Nowy Napis Co Tydzień #174 / Religia jako sposób na życie. Poezja Jana Polkowskiego a tradycyjny katolicyzm
Jan Polkowski jest poetą na wskroś religijnym i właściwie trudno byłoby wydzielić z jego dorobku wiersze „czysto świeckie”, skoro niemal wszystkie zostały napisane z perspektywy człowieka wierzącego. Nie chodzi bowiem o „tematy” poetyckie, które można tak zaklasyfikować, ale o postawę autora i wizję rzeczywistości. Wszystko, co ważne i nadzmysłowe, w tej poezji wyraża się przez zmysłowe, a co dotyczy innego doświadczenia oraz innego świata – pojawia się jako obrazy z tego świata. Wiersz ustanawia więź między odmiennymi rzeczywistościami, stąd jest „religią” w tym sensie, na jaki wskazuje łaciński źródłosłów tego pojęcia: „religio” oznacza bowiem „więź” lub „wiązanie”
Elegia o końcu (pewnej) Polski
To, co przeżyte osobiście przez poetę, i to, co przez niego zapisane w wierszu, nie zawsze jest jasne dla czytelnika, a może i samemu twórcy związek ten nie wydaje się już tak silny jak w momencie konkretnego doświadczenia, skoro prywatne stało się publicznym, a naturalne – po przetworzeniu – zmieniło się w sztukę. Tajemnicę poetyckiego kunsztu stanowi to, dlaczego poeta pozostawia pewne ślady realnej inspiracji zamiast je zacierać? Do czego mu potrzebne jest pozostawienie nici łączącej wiersz z konkretem – znaku i słowa z rzeczywistym wydarzeniem? Wydaje się, że często chodzi o wzmocnienie perswazyjności przez zawiązanie swoistego „paktu autobiograficznego”
Zbocze pokrytej lasem góry schodzi ku dolinie
mija łąkę potyka o szare wyboje cmentarza
i przystaje przy kościele Józefa Rzemieślnika
Rzecz zwyczajna chociaż zdarza się zawsze pierwszy raz:
bezimienny smak umarłego czasu
i rozdzierany powoli w ciszy testament niepokoju
tych którzy muszą czekać by los jeszcze raz powstał
z martwych i ruszył w przeszłość
Ci którzy czekają stoją wokół trumny
obok strażacka orkiestra czarno-złote poczty
i wyhaftowane starannie na schylonych sztandarach
ślubowanie służby Bogu i Ojczyźnie
Drży światło gór nasycone słonym tchnieniem przodków
i gorzką pewnością wiary
że dzisiaj tak jak zawsze i na wieki wieków
wszyscy zostaną ulepieni z gliny
świętej pamięci
Kobiety i mężczyźni stoją bez lęku obok śmierci
i spoza czasu patrzą na ptaki
które w wiotkich albach obłoków i wietrze ornatów
niosą ich losy w uroczystej procesji
do domów warsztatów między zagony ziemniaków
ku słabym światłom wszystkich nadchodzących dni
by mogli siać i zbierać ziarno
szukać odwagi łamać chleb
i spożywać ciało bezsilnej
śmierciJ. Polkowski, „Koniec Polski albo pogrzeb Stanisława Pitka w Rabie Niżnej 11 lipca 2021 roku”, „Topos” 2021, nr 5–6 (180–181), s. 9. [4]
w utworze, a opis zostaje zdynamizowany animizacją, by „ruch” zbocza umożliwił zwrócenie uwagi na jakościową odrębność cmentarza i kościoła. Zbocze „schodzi ku dolinie”, a fraza ta, pierwotnie metaforyczna, została już przyswojona przez język potoczny i nie jest odczuwana jako przenośnia. Poeta przywraca jej metaforyczną nieoczywistość, używając kolejnych czasowników oznaczających ruch („schodzące” zbocze „mija”, „potyka [się]”, a na koniec „przystaje”). Osiąga tym samym skutek pożądany w klasycznej ekfrazie, a więc ożywia nieruchomy obraz
Nie jest to zresztą jedyne zderzenie czy też przemieszanie tych dwóch sfer. Poeta mówi o „rzeczy zwyczajnej” i ma na myśli śmierć oraz pogrzeb, ale przecież typowość dotyczy także okolicy, a nie tylko faktu, że każde życie musi się kiedyś skończyć. Zauważmy przy tym, że podkreślana przez poetę zwyczajność nie ma nic wspólnego z codziennością. Scena przyjmowana jako oczywistość zawiera w sobie elementy jakoś nierozpoznane, skoro to, co powtarzalne „zawsze jest pierwszy raz”. Zmarły pozostawia po sobie również „testament niepokoju”, a nie tylko ostatnią wolę w sensie dosłownym. Mowa przecież o tym, że pogrzeb prowadzi do tajemnicy czasu i losu.
