod piersiami. Dioma uśmiechał się i coraz to muskał czarnego wąsa. Zaczęto się do nich cisnąć, przepijać i wiwatować.

– A prześcieradło, pokazać prześcieradło! – wydarł się ktoś spod ściany.

[…]

– Dajcie spokój, kumo – odpowiedziała inna. – Teraz już o to nie bardzo dbają. Krępacja za duża i dla młodych wstydliwość.

– Wstyd tylko wtedy, jak prześcieradła pokazać nie można. Widać pośpieszyło się młodym przed ślubem. Za długo w stepie wysiadywali tego lataJ. Łobodowski, W stanicy, Kraków 2020, s. 205.[2].

Ale miłość przedstawiona na kartach powieści okazuje się również pełna przemocy i mocno krzywdząca. Bolesne nierówności i przerażające formy nacisku dotykają szczególnie płci żeńskiej. Kobiety nie posiadają zbyt wielu praw i najczęściej, świadomie lub nie, wpadają w sidła męskiej dominacji. Kult obowiązku posłuszeństwa wobec mężczyzny jest widoczny niemalże na każdej stronie powieści. Kobiety się tutaj z ochotą karze chłostą, obwinia o gwałt, zmusza do uległości, wysyła do garów, lekceważy i znieważa. Kobiet się tutaj nie szanuje, nie gloryfikuje ze względu na płodne łono i wrodzoną łagodność, nie porównuje się ich do Matki Boskiej, nie nazywa świętymi kapłankami domowego ogniska. Kobiet się tutaj natomiast bezceremonialnie używa. To one są odpowiedzialne za przejęcie kontroli nad męską chucią. To one, nawet jeśli do współżycia brutalnie zmuszone, będą do końca życia zmagać się z piętnem „nieczystej”, a tym samym niegodnej małżeństwa, rodziny, miłości.

Tylko pamiętaj, com ci kiedyś mówił. Trzymaj ją mocno w garści i nie krępuj się: w razie czego za warkocz i po tyłku. Każda dziewucha musi silną rękę czuć, bo inaczej się rozwydrzy. I lubi męską siłę. Jak ją poczuje, jeszcze bardziej jedwabna się zrobi. Takie to już babskie nasienie! Przylepisz jej kilka odlewanych, potem przyhołubisz, nie ma lepszego sposobuTamże, s. 264.[3].

Niełatwo więc żyje się kobietom wśród ukraińskich stepów. Za to mężczyźni kwitną, wzrastają i otaczają się chwałą z niezwykłą wręcz swobodą. Kult męskiego bohaterstwa rozprzestrzenia się i panoszy. Kult wojownika, któremu wszystko wolno dotyczy praktycznie każdego poziomu interpretacyjnego. Gospodarz, ataman, rubaszny starzec, dumny ojciec, charyzmatyczny przywódca grupy anarchistycznej… Wszyscy oni posiadają prawo i do kobiecego ciała, i do kobiecej duszy. Roi się więc tutaj od scen, które sprawią, że odbiorcom współczesnym włos się zjeży. Chcę jednak wierzyć, że w konwencji tej nie chodzi o wywołanie szoku czy też zbulwersowanie i przerażenie odbiorcy. Chcę wierzyć, iż autorowi przyświecała chęć odejścia od poprawności politycznej i przekazania detali historycznych zgodnie z prawdą. Jednakowoż mistyczna projekcja kultu kozackiego herszta zza wschodniej granicy, który ocieka testosteronem, odwagą i honorem, zostaje w tym momencie w moim odbiorze mocno osłabiona. Oto bowiem okrutny Bohun, który jest w stanie dopuścić się czynów ze wszech miar haniebnych, ale w sytuacji najwyższego nawet napięcia nie tknie choćby myślą nieczystą ukochanej i nieosiągalnej przecież Heleny, otrzymuje siarczysty policzek. Bo ichni Bohunowie, mało tego, że się nie powstrzymają, to jeszcze odpowiedzialnością obarczą Bogu ducha winne Heleny, które rzekomo nie były w stanie okiełznać ich pożądania. Sienkiewiczowska mydlana bańka wypełniona honorem, uwielbieniem i miłością pęka w zetknięciu z brutalizmem i realizmem Kubańszczyzny. Mężczyźni pozostają albo bezkarni, albo wielkodusznie rozgrzeszani. Kobiety zaś to rzeczy służące zaspokajaniu męskich potrzeb. Wizja ta jest okrutna, ale niestety mocno realistyczna.

Szokująca do granic wręcz oburzenia jest również inna kwestia, a mianowicie wiek inicjacji seksualnej. Mówimy tu bowiem nie o nastolatkach, nie o podlotkach, ale o dzieciach. Opisy miłości, jakkolwiek subtelne i odpowiednio wystylizowane, stają się więc w tym przypadku dosłownie zatrważające. Pojęcie dziecięcej seksualności nabiera nowego znaczenia i podejrzewam, że w wielu przypadkach nie będzie to koncepcja przyjęta z łagodną aprobatą. Jednakże tym razem również wygrywa we mnie wiara w dbałość o szczerość przekazu. Mam wrażenie, że i tutaj autorowi przyświeca idea odczarowywania wartości pozytywistycznych. Dzieci zostają wyprowadzone ze sfery sacrum i pozostawione same sobie na groźnej ulicy o nazwie Jejska. Dzieci muszą błyskawicznie dorosnąć i przejąć kontrolę nie tylko nad własnym życiem, ale i nad napiętą sytuacją w mieście. Dzieci muszą walczyć o przetrwanie. Bezwzględne działania polityczne, wszechobecna niepewność i chaos codzienności pozbawiają je czystości nie tylko w ujęciu dosłownym. To szokujące obnażenie i znieważenie świętości jawi się więc jako symboliczny znak czasu, jako ponure piętno historii odciśnięte na czołach najbardziej niewinnych.

Józef Łobodowski nie jest niestety twórcą znanym szerokiemu gronu czytelników, wręcz przeciwnie – autor Trylogii ukraińskiej zdaje się być artystą raczej niszowym. Cieszę się więc niezmiernie, że jego działo doczekuje się rehabilitacji i należytej promocji, nawet jeśli dochodzi do tego wiele lat po śmierci autora. Komunistyczna cenzura przez długi czas uniemożliwiała swobodną publikację dzieł Łobodowskiego, ponieważ – ze względu na swoją szczerość – były niewygodne dla władz. Natomiast dzisiaj, w erze wolności poglądów i przekonań, Trylogia ukraińska może stać się dla czytelników źródłem wielu wzruszeń. Zachęcam więc do lektury – mimo tego, że tematyka jest trudna i być może mało aktualna. W moich oczach dzieło Łobodowskiego nie odbiega bowiem kunsztem od dziewiętnastowiecznych powieści Sienkiewicza. Powiem więcej – uważam, że Łobodowski patrzy na wiele spraw z większą wnikliwością i wrażliwością twórczą.

J. Łobodowski, Trylogia ukraińska, Instytut Literatury, Kraków 2021

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Katarzyna Aksamit, Step zamiast pustyni, czyli nowa jakość mitów Sienkiewicza – „Trylogia ukraińska” Józefa Łobodowskiego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 114

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...