09.06.2022

Nowy Napis Co Tydzień #155 / Pan Kleks, Lis Witalis i Skrzetuski

Prawie sto dwadzieścia lat temu, w listopadzie 1902 roku, urodził się w Krakowie czarnoksiężnik, znany chyba przez każdego polskiego czytelnika: Jan Marcin Szancer. Trzydzieści osiem lat później spotkał innego alchemika, tym razem słowa, Jana Brzechwę. Wspólnie stworzyli kilkadziesiąt niezwykłych książek, które stały się literacko-ilustrowanym kanonem opowieści dla dzieci, złożonym między innymi z Akademii Pana Kleksa, Baśni o korsarzu Palemonie, Na Wyspach Bergamutach, Od baśni do baśni, Pana Dropsa i jego trupy, Szelmostw lisa Witalisa i wielu, wielu innych. Lekturę i smakowanie pięknego albumu Jan Marcin Szancer. Ambasador wyobraźni proponowałbym jednak zacząć dość nietypowo. Mianowicie od samego końca.

Zwieńczeniem książki jest rozdział zatytułowany Bibliografia. Teoretycznie nic nadzwyczajnego, ale skomponowana w formie okładek książkowych, które krakowski artysta zaprojektował i zilustrował. Obok przywołanego już Brzechwy pojawiają się kolejni klasycy światowej literatury dziecięcej, autorzy „baśni okrutnych”: Hans Christian Andersen (od Brzydkiego kaczątkaDziewczynki z zapałkami do Pastereczki i kominiarczyka) i bracia Grimm ze Złotą gąską oraz Wanda Chotomska (jej dzieło to między innymi Opowieść o arrasach), Ernst Hoffmann – Dziadek do orzechów, Maria Konopnicka – O krasnoludkach i sierotce Marysi, Carlo Collodi – Pinokio, Julian Tuwim z niezwykłą plastycznie Lokomotywą. Odnajdujemy również obszerny zestaw tytułów dedykowanych odbiorcy młodzieżowemu i dorosłemu, które przeczą stereotypowej opinii o Szancerze jako wyłącznie ilustratorze dziecięcym. To chociażby eteryczny, kaukaski romans Dżamila Czyngiza Ajtmatowa, przedwojenny czołowy „wyciskacz łez” dla młodzieży Serce Edmunda de Amicisa, Dzieje Tristana i Izoldy w dziewiętnastowiecznym opracowaniu Josepha Bediera, Śluby panieńskie Aleksandra Fredry, Lalka Bolesława Prusa czy cały zestaw socrealistycznych produkcyjniaków (chociażby Murarz Iwana Franko) i wojennych epopei opublikowanych w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, wreszcie nawet awanturniczo-polityczne czytadła przedwojenne (Czerwona agentka Marii Pomian). Powinny nas zainteresować zwłaszcza te realizacje Szancera, które mogą wejść w dialog artystyczny z innymi dziełami, wizją stworzoną przez artystów o odmiennym temperamencie twórczym. Tu w naturalny sposób narzuca się Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza. Teraz możemy sięgnąć do głównego korpusu albumu zawierającego duże reprodukcje grafik. Przy Trylogii konkurować musiał Szancer z legendarnymi (przez wiele lat uznawanymi za zaginione) ilustracjami Juliusza Kossaka. Znane tylko z odbitek w prasie dziewiętnastowiecznej, urzekały malarskością i dynamizmem w ukazaniu kluczowych scen. Podobny efekt, lecz całkiem innymi środkami, uzyskał Szancer. Ostra, jakby nerwowa kreska tuszu pozwoliła mu zyskać podobną siłę wyrazu, która cechowała prace Kossaka. Tylko patrząc na same rysunki, nawet nie znając opowieści i języka, możemy się domyślić, że to wojenna opowieść historyczna, pełna pojedynków, romansów i pogoni, coś między walterscottowskim freskiem historycznym a powieścią „płaszcza i szpady”. Tu Szancer dorównuje Kossakowi, a jego „nerwowo-szkicowe” rysunki cienkim tuszem, wypełniane zapewne w wielu realizacjach akwarelą, można skojarzyć z innym znakomitym polskim ilustratorem (i nie tylko) Jerzym Skarżyńskim i jego grafikami do Trzech muszkieterów oraz ich kontynuacji pióra Aleksandra Dumasa. Widać ponadto, jak bardzo Szancer wyprzedza innych interpretatorów sienkiewiczowskich obrazów powstania Chmielnickiego, przede wszystkim George'a Woodbridge'a, którego komiks With Fire and Sword został wydany w kilkunastu wersjach językowych. Ten „szkicowo-pulsacyjny” zabieg powtarza polski artysta (uzupełniając tylko czarny tusz kreskami pojedynczych, czystych kolorów brązu i zieleni) w innej rysunkowej interpretacji klasyki światowej: trylogii o Tartarenie z Taraskonu autorstwa Alphonse'a Daudeta. Tu musiał się zmierzyć z nieomal równolegle powstającą wersją Tadeusza Ulatowskiego (popularnego po wojnie rysownika prasowych komiksów o Agapicie Krupce) z wrocławskiego „Słowa Polskiego”. Nieomal całostronicowe kadry Ulatowskiego momentami przypominają ilustracje książkowe, ale w tym przypadku, mimo niewątpliwego talentu pracującego dla dzienników w Łodzi i Wrocławiu rysownika, to Szancer jest zwycięzcą. Ten sposób stawiania kreski, pasujący do awanturniczo-przygodowych opowieści historycznych, wykorzystuje artysta jeszcze kilkukrotnie. Przywołać tu można cykl sarmackich kryminałów Józefa Hena z postacią starościca Piotra Wolskiego.

