14.07.2022

Nowy Napis Co Tydzień #160 / Czytała, więc była

Anna Węgrzyniak

6 września 1951 – 6 lipca 2022

Ania Węgrzyniak należała (o, jak trudno zgodzić się na ten czas przeszły) do grona uczonych piszących rzeczy ważne. Na rzeczy nieważne czasu nie miała, ponieważ marnować go nie zamierzała na coś, do czego nie miała przekonania. Rzeczami ważnymi nie były jednak, jak mogłoby się wydawać, tematy literackie, co do których mamy pewność, że stanowią o obliczu literatury, ale takie tematy, o których istotności jesteśmy przekonani. Chcę przez to powiedzieć, że Ania wybierając przedmiot (i podmiot) swoich rozważań każdorazowo była pewna, że nie pisząc o nim, nie zatrzymując się na jego znaczeniu, popełniłaby jakiś nie tyle literaturoznawczy grzech, ile grzech istotnościowy. Czytam, więc jestem – tak brzmiał tytuł jednego zbioru jej szkiców.

Czytała literaturę przez pryzmat swojego czasu. A ten czas był zmienny tak samo, jak zmienne są rozmaite wykładnie literatury. Nie możemy ich lekceważyć, ale zaufać im byłoby szaleństwem. Otwierając się na możliwe światy teorii, Ania postulowała, żebyśmy otwierali się na zapisane w nas doświadczenie. W tym sensie lektura, której jesteśmy wzajemnymi odbiorcami, utrwala jedno z kilku możliwych pięter poznania. Może to być literatura, może świat, może somatyczne przeżycie doświadczenia Innego. „Czytam, więc jestem” na którymś z tych pięter.

Czytała zachłannie. Miała niezwykłą umiejętność czytania głębokiego, wnikającego w sensy niejawne, wydobywającego z metafory prawdę o świecie. Lektura ją cieszyła, Ania przenosiła ją później na błyskotliwą narrację. Pisała eseje. Nie zacierała znaków własności, upodmiotowiała swoją lekturę, nadawała jej lekkość. Pisała tak – powiem za wierszem Ewy Lipskiej – że „nędzarz myślał, że pieniądze. A ci co umierają, że to urodziny”. W jej narracji nie było meandrycznych zakrętów myśli, sprawna ręka prowadziła nas do pointy w taki sposób, że nie zauważaliśmy nawet, że byliśmy prowadzeni za rękę.

Oglądany już z perspektywy „zamknięcia”, dorobek Ani imponuje swoim rozmiarem i rozmachem interpretacyjnym, rozpiętością podejmowanych tematów i gatunków naukowych, a także sposobów i metod lektury. Jej żywiołem była od początku sztuka interpretacji. W pracach wczesnych praktykom analityczno- interpretacyjnym patronowała warszawska szkoła strukturalistów, w okresie późniejszym Ania stopniowo przechodziła na pozycje hermeneutyki tekstu, lektury rozumiejącej. Tę zmianę zainteresowań metodologicznych widać wyraźnie w ogłaszanych kolejno tomach autorskich. Strukturaliści dominowali w tekstach pisanych do połowy lat 80. przeszłego stulecia (ich wpływ był ogromny jeszcze w pracy doktorskiej), później jednak, dzięki ściślejszemu wykorzystaniu instrumentarium krytycznoliterackiego, po przemyśleniu prac Paula Ricoeura, Georgesa Pouleta i Gérarda Genette’a, Ania prowadziła dialog z wybranym poetą tak, by nie zgubić jego indywidualności. Nie było tu konfliktu postaw teoretycznych. Mówiąc za Genettem, zamiast „mechanicznej separacji i wykluczania”, mieliśmy do czynienia ze „związkiem uzupełnienia”. Innymi słowy: u podstaw sztuki interpretacji Ani Węgrzyniak zawsze stało wielopoziomowe wyczulenie na poetyckie jakości, a droga lektury każdorazowo prowadziła od tekstu do kontekstu (filozoficznego czy socjologicznego), nigdy odwrotnie. Strukturalizm podsuwał sposób opisu wiersza (poezji), hermeneutyka jego (jej) rozumienie.

