03.02.2022

Nowy Napis Co Tydzień #137 / Poezja bez złudzeń [1982]

Czym jest poezja, która nie ocala
Narodów ani ludzi?

– pisał w roku 1945 Czesław Miłosz. To pytanie jest symboliczne dla nowożytnej literatury polskiej. Od konfederacji barskiej w poezji krzepną strumienie świeżej krwi, słychać w niej krzyk bitych i rozpacz osamotnionych rodzin. Poezja zastępuje programy polityczne i formuje wzorce postaw oporu, poezji powierza się modlitwę nadziei całego narodu i ostatnią nadzieję każdego z prześladowanych. Od konfederacji barskiej wiersze zastępują pierwsze biuletyny informacyjne, stają się komunikatami z pola walki, pierwszym najszerzej kolportowanym wydaniem wiadomości o testamencie poległych, o nadziei i obowiązkach tych, którzy przetrwali. Te okolicznościowe utwory wytworzyły jedną z najżywszych tradycji literatury polskiej, tradycji, w której kronikarskiemu „ocaleniu od zapomnienia” towarzyszy moralne przesłanie „wymierzania sprawiedliwości widzialnemu światu”. Z tej właśnie tradycji wywodzą się przecież i III część Dziadów Mickiewicza, i Wesele Wyspiańskiego, i setki okolicznościowych wierszy politycznych od czasów Sejmu Czteroletniego po najmłodszą poezję współczesną. Ta tradycja od lat paru przyczyniała się też do niezwykłego ożywienia polskiego filmu.

Wróćmy do poezji: do wpisanych w nią wielkich wydarzeń XVIII, XIX i XX wieku historia po 1945 stale dorzuca nowe daty: czerwiec 1956 w Poznaniu, październik 1956 na Węgrzech, marzec 1956 w Warszawie czy grudzień 1970 na Wybrzeżu. Niewiele z tych wierszy ocalało, może kilka utrwaliło się w społecznej pamięci, ale na pewno o żadnym nie uczono w szkole. Jeśli nie liczyć podziemnego wydawnictwa Archiwum (z kilkoma wierszami z Grudnia), to dopiero 12 numer gdańskiego „Punktu” ocalił od zapomnienia większą liczbę takich tekstów. Poezja strajków 1980 roku była więc pierwsza, którą zdołano utrwalić i rozpowszechnić. Tuż po Sierpniu 1980 mieliśmy nadzieję, że więcej nie będzie już to potrzebne. Z tą nadzieją żyliśmy blisko szesnaście miesięcy.

13 grudnia 1981 roku komunistyczny rząd wypowiedział wojnę polskiemu narodowi („rząd napadł na naród z dekretu wojennego” – mówią słowa Ballady z Olszynki Grochowskiej). Aresztowano i internowano tysiące Polaków, przeszło dwa tygodnie ZOMO i wojsko czołgami, wozami pancernymi, pałkami i petardami łamały strajki na terenie całej Polski, każdą fabrykę, a nawet wyższe uczelnie i instytuty naukowe zdobywano jak okopy i bunkry wroga. Kilkaset osób zostało rannych, a liczba zabitych i zmarłych z powodu odniesionych obrażeń na pewno kilkakrotnie przewyższa oficjalne dane. Z murów domów zrywano plakaty i transparenty, ścierano napisy i zamazywano rysunki – a wszystko po to, by unicestwić, by wymazać z naszej pamięci i wzroku tylko jedno słowo: SOLIDARNOŚĆ. Zawieszano pracę szkół i redakcji, uczelni, związków zawodowych i stowarzyszeń twórczych, zablokowano telefony, wprowadzono cenzurę korespondencji, sądy doraźne, zakaz poruszania się po kraju i godzinę policyjną. Zawieszono właściwie wszystkie prawa obywatelskie. W Polsce rozpoczął się nowy etap komunizmu: rządy dyktatury wojskowej. Zrobiono to, oczywiście, w imię porozumienia narodowego, spokoju publicznego, odnowy partii (czyli dyktatury proletariatu) i dalszego pogłębiania demokracji. Niewątpliwie dekret o stanie wojennym stał się najbardziej czytelną, najjaśniejszą wykładnią lipcowego Manifestu PKWN.

