09.12.2021

Nowy Napis Co Tydzień #130 / Czystka

W 1981 roku zaczęliśmy dostawać książeczki Zofii i Zbigniewa RomaszewskichZofia i Zbigniew Romaszewscy (1940) – fizycy, działacze opozycyjni, małżeństwo od 1960 roku. W 1967 zbierali podpisy w obronie zawieszonego w prawach studenta UW Adama Michnika. Po protestach w czerwcu 1976 roku czynnie zaangażowani w pomoc robotnikom. Członkowie Komitetu Obrony Robotników, twórcy Biura Interwencyjnego KOR, rejestrującego nadużycia aparatu władzy PRL. Od 1980 roku w „Solidarności”, Zbigniew Romaszewski w składzie Ko[1]misji Krajowej NSZZ „Solidarność” od października 1981. W 1982 organizowali w Warszawie podziemne Radio „Solidarność”. Zofia aresztowana 5 lipca 1982, Zbigniew 29 sierpnia. Sądzeni w procesie twórców Radia „Solidarność”; Zofia otrzymała wyrok trzech lat (zwolniona w lipcu 1983), Zbigniew cztery i pół roku więzienia (zwolniony w lipcu 1984). W grudniu 1986 rozpoczęli tworzenie Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ „Solidarność”, która pomagała represjonowanym strajkującym w 1988 roku. Zbigniew Romaszewski uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu, 4 czerwca 1989 został senatorem z listy KO „Solidarność”, w senacie zasiadał nieprzerwanie do 2011 roku. Zofia była w latach 1989–1995 dyrektorem Biura Interwencji Kancelarii Senatu, a w latach 1991–1993 sędzią Trybunału Stanu. Zbigniew Romaszewski zmarł 13 lutego 2014 roku.[1] o tym, jak się zachować w czasie rewizji. Co robić, na co się powołać, kogo wziąć w obronę. Dziwne, bo działamy w „Solidarności” legalnie, a tu takie nauki? Ale już na przełomie września i października zaczęły nas te broszurki interesować. Częste odwiedziny mundurowych w zakładach pracy czy wojsko stacjonujące pod urzędami wojewódzkimi wskazywały, że coś się dzieje. Również Radio Wolna Europa podnosiło te kwestie.

Stan wojenny zastał mnie w pracy, w kopalni Staszic. Chłopcy załączają telewizję, a tam: wojskowy Wojciech. Ale przemówienie było dopiero rano, a w zakładach pracy dawno byli już komisarze, wojsko i milicyjne nyski. Dostaliśmy sygnał, że mamy się zebrać i iść do domu. Ale podawano sobie informacje, że wszystkie kopalne stoją. I kopalnia Staszic zastrajkowała.

Szczerze mówiąc, do ogłoszenia stanu wojennego nic się u nas specjalnego nie działo. Każdy przebąkiwał, że coś tam będzie, ale nie było żadnego dowodu, że nastąpi atak na jedną trzecią narodu. Co poniektórzy szybko się dowiedzieli, co się dzieje, bo między kopalniami była łączność bezpośrednia, tak zwana czerwona linia – z KWK Staszic dzwoniłem do kopalni Wujek. Z naszych kopalni najwcześniej zaatakowano Manifest Lipcowy, później Staszica. Niektóre się poddawały – jak Pniówek. Najsilniejsze były Ziemowit, Silesia i Morcinek w Jastrzębiu – to była elita, bardzo drogi węgiel.

Strajk polegał na odmowie pracy. Zrobiła to ochrona kopalni, górnicy KWK Staszic i my, jako reprezentanci Przedsiębiorstwa Robót Górniczych Katowice, solidarnie się do nich przyłączyliśmy. Niektórzy ostrzyli świdry, inni przygotowywali mączki z pyłu węglowego, kolejni przewracali wozy górnicze przy bramach. Na początku przeżywaliśmy to dobrze, ale później uśmiechu na twarzy nie było. Już wiedzieliśmy, co jest na Wujku i na innych zakładach. Niektóre kopalnie były połączone ze sobą chodnikami.

Oczywiście były tamy, które nie pozwalały na obieg powietrza wtłaczanego do kopalni, ale przejście przez tamę powodowało, że człowiek widział się z inną załogą. Stamtąd też przychodziły wiadomości: tu nie idźcie, tu jest obstawione, tam siedzą wojskowi w cywilnych ciuchach, ci udają robotników, tamci inspektorów BHP. Władze były sakramencko przygotowane. Dziwi mnie, że zrobili w zakładach pracy taką masakrę. Zomowcy najpierw zaatakowali górników, którzy mieszkali w hotelach, w Staszicu były trzy takie budynki enerdowskiego typu. Ci górnicy nie mieli w niczym udziału, nie byli na terenie zakładu pracy, a bito ich jak psy. Było nie do uwierzenia, że ZOMO potrafi coś takiego zrobić. Wybijali szyby, ludzie wyskakiwali z okien… Milicja wpadła tam, gdzie miała najmniejszy opór, bo w hotelach odpoczywała młodzież, taki narybek górniczy. Rozbili ich w pył. Niektórzy przeskakiwali przez płot i uciekali po całym Giszowcu. Wtedy powiedzieli nam, że hoteli już nie ma. „Jak nie ma?”. „No nie ma, wszystko zniszczone”.

Dopiero 15 grudnia Staszic zrezygnował. Jeżeli trzy czwarte załogi mówi: „chodźcie, wychodzimy!”, to strajku się nie utrzyma. I kazano nam wyjść. Zabierano nasze przepustki wejściowe na zakład, nie było na nich zdjęć, zwykły papierek. Komisarz nakazał dyrektorowi, że mają nas już nie wpuszczać. Przez kilka miesięcy nie mogliśmy współpracować z kopalnią. Około dwudziestu pięciu osób dostało wilczy bilet. Podobnie było w KWK Wujek. Tam podczas strajku jeden z naszych chłopaków został postrzelony. Od razu poszedł na rentę, bo miał przestrzelone obie nogi.

W regionie śląsko-dąbrowskim internowano dwa tysiące działaczy. Sto dwadzieścia osób ukarano więzieniem za prowadzenie strajku po 13 grudnia. Tysiąc pięćset osób zwolniono dyscyplinarnie za udział w strajku. W styczniu 1982 na grzywnę lub areszt skazano siedem tysięcy osób. Grzywna wynosiła pięć tysięcy. Jeżeli ktoś nie miał tej kwoty, szedł na trzy miesiące do aresztu. Więźniów politycznych w naszym regionie od 1981 do 1989 roku było sześciuset. Taką czystkę tu zrobili.

Tekst na podstawie rozmowy przeprowadzonej przez Aleksandrę Łapkiewicz (Program II Polskiego Radia) w ramach projektu Pokolenie „Solidarności”. Wywiady na naszej stronie dostępne będą również w formie podcastu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jan Romański, Czystka, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 130

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...