25.08.2022

Nowy Napis Co Tydzień #166 / O subtelnych tonach w męskiej poezji, czyli „Mecz z realem” Wojciecha Banacha

Mecz z realem, niewielki tom poetycki Wojciecha Banacha, jest charakterystyczny dla tego autora. To sytuacja podobna do tej, gdy patrzymy na kolejną wystawę dojrzałego malarza, który posiada znaczący i doceniony już dorobek artystyczny. Rozpoznajemy tematykę jego prac i malarski warsztat, na który składają się określone środki wyrazu. Mamy poczucie wysokiego poziomu prezentowanej sztuki i czerpiemy satysfakcję z uczestniczenia w tym zdarzeniu.

Książka jest zwarta, a zarazem wyraźnie podzielona – by tak rzec – na poezję i resztę świata. Składa się bowiem z dwóch znaczących rozdziałów, AmfiladaLekcja z poety. Lekcja jest dość znanym, szczególnie w środowisku bydgoskim, wierszem Banacha, poświęconym poecie Kazimierzowi Hoffmanowi. Jemu też autor zadedykował ten rozdział.

Tym razem Banach zarysowuje jedynie nurt opisujący polską rzeczywistość, w której odbija się przecież atmosfera „globalnej wioski” i „widać jak na dłoni” to, co jest obce, trudne i dziwne (Niespodzianki na grudzień). W opis najbliższego otoczenia, które, jak zazwyczaj u tego poety, okazuje się najbardziej inspirujące, bo jak soczewka skupia w sobie najważniejsze problemy egzystencjalne – wyjątkowo wyraziście wpisane zostały wątki rodzinne i osobiste. Ważny i rozbudowany jest temat dotyczący pisania poezji, podejmowany przez Banacha w sposób naturalny już od samego początku jego twórczości. Wydaje się jednak, że teraz stwierdził, iż przyszła pora, aby wypowiedzieć się o liryce w sposób pełniejszy i wielostronny. Wdać się w poetycki dyskurs z „braćmi po piórze”. Także z tymi, którzy odeszli, ale nadal żyją w świadomości poprzez swoją twórczość. Stosunkowo łagodnie, jak na osobowość autora, skonfrontować się z nimi, czy też obdarzyć jawnym sentymentem. Wymienieni więc zostali, między innymi: Allen Ginsberg, Zdzisław Pruss czy Jerzy Fryckowski. Co tu kryć – bez względu na bliskość czy też różnice w spojrzeniu na poezję i świat – każdy z utworów jest wskazaniem czy wspomnieniem, w zależności od sytuacji, twórcy dla autora ważnego.

Ten liryczny „tom” – bo Wojciech Banach preferuje właśnie to określenie, zamiast używanego najczęściej słowa „tomik”, ponieważ, jak sądzi, pobrzmiewa w nim nuta lekceważenia dla najczęściej kameralnych, poetyckich książek – wyróżnia zaduma i refleksja. Dodajmy, że narastały one w czasie i dlatego – moim zdaniem – są autentyczne.

Mecz z realem, jak wspomniałam, jest zróżnicowany tematycznie i odpowiada temu umiejętne zróżnicowanie emocjonalne. Światłocień uczuć czy stanów ducha jest rozległy i subtelny. Opisane zdarzenia, zarówno te w skali makro (Z listu do Katariny B.), jak i mikro (Mróweczki), czyli dotyczące tylko narratora, a także jego monologi wewnętrzne o samotności, upływie czasu i utracie bliskich oraz sensie pisania poezji, jak również kadry z bezsennych nocy spędzonych przy małej lampce, czasem zaprawionych wódką i lękiem – zabarwia ciekawie ton nostalgii. On jednoczy te wielostopniowe rozważania, coraz bardziej skierowane „do wnętrza”.

Ten zbiór wierszy jawi się na podobieństwo obrazu, w którym artysta postanowił wyciszyć stosowane do tej pory kontrasty czerni i bieli, a także dość bogatą, ale intensywną kolorystykę: krytycznej jednoznaczności, goryczy, niekiedy drobnych złośliwości, ironii i przekory. Rezygnuje z tego na rzecz analizy wewnętrznej. Przyglądania się sobie z wielu stron, czemu sprzyja czas i cisza, jak w utworze Sąsiedzi. Ona właśnie – analiza własnego Ja – nie jest nowa, lecz bardziej niż dotychczas interesuje autora. Zwyczajnie zdecydował on, aby właśnie teraz to, co dzieje się „wewnątrz”, najpełniej i całkiem spokojnie ujawnić. Powiedzieć o tym, w jaki sposób skupia w sobie rzeczywistość i jak ją w sobie przetwarza. Jak ją najgłębiej rozumie i odczuwa:„[…] noce przerywane snami / są tylko konsekwencją samotności / więc nie wiem czy został mi / jeszcze jakiś czas na kolejne ćwiczenia / z nadziei” (Trudno będzie spotkać się).

Okazuje się, że to, co naznaczone zostało pamięcią i dotykiem, własnym i osób bliskich, jest najważniejsze. Tworzy nas to, co jest najbliżej. To jest najcenniejsze, wręcz święte. W tym tylko możemy się przyjrzeć sobie i swojemu życiu bez wrażenia fałszu. Znane miejsca i ludzie oraz przedmioty okryte kurzem czasu, którego poeta nie ściera. Podejrzewam nawet, że jest wręcz przeciwnie – przygląda mu się, ze skrywaną nieco, czułością i uśmiechem.

