01.09.2022

Nowy Napis Co Tydzień #167 / Sommer po latach praktyki

Pierwsza myśl: „Co się stało z Sommerem po latach praktyki?”.

Niewielu polskich twórców z taką czujnością i precyzją wykorzystywało „te, za przeproszeniem, / składnie”P. Sommer, Rano na ziemi (wiersze z lat 1968–1998), Poznań 2009, s. 117 (wiersz Niedyskrecje z tomu Czynnik liryczny wydanego w 1986 roku).[1] jako źródło poetyckiego konceptu, jako jeden z najważniejszych czynników decydujących o melodii wiersza. Bo Sommer, który był tak bardzo zanurzony w języku, zaczyna się z niego wynurzać i częściowo rezygnuje z zabawy formą. Coraz mniej dzieje się na granicach wersów oraz strof, natomiast więcej jest otwierania się na samego siebie i na rzeczywistość, zapożyczania z niej obrazów. Jakby wyobraźnia poetycka nasyciła się słowem, zaczęła poszukiwać nowych źródeł w rzeczywistości i podmiotowym doświadczeniu.

Wyjęte z Piosenki pasterskiej poetyckie credo: „Czytaj, jakbyś miał słuchać, / Nie rozumieć”Tamże, s. 226 (wiersz Piosenka pasterska z tomu Piosenka pasterska wydanego w 1999 roku).[2] można byłoby z powodzeniem potraktować jako jeden z kluczy interpretacyjnych dla wielu jego utworów. Odniosłam jednak – jak mi się zdawało – niepokojące wrażenie, że w Latach praktykiP. Sommer, Lata praktyki, Poznań 2022.[3] ten klucz lekturowy zawodzi. Sommer „po latach praktyki” to poeta inny, niż się spodziewałam. Sięgając po ten tomik, oczekiwałam dawnego Sommera w nowej odsłonie, chciałam – jak zawsze – przede wszystkim usłyszeć jego wiersze. Tym razem jednak najpierw poczułam emocje, ujrzałam obrazy i doświadczyłam (pośrednio) poetyckiego zachwytu. Ale czy oznacza to, że Sommer zawiódł?

Podczas drugiej lektury moja perspektywa uległa zmianie. Tym razem towarzyszyły mi pytania: „Co nowego ma do powiedzenia Sommer po latach praktyki? Czy poezja, którą najpierw trzeba zrozumieć, a potem wytężyć słuch, by poszukać jej ukrytych brzmień, nie jest tym, czego oczekiwałam i każe przekreślić nowego Sommera?”.

Najpierw odnalazłam kilka świetnych wierszy, które bronią się, uwodzą czytelnika, przykuwają uwagę i pozwalają zachwycić się poetycką frazą. Są to utwory, których nie określiłabym mianem „dawnego Sommera”, ale „dobrego Sommera”. Poeta stara się dotykać rzeczywistość bez mocnego pośrednictwa języka, zbliżając się do świata i, paradoksalnie, oddalając się od języka. Taki właśnie Sommer jawi mi się w Latach praktyki, a może nawet „objawia mi się”, ponieważ z poety składni staje się z czasem – zaryzykuję to stwierdzenie – poetą epifanii, afirmacji świata. Dowodzi tego choćby wiersz Z powietrza:

 

Syn pływa z kijankami
po stawie na Wawrzyszewie,
oddycha tak jak one,
wydyma wątły brzuch,
macha nawet ogonem.
Potem przysiada w gromadzie
przy brzegu na płytkim dnie.
Nareszcie może oglądać
pijawki i raki z bliska, ośliczki
co udawały martwe,
gdy w lustrze wody, z powietrza,
rosła nad nimi twarz syna.
Syn dorósł i jest już mały,
ma większy brzuch niż ogon –
pływa, przysiada na dnie,
ja jestem drzewo nad wodą.

Lato jest takie wietrzne
że im sypnąłem liści.
Moim zdaniem za wcześnie.
Syn bada drobnoustroje,
ja jestem drzewo nad wodąTamże, s. 22.[4].

Niezwykłe jest to olśnienie światem, doświadczenie natury rozumiane jako współodczuwanie prowadzące do metamorfozy. Podmiot wiersza, utożsamiony z autorem, przemienił się w drzewo nad wodą.