Początkowe zainteresowania twórczością Skamandra zaowocowały monografią Dialektyka językowej organizacji tekstu w poezji Tuwima (1987) oraz błyskotliwymi studiami o poezji m.in. Stanisława Balińskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Jana Lechonia czy Kazimierza Wierzyńskiego. Analizując twórczość Juliana Tuwima w kilku ujęciach (socjologicznym, genologicznym, estetycznym), Ania dowodziła, że o specyfice jego języka artystycznego decydowała równoczesność uprawianych ról poety i tekściarza. Pod wpływem technik satyry i kabaretu monologowy lub dialogowy związek kodów artystycznych z imitacjami języków rzeczywistości został przedstawiony jako sposób na odświeżenie i uproszczenie języka poetyckiego. Kody stylowe tradycji „wysokiej” i przejawianie się zjawisk imitacyjnych (stylizowanych) miały wpływ na formowanie się satyrycznej i estradowej poetyki Juliana Tuwima. Ania przekonująco pokazała, jak w liryce „wysokiej” poeta wykorzystał chwyty stosowane w tekstach satyrycznych i  kabaretowych. Z jednej strony interesowały ją parodystyczne gry z frazeologią romantyczno-patriotyczną (obecną np. w popularnej ówcześnie piosence legionowej), bądź ze „słowem gazety”; z drugiej natomiast – reguły socjolingwistycznej poetyki wykorzystała do interpretacji zorientowanej na kwestie związane z istnieniem. Tej ostatniej problematyce szczególnie konsekwentnie przyglądała się w studiach przekrojowych i interpretacyjnych o Stanisławie Balińskim, Jarosławie Iwaszkiewiczu, Janie Lechoniu i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.

Jest to wszakże główna optyka badawcza w książce Egzystencjalne i metafizyczne. Od Leśmiana do Maja (1999), której bohaterami stali się: Bolesław Leśmian, Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz, Anna Świrszczyńska, Wisława Szymborska, Stanisław Barańczak i Bronisław Maj. Pojęcia „egzystencji” i „metafizyki” zostały tu użyte swobodnie, albowiem Ania nie odwołała się do konkretnych systemów filozoficznych i estetycznych (skądinąd słusznie), twierdząc, że „do poetyckiej metafizyki dochodzi się poprzez rekonstrukcję obrazu świata, który jest zależny od estetyki, od swoistości języka (przez poetykę do światopoglądu)”, jak czytamy we wstępie do tomu.

Można powiedzieć, że w centrum jej pracy legło doświadczenie czytania. Z lektury konkretnych wierszy i praktyk lirycznych wysnuła wnioski tyleż estetycznej, co filozoficznej natury. Z jednej strony mamy zatem refleksję, która dotyczy swoistości badanego zjawiska, z drugiej natomiast rozważania nad poezją jako świadectwem kryzysu metafizyki nowożytnej i kultury judeochrześcijańskiej. Przeczytamy: „Metafizyczne poszukiwania poetów (lęki, olśnienia, różnorako formułowane pytania o Sens) są poetycko zaszyfrowane, zawierają się w kompozycji, rytmie, topice, w napięciach wewnątrztekstowych, w relacjach intertekstualnych”. „Pytania egzystencjalno-metafizyczne […] w literaturze […] wymagają oglądu swoistości języka”). Zdaniem badaczki, poeci tworzą swe osobnicze idiolekty po to, by zaprzeczyć przypadkowości istnienia. Leśmian pytał o widzenie „nieokreślonego”, Szymborska o „byty niepewne”, Świrszczyńska o „metafizykę ciała”, Iwaszkiewicz o „porządki przeciwstawne” (pogański i chrześcijański), Słonimski o to, „co ponad człowieczą naturą”, Lechoń o metafizyczną iluminację, Barańczak o metafizyczny „mrok”, Maj o „metafizykę światła”… Wszystkich połączył horyzont podróży „w stałym zawieszeniu między Bytem i Nicością”.