Pierwsza część wiersza (podzielonego na trzy skupienia) kładzie więc akcent na naturalność sytuacji, która nie budzi zdziwienia, i przeciwko której autor nie protestuje, mimo że przecież każda śmierć – w wymiarze jednostkowym – budzi niepokój. Ale to przeznaczenie – jeśli uobecnia się w losie bliskich – przestaje być abstrakcyjną nieuchronnością i staje się bólem osobistym. Warto zauważyć, że śmierć nie została tutaj ukazana jako „metafizyczny skandal”
Po takim wprowadzeniu druga część wiersza, będąca opisem samego dostojnego obrzędu, mówi o tym, jak chrześcijańska wspólnota wiejska reaguje na śmierć. Zmarły to postać anonimowa dla czytelnika, ale dla lokalnej społeczności to człowiek ważny. Zapewne mowa o szanowanym obywatelu i lubianym sąsiedzie, skoro pogrzeb odbywa się w asyście pocztów sztandarowych lokalnych organizacji, gra orkiestra strażacka, a poza rodziną do kościoła przybyli – jak się domyślamy – liczni mieszkańcy. Uroczyste pożegnanie członka parafii ma charakter poważnie-odświętny i podkreśla majestat śmierci.
Obrzędy sygnalizują, że zmarły jest nie tylko członkiem chrześcijańskiej wspólnoty żywych – żegnających, ale należy też do społeczności umarłych, a nawet jeszcze nienarodzonych. Dlatego powinniśmy używać czasu teraźniejszego: „jest”, a nie przeszłego: „był”. W kolejnym wersie mowa o „świętych obcowaniu” członków Kościoła – a więc przeszłych, teraźniejszych i przyszłych pokoleń. To właśnie ta wiara w niezmienność, nieuchronność i naturalną kolejność rzeczy oraz solidarność całej społeczności wiernych staje się lejtmotywem wiersza. Wiara w Kościół powszechny, wypowiadana w Credo, mówi o tych, którzy mają udział we wspólnocie zbawionych bez względu na to, czy pomarli w czasach Chrystusa czy też mają się dopiero narodzić. Poeta wskazuje na tę wizję świata, lekko modyfikując tradycyjne sformułowania (napis na nagrobku: „świętej pamięci”), liturgiczne frazy („dzisiaj tak jak zawsze i na wieki wieków”) i czyniąc aluzję do starotestamentowego opisu ulepienia Adama z gliny oraz wizji Boga-garncarza
Obrzęd zakotwiczony w obyczaju skutkuje brakiem metafizycznego lęku, o czym mowa wprost na początku trzeciej części wiersza. Uroczyste szaty celebransów, które symbolizują odmienny wymiar sfery sacrum pozwalającej na zdystansowanie się od konieczności i nieuchronności losu oraz praw profanum, rzutują nawet na postrzeganie przyrody oraz ułatwiają przełamanie strachu przed śmiercią. Religia pozwala znosić trudy codzienności, nadając im sens i napawając uczestników pogrzebu odwagą życia. A przede wszystkim daje nadzieję na nieostateczność śmierci – nazwanej „bezsilną”, co odsyła do zmartwychwstania. Poeta subtelnie łączy liturgiczne sytuacje, nienazywane wprost, by zaznaczyć potęgę performatywnych funkcji języka i liturgicznego gestu.
