Nowy Napis Co Tydzień #125 / Zwykłe myśli na niezwykły czas [fragment]
4 marca 2020, środa.
Dwie tragedie jednego dnia!
Była godzina 4.40, obudziłam się. Okazało się, że nie muszę do toalety. Zaniepokojona zajrzałam do pokoju Mamy. Gdy spojrzałam na Nią, wiedziałam, że nie żyje. Przez myśl przebiegło mi, że stało się to dopiero co. Mama była ciepła, ale nie oddychała. Postanowiłam to jeszcze sprawdzić za pomocy lusterka. Łzy stanęły mi w oczach – nie myliłam się!
Zadzwoniłam po lekarza i do 6.10 czekałam na przyjazd karetki. Cały ten czas płakałam i trzymałam ręce mej rodzicielki. Żałowałam, że nie czuwałam przy Niej, tak jak ubiegłej nocy…
Od trzech tygodni Mama nie wychodziła z domu. Pierwszego można było Ją bez trudu umyć pod prysznicem i ubrać. Chodziła z balkonikiem ze swego pokoju do salonu i tu ze względu na większą przestrzeń spacerowała. Od drugiego tygodnia woziłam ją na wózku, sadzałam na kanapie czy przy stole. Kilka dni jeszcze była poranna toaleta pod prysznicem, po trzech dniach tylko na łóżku i w fotelu. Myłam Mamę pianką i chusteczkami nawilżanymi do pielęgnacji chorych leżących. Raz w tygodniu z pielęgniarką mogłyśmy umyć Ją pod prysznicem. Przychodziła też pani, która nie tylko robiła manicure i pedicure, ale także podcinała włosy. Od pół roku byłyśmy pod jej opieką, bo Mama nie mogła już skorzystać z salonu fryzjerskiego czy kosmetycznego. Była niecierpliwa, nie umiała spokojnie siedzieć. Ani mnie, ani pielęgniarce nie dawała pielęgnować paznokci.
Przedwczoraj wieczorem nie mogłam oznaczyć ciśnienia (pomiar decydował o dawkowaniu leków), nie już było z Mamą kontaktu. Lekarz, który przyjechał karetką, stwierdził stan agonii i dodał, że nic się nie da zrobić. Usłyszałam nawet, czy wolę, aby Mama spokojnie odeszła w domu, czy na SOR-ze. Wybrałam pozostawienie Mamy w domu, poinformowałam rodzinę. Przyjechał brat z bratową (żoną drugiego brata) i synem. Podtrzymali mnie na duchu i około północy pojechali, ja zostałam z Mamą i czuwałam do rana. Od godziny pierwszej w nocy mierzyłam ciśnienie, co godzinę było lepsze, by około 7.00 osiągnąć 128/75. Pomyślałam: „Mam nadzieję, że mama jeszcze odżyje i wróci do zdrowia”.
Rano przyszła pielęgniarka, wykąpałyśmy Mamę, umyłyśmy głowę, ułożyłyśmy fryzurę. Byłyśmy zachwycone faktem, że zjadła z ochotą śniadanie. Podobnie było z obiadem, choć zjadła tylko zupkę dla dzieci i soczek warzywno-owocowy. Kolacji Mama już jeść nie chciała. Tylko wypiła herbatę z sokiem. Czuwałam przy Niej do 24.15. Po nieprzespanej poprzedniej nocy i tylko dwugodzinnej drzemce w ciągu dnia nie byłam w stanie dłużej siedzieć i poszłam spać.
A więc zostałam sama! Najpierw toaleta poranna, potem ubranie i czekanie na przyjazd pracowników firmy pogrzebowej. Mama ma grób rodzinny w Dąbrowie Górniczej, a mieszkamy w Bielsku--Białej. Parę minut po dziesiątej przyjechali i zabrali Mamę. Serce biło mi jak szalone, z oczu płynęły łzy, nie wiem, jak pokonałam siedem schodów w klatce schodowej, idąc za ciałem, które spoczęło w karawanie. To było pierwsze pożegnanie!
Dzień upłynął mi na załatwianiu spraw urzędowych i dzwonieniu do rodziny i znajomych. Wszyscy składali kondolencje, pocieszali: Mama nie cierpiała, bo odeszła we śnie, dobrze, że we własnym łóżku itp. Do mnie wtedy to jeszcze nie docierało. W sercu i w mózgu „dudniła” myśl: „Mamy już nie mam!”.
Wieczorem włączyłam telewizor i obejrzałam dziennik. Stało się: mamy pierwszego chorego z koronawirusem. Mężczyzna w wieku średnim (a więc nie z grupy tak zwanego ryzyka), wracał z Niemiec do Polski i z objawami choroby trafił do szpitala. Wiadomo tylko, że pochodzi z województwa lubuskiego.
Dziwne, w obliczu własnej tragedii mniej się przejęłam pojawieniem pierwszego przypadku i zagrożenia rozwoju epidemii w Polsce. A jeszcze wczoraj dostałam zdjęcie kadru z filmu z serii „Alternatywy 4”, który przedstawiał Anioła (Roman Wilhelmi) w czasie rozmowy z sekretarzem PZPR (Janusz Gajos), którzy śmieją się do rozpuku. Pierwszy mówi: „Przychodzi koronawirus do polskiego szpitala, ale go nie przyjęli”. Na to drugi odpowiada: „Ma termin na 6 listopada 2029 r.”.
Jutro czekała mnie droga do Dąbrowy Górniczej, gdzie należało załatwić resztę spraw związanych z pogrzebem Mamy. Zażyłam wieczorem Forsen, aby bez problemu zasnąć i dzięki temu wyspałam się. To było ważne, bo ostatnio spałam niewiele.
Dzienniki pandemiczne dostępne są w e-sklepie Instytutu Literatury.