Zanim jednak będziemy mogli przeczytać polityczne diagnozy tej sytuacji, zanim dotrą do nas dokumenty ze wszystkich części kraju, zanim pojawią się pamiętniki czy dzienniki – towarzyszy nam, jak zawsze w takich chwilach, okolicznościowa poezja.

Ile jest tych wierszy, trudno zliczyć. Krążą ich po kraju setki. Na razie dysponujemy tylko ich niewielką liczbą (około 200 utworów). Ale i tak jest to dokument bezcenny: najbardziej powszechny i reprezentatywny zapis społecznej świadomości, świadectwo tego, co Polacy czują, o czym myślą i czego pragną. W większości to wiersze anonimowe, czasem podpisywane pseudonimami (tak jak za okupacji) – ich autorami są przede wszystkim „amatorzy”, chociaż istnieje też sporo wierszy napisanych przez „zawodowych” poetów. Zanim historycy literatury odcedzą poezję „ludową” od „profesjonalnej”, spójrzmy na wszystkie te teksty jak na zbiorowy przekaz społecznej świadomości, odczytajmy te treści, w których wspólny jest jeden temat: Polska po 13 grudnia 1981 roku.

*

Jeśli istnieje w tej poezji jakiś wspólny ton, który ją jednoczy i który ją odróżnia od poezji Grudnia czy Sierpnia, to okazuje się nim bez wątpienia BRAK ZŁUDZEŃ.

Wystarczy tylko przeczytać wiersze, których bohaterem jest „generał” (Do generała, List otwarty do Wojciecha Jaruzelskiego, Generał, Raz generał wprost z Warszawy, Rozkaz do żołnierza polskiego, Rozkaz nocny nr 13, Do panów generałów, Rozmowa z generałem, Gryps do generała lub Mniejsze zło, Co to jest naród?, Spadają maski czy Ruina, kurz, popioły), by zauważyć, że dla autorów WRON-a stanowi marionetkę w rękach rosyjskich mocodawców. Generał czy generałowie są tylko kukiełkami pociąganymi za sznurki z Moskwy, tylko wykonawcami rozkazów wydawanych przez radzieckich marszałków. W żadnym wierszu nie używa się oficjalnej nazwy nowej władzy (Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego), chociaż kiedyś mieliśmy już poezję domagającą się w Polsce „Całej władzy w ręce Rad”. No i stało się. Tylko że skrót WRON odbierany jest jako nazwa obca, taka sama jak „junta” (na przykład w wierszu Kiedy mówimy junta). Ale figury generałów w tych wierszach to nie ślepe narzędzia pozbawione świadomości i wiedzy o wykonywanych czynach. To uosobienie kłamstwa, cynicznego oszukiwania społeczeństwa, to „zdrajcy etatowi” polskiej racji stanu („Rozpętali wojnę przeciw Narodowi, / Bo chcą nas postraszyć zdrajcy etatowi” – czytamy w wierszu Trzynastego grudnia). Jakże charakterystyczne, że we wszystkich takich utworach linia podziału biegnie nie wewnątrz społeczeństwa (jak w schemacie walki klasowej), lecz przebiega między narodem polskim a zdrajcami, targowiczanami, „pełniącymi obowiązki Polaków” (Co to jest naród?). W kolędzie Kiedy ranne czytamy o Polakach, którzy są:

Niby obcy między swemi
Uwięzieni w polskiej ziemi.

Nawet w wierszu Ernesta Brylla Scena przy ognisku bohater, patrząc na żołnierzy stojących przy koksowniku, stwierdza:

Bo nikt już nie wie, czy mówimy
Tą samą mową.

Stało się coś zdumiewającego, ponieważ poezja, spontanicznie powstająca w całym kraju, odmówiła nagle przedstawicielom władzy komunistycznej miana polskości. Tak – w tych wierszach została postawiona kropka nad „i”: generałowie i cała obecna władza w PRL są poza narodem. Na takie oskarżenie nie zdobyło się nigdy żadne ugrupowanie opozycji politycznej. Jeśli jest gdzieś jeszcze w Polsce „ekstrema”, to niewątpliwie ukryła się w poezji.

Z tym wyjątkiem łączą się jeszcze dwa motywy. Pierwszy to polityczna defraudacja narodowych symboli: „honor, hymn, sztandar są kartą w pokerze” czytamy w wierszu Spadają maski, a w Kolędzie lubelskiej barwy narodowe przypominają ciernie w koronie Chrystusa: „Gwiazdy białe i czerwone świecą w tej koronie”. W pełnym goryczy wierszu Ostatnia szychta w KWK „Piast” czytamy o władzy przebranej w „nasze mundury” i „bandytach przebranych za władzę”. Ta władza – dodajmy – nazywa siebie nadal „robotniczą”.