Kilka lat wcześniej Ania Węgrzyniak opublikowała książkę popularnonaukową Nie ma rozpusty większej niż myślenie. O poezji Wisławy Szymborskiej (1996). Zajęła ona w jej dorobku miejsce szczególne. Ania w gąszczu zmasowanych wypowiedzi krytycznych, powstałych po przyznaniu poetce Nagrody Nobla, umiała odnaleźć własny ton, zaprezentować „swoją” Szymborską. Dziełko to prezentuje najpierw ewolucję dorobku twórczyni Soli (od Dlatego żyjemy po Koniec i początek), następnie przedstawia niezwykle interesujące i poglądowe interpretacje trzech wierszy, kończy wreszcie wyborem wypowiedzi krytycznych i autorskich. Zapewne, ów rozbudowany esej nie mieści się w kręgu sztandarowych gatunków wypowiedzi, jakie badaczka uznawała za własne, dobrze jednak pokazywał jej umiejętności popularyzacyjne. Do pomysłów tu przedstawionych powróciła w późniejszych studiach o Szymborskiej, m.in. zawartych w zbiorze Czytam, więc jestem.

Czytam, więc jestem. Studia, interpretacje, glosy (2004) to próba syntezy we fragmentach, osobista, choć nie pozbawiona ambicji monografia polskiej poezji XX wieku. Książka ma strukturę trójdzielną. Wpierw Ania Węgrzyniak dała dwanaście studiów i szkiców, następnie dziewięć interpretacji wierszy, w końcu pięć komentarzy do rozmaitych zjawisk poezji przeszłego stulecia. Bohaterami książki stali się – czytani wnikliwie i odkrywczo – Bolesław Leśmian, Skamandryci (Stanisław Baliński, Jarosław Iwaszkiewicz i Kazimierz Wierzyński), Tadeusz Różewicz, poeci na pomarcowej emigracji (Stanisław Wygodzki, Arnold Słucki, Anna Frajlich), „nowi” Stanisław Barańczak i Adam Zagajewski, Miron Białoszewski, Wisława Szymborska. Już ten zestaw nazwisk wiele mówi o kompetencjach Ani, która swobodnie poruszała się po obszarach dwudziestolecia międzywojennego i literatury współczesnej (również najnowszej).

Bardzo interesująco czytała tutaj poezję nowoczesną. Poeci awangardy, tj. Julian Przyboś i Józef Czechowicz, wybitni reformatorzy liryki polskiej okresu dwudziestolecia międzywojennego, są poszukiwani ­– jako trop i znak tradycji – u młodszych kontynuatorów (Tadeusz Nowak, Bogusława Latawiec). Dwa świetne szkice o Tadeuszu Różewiczu zawierają różne spojrzenia na twórczość poety. W pierwszym Ania wskazała poetyckie relacje pokoleniowe, podkreślała obecność poety w twórczości pokolenia 56 i Nowej Fali (to pozycja szczególnie cenna), w drugim błyskotliwa lektura tomu Matka odchodzi nie ograniczyła się do odczytania samego tekstu literackiego, lecz skupiła na książce jako takiej (uwaga autorki obejmuje okładkę; fotografie – ich dobór, układ, technikę; teksty matki i braci), by dowieść, że dopiero ów wielokodowy tekst daje pełne wyobrażenie o bogactwie zaszyfrowanej w nim treści.

Niepodrabialną sygnaturą wspomnianego zbioru jest różnorodność ujęć i formuł lektury. Zdecydowanie przeważyła jednak kompetentna interpretacja pojedynczego utworu. Z czasem zmieniają się perspektywy oglądu i konteksty interpretacyjne, ale uwagę Ani zawsze przyciągał konkretny tekst, a nie systemy, konwencje czy programy. Interesowała ją kondycja ludzka i ekspresja pisarskiej osobowości, a więc to, co w literaturze powinnomusi interesować przede wszystkim!

