Nowy Napis Co Tydzień #116 / Czy to bies, czy nie bies? „BIESY. Spektakl o piciu herbaty” w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie
Paweł Miśkiewicz przygotował w Starym Teatrze w Krakowie spektakl według powieści Fiodora Dostojewskiego. To kolejna premiera po lockdownie i z nowym dyrektorem Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej. W 2020 roku został nim Waldemar Raźniak, doktor habilitowany sztuk teatralnych, związany wcześniej naukowo z Akademią Teatralną w Warszawie (zajmował w niej stanowiska prodziekana i dziekana Wydziału Aktorskiego, a także prorektora). Efekty jego pracy poznajemy dopiero teraz, kiedy Biesy, Halka, 3SIOSTRY czy Jeńczyna mają swoje, często opóźnione przez czasowe zamknięcie teatrów, premiery. 20 kwietnia 2021 roku dyrektor mianował zastępcą odpowiadającym za linię artystyczną teatru dramaturga Beniamina M. Bukowskiego, dramatopisarza nagrodzonego między innymi Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną. Dopytywany zaś o plany i kryteria doboru reżyserów, którzy będą mieli możliwość pracować z zespołem Starego zdradził, że czeka nas w przyszłym sezonie dziesięć premier, a jedną z nich będą Ptaki Arystofanesa w reżyserii Jana Klaty.
Czasy, które nastały są szczególne, a pandemia zweryfikowała plany zarówno jednostek, jak i instytucji kultury. Ponowne otwarcie Starego Teatru ma jednak dla niego dwojakie znaczenie, poza dosłownym, jest to próba – miejmy nadzieję, że będzie udana – powrotu do świetności.
1871/1971/2021
W 2021 roku przypadła rocznica premiery Biesów w reżyserii Andrzeja Wajdy z Janem Nowickim jako Stawroginem. Wieczór jubileuszowy, który odbył się 29 kwietnia w Starym Teatrze był zapowiedzią nowego spektaklu, którego premiera nastąpiła 8 maja. Z pewnością obchodzone w tym roku pięćdziesięciolecie premiery Biesów stało się inspiracją do ponownego odczytania powieści Dostojewskiego.
Samo mierzenie się z twórczością rosyjskiego pisarza to dowód odwagi reżyserskiej, a Miśkiewicz utrudnił sobie zadanie jeszcze bardziej: po pierwsze główne role w przedstawieniu grają bardzo młodzi aktorzy i studenci Akademii Sztuk Teatralnych (uwagę zwracają Natalia Kaja Chmielewska i Daniel Namiotko); po drugie odwołuje się on bezpośrednio do kultowej, wybitnej adaptacji zrealizowanej przez Andrzeja Wajdę, jednak były to czynniki ściśle związane z pomysłem adaptacyjnym, dodajmy od razu – pomysłem niezrealizowanym do końca.
Początek spektaklu, zbyt głośny, wręcz hałaśliwy miał chyba wskazać na opozycję młodzi – starzy, współczesność – tradycja; skończyło się jednak na pokrzykiwaniu, sarkastycznej demonstracji: tak, jesteśmy tym dziwnym pokoleniem, jasne – nie damy rady zrobić Biesów swojej generacji, bo zdaniem innych (czytaj: dziadersów) nie jesteśmy do tego zdolni! Wśród korowodu przebierańców uwagę zwracali Joker i młodzian z hełmem wikinga kojarzący się, jak zauważył Dariusz Kosiński, z Człowiekiem Bizonem biorącym udział w zamieszkach w Waszyngtonie. Już ten fakt nadawał temu (niby?) buntowi młodych pejoratywny charakter.
Nie wiem, czemu miały służyć początkowe sceny spektaklu. Może jednak inaczej: wiem, ale nie rozumiem reżysera, bo czy widowni Starego Teatru trzeba pokazywać, wręcz tłumaczyć, zmianę społeczną, która dokonuje się od kilku, może nawet kilkunastu lat? Czy młodzi aktorzy, studenci AST muszą wprost ze sceny mówić, jak to wedle społeczno-socjologicznej opinii są generacją zanurzoną w popkulturze i współtworzą erę Voyera? Przecież wiemy, że takie diagnozy są daleko posuniętym uproszczeniem.
Czy Paweł Miśkiewicz i jego aktorzy chcieli skonfrontować się z legendą? Czy chcieli polemizować z adaptacją Biesów z 1971 roku? Sądzę, że oba te tropy są częściowo trafne. Wykorzystanie fragmentów wypowiedzi Andrzeja Wajdy i Jana Nowickiego, dodatkowo odtworzenie ich na dużym ekranie usytuowanym po lewej stronie sceny (patrząc oczywiście z perspektywy widza) sugeruje to dość jednoznacznie. Ale niestety kojarzy się też z lekcją udzielaną młodym aktorom w trakcie ich przedstawienia.
Jednym z podstawowych rekwizytów na celowo niemal pustej, zaciemnionej scenie (ta koncepcja scenografii autorstwa Barbary Hanickiej znakomicie „gra” w kontekście mrocznej powieści i jej adaptacji) jest oczywiście samowar, jednak te rozmowy przy herbacie są nie wiadomo o czym…
Jak zachwyca, jeśli nie zachwyca?