grafika

O skali możliwości i wyobraźni Szancera decyduje różnorodność zestawów ilustracji. Bajkowe, odrealnione, pełne eterycznych ludzi-owadów, kwiatów, wysmukłych drzew, odwołujące się trochę do tradycji Edith Nesbit z londyńskiego wydania Babes in the Wood z 1896 roku, z równie szczupłymi, lub odwrotnie: puszystymi domkami jakby z ciasta. To baśnie Brzechwy, Andersena, ale i Pinokio, którego pierwsze wydanie z 1950 roku było nieosiągalnie ekskluzywne jak na dominującą w pierwszych latach PRL siermiężną poligrafię. Było wielkoformatowe, z ilustracjami w formie wklejek. Formę zgodną z duchem epoki przyjmuje cykl obrazów do Dziejów Tristana i Izoldy. Tu Szancer sięgnął do średniowiecznej tradycji i losy bohaterów ukazał w formie witrażowej, lub raczej bliskiej iluminowanym inkunabułom. Nieomal płaskie rysunki pozwalają czytelnikowi odnaleźć klimat epoki. Gdy utwór jest poza czasem, surrealistyczny i nieokiełznany (tu mam na myśli LokomotywęPtasie radio Tuwima), wtedy rysownik staje się malarzem i niemal jak abstrakcjoniści kładzie czyste, jasne plamy barw pochodnych i podstawowych. Nie bawi się w kreskowanie, a „para buch, koła w ruch” przypominają grafikę plakatową. Po tej ferii kolorów, form i rozwiązań możemy sięgnąć do warstwy tekstowej albumu. Składa się na nią biografia artysty bogato ilustrowana zdjęciami, fragmentami realizacji prasowych, rysunkami, okładkami magazynów. Jest pełna ciekawostek i opracowana na podstawie jego wspomnień przez Błażeja Kusztelskiego. Pojawiają się też wspomnienia i opinie krytyczne o dziele Jana Marcina Szancera.

Dobrym uzupełnieniem tego starannie wydanego albumu o „ambasadorze wyobraźni” (który zostaje tak scharakteryzowany przez krytyka sztuki Andrzeja Matynię) byłoby przywołanie (zarówno w formie ilustracji, jak i omówień) komiksowej twórczości Szancera, która odgrywała istotną rolę, zwłaszcza na początku jego drogi twórczej:

W ilustracjach Jana Marcina Szancera zwraca uwagę perfekcyjna znajomość historii kostiumu, konwencji epok, ale przede wszystkim teatralne widzenie pokazywanej rzeczywistości. Artysta precyzyjnie teatralizuje gest, mimikę, nadaje scenom dramatyczny rozmach, rozbudowuje przestrzeń. To powoduje, że do jego ilustracji można powracać wielokrotnie, zarazem odnajdując nowe szczegóły. Szancer doskonale znał zresztą psychologię odbioru, stąd z całą świadomością tworzył wyrazistych bohaterów, do których widz chciał się wywiązać.