Portret

Po kilkunastu latach Ania Węgrzyniak wróciła do autora Sokratesa tańczącego, wydając książkę Ja głosów świata imitator. Studia o poezji Juliana Tuwima (2005). Widoczna we wcześniejszych studiach (w różnym natężeniu) analiza strukturalistyczna, po raz pierwszy tak zdecydowanie ustąpiła miejsca ujęciom hermeneutycznym i genderowym (np. w zamykającej zbiór rozprawie „Syn chuci bożej”. Kreacje siły i fantazje metafizyczne). Jest to przy tym książka będąca swoistym przeglądem „flagowych” gatunków wypowiedzi naukowej. Obok interpretacji – rekonesans, obok studium problemowego – analiza tematyczna.

Powracając do Tuwima, Ania „zatoczyła koło” we własnej biografii naukowej. Jej pierwsza książka koncentrowała się wokół zagadnień Tuwimowskiej „dialogowości” tekstowej, książka, o której teraz mówimy – wokół Tuwimowskiej „wielogłosowości” kulturowej („[poeta] to przede wszystkim ktoś, kto jest wyczulony na wielogłosowość otaczającej go rzeczywistości kulturowej”). Teza brzmi tak: „Tuwimowska praktyka artystyczno-producenka […] sprzyja formowaniu się poetyki tekstu wielogatunkowego, wielogłosowego, wielostylowego, w którym na równych prawach może spotkać się wszystko z wszystkim, bo wszelkie cezury ulegają zatarciu”. To stanowisko krytyczne, pozornie znane nam od lat, zostało podbudowane gruntownymi i drobiazgowymi analizami wierszy, cyklów wierszy czy – w ogóle – całych „rozdziałów” dorobku autora Balu w Operze.

Przeczytać zatem mogliśmy i o intertekstualnych związkach poezji Tuwima z różnymi stylami i gatunkami wypowiedzi literackich i paraliterackich, i o spotkaniu w niej żywiołu egzystencjalnego z metafizyką. Historia i ideologia (polityka), kultura wysoka i masowa stały się w książce Ani Węgrzyniak punktem wyjścia do wieloaspektowych rozważań nad relacjami liryki i piosenki, językiem komunikacji masowej, satyrą polityczną i jej hierarchiczną podrzędnością wobec liryki (w cyklu Z wierszy o państwie). Rozważania te zostały uzupełnione o nowy wątek, Ania pochyliła się nad sensualizmem Tuwima i jego – skrytą za retorycznymi maskami – psychomachią. To niezwykle kusząca propozycja lektury, odsłaniająca to, co „poza” kolczastym ogrodzeniem języka: seksualizm poety, jego kłopoty z tożsamością, a wreszcie bezradna próba zasłonięcia wirtuozerskim słownym rygoryzmem dramatu samotności, bezpłodności i pustki.

Dzięki połączeniu wszystkich tych wątków, możemy obcować nie tylko z poetą „głosów świata imitatorem”, mierzącym się ze współczesną mu „kakafonią języków i stylów” rzeczywistości, ale także z osobowością pełną wielorakich napięć duchowych i tożsamościowych. „Obejmując całą twórczość Tuwima, – napisała Ania – za główne cechy stylu uznać należy: imitacyjność, polifoniczność i pograniczność. Prywatny wątek skrywanej nietożsamości prowadzi w stronę pytań egzystencjalnych i lęków metafizycznych […]. Poezja «wysoka» osadzona w obszarze kultury popularnej – jak żadna inna twórczość Dwudziestolecia – koresponduje z tendencjami naszej współczesności, niejako antycypuje postmodernistyczne «żerowanie na  śmietniku»”.

W pracach „dużych” czy „małych” zawsze interesowała ją osobowość twórcza. Punktem wyjścia lektury była indywidualna dykcja pisarza, a dopiero potem topika i znaczenia symboliczne, mityczne czy alegoryczne. Zasadniczo Ania Węgrzyniak zajmowała się poezją, ale przedmiotem kilkunastu jej studiów – o których dotąd nie było mowy – była proza. Formom narracyjnym poświęciła zbiór szkiców W świecie, który wciąż się rozpada. Lektury prozy XX i XXI wieku. To był znakomity tytuł i nieoczywisty dla samej autorki podtytuł, dotykający prozy biegnącej przez różne style, biografie i tematy – w trzech potrojonych odsłonach: mistrzów, małych mistrzów i małych mistrzyń, jeżeli słówko „mały” uznać nie za znak jakości, ale za późniejsze wejście do literatury.

