10.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #177 / O „obrotach” Kassa… czyli medytacje nad „Znajdą”

„Wszelako dzieło, które nie zdoła w nikim wzbudzić psychicznego rezonansu, jest chybione – bo na zawsze pozostanie nieme. Nie znamy przyszłości. Któż może czuć się spokojnie niezrozumianym?”A. Pleśniewicz, Spór o doktorową. Rozwichrzone problemy dyskusji literackiej, [w:] Bruno Schulz w oczach współczesnych. Antologia tekstów krytycznych i publicystycznych z lat 1920–1939, wstęp i red. P. Sitkiewicz, Gdańsk 2021, s. 268.[1], pisał Andrzej Plesiewicz w listopadowym numerze „Kuriera Porannego” z 1936 roku. Dobrym wierszom nie trzeba dopisywać znaczeń. Nie wystarczy powiedzieć: o czasie to wszystko, o przemijaniu. Albo że dobry wiersz sam się tłumaczy; a ten wiersz Kassowy, o którym czytelnik za chwilę się dowie, jest wierszem nade wszystko dobrym. Jednak i to mało, za mało tak powiedzieć i sprawę zamknąć w kilku spostrzeżeniach: jak wiersz jest zrobiony, ile metafor (i jakie) składa się na jego żywą tkankę. O, tak, bowiem materia wierszowa poety z Prania rozgałęzia się, rozrasta po to, by zaraz się kurczyć, następnie mnoży się, rozlewa, a potem zbija w całość. Jest w ciągłym ruchu. No i rzecz jasna – obraca się. A zatem podlega właściwie nieskończonym możliwościom oglądu. Zupełnie tak, jak dzieje się to w wierszu Brzoskwinie:

W zenicie lata, kiedy światło zaczyna przejrzewać

(czy światło przejrzewa?), kiedy brzoskwinia

jest skupioną kroplą słońca, słodką

łzą solarną, […]

Niczym ów południowy owoc, kulisty, słoneczny kształt obracać się powinno poezję Wojciecha Kassa, obserwując ją uważnie, zwłaszcza w promieniach światła. Tu Jarosław Ławski sprawę ujmował najtrafniej, ze zrozumieniem i poszanowaniem dla materii wierszowejZob. J. Ławski, Poezja „Metaf”. Kuczkowski, Kass, Dakowicz, [w:] ranek / mane. Eseje–szkice– przyczynki krytyczne. Antologia „Toposu”, wstęp i red. K. Kuczkowski, Sopot 2020, s. 193.[2].

Dobre wiersze trzeba uważnie oglądać, w cieniu ich pisma bowiem jest ten „rzeczy niepokój, / który rzeki przesyca i morza obłoków, / który jest sam przez siebie”K.K. Baczyński, Rzeczy niepokój, https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/baczynski-rzeczy-niepokoj.pdf [dostęp: 27.02.2022].[3]. Znajda Wojciecha Kassa jest takim wierszem:

Zasypiam leżąc na brzuchu

a przebudzony w noc

wykonuję niekiedy obrót

jeden lub kilka; wpierw

 

na bok, po chwili na plecy,

drugi bok i powtórnie na brzuch

po czym znów zasypiam.

Ten obrót przebudzonego

odbywa się w kierunku

przeciwnym do wskazówek zegara

ale czy to ma znaczenie? Może tak,

może nie – tej nocy obrót

zwlókł z podwórka zegar

nie tyle zegar, co jego definicję,

która zakwitła w ustach kogoś

bawiącego się na trzepaku:

to gar na literę zet.

A czas? Pytam w czas drugiego

może trzeciego obrotu:

to ogar, który śmignął w las

i już nie wróci, wołamy na niego

niepoliczonymi imionami, tyloma

od początku języka

lecz on nie wraca, nie wraca,

a kiedy już, to w zupełnym

przeistoczeniu i wtedy pytamy:

a ty tu co kundlu, na co znajdo.