Czy wizja tego, jak szybko szlachetne idee i wielkie marzenia o sprawiedliwości mogą się zmienić w drapieżną, groźną realizację też nie jest dla młodych żywa? Czy nie żyjemy w świecie, w którym podważane są wartości demokratyczne, a populistyczne hasła zyskują aprobatę wielu, hasła, które żywo kojarzyć się mogą z tymi z Biesów? Ale to, co widzimy na scenie skłania do zacytowania Gombrowicza: „A co, jeśli nie zachwyca?”.Bo też i młodzi aktorzy grają tak, jakby na nudnej lekcji ktoś kazał im być aktywnymi. Oczywiście aktor robi to, co reżyser zaplanuje, jak konkretną postać i całe przedstawienie sobie wykoncypuje. I to zastanawia najbardziej – zdolny Paweł Miśkiewicz przygotował przedstawienie, które jest nierówne, niekonsekwentne, jakby sam nie był pewien, o jakie Biesy mu chodzi.
Zbędny człowiek – Stawrogin
Kiedy po pierwszej części, budzącej co najmniej wątpliwości, zasiadamy znów na widowni, spotyka nas niespodzianka: oto aktorzy zaczynają mówić Dostojewskim i na Scenie Kameralnej oglądamy… klasyczną adaptację dzieła wielkiego, rosyjskiego pisarza. Piszę o tym, jak o czymś zaskakującym, bo i takim było po początkowych buńczucznych „zapowiedziach”. Na szczególną uwagę zasługuje Daniel Namiotko jako Stawrogin. Szkoda jedynie, że reżyser robi mu krzywdę, przyćmiewa młodego aktora i metateatralnie wplata w jego pracę sceniczną wypowiedzi Jana Nowickiego o tym… jak grać Stawrogina, a nawet fragmenty monologu z młodym Nowickim jako tymże. Mimo tego Namiotko podejmuje rękawicę i kreuje swego biesa Stawrogina. Co więcej, kreuje go w pełnej opanowania opozycji do kreacji „nauczyciela”, co szczególnie mocno uwidocznione jest w monologu bohatera, gdy zaczyna cicho, niemal szeptem mówić:
Ja, Mikołaj Stawrogin, oficer w stanie spoczynku, mieszkałem w 186… roku w Petersburgu i oddawałem się tam rozpuście, w której nie znajdowałem zadowolenia. Przez pewien czas wynajmowałem trzy mieszkania. […] Minęła godzina. Matriosza siedziała na ławeczce w swoim pokoiku, odwrócona plecami do mnie i zajęta była szyciem. Wreszcie zanuciła coś, bardzo cichutko, jak czyniła to już nie raz. Wyjąłem zegarek i spojrzałem, która godzina. Była druga. Serce zabiło mi szybciej. I znów zadałem sobie pytanie, czy mógłbym się powstrzymać od swego zamiaru, natychmiast też odpowiedziałem sobie twierdząco. Wstałem i zacząłem skradać się ku niej. Drgnęła i w pierwszej chwili, w mimowolnym przestrachu, zerwała się z ławki. Cichutko usiadłem obok niej na podłodze. Delikatnie całując ją w rękę, posadziłem z powrotem na ławce. W pierwszej chwili pocałunek rozśmieszył ją jak dzieciaka, później zerwała się z ławki ponownie tak przerażona, że skurcz przeszedł po jej twarzy, to może nie skurcz, ale gęsia skórka może się pojawić.
Fragment filmu z monologiem w wykonaniu Nowickiego, który jest wykrzyczany i ekspresyjny, pokazuje, że Daniel Namiotko budował swoją postać w opozycji do tej sprzed pięćdziesięciu lat. Szept okazuje się być bardziej przejmujący. Kreując Stawrogina, Fiodor Dostojewski wzorował się na kilku realnych osobach, przede wszystkim anarchiście Michale Bakuninie, natomiast literacko bohater ten spokrewniony jest z Eugeniuszem Onieginem i przede wszystkim Lermontowskim Pieczorinem, postaci z powieści Bohater naszych czasów. To podobieństwo, poza swoistym urokiem obu, to rys indywidualizmu i samoświadomości, że należą do tak zwanych zbędnych ludzi, ostatecznie niezrozumianych, odrzuconych, ludzi niezrealizowanych ambicji, pozbawionych sensu życia, co więcej obwiniających się o to i mających poczucie absolutnie zmarnowanego życia. Tego ostatniego rysu brakowało nieco w kreacji młodego aktora.
Co by było gdyby?
Co zostaje ze spektaklu w pamięci widza? Metateatralne zabiegi Miśkiewicza, czyli dziwny „prolog”, fragmenty filmu Biesy po latach i przejmujący monolog Stawrogina z drugiej części przedstawienia. Pozostaje też przekonanie, że spektakl jest lepiej zagrany niż wyreżyserowany, dojmująco dowodzi tego również kreacja Ewy Kaim jako Marii Szatow. Znakomita aktorka kreuje pełnowymiarową postać, której emocje współodczuwamy, lecz trudno nie odnieść wrażenia, że robi to wręcz w poprzek tego, co narzucała niespójna wizja reżyserska. Może więc zamiast ścigać się z adaptacją Wajdy, metateatralnie to podkreślając, tym samym utrudniając pracę młodym adeptom zawodu, należało – jak w drugiej części przedstawienia – pozwolić im mówić Dostojewskim, zrobić Biesy A.D. 2021. A na jubileuszowym spotkaniu wykorzystać fragmenty filmu, wspomnień aktorów z premiery z 1971 roku.
Ta kolejna premiera Starego Teatru po długim, wymuszonym pandemią, zamknięciu teatrów jest znacznie słabsza niż znakomite 3SIOSTRY Luka Percevala. Widać jednak, że Stary Teatr odżywa, świadczy o tym również to, że od nowego sezonu do reżyserowania w nim znów zaproszony został Jan Klata. Zobaczymy więc, czy kolejne spektakle będą świetne jak wspomniane 3SIOSTRY, czy przeciętnie jak Biesy.
BIESY. Spektakl o piciu herbaty, reż. Paweł Miśkiewicz, Narodowy Teatr Stary im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie