10.02.2022

Nowy Napis Co Tydzień #138 / Po co nam życie wieczne? O nowych opowiadaniach Kazimierza Orłosia

Tytuł najnowszego zbioru opowiadań Kazimierza Orłosia – Powrót – należy rozumieć dwojako: po pierwsze, jest to po prostu tytuł najdłuższej prozy z tego tomu, a po wtóre – to także powrót pisarza do uprawiania krótkich form, mistrzem których jest już od wielu dekad. Ostatnie dwie książki Orłosia rzeczywiście były inne: Dzieje dwóch rodzin (2015) poświęcił pisarz Mackiewiczom z Litwy i Orłosiom z Ukrainy, komponując całość z fragmentów wspomnień rodziców: ojca, powstańca warszawskiego Henryka Orłosia i Seweryny, pochodzącej z rodziny Mackiewiczów, siostry znakomitych pisarzy Stanisława Cata i Józefa, nieprzejednanego antykomunisty, autora Drogi donikąd i szeregu wspaniałych powieści, jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku przez „elity z ulicy Czerskiej” określanego mianem „zoologicznego antykomunisty”. Za to Dzieje człowieka piszącego z 2019 roku były obszerną autobiografią pisarza – od lat najmłodszych, wojennych i powojennych, przez początki pisania i literacki debiut po późniejsze boje z cenzurą, opozycję antykomunistyczną, aż po upadek komuny w 1989 roku.

Powrót jest więc tomem opowiadań, w którym spotykamy niejako „dawnego Orłosia”, tak dobrze znanego nam z wydawanych co kilka lat książek, na które z niecierpliwością czekaliśmy. Może dlatego pisarz chciał sprawić swym czytelnikom niespodziankę i skomponował swoje nowe dzieło w sposób szczególny. Jest to bowiem powrót w kilku odsłonach, a także w kilku wymiarach: powrót do pisania opowiadań, ale także do miejsc i wreszcie – do czasów.

W niezwykłych, ulotnych i mgławicowych, ale jednocześnie mocno trzymających się realiów opowiadaniach mazurskich pisarz wraca do krainy, z którą związany jest od lat czterdziestych ubiegłego wieku. Tu jako dziecko przyjechał na swoje pierwsze powojenne wakacje, a wrażenie było tak silne, że wielokrotnie powracał, zaś Mazury, przyroda i losy ludzi tu zamieszkujących uczynił jednym z wielkich tematów swojego pisania. Czytamy te krótkie, liczące czasem po dwie, trzy strony opowiadania i bez trudu przenosimy się nad jezioro Mokre, nad rzekę Krutynię, do Ukty i Zgonu. Codzienność mazurskiego życia, z jego najprostszymi czynnościami: zbieraniem jagód i grzybów, kopaniem studni, poszukiwaniem zagubionego psa, słuchaniem śpiewu wilgi i cykania świerszcza, każe nam zatrzymać się i zastanowić, a potem przenieść na wyższe piętro dociekań o ludzkiej kondycji: czym jest życie? Dokąd ono prowadzi? Kim jestem ja, patrzący w gwiazdy ciemną nocą, a kim jest ten inny, który może stał obok mnie i nagle zniknął, jak w opowiadaniu Kosmiczne pytania? Był, czy go nie było? Krótkie opowiadania mazurskie stawiają zresztą więcej pytań, a pisarz nie lubi udzielać na nie odpowiedzi, zdaje się, że jest wierny konstatacji Isaaca Bashevisa Singera – pisarz powinien umieć opisać świat, ale wcale nie musi go nam tłumaczyć. I na tym właśnie polega, jak się zdaje, dialog Kazimierza Orłosia z nami, z jego czytelnikami.

Historia zawsze była obecna w tym pisaniu. Historia najnowsza, wojenna, ale przede wszystkim peerelowska, bo na tę epokę przypadł przecież debiut i rozwój twórczości Kazimierza Orłosia. Przejmujące jest opowiadanie Srebrny talerzyk,historia zbrukania i profanacji czegoś, co wydawałoby się niezmienne, święte i nieskalane. W Jacku spotykamy kobietę budzącą z początku irytację głównego bohatera – raz po raz przystaje na ulicy, ogląda się za nim. I wreszcie to pytanie, zadane śpieszącemu się na wykłady młodzieńcowi: Jacek? „Czy zginął w powstaniu? Nie wrócił po wojnie z obozu, z zesłania, z frontu na Zachodzie lub Wschodzie? Czekała na niego, łudząc się, że wróci, że gdzieś żyje, być może obok. Nawet ja mogłem być Jackiem”.