Jelenia G., noc, 1.09. 2021

 

Są w wierszu Wojciecha Kassa echa tradycji, które wypada z pisarzem kojarzyć, z głębokich źródeł czerpie bowiem jego poezja. Jeśli zaś powstaje nowe, to poniekąd jako wypadkowa nowego sensu, odkrytego przez poetę. Warto wiersze Kassa o tradycję pytać, bo analogie oczywiście tam istnieją i jak niegdyś zauważał choćby Mariusz Kalandyk:

Pisano o Kassie […] – klasyk, […] później […] zrezygnowano z tego przyszpilenia, mówiąc o bogactwie wyobraźni, językowej swobodzie, rezygnacji z kulturowych odniesień na rzecz oglądów egzystencjalnych i prywatnych. […] Nie rezygnowałbym z tej formuły, po pierwsze dlatego, że dość użyteczna w przypadku wierszy pana K., po drugie, że jest dobrym punktem odniesienia przy tworzeniu perspektyw otwieranych dzięki proponowanym wierszomCyt. za P. Dakowicz, Pieśń, czyli stopnie, [w:] W. Kass, Czterdzieści jeden. Wiersze. Głosy, red. i oprac. Z. Fałtynowicz, Sopot 2012, s. 65. Por. M. Kalandyk, Przepływ cieni, „Jaćwieź” 2004, nr 27/28, s. 46.[4].

A dalej: „[Kass] nie zmienia łatwo opcji estetycznych”, lecz „poszerza granice swych poetyckich włości”Tamże.[5].

Wiersz autora Metafu nie chce być odkrywczy, a przecież nie jest w żadnym wypadku epigoński, choć mówi o czymś starożytnie klasycznym (jak koncepcja zmysłów duchowych św. Augustyna)! Jest nowy między innymi dzięki napięciu pomiędzy strukturą wiersza i jego sensem, pomiędzy pojedynczym słowem a większą całością stylistyczną („i już nie wróci, wołamy na niego / niepoliczonymi imionami, tyloma / od początku języka / lecz on nie wraca, nie wraca”). Tymczasem twórca Znajdy nie próbuje wyjaśniać tego, co nazywane, bo w ciągłym wyjaśnianiu tylko wytraca się potencjał doświadczanego. Przy tym Kass zrobił coś zupełnie odwrotnego, bo jego wiersz nie jest niemy. Paradoksalnie, nie chcąc w pełni nazywać, uchwycił w swe liryczne dłonie rzecz metafizyczną w sposób niezwykle słowny. Bo między innymi „Gest gramatyczny poety wchodzi w ścisły, aczkolwiek niedefiniowalny związek z jego zadaniem metafizycznym”Zob. W. Kass, Światło jaśnie gość, [w:] tegoż, Tak. Trzy eseje o poezji, Gdynia 2018, s. 9.[6]. Trawestując tezę Stéphane’a Mallarmégo można powiedzieć, że poeta odwraca poniekąd symbolistyczno-impresjonistyczną strategię sugestii . Omija tym samym „słowo właściwe” (le mot juste), w myśl zasady, że „nazwać przedmiot to zniszczyć trzy czwarte rozkoszy poetyckiej”Cyt. za W. Bolecki, Język poetycki i proza: twórczość Brunona Schulza, [w:] tegoż, Poetycki model prozy w dwudziestoleciu międzywojennym. Witkacy. Gombrowicz. Schulz i inni. Studium z po-etyki historycznej, Kraków 1996, s. 254.[7]. Ale omija owe słowa właściwe poprzez ciągłe ich przywoływanie i dookreślanie, co podważa ich prymarne sensy. Wpisuje się przez to utwór Kassa w tradycję „wyrażania niewyrażalnego”. Forma słowa wychodzi jednak poza samą siebie, nie przygląda się sama sobie (jak na przykład u Przybosia) albo nie jest „poezją czystych przedmiotów” (jak na przykład u Polkowskiego), jest czymś metasłownym, istnieje zarówno obok, jak i wewnątrz słowa. Dlatego ten paradoks jest tak interesujący, bo w nim zamknęła się jakaś tajemnicza arcydzielność poetyckiej frazy, potencji twórczej.

Jest zaiste Kassowe słowo dawcą większego sensu, a poeta „dawcą języka” (jak zwykł powiadać sam „właściciel” niniejszego sformułowaniaKass wypowiada te słowa podczas spotkania w Praniu, miejscu, w którym żyje i pracuje jako dyrektor Muzeum im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Spotkanie to zorganizowane i nagrane zostało przez Instytut Literatury. Zob. Wojciech Kass, debata o twórczości, https://www.youtube.com/watch?v=V_YdFp48zYs&t=1s [dostęp: 27.02.2022].[8]). To właśnie jego słowom poetyckim udaje się wciąż na nowo nazywać: „zwlókł z podwórka zegar / nie tyle zegar, co jego definicję, / która zakwitła w ustach kogoś / bawiącego się na trzepaku”. Liryczne frazy autora Metafu, choć wcale nie chcą, zawstydzone sobą, wątpiące, co rusz redukujące się i podważające („ale czy to ma znaczenie? Może tak, / może nie”) – dowodzą, że to jednak poezja jest największą ze sztuk, i jest najbliższą i najbardziej intuicyjną z rzeczy świata niedostępnych „szkiełku i oku”. Ma ona bowiem zmysł transcendentalny, wzbudzający niepokój („lecz on nie wraca, nie wraca, / a kiedy już, to w zupełnym / przeistoczeniu i wtedy pytamy”) i wyrzuty sumienia w duchu augustiańskim („a ty tu co kundlu, na co znajdo”). Poezja potrafi wreszcie wyzwolić wszystko, co te ziemskie o b ro t y w jednej chwili zatrzymuje, by je zobaczyć („tej nocy obrót / zwlókł z podwórka zegar”). Trzeba jednak jasno podkreślić, że Znajda nie z wizji jest zrobiona ani na wizji oparta. O b ro t ową poezję Kassa tworzą słowa (na przykład zegar „to gar na literę zet”). Nie chodzi jednak tylko o ich brzmienia, choć melodii i rytmu w nich nie brak. Już sam opis ruchu obracającego się podmiotu oddaje owo wyobrażenie poprzez pewien powtarzalny rytm stworzony przez znakomicie skonstruowane pauzy wewnątrzwersowe: „wpierw / na bok, po chwili na plecy, / drugi bok i powtórnie na brzuch”. Rytm i melodia są nadrzędną składową, jak dowodził na przykład we wnikliwym opracowaniu poezji twórcy skupionego w konstelacji literackiej Topoi Przemysław Dakowicz:

[…]wiersze Wojciecha Kassa jawią mi się jako jeden z najwyrazistszych we współ-czesnej poezji przykładów doświadczenia rytmu […] i przekazania go w słowie. Kiedy się czyta, ma się nieodparte wrażenie, że autor 41 został owładnięty przez jakąś po-etycką siłę, która obrała go sobie za medium i za jego pośrednictwem postanowiła przekazać treści najprostsze i najbardziej fundamentalneP. Dakowicz, dz. cyt., s. 76.[9].

To, wszak w fenomenologicznymZob. R. Ingarden, O poznawaniu dzieła literackiego, [w:] tegoż, Studia z estetyki, t. 1, Warszawa 1957, s. 3–249.[10] potencjale słowa poeta zdefiniował fundament własnej lirycznej myśli. Kassowa metafizyka jest niemalże „czynnikiem lirycznym”Zob. P. Sommer, Czynnik liryczny i inne wiersze, Londyn 1988.[11], konsekwentnie i w sposób dogłębny przemyślana skrywa się zakonspirowana w cieniu, w głębi aluzji, ale jednak kunsztownie daje o sobie znać w kilku znakomitych klamrach wiersza (chociażby wers trzeci „wykonuję niekiedy obrót” dopełnia wers dwunasty „może nie – tej nocy obrót”). Metafizyka okazuje się tutaj nie zawsze czytelna, a jednak do uchwycenia, na granicy ostrości, na granicy utraty pełnego zrozumienia.