Wiadomo, że łagodne i osobiste tony przewijały się przez wcześniejsze zbiory poetyckie Wojciecha Banacha, stanowiąc rodzaj oddechu – tak dla autora, jak i czytelnika – pomiędzy utworami wyrażającymi męski, zaangażowany i szlachetnie krytyczny ogląd rzeczywistości. Idzie więc, w tym wypadku, „jedynie” o proporcje. I to one właśnie budują w omawianej książce wrażenie przyglądania się światu z „wnętrza własnej wieży”. Tak jest w wierszu Notatka na temat pewności, w którym tak zwany podmiot liryczny wskazuje na zakorzenioną w świadomości tragiczną historię rodziny, naznaczoną śmiercią w Auschwitz. Wspomina też zmarłego nagle bydgoskiego pisarza i poetę Krzysztofa Derdowskiego. A także utwierdza sam siebie w poczuciu wartości poezji. A może i miłości? Rzecz jasna nie czyni tego w sposób bezpośredni. Pomysłową pod względem doboru wątków i formy Notatkę można odebrać jako liryczny „skrót” z własnej historii albo skromny moralitet.

Warto zwrócić uwagę, że pomiędzy medytacjami, które narrator prowadzi, siedząc na ulubionych schodach w klatce swojego bloku umiejscowionego przy ulicy Chłodnej – kiedy to, jak sam stwierdza, boi się, „co mógłby jeszcze napisać”potrafi nas prawdziwie wzruszyć, ale też nagle rozśmieszyć. Czytelnik sam określi, do jakiej kategorii emocjonalnej zaliczyć ten krótki wiersz:

Czy brak dowodów
na istnienie uczucia
może być dowodem
na jego nieistnienie?

Tym razem Boga zostawiamy w spokoju
choć dla wielu jest miłością

(Brak dowodów)

A kto i co jest najbliżej? Matka, która jest stara, chora i wymaga opieki, o czym czytamy w „wielowymiarowym”, rozpisanym na głosy, powściągniętym emocjonalnie, a jednocześnie dramatycznym utworze Przy pępku:

[…]
Staram się
robić zastrzyki w fałd skóry 5 centymetrów od pępka
od którego kiedyś mnie odcięto Myję piersi które
podobno ssałem zachłannie Kolaboruję z lekarzami
[…]
tłumaczę że goście na razie nie przyjdą
nikt nie chowa się za firanką ani za szafą
nikt cię nie zamierza okraść ani zabić.

W tekście W końcu znajdujemy takie wersy:

Przyśniła się
matka
jak żywa

znów próbowała
przejść
przez lustro

tłumaczyłem
że już nie musi

nie uwierzyła
i przeszła
.

Blisko, bo na podwórku, i za oknem, skąd widać inne okna, a także na parapecie – są koty i ptaki. To na swój sposób barwna, pełna drobnych zdarzeń i godna obserwacji strona życia. Opisana przez poetę z życzliwością i zaciekawieniem. A ile to mówi o nim samym. W wierszu mojej wieży znajdujemy proste wyznanie:prawie codziennie / obserwuję 4 koty // wschodni biało-rudy / na pierwszym piętrze / pilnuje dziecka i walczy z firanką”.

W interesująco skonstruowanym i przejmującym utworze Przebudzenia refleksje o poezji przeplatane są rozrachunkiem z samym sobą i z życiowymi decyzjami. Tu jesteśmy już tylko o krok od nieokreślonych, ale intensywnych, pobudzających wyobraźnię czytelnika „obecności” z wiersza . Towarzyszy im aura zawieszenia w czasie, przenikania rzeczywistości. Czy są to wspomnienia, gęste myśli, nienapisane jeszcze wiersze, które domagają się zaistnienia, a może dusze zmarłych? Kto – albo co – tak miękko i łagodnie wypełnia przestrzeń?

Intrygujący i przewrotny jest sam tytuł tomu: Mecz z realem. Wiemy doskonale, że autor pasjonuje się wieloma dziedzinami sportu i potrafi o tym z „zacięciem” opowiadać, również pisać. W dzisiejszym świecie to właśnie sport uważa za dziedzinę wciąż jeszcze opartą na wyraźnych zasadach. Za przejaw czystej i efektownej rywalizacji. Sport był i jest częścią jego codzienności. I tymi właśnie faktami zwodzi nas w tytule książki, gra z nami w słowa.

Wspomniany mecz jest, jak sadzę, twardą rozgrywką z realnym życiem – wielorakim, dramatycznym, oczywiście też twórczym, czyli przetworzonym na wiersze. To również rozgrywka z sobą samym. W tym kontekście, trzeba przyznać, że Wojciech Banach ma odwagę być sobą. Nie ubarwia swojej egzystencji. A może wcale nie musi?

(17 lutego 2022)

Wojciech Banach, Mecz z realem, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2021

meczyk

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Hanna Strychalska, O subtelnych tonach w męskiej poezji, czyli „Mecz z realem” Wojciecha Banacha, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 166

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...