W podobnej poetyce utrzymany jest wiersz Ciemne moce, który chciałabym określić mianem epifanii żarówki. To Sommer, znany już nam z Nocy i dni, znajdujący się po stronie rzeczyNa temat fascynacji rzeczami zob. A. Zientała, „Czas lubi rzeczy…” – o przedmiotach w „Nocach i dniach” Piotra Sommera [w:] Wyobraźnia poetycka XXI wieku, red. A. Czabanowska-Wróbel, Kraków 2014, s. 93–104.[5], odkrywający ich tajemnicę:

Pstryknąłem, gwiazda zgasła, i na tle ciemności
dopalała się jeszcze przez ułamek chwili.
To była zwykła żarówka sześćdziesiątka.
Spiralowata, krucha linia życia w środku,
pomarańczowa, ale jaśniejąca szybko,
zdwojona w lustrze, zdążyła jeszcze dobić do bieliP. Sommer, Lata…, s. 39.[6].

Moglibyśmy powiedzieć, czyniąc aluzję do Francisa Ponge’a, że w utworze Sommera „przedmiot to poetyka”. Wiersz niejako przemienia się w rzecz, potwierdza swoje istnienie w odniesieniu do tego, co materialne. Na tym jednak nie koniec, bowiem Sommer jednocześnie odkrywa przed czytelnikiem metafizyczny potencjał tkwiący w gasnącej żarówce. Zwykła, niemal mechaniczna czynność, staje się tutaj krótkim, ale znaczącym procesem prowadzącym do olśnienia. Poeta dostrzega moment zawieszenia, chwilowego zatrzymania czasu, w którym objawia się to, co ukryte jest poza fizycznością przedmiotu.

Spójrzmy jeszcze na wiersz, którego tytułem jest jego pierwszy wers:

Wracam, rozumiesz

Z tego szpitala na rowerze
a tu wiatr każe mi się
witać z liściem. Liść
tak zawrotnie bierze sobie
te naszepty
                                      do serca
że nawet nie wiem
jak ma na imię. I na jeziorze
też robi wrażenie, nie liść,
wiatr. Bo i jak te
dziecinne fale
                                      wyglądają,
z grzywkami! I w oko
wpada mi na żółto, na złoto, na tle
szarości, bo lecąc stracił
tylko kształt. Ojej, twardy
jak z natrumiennej
                                      blachy,
a rowerowe zęby strzępią
mi nogawkę, taki nagle
zamot. Nie wiem, czy opowiadać ci
o tym przez telefon, w sumie
mało się tu dziejeTamże, s. 52.[7].

Sommer ukazuje smak detalu świata. Podmiot jego wiersza, w którym chciałabym widzieć samego autora, jest czułym obserwatorem, znajdującym się blisko rzeczywistości. Zdaje się być całkowicie zanurzonym w codzienności, zachowując przy tym jednak ironiczny dystans do samego siebie.

Wspomniałam o możliwości autobiograficznej lektury Lat praktyki. Wydaje mi się, że w tym tomie Sommer nie boi się odsłonić siebie. Chce pokazać emocje. Staje się poetą skupionym na własnym, podmiotowym doświadczeniu.Na uwagę zasługuje niezwykle przejmujący tekst (podzielony na cztery mikroprozy poetyckie) To jest imię i nazwisko. Utwór ten niejako zapowiedziany został przez Wiersz zaczynający się od słowa „Ach”:

Ach, żeby nic złego się nie stało –
niech moja matka wyzdrowieje, wyjdzie z tego cało,
i niech jej blade umęczone ciało
ożywi się i zaróżowiTamże, s. 23.[8].

To jest imię i nazwisko można by sprowadzić do formuły: pisanie jako forma uświadomienia. Sommer ukazuje reakcję na śmierć matki, tworząc portret człowieka, który nie potrafi przyjąć tego, co się stało, ponieważ nie jest w stanie pojąć rozumem rozmiaru tragedii, z którą nigdy wcześniej nie dane mu było się zmierzyć:

 

To jest imię i nazwisko mojej matki. Musiała chyba umrzeć, bo
ułożyłem jej nekrolog, a potem przeczytałem go w gazecie
,
i na pogrzebie szedłem za trumną.
Mam przed sobą jej zdjęcie wyrwane z dowodu, gdy sporządzano
akt zgonu, i notes, w którym szukałem telefonów jej koleżanek.
Myślę o niej dużą literą jak o zmarłej.
Nie pozwoliłaby mi wyrwać zdjęcia z dowodu osobistego, wyjąć
torebki z notesu, pójść na pogrzeb i płakać, gdyby żyła. Chyba
umarła.
Wymknęła się, choć masowałem jej ręce i szeptałem do niej.
Podobno zmarła przed dziesięcioma dniami. To nie zdarzyło się
nigdy przedtemTamże, s. 40.[9].