Zasypiam leżąc na brzuchu

a przebudzony w noc

wykonuję niekiedy obrót

jeden lub kilka; wpierw

na bok, po chwili na plecy,

drugi bok i powtórnie na brzuch

po czym znów zasypiam.

Ten obrót przebudzonego

odbywa się w kierunku

przeciwnym do wskazówek zegara

ale czy to ma znaczenie? Może tak,

może nie – tej nocy obrót

[...]Cały wiersz zamieszczamy na s. 106 (przyp. red.).[12]

[podkr. moje – P.S.-B.]

„Zakonspirowana” światłość, epifania, „jasna strona”Określenie to zostało zaczerpnięte z eseju poświęconego czterem antologiom wydanym przez środowisko „Toposu”. Zob. P. Subocz-Białek, I. Staroń, Jasne strony czteroksięgu, „Twórczość” 2022, nr 1, s. 118–124.[13] odkrywa się na chwilę, w obrocie jednej nocy, „tej nocy”Autor podaje nawet, ulokowaną pod wierszem sygnaturę z konkretną datą i miejscem: „Je-lenia G., noc, 1.09.2021”.[14]. Podmiot wiersza zapytuje jednak – tak jakby autor wewnętrznyZob. między innymi. E. Balcerzan, Styl i poetyka twórczości dwujęzycznej Brunona Jasieńskiego, Wrocław 1968, s. 19–26.[15] chciał podkreślić przede wszystkim pracę intelektu, retoryczne rozumowanie – czy to, że opisywany przezeń ruch, pewna dynamika odbywają się w kierunku „przeciwnym do wskazówek zegara”, ma jakiekolwiek znaczenie. Zwróćmy uwagę na budowę wiersza. Dzięki delimitacji kluczowego wersu autor uwypukla moment, w którym dokonało się poznanie. Wyraźna konstatacja zjawia się ze strony ustrukturyzowania tekstu, jego wewnętrznego podziału i typografii. Podmiot oddziela od siebie słowa (tuż po „Może tak, / może nie”), za pomocą myślnika, który umieszcza w centralnym miejscu linijki:

ale czy to ma znaczenie? Może tak

może nie – tej nocy obrót

[podkr. moje – P.S-B.]

„Ale czy to ma znaczenie?” – można powtórzyć za mówiącym w wierszu. W istocie, wyróżniony punkt sygnalizuje jak gdyby ruch wskazówek ze-gara. Wiadomo już, że chodzi o „obrót”, a więc ruch na moment zatrzymany w utworze. Tak uchwycone zatrzymanie jawi się przede wszystkim nie poprzez podobieństwo (obrót wskazówek zegara–obrót człowieka), lecz bardziej poprzez swoistą dynamikę. Nie ma w tym utworze bynajmniej nic z naiwnego realizmu czy kompromitujących dosłowności widzenia. Wszystko jest inaczej, na opak. To, co kluczowe, staje się możliwe do do-strzeżenia tylko w świecie „przeciwnym do ruchu wskazówek zegara”. Tylko wszak postawa (sic!) przeciwna narzuconej formie zegara umożliwia de facto przeżywanie czasu. Jeśli zaś recepcja odbywa się jedynie poprzez owego czasu czytanie czy też nazywanie, w rezultacie prowadzi to do degradacji jego substancjalnej – by tak powiedzieć – kosmicznej właściwości. Albo, jak mówi podmiot, do „całkowitego przeistoczenia” czasu – psa myśliwskiego, gończego w kundla znajdę, który wydaje się mało atrakcyjny. I co chyba najważniejsze – nie zostanie przyjęty.