Gest pożegnania katolickiej kultury
Opis pogrzebu człowieka, znanego raczej w najbliższej okolicy niźli w całej Polsce, ma charakter pogodny i aprobatywny, a wygłos wiersza jest pełen religijnej nadziei – można powiedzieć, że nadziei fundamentalnej, egzystencjalnie doniosłej. Przywołanie imienia, nazwiska, daty oraz miejscowości podkreśla realność i faktyczność zdarzenia, a także obyczajowy konkret. Elementy opisu umacniają człowieka w obliczu sytuacji granicznej. Dlaczego więc w tytule pojawia się dramatyczna fraza „Finis Poloniae”? Stwierdzenie przypisywane rannemu generałowi Tadeuszowi Kościuszce (okrzyk rzekomo wydany w przegranej bitwie pod Maciejowicami 10 października 1794) brzmi złowieszczo niezależnie od tego, czy użyjemy łaciny czy ojczystego języka. Podniosła uroczystość oraz religijna ufność, które przenikają cały wiersz, nie upoważniają do takiego podsumowania, więc o co poecie chodzi – na co chce zwrócić uwagę?
Małopolska – gęsto zaludniona część Polski, utkana z małych miasteczek i wsi – jest ciągle jeszcze przesiąknięta katolickim obyczajem. Zarówno wielu marksistów, jak katolickich intelektualistów uważa, że to źle, a tradycyjny zarzut pod adresem „religijności ludowej” dotyczy „przeakcentowania rytuału” i nieznajomości doktryny
Potoczne doświadczenie Boga, związane z codziennym obyczajemj – oto najgłębszy sens obrazów tego wiersza, tak jak wielu innych utworów autora Pomieszanych języków. Najważniejsze etapy życia, jak narodziny i śmierć, zwyczajna wiara wyrażająca się intymną bliskością i opisana liturgicznosymbolicznym gestem – zostały uzmysłowione czytelnikowi za pomocą oryginalnych obrazów. Poeta szuka słów i zdań, które mogą odesłać do tradycyjnych fraz, metafor i symboli religijnych już zakorzenionych w wierze wspólnoty. Typowy przykład stanowi „bezsilna śmierć”. To fraza nowa, która w kategoriach biologicznych jest właściwie oksymoronem, ale ten nieprzystający do naturalnego biegu życia epitet mówi to samo, co religijna tradycja o zwycięstwie Zmartwychwstania nad potęgą (a właściwie wszechpotęgą) nieuniknionej śmierci. A aluzja do eucharystii odsyła do tradycyjnej pieśni wielkanocnej:
Zwycięzca śmierci, piekła i szatana,
Wychodzi z grobu dnia trzeciego z rana.
Śmierć – o której tyle się mówi z okazji pogrzebu – opisuje się nie tylko paradoksami w rodzaju „Rzecz zwyczajna chociaż zdarza się zawsze pierwszy raz” i atmosferą pozostawienia „testament[u] niepokoju”, ale przede wszystkim wiąże się z chrześcijańską obietnicą zmartwychwstania. Antidotum na egzystencjalny lęk przed śmiercią jest właśnie wiara, a właściwie religia, która głęboko weszła w zwyczajne życie i obyczaj. Dostojeństwo uroczystego pożegnania zmarłego stanowi psychologiczne wsparcie dla żałobników, a dzięki obrzędowi kobiety i mężczyźni mogą stać „bez lęku obok śmierci”. Ich życie rozgrywa się w kategoriach religijnych, wiecznych, a więc potężniejszych od śmierci. Oto tajemnica wiary! Warto przy tym pamiętać, że – jak zwykle w poezji Polkowskiego – mamy do czynienia ze wspólnotowym przeżywaniem wiary, a nie podejściem indywidualistycznym. Religijne „ja” podmiotu wiersza nie jest samotne, lecz związane z przyzywaniem i przeżywaniem wspólnotowego „my” Kościoła.