Motyw drugi zamyka się w jednym słowie – „wolność”. Stan wojenny, i to jest w tej poezji akcent najmocniejszy, odebrał Polakom wolność i niezależność wewnętrzną, którą wywalczyli sobie w Sierpniu, i której gwarantem był NSZZ „Solidarność” – o tym mówią wyraźnie takie wiersze, jak Lulajże, Jezuniu, Będziesz, Z poezji jakobińskiej, Bóg się rodzi, Modlitwa Lecha Wałęsy. I to trzeba też bardzo wyraźnie powiedzieć: nie związek zawodowy, nie ograniczenie życia codziennego, nie zdobycze materialne czy zapewnienia „odnawiającej się” władzy zostały zaprzepaszczone. Tematem tych wierszy jest poczucie traconej wolności!!!

Nikt, kogo interesuje świadomość społeczna, nie może nie docenić tego faktu. „Ludowe” wiersze napisane po 13 grudnia 1981 roku stały się wyrazem niezwykłego wyostrzenia i upolitycznienia nastrojów społecznych. Jeszcze masakrę grudniową na Wybrzeżu przedstawiono jako typ konfliktu klasowego (my – wy), jako starcie klasy robotniczej i partyjnych wyzyskiwaczy (wystarczy porównać sposób kreacji postaci Gomułki, Cyrankiewicza czy Kociołka z Jaruzelskim i jego generałami). Tymczasem w nieprofesjonalnych wierszach z tej „wojny” konflikt społeczny ma jednoznacznie polityczny charakter. I rozgrywa się między społeczeństwem, które utraciło poczucie niezależności oraz samorządności, a władzą, która musi rządzić zawsze wbrew temu społeczeństwu, zawsze posługiwać się przemocą i terrorem. W Balladzie grudniowej czytamy: „a partia władzy nie odda w życiu i będzie rządzić jak wprzódy”.

Słowo „wolność” ma w tej poezji bardzo specyficzne zabarwienie. Z poszczególnych wierszy trudno oczywiście odczytać jakąś pozytywną wizję Polski Wolnej – jest to poezja rozpaczy, a nie poezja programów politycznych. Silniej wiąże się z czasem minionym i teraźniejszym niż z perspektywami przyszłości (i to oczywiście jest wyraz jej wewnętrznego pesymizmu). Jedyną postacią Polski Wolnej jest czas istnienia NSZZ „Solidarność”. „Wspaniałym zrywem był nasz Sierpień – czytamy w wierszu napisanym do melodii Międzynarodówki – I Lech pokazał światu moc / Tę lekcję każdy zapamięta / by wskrzesić Pospolitą Rzecz” – i jeszcze: „jak wolność w Polsce ma się stać” (wiersz z incipitem *** Październik był pierwszą nadzieją). Żeby dobrze odczytać ten motyw utraconej wolności związanej ze związkiem zawodowym, trzeba jednak sięgnąć do wierszy z Sierpnia 1980 roku. Utwory „wojenne” stanowią bowiem ich bezpośrednią kontynuację.

W poezji strajkowej, która towarzyszyła robotnikom w walce o ich własne związki zawodowe, „wolność” jest pragnieniem wyrażanym najczęściej. Wystarczy przeczytać takie wiersze jak (cytuję za „Punktem” nr 12): Cześć strajkującym, Stoją stocznie, porty, huta..., Tylko wolne!!!, Od kłamstwa do kłamstwa, Już przestały bić młoty, Garnitur spod igły, by zauważyć, że „wolność” jest w nich synonimem Polski, w której realizowane są prawa człowieka, praca dostarcza robotnikom satysfakcji, podstawą jest sprawiedliwość społeczna, a słowom towarzyszą zgodne z nimi działania. Walka o tak pojmowaną wolność ma więc w wierszach sierpniowych charakter socjalny. Tylko dwa cytaty:

Ludzie! Wszyscy wierzcie.
Będzie sprawiedliwość
Wolność będzie wreszcie.

Aby hasło naszych dziadów
Nie zataiły się w nicości
Dość już było nam układów
Robotnicy chcą wolności!