Ten obrót przebudzonego

odbywa się w kierunku

przeciwnym do wskazówek zegara

ale czy to ma znaczenie? Może tak,

może nie – tej nocy obrót

zwlókł z podwórka zegar

nie tyle zegar, co jego definicję,

która zakwitła w ustach kogoś

bawiącego się na trzepaku:

to gar na literę zet.

[podkr. moje – P.S-B.]

Odczytując jakąś wizję, może wizję senną (?), osoba mówiąca odkrywa za pomocą kalamburu, że zegar „to gar na literę zet” (skądinąd to brawurowy chwyt literacki!). Znajduje więc nie tylko definicję czasu, lecz także pojęcia znacznie szerszego, problemu nadrzędnego wobec istnienia. I tak, wraz z zastanawiającym się nad sensem, który ów obraz przyniósł, zastanawia się i sam odbiorca. Jeśli zatem znaną formę odnotowywania upływu czasu (czy to w kategoriach jednostek matematycznej miary, czy też symbolicznie– jako przemijanie, upływanie) postrzegamy jako „gar na literę zet”, to wtedy okazuje się on jedynie czymś zewnętrznym, wymyślonym, w pewnym stopniu narzuconym. I nagle podczas obrotu „przebudzonego” „w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara”, a więc w sferze intuicyjnej, związanej z podświadomością, snem, pojawia się definicja przyniesiona przez „kogoś bawiącego się na trzepaku”, kogoś, kto odkrywa prawdę zegara, jako pojemnika – gara na czas. To właśnie w ograniczone ramy próbuje się od wieków czas wkładać, a dzięki temu jakoś go ogarnąć (znów gar!), zdefiniować. Podmiot proponuje te ramy jednak odrzucić!, więc pyta dalej:

A czas? Pytam w czas drugiego

może trzeciego obrotu:

to ogar, który śmignął w las

i już nie wróci, wołamy na niego

niepoliczonymi imionami, tyloma

od początku języka

lecz on nie wraca, nie wraca,

a kiedy już, to w zupełnym

przeistoczeniu i wtedy pytamy:

Gdy już więc wnikliwy czytelnik odpozna, że ogar „śmignął w las” i „już nie wróci”, zauważy, iż w obrębie jednego wersu („i już nie wróci, wołamy na niego”) dokonuje się zmiana liczby gramatycznej mówiącego podmiotu. Zmienia się zatem i sam bohater Znajdy, niejako rozbija się, dzieli na dwie części. Są to w pewnym sensie dwa spojrzenia, dwa sposoby percypowania czasu i czasowości w ogóle. Zmiana pojedynczej liczby w mnogą sprawia, że słowa wypowiadane przez samotnego bohatera stają się wspólne. Mówi więc już nie tylko on, lecz jakaś zbiorowość wygłaszająca sądy potoczne, zatrzymane w raz narzuconej formie (formie zegara), która nie pozwala przyjąć ani zaakceptować czasu powracającego jako znajda. A już tym bardziej widzieć w nim wczesnego ogara, co „śmignął w las”. Wers w tym miejscu dzieli wiersz na dwie części. Wydaje się to istotne, gdyż od tego właśnie momentu percepcja zaczyna się zmieniać jakby w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. A zatem staje się potoczna, znana od wieków, „od początku języka”. Więcej jeszcze, ów zbiorowy podmiot przestaje dobrze widzieć, powiada: „wołamy”, „pytamy”, jest więc zagubiony, zaniepokojony. Tymczasem podmiot z pierwszej części tekstu – wręcz przeciwnie. Doświadcza obrotów, które działają wbrew regułom, są symbolicznym przeciwieństwem zwyczajnego oglądu rzeczywistości. Dzięki temu widzi w pewnym sensie jak Augustyński iluminista, a więc poprzez zmysł duchowy. Aspektów duchowych zupełnie nie dostrzega natomiast podmiot zbiorowy. W wymiarze symbolicznym patrzy on tylko przez pryzmat ziemskiej, materialnej powłoki, zupełnie nie zwraca uwagi na wyższe sensy. Interesująca w tym miejscu wydaje się też sama postać osoby mówiącej w pierwszej części liryku:

Zasypiam leżąc na brzuchu

a przebudzony w noc

wykonuję niekiedy obrót

jeden lub kilka; wpierw

na bok, po chwili na plecy,

drugi bok i powtórnie na brzuch

po czym znów zasypiam.

Ten obrót przebudzonego

odbywa się w kierunku

przeciwnym do wskazówek zegara

Kim jest ta postać? Jeśli dostępna jest jej wiedza, w pewnym sensie tajemna, trudna dla powszechnego, „gromadnego” podmiotu z drugiej części utworu, to może już sama dysproporcja epistemiczna, by tak to ująć, wskazuje, że ma się do czynienia z kimś raczej abstrakcyjnym. Może z jakimś modelem lektury albo konstrukcją retoryczną, chwytem? Może upersonifikowanym stanem podmiotu mówiącego albo – co byłoby jeszcze ciekawsze – uosobionym rozumem? Zretoryzowane formuły początkowe wiersza wskazują kolejny trop interpretacyjny. Mowa o wspomnianych wcześniej zmysłach duchowych. Ich formułę da się odnaleźć u św. Augustyna. W Solilokwiach pisał on wszak o „upersonifikowanym rozumie”, który „podpowiada, że duch będzie widziany przez umysł w taki sam sposób, w jaki słońce oglądane jest przez czyste i zdrowe oczy”Odzwierciedla to piękna, końcowa scena z filmu Krzysztofa Zanussiego Iluminacja z roku 1973.[16]. Dwa obrazy psa jako symbolu czasu (ogara i kundla) wskazują na obecną także w wierszu dualistyczną koncepcję widzenia (tu postrzegania). W rozważaniach świętego z Hippony chodziło o to, co widzą „oczy cielesne” i „oczy serca” stanowiące reprezentację z grupy zmysłów duchowych, sensus interior. Upersonifikowany rozum będący jednakowoż bohaterem i podmiotem wiersza posiada – jak każdy – dwie pary oczu, awers i rewers, noc-ciemność i „tej nocy obrót”, czyli dzień, jasność, iluminację.

Używając wewnętrznych oczu i odrzucając sugestie zmysłów cielesnych, człowiek potrafi wyćwiczyć wewnętrzne zmysły i antycypując doświadczyć tego rodzaju życia zmysłowego, które jest obiecane w życiu przyszłymM.R. Lootens, Augustyn, [w:] Duchowe zmysły, tłum. A. Gomola, Kraków 2014, s. 86.[17].

Retoryczny chwyt Kassa staje się w tym wymiarze sposobem na ujawnienie skazy naszego widzenia znajdy, która jawi się ślepym oczom, „oczom cielesnym” – nieatrakcyjnie, odstręczająco. Sytuacja uchwycona w puencie wiersza staje się kłopotliwa, budzi niepokój. Ale to dobrze! Znamiona tego niepokoju przynoszą bowiem refleksję, wytrącają z automatyzmu percepcji, kwestionują ustalone ramy, formy zegara.