Podobnie w innych utworach. W Katakumbach
Matka Boska Częstochowska (spędziła z nią młode lata
pod Jasną Górą) była najprawdopodobniej jej stryjenką
lub obok Babci Broni ukochaną ciotkąJ. Polkowski, Cantus [z tomu Cantus], [w:] tegoż, Gdy Bóg się waha…, s. 192. [11]
Wprawdzie wspomnienie dzieciństwa i modlitwy matki dotyczą Nowej Huty lat 50., ale przecież była to kontynuacja tradycyjnej, wiejskiej pobożności:
Sezony. Przeźroczyste słodko-słone od młodej krwi
trwające bez końca zimy i rozświetlone oszałamiające
czerwcowe wieczory zapach posypanych makiem bułek
z piekarni na Kocmyrzowskiej anielska polichromia głosu
dochodzącego zza ściany dziecinnego pokoju.
Dzień po dniu lekko obracające się planety
losuTamże, s. 191. [12]
„Anielska polichromia głosu” to metonimia modlitwy – stałego składnika codzienności. W tradycyjnej (nie tylko ludowej) pobożności pacierz towarzyszy wszystkiemu, co człowiek robi:
Myślałem że wybieram lecz tylko uległem
Na początku początków wybrał mnie psalm matki
jej śpiewu dom ruchomy wsunął mi za pazuchę
przeznaczenia węzeł
wieczny wiatrJ. Polkowski, ***Moi przodkowie moczą nogi w obłokach Kazachstanu [z tomu Gorzka godzina], [w:] tamże, s. 337. [13]
Charakterystyczne w tym wspomnieniu staje się przywołanie Ducha Świętego jako uobecniającego się w modlitwie, a tym samym i w życiu chrześcijanina. Motyw Ducha Świętego w poezji polskiej jest znany i opracowany
Kościół jako ostoja człowieczeństwa
Nowa Huta – miejsce uprzywilejowane, bo związane z dzieciństwem i wczesną młodością poety – doczekała się wielu czułych liryków i poematów
Tymczasem Polkowski, który jest także poetą dramatu Nowej Huty, we wszystkich wierszach poświęconych miastu swej młodości ukazuje sponiewieranych ludzi nie tylko ze współczuciem, ale również z szacunkiem. Nie pomija tragedii przymusowego wykorzeniania z wiejskiej kultury i jej duchowości wyrosłej na religijnym fundamencie. Zwłaszcza w wierszach późniejszych, pisanych z perspektywy kilkudziesięciu lat, przewija się motyw uświęcenia mieszkańców przez religię. W Poemacie dla dorosłych Polkowskiego czytamy:
Pamięci Rodziców, mieszkańców Nowej Huty
Znad wielkich pieców pełzł nisko gorzki żal dymów i krążył w płytkim powietrzu
starego koryta Wisły. Półpiśmienni chłopi wojną złamani losem starciWojną złamani losem starci” – Publiusz Wergiliusz Maro, Eneida, tłum. T. Karyłowski, oprac. S. Stabryła, Wrocław 1980, ks. II, w. 13. Aluzja do starożytnego rzymskiego eposu opisującego tułaczkę obywateli zburzonej Troi ma na celu uwznioślenie sytuacji chłopów i nawiązanie do tragicznej sytuacji ogółu Polaków w połowie XX wieku. [19]
stali w gęstym tłumie i z trudem obracali w ustach słowa świeży śnieg
i siny stalowy ogień. Pater noster qui es in caelis
sanctificetur nomen tuum. Adveniat regnum tuumPoczątek Modlitwy Pańskiej po łacinie. [20].Ich matki w Karpatach w słodkim pyle Lubelszczyzny
w szmaragdowo-zielonych skrzydłach Jodłowej Puszczy szły boso na
sumę przez szadź późnej nocy w chustach zsuniętych na czoła.
Opuszkami palców krążyły niemo po paciorkach różańca
a puls głośno recytował modlitwę.Ojcowie stali w błocie przed polowym ołtarzem z językami zanurzonymi w wietrze
nasiąkali chorałem łacińskich słów i ssącą wilgocią przednówka.
Klucz głosów zataczał równe kręgi nad resztkami wsi Bieńczyce
razem z cichą rodziną wron.
Po kostce ulicy Kocmyrzowskiej terkotały metalowe obręcze kół
cygańskiego taboru a z ramion smukłej matki wyrywało się smagłe nagie dziecko.
Cierpliwa ranna droga przyjęła także obracające się wolno koła samochodów
za których szybami błyszczały oczy poetów
szukających natchnienia.