Uwagę przykuwają stwierdzenia będące wyrazem niepewności: „Musiała chyba umrzeć”, „Chyba umarła”, „Podobno zmarła przed dziesięcioma dniami”. Obserwujemy zmagania człowieka z czasem przeszłym, który rzuca cień na teraźniejszość. Szczególnie mocna jest domykająca utwór konstatacja tworząca swoisty epilog: „To nie zdarzyło się nigdy przedtem”. Utwór ten można postrzegać jako bolesną próbę zdania sobie sprawy ze śmierci bliskiej osoby, umieszczenia doświadczenia straty we własnej teraźniejszości. To jest imię i nazwisko staje się wówczas wyrazem szoku, który poprzedza żałobę. Sommer sięga po formę poetycką, która nie jest charakterystyczna dla jego wcześniejszych twórczych zmagań. Sięga i osiąga wiele.

Tak właśnie nowy Sommer powoli, niespodziewanie, ale konsekwentnie zaczął w uszach grać. Ale najpierw musiał zagrać w umyśle. I wtedy uświadomiłam sobie, że jest to Sommer trudniejszy, bardziej wymagający. Sommer, który nie urzeka od razu, nie mami melodią polszczyzny, Sommer odchodzący od „piosenki pasterskiej”. Nie oznacza to jednak, że od czasu do czasu nie skorzysta z gry słownej albo nie zachwyci poetyckim konceptem czy aluzją do wiersza regularnego, jak w przypadku liryku Motto:

Jak się rym od rytmu odbije,
trochę ciepła się pewnie wytworzy;
jak pogonić wolne wiersze kijem,
to poznają bezdomność przestworzyTamże, s. 37.[10].

Zarówno obraz poetycki o tematyce metaliterackiej, jak i aluzja do wiersza regularnego, zdają się tu leśmianowskie z ducha. Lapidarna forma i lekki ton, za sprawą którego czytelnik uśmiecha się w trakcie lektury, jest tym, co Sommer niejako dodaje, dzięki czemu mówi własnym, silnym głosem. Równie ciekawa jest stylizacja Października czternastego, roku dziesiątego zdarzyło się, co się miało zdarzyć najgorszego, każąca myśleć o Sommerze jako poecie niezwykle świadomym poetyckiego warsztatu i literackich korzeni. Na uwagę zasługuje zwłaszcza, wieńczący ten pachnący staropolszczyzną utwór, mickiewiczowski (na myśl przychodzi choćby fragment „Zbrodnia to niesłychana / Pani zabija pana” z ballady Liljehttps://wolnelektury.pl/katalog/lektura/ballady-i-romanse-lilje.html [dostęp: 22 czerwca 2022].[11], będący aluzją do średniowiecznej pieśni ludowej) komentarz chóru:

Ta tragedia się zdarzyła
Pani chłopa dziś zabiła
Nóż do krtani przyłożyła
Krtań mu nożem przewierciła
Wielka u niej była siłaLata praktyki, s. 35.[12].

Widzimy, z jaką sprawnością Sommer domyka utwór pentastychem: układ akcentów jest regularny, mamy do czynienia z czterostopowcem trocheicznym. Poeta pisze ten fragment ośmiozgłoskowcem, w którym zrymowane są wszystkie wersy. W wyrafinowany sposób bawi się wierszem klasycznym i wychodzi mu to naprawdę dobrze. Odważnie korzysta z różnych poetyckich form, dzięki temu jawi się w Latach praktyki jako twórca błyskotliwy, wszechstronny i wielowymiarowy. Nie powinno zatem już nikogo zdziwić świetnie haiku zatytułowane Nad ranem:

Słyszałem jak przesuwane wiatrem liście
kruszą szron na trawieTamże, s. 54.[13].

Lapidarność i instrumentacja zgłoskowa budują wielozmysłowy obraz doświadczenia szczegółu rzeczywistości.

I takie właśnie są uroki Lat praktyki – czytelnik nieustannie jest zaskakiwany formą, obrazem, a jeśli dobrze się wsłucha, także poetycką melodią. Tom ten warto przeczytać od początku do końca, a potem od końca do początku i wreszcie, bez założonej z góry kolejności, smakując detale, poruszając się po stykach. Bo dać Sommerowi czas oznacza tutaj: dać sobie czas. I odwrotnie.

P. Sommer, Lata praktyki, WBPiCAK, Poznań 2022.

Lata praktyki Piotr Sommer - 36 zł - Allegro.pl - Raty 0%, Darmowa dostawa  ze Smart! - Kraków - Stan: nowy - ID oferty: 12100792413

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Magdalena Śniedziewska, Sommer po latach praktyki, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 167

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...