Ania przeczytała w pierwszej odsłonie – Tadeusza Konwickiego, Wiesława Myśliwskiego i Stefana Chwina; w drugiej – Andrzeja Stasiuka, Ignacego Karpowicza i Szczepana Twardocha; w trzeciej – Olgę Tokarczuk, Magdalenę Tulli i Magdalenę Grzebałkowską. Czytała ze wzrokiem skupionym w jedną figurę, a czasami poruszała się ruchem konika szachowego, analitycznie i przeskokowo, jak gdyby pragnąc syntezy. Czytała przez indywiduum i zbiorowość (oraz ich pamięć), przez dom rodzinny i świat. Wektory interpretacji nie są zbieżne, ale często są na siebie skierowane. W potrójności lektury Ania pytała o sens związków wzajemnych, które w przełamujących się stuleciach określiły nasze (również lekturowe) doświadczenie.

Część pierwsza książki (Bastard, gracz, makijażysta) to pytanie o wspólnotę losu i jej zmierzch, początek i koniec, dobro i zło, sztukę prawdziwą i sztukę wynajętą. Ania Węgrzyniak połączyła z sobą trzy powieści: Bohiń Konwickiego, Ostatnie rozdanie Myśliwskiego oraz Dolinę radości Chwina. Tylko pierwsza z nich zyskała literaturoznawczą sławę, dwie pozostałe są gdzieś z tyłu innych utworów ich twórców. A przecież ujawniła się w nich ta sama historia XIX i XX wieku, ci sami scenarzyści historii (Hitler i Stalin), ten sam problem rozpadu i mierzenia się z ideą „poza dobrem i złem”, to samo ludzkie doświadczenie sieroctwa. W części drugiej (Wędrówki i ucieczki) pytania skierowane zostały w stronę tego, co się rozpada (rodzina, związki), od czego się ucieka i do czego się dąży. Życie jest podróżą i życie jest ucieczką, doświadczamy utopii i pragniemy czegoś, co jest utopijne właśnie. „Wciąż mnie znosi, wciąż coś zatrzymuje mój wzrok i nęka mnie obsesyjna wizja […]” – to zdanie Andrzeja Stasiuka świetnie oddaje „włóczęgowski” charakter bohaterów jego prozy, ale także Ości Karpowicza oraz Wielorybów i ciem Twardocha. Chciałoby się przywołać tutaj Wilsonowską opozycję: outsider – insider. Z pewnością bohaterowie próz tutaj wymienionych stoją po pierwszej stronie opozycji. W trzeciej części (Okiem kobiety) zderzymy się z trwałością (Tokarczuk), bezdomnością (Tulli) i zagubieniem (Grzebałkowska), a właściwie z pytaniem o to, na ile rodzina w swoim wiekowym trwaniu pląta swoje losy i ich nie odnajduje za sprawą tego doświadczenia dziejowego, jakim jest wojna. „Po utracie wiary w metafizyczną spójność bytu, tylko w snach, baśniach, mitach (raczej strzępach mitu), a także w literaturze odzywa się przeczucie innego wymiaru” – napisała Ania w poincie szkicu o Tokarczuk. Ale słowa te można odnieść także do pozostałych pisarek. „Spójność bytu” zawsze kończy się przez wojnę. Wielka Zagłada przynosi małe zagłady, cząstkowe i nieodwracalne. Dlatego w szkicach Ani Węgrzyniak z tej części książki tak mocno położony został nacisk na psychologiczny wizerunek bohaterek. Co im pozostaje po Zagładzie? Tkanie narracji, ucieczka w literaturę?