Za ołtarzem za plecami chmur szybko biegnących w nierównych
szeregach mokły chaty bielone wapnem z ultramaryną żółty spychacz
i czarne pismo sadu.
Ludzie światło i rzeczy krążyli wokół siebie a Ziemia obracała się
coraz wolniej szukała innego porządku aż zatrzymała się i przestała podążać
ludzkim śladem.
Pobłogosławieni dzieci kobiety i mężczyźni wstali z kolan i ruszyli
ku chwiejnym blokom krusząc w palcach twardy chłód resztki słów
i suchy tytoń wiatru.
Krążyli niemo wokół jeszcze żywych zdań jak bociany przybyłe przedwcześnie
nad zamarzniętą łąkę i bojąc się je wypowiedzieć szybowali w wysokiej ciszy
i upadali na zastygłą ziemię jak strącone gliniane gniazda.
A Ziemia już się nie poruszyła i trwała uspokojona jaśniejąca
niedotykalnaJ. Polkowski, Poemat dla dorosłych [z tomu Cień], [w:] tegoż, Gdy Bóg się waha…, s. 231–232. [21].
Dla osób niewykształconych i biednych, karmionych prymitywną stalinowską ideologią, rażonych koszmarnymi transparentami i prostackimi portretami partyjnych wodzów – kontakt z wielką tradycją śródziemnomorską możliwy był wyłącznie za pośrednictwem Kościoła katolickiego i niezrozumiałej, ale podniosłej łaciny. Nawet podstawowa modlitwa, jak Ojcze nasz, w ówczesnej (przedsoborowej) liturgii, odmawiana była bowiem w tym języku. Polkowski podkreśla duchowe skutki katolicyzmu, jedynej obrony człowieczeństwa ludzi przymusowo pozbawianych kulturowego zaplecza, a w szczególności uwewnętrznione, duchowe więzy wypracowane przez indywidualną modlitwę (wrośniętą w człowieka, zinternalizowaną, skoro to „puls” ją „odmawia”) czy zbiorowe formy uczestnictwa w liturgii. Tak więc mowa o wykorzenieniu z ludowej religijności, ale niekompletnym czy też nieskutecznym. W wierszu Polkowskiego, jak zwykle delikatnie, pojawia się jeszcze Bóg, a nie tylko zewnętrzne – kulturowe i społeczne – elementy religijnego kultu (zresztą nielekceważone, skoro umożliwiają „nasiąkanie” wyższą kulturą oraz przeżycie święta).
Ściślej mówiąc, pojawia się Trzecia Osoba Trójcy Świętej – obiecany przez Jezusa Paraklet (Duch Święty Pocieszyciel), o którym św. Jan powiada, że zostanie posłany jako obrońca
Dwukrotnie przywołany wiatr, podobnie jak „języki”, a nawet cisza – ewangeliczne symbole Ducha Świętego – prowadzą do kosmicznego obrazu deprecjacji historii, domeny władzy i w ogóle ludzkiej działalności. Ziemia poddana boskiej interwencji znalazła się w innym (niż czas i przestrzeń) wymiarze wieczności. W religijnej wizji doszło do o d w r ó c e n i a sytuacji: oto bloki mieszkalne tracą swój mocny ontologiczny status, a ludzie – mowa o ludziach przynajmniej na chwilę przemienionych – zostają uskrzydleni, uwzniośleni, poniekąd uświęceni, „przeanieleni”. Polkowski dokonuje znaczącego przesunięcia semantycznego. Inaczej niż w tradycyjnym przedstawieniu malarskim, w którym widzimy Gołębicę jako figurę Ducha Świętego, to ludzie przeistaczają się w ptaki przemienione mocą owego Zesłania.