A w szerszym planie literackim sam wiersz jako taki, i co za tym idzie – w ogóle poezja zaczyna się jawić pod symboliczną postacią psa, kundla, znajdy. Utwór Kassa niewidziany „oczami serca” może stać się nawet „wierszem - znajdą”, niepotrzebnym, odnalezionym przypadkiem w brudnopisie, wierszem banalnym. Takich wierszy-kundli literatura zna wiele, albowiem to właśnie na ich wyjątkowości, do której dotrzeć może tylko wrażliwy i uważny czytelnik, zbudowała kanon najlepszych utworów wielu epokBadania nad wierszami-znajdami odnalezionymi w rękopisach, ale i niedocenionymi za życia autorów stanowią na przykład osobny dział w historii rodzimego romantyzmu. Tak było chociażby z Lirykami lozańskimi, których Adam Mickiewicz w ogóle nie przeznaczył do druku. Zob. między innymi E. Szczeglacka-Pawłowska, Romantyzm „brulionowy”, Warszawa 2015; tejże, Liryczność brulionowa Zygmunta Krasińskiego w kontekście wiersza „Bóg mi odmówił tej anielskiej miary”, „Colloquia Litteraria” 2012, nr 2, s. 19–46. Jeszcze ciekawiej rzecz się prezentuje w kontekście literatury dawnej. Nie przypadkiem wiek XVII bywa nazywany „wiekiem rękopisów”.[18]. Znajda jest nam potrzebna. Nie tylko przez swój wymiar formalny i artystyczne zakodowanie uniwersalnych sensów. Znajda Wojciecha Kassa jest nam potrzebna, by owe sensy, odwieczne prawdy i trwałe wartości iluminować. Dokonywać jakiejś wewnętrznej transformacji postrzegania. Spróbować spojrzeć na czas bez narzuconej formy („gar na literę zet”). Znajda – co najważniejsze – uczy i przypomina, jak czytać poezję.

A czas? Pytam w czas drugiego

może trzeciego obrotu […]

Czas występujący pod postacią psa to także niezwykle nośny symbol. Wy-starczy wspomnieć choćby Homerowego Argosa, niegdyś pięknego psa myśliwskiego, który jako jedyny rozpoznaje Odysa powracającego z wojny, po czym umiera. Znajda z wiersza Kassa symbolizuje nie tylko typową psią wierność, lecz także – dzięki przekształceniu zwierzęcego motywu w po-jęcie abstrakcyjne – wierność czasu. Jego nieustającą, choć podlegającą także „zupełnym” przekształceniom obecność. I nasze w tym czasie istnienie. Jakoby czas stanowił o naszym istnieniu. Warto podkreślić, że w utworze padają słowa: „wołamy na niego / niepoliczonymi imionami, tyloma / od początku języka”, a więc od momentu, gdy pojawiło się w ogóle słowo. Czas jednak nadal wymyka się tym definicjom, bo wciąż „nie wraca, nie wraca”, „a kiedy już, to w zupełnym / przeistoczeniu”, a więc pod postacią, której nie potrafimy nazwać. Dlatego stwierdzenie „istniejemy w czasie” jest jednocześnie warunkiem odwiecznego pytania o rzeczywistość, która istnieje poza czasem. Taka formuła może zmierzać w stronę poetyki chrześcijańskiej, by powołać się na Michaela Edwardsa. Z pewnością zaś iluminuje (sic!) poniekąd wiersz (poezję?) przedstawiciela iluminizmuJ. Ławski, dz. cyt., s. 193.[19]. Resztę niech czytelnik sam rozpozna, rozczyta, przetłumaczy, znajdę nakarmi, a może nie rozumiejąc – kundla pogoni...

Wierzę, że pisać – powiada Edwards – z pełną świadomością tego, co wiąże się z aktem pisania – to otwierać się poprzez język na sprawy zasadnicze, na problemy związane z „ja”, ze światem, z innym, z Bogiem. W tym kontekście czytać oznacza mieć świadomość, że nie zrozumiemy literatury bez powiązania jej ze sprawami najważniejszymi, które na nas ciążą. Nie zrozumiemy literatury bez teorii języka, wreszcie nie zrozumiemy ich obu bez teorii życiaM. Edwards, Ku poetyce chrześcijańskiej, tłum. M. Szuba, Gdańsk–Pelplin 2017, s. 19.[20]

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paulina Subocz-Białek, O „obrotach” Kassa… czyli medytacje nad „Znajdą”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 177

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...