Zbiór szkiców o dziewięciorgu prozaikach i prozaiczkach to zmierzenie się z doświadczeniem losu (bytu) i lęku (bycia), historii (świata) i histerii (jednostki), domu (tradycji) i drogi (ucieczki). Chciałoby się powiedzieć, że szkice te świetnie się czyta, ale słówko „świetnie” wydaje się być intruzem w tym zdaniu. Nie można czytać „świetnie”, kiedy cały świat, którego jesteśmy uczestnikami, którego doświadczamy historycznie, rodzinnie i osobniczo – rozpada się nam, jak w tytule zbioru. Zwróćmy uwagę na aspekt niedokonania i stałość procesu: świat „się rozpada”, a nie rozpadł – i czyni to „wciąż”. Bohaterzy, o których czytamy na kartach powieści, których biografie, przeklęty los i zmęczenie wyłuskujemy z misternie tkanej narracji, są w jakimś sensie nami samymi – także umiejscowionymi w czasie, miejscu, rodzinie, poszukującymi zadomowienia i uciekającymi od niego, byle dalej, bo – jak pisze Stasiuk – „wciąż mnie znosi”. Książka powstała z artykułów pisanych w różnym czasie, połączyła je kategoria rozpadu. Jak się wydaje, właśnie ta kategoria – jakże zasadnicza dla współczesnego, tj. dwudziestowiecznego myślenia – dodała także nowych sensów utworom, o które byśmy je nie podejrzewali.

Ostatnią książką Ani Węgrzyniak okazały się Spotkania z domem w poezji współczesnej (2021). To najpiękniej wydana jej książka – w twardej okładce i z obwolutą. Zebrała w niej szkice o poezji (lub wierszach) Zbigniewa Herberta, Romualda Mieczkowskiego, Feliksa Netza, Jerzego Kronholda, Tadeusza Nowaka, Julii Fiedorczuk i… – mojej. Napisała: „W proponowanym zestawie autorów można dostrzec różne obrazy domu, różne sposoby «zamieszkiwania» – od tradycyj­nych wyobrażeń rodzinnego gniazda do trudnego programu współbycia z nie-ludzkim”. Ale też zaznaczyła (w odniesieniu do Netza, choć może i do innych): „Poeta wizjoner widzi NIC i w tym spojrzeniu wyraża się to, co niewyrażalne, tajemnicze, przeczute, pod­świadome”. Jest to książka wspaniała, jak zwykle u Ani. O jej autorach, o jej prywatnej historii poezji i o jej myśleniu o poezji. „Nie przekonują mnie – pisała – erudycyjne interpretacje poetyckich tajemnic, które w kon­tekstach filozoficznych tak się rozjaśniają, że znika tajemnica”. Ale jej pisanie było erudycyjne, lecz tak finezyjnie proste, że nie gubiła się w nim ani tajemnica, ani poezja.

Nie chcę rozdrabniać się w szczegółach pamięci. Niemniej kreśląc portret intelektualny Ani Węgrzyniak, nie wolno mi zapomnieć o niej samej. Była urocza, kobieca, szalona, cieszyła się pełnią życia i oddawała się przyjaźni w takim stopniu, w jakim oddawała się życiu. Taką ją widzę i taką chcę zapamiętać: radosną, wesołą, szczęśliwą. Napisała w książce Spotkania z domem: „Śmierć i umieranie zawsze były i będą tematem literatury/sztuki, bo niezależnie od kultury czy światopoglądu śmierć pozostanie tajemnicą, a odchodzenie bliskich było i będzie bolesne”. Jest bolesne. Żegnając Anię na cmentarzyku w Mikuszowicach Śląskich, dzielnicy Bielska-Białej, przy Akademii Techniczno-Humanistycznej, której poświęciła swoje ostatnie dwadzieścia lat, ścisnęło nam się serce. Dzień był duszny, nie spadła ani jedna kropla deszczu, a nagle nad cmentarzem roztoczyła się wspaniała tęcza. Niech każdy sam wyjaśni sobie tę tajemnicę.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marian Kisiel, Czytała, więc była, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 160

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...