Wprawdzie zmiana nie trwa długo i kończy się upadkiem, ale przecież mowa o ziemi, a nie o raju, a więc czas po Upadku ma swoje konsekwencje. Człowiek w katolicyzmie jest „naczyniem” Ducha Świętego
Doświadczenie święta – pełni i wspólnoty
Warto przy tej okazji zauważyć, że – wbrew romantycznemu schematowi – przemiana, która „was zjadacze chleba – w aniołów przerobi”
Pojęcie „Duch” jest tłumaczeniem hebrajskiego słowa „ruah”, które przede wszystkim oznacza tchnienie, powietrze, wiatr […]. Duch jest „wtrącaniem się, włamywaniem się” i transcendencją: działający w historii, a jednak inny niż historia i nie redukowalny do jej logiki
Religie świata o Duchu Świętym. Dossier Ducha Świętego. Dokument Komisji ds. Dialogu Międzyreligijnego Papieskiego Komitetu Obchodów Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, tłum. P. Pindur, Katowice 1998, s. 10. [30].
Powyższa analiza, wykorzystująca istotne elementy chrześcijańskiej wyobraźni religijnej, stanowi konceptualizację obrazu, próbę skonstruowania jego intelektualnego ekwiwalentu, a przecież – jak mówi Bachelard – nie o to chodzi, lecz o piękno:
Ruch, jakim jest lot ptaka – powodując natychmiast błyskawiczny proces abstrahowania – daje doskonały, wykończony w każdym calu, pełny obraz dynamiczny. Ta błyskawiczność i ta doskonałość wiąże się z dynamicznym pięknem obrazu. Abstrahowanie piękna wymyka się wszel kim polemikom filozoficznym
G. Bachelard, Powietrze i marzenia, [w:] tegoż, Wyobraźnia poetycka.Wybór pism, tłum. i red. A. Tatarkiewicz, wstęp J. Błoński, Warszawa 1975, s. 181. [31].
W przypadku chrześcijańskich przedstawień ważny okazuje się również kolor – w tym wypadku biały. Nie tylko Gołębica jako figura Trzeciej Osoby Trójcy Świętej jest biała, ale również zbawieni, apostołowie czy starcy z Apokalipsy św. Jana zostali obleczeni w kolor świętości i duchowej doskonałości, jak ma to miejsce na obrazie w Gandawie (Huberta i Jana van Eycków Adoracja Mistycznego Baranka). Nic więc dziwnego, że poetycka wizja dobrała kolor odnowy życia duchowego jako kolor uprzywilejowany. Przedstawienie pojednania człowieka z Bogiem i światem jest w tym wierszu prostym, obrazowym studium religijnego przeżycia święta – owego „innego porządku”.
Gaston Bachelard powiada, że w przeciwieństwie do marzeń sennych poetyckie „marzenie jest aktywnością psychiczną jawną. Dostarcza ono danych na temat różnic w nastrojach bytu”
bierze w posiadanie i rozprzestrzenia w świat to, co go dotyczy. Dzięki cieniom region pośredni, oddzielający człowieka od świata, jest regionem pełnym, jest pełnią o lekkiej gęstości. Ten pośredni region łagodzi dialektykę bytu i nie-bytu
Tamże. [33].
„Wyobraźnia nie zna nie-bytu”
Człowiek marzenia zawsze znajduje się w przestrzeni bez podziałów. Zamieszkuje naprawdę całą objętość swej przestrzeni, człowiek marzenia jest ze wszech miar w swoim świecie, we wnętrzu, które nie ma zewnętrza. Nie bez powodu powiada się, że marzyciel zanurzony jest w swym marzeniu. Świat nie jest już dla niego czymś z „na przeciw”. Ja nie przeciwstawia się światu. W marzeniu nie ma już nie-mnie. W marzeniu „nie” traci swą rację bytu: wszystko jest zaproszeniem. […] Uspokojenie jest więzią, która łączy Marzyciela z jego Światem
Tamże, s. 192. [35].
Podobieństwo okazuje się uderzające, ale różnica polega na tym, że przeżywający święto człowiek religijny – inaczej niż marzyciel – nie jest człowiekiem samotnym, lecz żyje w e w s p ó l n o c i e i ż y j e j a k i m ś „ m y ”. Wykorzenienie prostych mieszkańców Nowej Huty nie było możliwe dzięki kulturowemu i religijnemu włączeniu w świat posiadający metafizyczną sankcję. Doświadczenie święta – innego czasu, wyrastającego poza czas zwykły, codzienny – umożliwia „zamieszkanie” w świecie na sposób ludzki; pozwala – wbrew historycznym okolicznościom – na poczucie bycia u siebie i chwile szczęścia.