Tymczasem szesnaście miesięcy później w wierszach będących dalszym ciągiem poezji strajkowej słowo „wolność” ma jednoznacznie polityczny charakter – społeczeństwo pozbawione niezależnego i samorządnego związku zawodowego utraciło niepodległość i wolność w sensie dosłownym. Dla kogoś, kto choć trochę interesuje się zbiorową świadomością Polaków, politologiczny sens tej przemiany znaczeń jest trudny do przecenienia. Przemianę tę można tak wytłumaczyć (biorąc pod uwagę tylko treść wierszy): w Sierpniu 1980 robotnicy polscy mówiąc „wolność”, myśleli o realizacji elementarnych praw gwarantowanych im przez ideologię socjalistyczną wpisaną w konstytucję PRL. Jedyną gwarancją takiej realizacji były dla nich wolne od władzy związki zawodowe – jedyna instytucja, którą uważali za własną w ramach istniejącego państwa. Władzę uważali za zdegenerowaną i niesprawiedliwą, ale taką, z którą można jeszcze współistnieć w ramach wspólnej umowy, w ramach pewnych granic, które obie strony zobowiązują się szanować. Tymczasem wiersze powstałe po 13 grudnia mówią już zupełnie co innego: stan wojenny jest faktycznie zdruzgotaniem granic, których władza miała nie przekraczać, jest całkowitym przekreśleniem możliwości rozmowy „jak Polak z Polakiem”, stan ten wykopał przepaść między narodem a najemnikami w mundurach – Polaków oddzielił od obcej władzy. W wierszu Ostatnia szychta w KWK „Piast” czytamy: „Wolna Polska zepchnięta pod ziemię”.

Wolność i niepodległość
A gdzie Naród radzi
Obce wojsko grzmi w surmy
I warty prowadzi
Wolność i Niepodległość
A zamiast ich prawa
Lech więzion, naród zhańbion
I w więzach Warszawa.

A więc Finis Poloniae i nowe „Skargi Jeremiaszowe” (jak w poezji polskiej po roku 1795)? I tak, i nie. TAK – bo historia w tych wierszach okazuje się cyklem powtarzających się klęsk i tragedii narodu polskiego, bo naród ten ma świadomość utraty największego skarbu, jaki udało mu się wyrwać komunistom, bo czuje się bezbronny wobec nieprawdopodobnej skali terroru i imperialnych sił zaangażowanych w zdławienie w Polsce „Solidarności” (wiersze Constans, Przeciw rozpaczy, Ryngraf i skrzyżowane karabele). A przede wszystkim – ma poczucie faktycznej samotności: nikt nie będzie umierał za Gdańsk (wiersz Pobawią się nami). Ale też NIE – bo

przemoc zawsze pokornieje,
bo nie jest w stanie nad każdym postawić
z pałką stupajki i bagnetem straży
(Jeszcze tym razem),

bo od przeszło wieku wiemy doskonale, że

nie uratuje nas żaden cud,
nikt nas z krzyża naszego nie zdejmie.
Więc nim zawalą grobowy kamień
Sami musimy zmartwychwstać
(Pobawią się nami),

bo

Ktoś nam kazał przenieść cię przez rzekę czasów, w której toniesz […]
Więc choć ciężko dźwigać Twoje ciało
W niedomkniętej jeszcze całkiem trumnie
Przeniesiemy żywą. Tak kazano.
W Przyszłość!
I będziemy Cię nieść, Polsko, dumnie.
(Ktoś nam kazał).

W tym patetycznym wierszu sformułowane jest przesłanie pełne nadziei i metafizycznej wiary: „Ktoś nam kazał”. „Ktoś” nienazwany – może Bóg, jak w licznych kolędach, może historia, może poczucie wierności testamentowi naszych dziadów, a może tylko najgłębsze, moralne przekonanie, że przemoc nie może zwyciężyć, dopóki istnieje choć jeden człowiek mający odwagę powiedzieć NIE, odmówić współpracy. Mówić prawdę. W tych wierszach nie ma więc nadziei na łatwe i szybkie zwycięstwo, ale jest przekonanie, że są nas miliony. Miliony obywateli solidarnego społeczeństwa, które musi byś gotowe do długiego i trudnego oporu przeciw przemocy, kłamstwu i zbrodni. To społeczeństwo ma za całą broń tylko jedno słowo: SOLIDARNOŚĆ.