grafika

Pozwolę sobie przygotować zatem taki skrótowy appendix historyjek obrazkowych artysty. Już po debiucie w „Płomyczku” został na kilka miesięcy zatrudniony w magazynie „Gazetka Miki”, polskojęzyczną mutacją jednego z czasopism zamieszczających wyłącznie historyjki Walta Disneya, który dziś nazwalibyśmy po prostu franczyzą. Zajmował się tam projektowaniem okładek, szatą graficzną i niekiedy komiksami, które wtedy jeszcze z braku polskiej terminologii nazywano „filmami obrazkowymi”. Magazyn utrzymał się na rynku tylko przez kilka miesięcy (1938–1939). Był niesamowicie drogi, jak na owe czasy, czterdzieści groszy za ekskluzywną gazetę ilustrowaną dla dzieci przekraczało wyobrażenia odbiorców. Dziś ta część dorobku Szancera jest mało znana. Słaba sprzedaż i niewiele ocalałych egzemplarzy przy bardzo dopracowanej, barwnej szacie poligraficznej spowodowały, że „Gazetka Miki” jest nie tylko tytułem unikalnym, ale bardzo poszukiwanym (i tym samym jednym z najdroższych) wśród kolekcjonerów. Już po drugiej wojnie zaczął publikować paski komiksowe (chyba można użyć tego terminu) w tygodniku „Przyjaciel”. Najbardziej znaną historią były „Przygody Michałka Samochwałka”, opowieść o awanturniczym dojrzewaniu i podróżach tytułowego chłopca, który dopiero po kilku latach uświadamia sobie, że najważniejsze w życiu jest wykształcenie, na skutek czego porzuca karierę włóczęgi i zapisuje się do szkoły. Pomimo rozrywkowego tematu widać wyraźnie, że cykl obrazkowy ma wydźwięk ewidentnie dydaktyczny. Tuż po wojnie, w 1946 roku, w formie komiksowej zrealizował również Przygody rycerza Szaławiły dla wychodzącej w Łodzi „Przygody”. Książkowa wersja baśni Brzechwy nie przypomina nam pierwotnego układu komiksowego, bo każdy z kadrów został wydrukowany na osobnej stronie. w 1948 roku Szancer zaczyna rysować komiksy dla „Świata Przygód”, szalenie popularnej gazety, która została właśnie inkorporowana jako oficjalny organ ilustrowany ZMP. Opublikował tam między innymi komiks Serca na barykady. Rok 1848, zaś przed samym zamknięciem pisma (jak widać oficjalna propaganda nie przysłużyła się poczytnemu tytułowi), które w międzyczasie zostało nazwane „Nowym Światem Przygód”, wydał Ziarnko, czyli przygody małego chłopca-ziarnka kawy, który podróżując przez historię, ukazuje oszałamiającą karierę brunatnego napoju. Zaczynamy więc pod Wiedniem z wojskami Kara Mustafy, a kończymy na kapitulacji Berlina. Element komiksowy w karierze Jana Marcina Szancera nie jest może imponujący, ale w moim przekonaniu niezwykle ważny. Kilka miesięcy na stanowisku redaktora odpowiedzialnego za grafikę w „Gazetce Miki” zmusiło go nie tylko do myślenia całościowego obrazem, tekstem i dziełem, ale szybkości i technicznej precyzji, której do dziś wymaga się w amerykańskiej prasie codziennej i tygodniowej.

Rysunki artysty, gdy towarzyszą przekładom polskiej literatury dziecięcej, zachwycają od Londynu po Hanoi. Może, gdy w 2023 roku przypadnie pięćdziesiąta rocznica śmierci artysty, sejm ogłosi Rok Szancera?

Jan Marcin Szancer, Ambasador wyobraźni, Oficyna G&P, Poznań, 2020

Jan Marcin Szancer ambasador wyobraźni - praca zbiorowa - Książka w  SwiatKsiazki.pl

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Pan Kleks, Lis Witalis i Skrzetuski, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 155

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...