To ostatnie stwierdzenie dotyczy również samego poety. Jego liryki mówią wprost o tradycyjnej wierze, która – jak w cytowanych już wierszach – została przekazana przez przodków (głównie przez matkę i jej „piosenki”), a śmierć nie jest skandalem ani nie wywołuje pretensji do Boga o to, że nie uczynił nas nieśmiertelnymi. Zło świata i cierpienie nie wymaga ani oskarżenia, ani usprawiedliwienia Stwórcy, a siłę do życia i śmierci czerpie się z obietnicy zbawczego Zmartwychwstania:
Słucham jak filozofowie kapłani przechodnie
żarliwie oskarżają Boga o istnienie zła
albo usprawiedliwiają Go uwikłani w znikome słowa
Ja żyję jakby związane ze sobą Jego i moje
zmartwychwstanie szły obok siebie w milczeniu
i nie mogę odrzucić otchłani przebaczenia
Już nie chcę słuchać oskarżeń i usprawiedliwień
bo czuję że czas się wypełnia i wszystko co jest
to Jego ręka która układa we mnie mozaikę historii
które ludziom już nie zdążą się przydarzyć
popycha miękko żebym je po swojemu przeżył
a szczegóły powierzył piosenkom mamyJ. Polkowski, Piosenki, [w:] tegoż, Pomieszane języki, Sopot 2021, s. 69. [36]
Owo credo z tomu Pomieszane języki scala tematy i powtarza akty wiary z cytowanych uprzednio wierszy (i wielu innych, nieprzywołanych w niniejszym szkicu). Tadeusz Szawiel prezentując poglądy Ludwiga Wittgensteina, podkreśla, że wiara religijna nie polega na orzekaniu czegoś, lecz jest sposobem życia i nie dotyczy to „religijności ludowej”, a po prostu religijnej postawy
W przypadku poezji Jana Polkowskiego dominantą staje się nie sam Sąd Ostateczny, ale ewangeliczna wiara w Zmartwychwstanie i nieskończone Miłosierdzie jako fundamenty Dobrej Nowiny. Stąd dystans do teoretycznych roztrząsań i dywagacji, a nacisk na realne działania oraz osiągalną bliskość. Wiersz nie ma charakteru ars poetica, lecz indywidualnego credo, stąd konieczne dopowiedzenie na podstawie znajomości innych utworów: jednym z intelektualno-artystycznych zadań stawianych samemu sobie jest znalezienie nowego wyrazu dla swojej wiary. Obrazy Ducha Świętego obecne są w wielu innych wierszach (na przykład „‘Ain” oraz ***Ciemna, niema turkawka z tomu Cantus), wizja Drogi Krzyżowej pojawia się w kontekście opłakiwania zamordowanego robotnika na Wybrzeżu w 1970 roku (***Opłatek. Wigilia, mama w popielatej sukni z tomu Głosy), podobnie jak symboliczna Droga do Emaus (cykl wierszy z tomu Łyżka ojca), a nowe słowa opisujące dziejącą się apokalipsę są zbyt liczne, aby je cytować, ojczyzna niebieska jest bowiem równie często wspominana jak ojczyzna ziemska.
Religijność ludowa i jej niemuzykalni krytycy
Taki tytuł nosi artykuł Izabelli Bukraby-Rylskiej otwierający cykl poświęcony religijności ludowej, zamieszczony w marcowym numerze miesięcznika „Znak” z 2008 roku. Autorka, podobnie jak kolejni publicyści, krytykuje polską socjologię, która kierując się uprzedzeniami, przesądami i przedsądami rodzimych elit, wykreowała fałszywy obraz ludowej religijności
została ufundowana polska socjologia religii. Jego tezy powtarzali zarówno badacze bliscy marksistowskim, pozytywistycznym i strukturalistycznym inspiracjom (Edward Ciupak, Stefan Nowak, Ludwik Stomma), jak i – rzec zaskakująca – socjologowie pozostający jednocześnie ludźmi Kościoła (ks. Władysław Piwowarski, ks. Janusz Mariański)
Tamże. [40].