Zabiera nas więc pisarz aż gdzieś w końcówkę lat 50., w których przecież debiutował. W książce mamy opowiadania powstałe wtedy właśnie i nigdy nieopublikowane. Na przykład Klucz. Heroiczna wierność sobie człowieka zlagrowanego, który ocalił swoje człowieczeństwo i teraz, będąc o krok od domu, musi przejść kolejną próbę niczym naród wybrany przed wejściem do Ziemi Obiecanej. Albo rodzina żyjąca w nędzy powojennych lat pięćdziesiątych z opowiadania Pałac Kultury. Dla chorego dziecka ten pałac jest spełnieniem snów o lepszym świecie, gdy z podwórka rudery, w której mieszka z dziadkiem, matką i rodzeństwem, tęsknie spogląda na lśniącą iglicę dopiero co zbudowanego socrealistycznego kolosa. Zestawienie ich warunków życia z przepychem, z jakim wzniesiono Pałac Kultury była tak wyraźnym oskarżeniem komunistycznej władzy, że w posłowiu Orłoś napisał: „[…] Pałac Kultury odnalazłem w szufladzie, dziwiąc się, jak mogłem liczyć na to, że PRL-owska cenzura zgodzi się na druk”.

Zadziwień w tym tomie jest więcej. Tytułowa proza Powrót także nie była nigdzie publikowana. Przyjęta przez Włodzimierza Odojewskiego, kierownika redakcji literackiej RWE, była czytana w odcinkach w tym radiu w 1990 roku. Akcja dzieje się – domyślamy się – gdzieś pod koniec komuny, to zapewne lata 80., w których system dogorywał, a towarzysze z PZPR przepoczwarzali się w miłującą demokrację i wolny rynek „klasę średnią”. O tym jednak w opowiadaniu nie ma ani słowa. Bohater wraca po latach, by odwiedzić kolegę Henryka, który przed laty, kiedy budowano zaporę wodną na Solinie, w zrujnowanym pałacu samotnie prowadził schronisko PTTK. Powrót ten to okazja do retrospekcji, wspomnienia ludzi z okolicznych wsi, których eksmitowano z terenów pod zalew, a także szeregu indywiduów i epizodów z nimi związanych. Choćby pana Krystka, byłego ubeka, którego znakomity portret mamy w opowiadaniu. Czujemy smród papierosów radomskich i przetrawiony alkohol, którym zionie w pracy. Wątek naszych komunistycznych władców Polski Ludowej z tamtych lat kontynuuje Orłoś, opisując balangę, jaką towarzyszom radzieckim urządzili na jeziornej wyspie polscy towarzysze – Zdrada z KC i Niewola, generał Ludowego Wojska Polskiego. I mistrzowsko puentuje wątek naszej podległości ZSRR sylwetką pułkownika Bykowskiego, władcy terenów przygranicznych, z upodobaniem mordującego psy sąsiadów, a po latach dogorywającego na brudnym wyrku w alkoholowym delirium. To długie, wielowątkowe opowiadanie, moim zdaniem najlepsze w zbiorze, kończy się niespodziewanym dla pisarstwa Kazimierza Orłosia wyznaniem bohatera, dotyczącym spraw ostatecznych, swoistym credo: „Kim jestem? Po co żyję? Czym jest nasze życie? Ci, którzy wierzą w Boga, znają odpowiedzi. Ale czy być człowiekiem to nie znaczy żyć bez złudzeń, bez nadziei na życie wieczne. Bo po co nam ono? I patrzeć w okno, kiedy zapukają. I nie klękać. Nigdy nie klękać”.

W tym wielowątkowym, znakomitym tomie odnajdziemy także opis rzeczywistości lat ostatnich, naznaczonych brutalnymi politycznymi podziałami. Traktują o tym dwa opowiadania: Ty nam błogosław oraz Noc Suwerena. To ostatnie opublikowane zostało w „Gazecie Wyborczej”, w której – poza prozą – Kazimierz Orłoś od pewnego już czasu regularnie drukuje także artykuły polityczne.

 

Kazimierz Orłoś, Powrót, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wojciech Chmielewski, Po co nam życie wieczne? O nowych opowiadaniach Kazimierza Orłosia, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 138

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...