I dlatego podaj mi w ciemności rękę swojej dłoni rękę brata.

Ta solidarność, którą Związek zostawił nam w swoim testamencie, jest iskierką nadziei każdego z nas. Czytamy w wierszu ***Może ktoś...:

Może kiedyś rozgorzeje płomień
Urodzony z iskierki nadziei
Ty płomieniom pomóż niech nie gasną,
Niech rozproszą ciemność, w której drepczesz, I krocz w świetle dumnie.
Droga jasna. Choćbyś musiał spalić swoje serce.

To oczywiście echo wierszy Zbigniewa Herberta:

Idź, bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych
czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta
popiołów
Bądź wierny Idź
(Przesłanie Pana Cogito).

Odwaga i solidarność jednostek – oto przesłanie i fundament siły naj[1]większego z masowych ruchów społecznych ostatnich lat.

Tyle na poważnie, bo jeszcze jedno źródło nadziei, że – wbrew intencjom WRON-y „jeszcze nie umarła”: ŚMIECH. W wierszach, o których mówimy, mnóstwo jest wspaniałego, czasem wisielczego humoru. Satyra, pamflety, bezlitosna chłosta humoru, którą społeczeństwo wyskubuje wronie wszystkie piórka. Śmiech – jak wiadomo – nie jest bronią pokonanych.

Oczywiście w poezji tej jest wiele stereotypów, ludowego kiczu, czasem grafomanii. Ale nie o wartości poetyckie tu chodzi. Pisanie pod Mickiewicza, pod Broniewskiego, pod kolędę, układanie tekstów do znanych melodii, posługiwanie się znanymi poetyckimi frazami, to sposób na szybkie porozumiewanie. A przede wszystkim świadectwo interpretowania stanu wojennego jako czegoś znanego. My to już znamy, mówią autorzy tych wierszy, to już było opisane – historia się powtarza, chociaż generałowie noszą inne nazwiska. W ten sposób stan wojenny w „poezji ludowej” staje się po prostu cząstką narodowych dziejów walki z przemocą. Obcą przemocą – jak w Mazurku Dąbrowskiego. Ale też w poezji stanu wojennego zapisywane są kształty fałszu, kłamstw, podłości. Te wiersze trzeba będzie jeszcze dokładnie omówić.

Oczywiście granica między poezją „ludową” a „profesjonalną” jest płynna. W pierwszej wyraźny jest jednak podmiot zbiorowy, mówienie w imieniu narodu, opisywanie sytuacji publicznych. Jest to, rzecz jasna, cecha poetyki, a nie autorstwa. W drugiej, mamy inną sytuację liryczną: tu się mówi tylko od siebie, z wąskiej perspektywy własnego doświadczenia, tu intymność wyznania podniesiona jest czasem do krzyku metafor. W wierszach „profesjonalnych” odczytywany tekst rzeczywistości jest wykorzystany do opisu stanu poezji.

Jedno jest pewne: jeśli kogoś nie zaskoczył stan wojenny, to była nim bez wątpienia polska poezja. Stylistyki, poetyki i wyczulenie na problemy etyczne w kraju zniewolonym przez komunistów, wypracowane przez poezję lat ostatnich, znakomicie służą uchwyceniu wszelkich niuansów sytuacji po 13 grudnia. A więc: ludzkiej rozpaczy, gniewu i nadziei, rządowego kłamstwa doprowadzonego do apogeum głupoty, ordynarnego fałszowania przeszłości, terroru psychicznego, szkalowania ludzi, którzy nie mogą się bronić. Tak – do tego byliśmy przygotowani. Jeśli więc nasza poezja była przygotowana na wszystkie formy odmowy i demokratyzacji, jakie zawdzięczamy stanowi wojennemu, to czyż nie jest to zwiastun zwycięstwa, a przynajmniej świadectwo niezniszczalności? Na szczęście nie musimy się tego uczyć od podstaw – pamiętamy przecież, że słowa „jeszcze nie zginęła” przyniosła nam kiedyś właśnie poezja.

Tylko tyle i aż tyle. Bez złudzeń.

(1982)

Tekst według wydania: Jerzy Malewski [Włodzimierz Bolecki], Widziałem wolność w Warszawie. Szkice 1982–1987, Londyn 1989.

 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Włodzimierz Bolecki, Poezja bez złudzeń [1982], „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 137

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...