Na tym tle odznacza się skromy artykuł dwóch ówcześnie młodych filozofów, którzy – wychowani na wsi – mieli wgląd w życie wewnętrzne chłopów – aspekt mało interesujący dla socjologów badających zewnętrzne objawy
To prawda, że uczy go ona [religia – przyp. J.M.R.] jego własnej nędzy, co nie jest przyjemne. Ale to prawda też, że uczy go ona jego wielkości. Wpaja mu, że ktoś tak wielki jak Bóg słucha jego modlitwy, że przychodzi pod postacią Chleba w jego duszę, że troszczy się o to samo, o co on się troszczy. Jako ślad pozostaje w jego świadomości poczucie własnej godności, a także poczucie bezpieczeństwa w świecie
S. Grygiel, J. Tischner, dz. cyt. [42].
Mowa o bezpieczeństwie metafizycznym i zgodzie na życie, jak również na jego naturalną konsekwencję – śmierć:
Śmierć w świadomości chłopa organicznie wiąże się z życiem i nie burzy jego ładu. Dlatego chłop przede wszystkim nie lęka się śmierci. […] Śmierć przychodzi do człowieka jako coś nad wyraz poważnego. I coś z istoty swej religijnego. […] To religijne przeżywanie śmierci, jako przejścia z jednego świata do drugiego, odsłania nam głębię wiary chłopa. […] Bardziej niż kiedykolwiek w tym właśnie momencie zdaje ona egzamin swej wewnętrznej dojrzałości. […] Wraz z przekonaniem o głębokiej powadze śmierci idzie wiara w jej religijny charakter, a z tym troska „o dobrą śmierć”. I tak religia użycza coś ze swej powagi zjawisku śmierci i na odwrót, zjawisko śmierci użycza swej powagi religii. W perspektywie dwu faktów: nadprzyrodzonego faktu religii i przyrodzonego faktu śmierci, samo życie zmienia swe znaczenie
Tamże, s. 1465–1466. [43].
Po drugie, tak zwany „konkretyzm” religijny (wyklęty przez socjologów) objawia się przede wszystkim w powiązaniu aktów religijnych z codziennym życiem chłopa, skoro jego modlitwa wiąże się z każdą czynnością
Czy rozwój osobowości pójdzie w stronę dalszej kapitulacji wobec wzorca kultury drobnomieszczańskiej wraz z jej sztampą, pseudoambicjonalnością, kultem mentalności utylitarno-technicznej i bezustannym pośpiechem, czy przeciwnie, w stronę odkrycia najgłębszych wartości mijającej kultury patriarchalnej, miłości do ziemi, przywiązania do wolności i wewnętrznej niezależności, do spokoju i mądrości, słowem w stronę najpiękniejszego, jak dotąd, modelu wsi – wielkich gaździn i gazdów, mędrców i artystów, a także trochę świętych w jednej osobie? Jak będzie wyglądać ich religijność? […] Jak będzie wyglądał ich kościół, który napełnią? Będzie to kościół śpiewający, kościół recytujący, czy może kościół ludzi zażenowanych?
Tamże, s. 1473. [47]
Tu nie chodzi wyłącznie o wiejski model, ale o egzystencjalną głębię i autentyczność możliwą do zatracania w chaosie współczesnych propozycji. Właśnie na to pytanie odpowiada Jan Polkowski w roku 2021, sugerując, że podczas pogrzebu w Rabie Niżnej uczestniczył w jednym z ostatnich przejawów tradycyjnej religijności, która wrosła w obyczaj i stała się przejawem postawy życiowej, a nie światopoglądem. Uważa, że jej koniec jest końcem nie tylko Kościoła katolickiego, ale też i Polski. Warto może zauważyć, że zarówno w przypadku autorów piszących sześćdziesiąt lat temu, jak i w wierszach Polkowskiego nie chodzi o promowanie nastawienia aintelektualnego czy wręcz antyintelektualnego (zresztą niemożliwego w ich przypadku, skoro mówimy o wybitnych intelektualistach), lecz o powagę przekonań i prawdę życiowej postawy zbudowanej na religii, która wykształciła wielką kulturę.
Tekst pochodzi z 14. numeru kwartalnika „Nowy Napis”, poświęconego wrażliwości religijnej.