10.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #177 / Ostatni przypadek

Zdzisław Pruss jest poetą, dziennikarzem, satyrykiem, który przez wiele lat pracował w Rozgłośni Polskiego Radia w Bydgoszczy i w „Dzienniku Wieczornym”. Tom Wspólny mianownik. Wiersze wczesne i późne łączy dwa światy: świat młodzieńca i świat osoby dorosłej, która zmaga się z postępującą starością. Trzeba to powiedzieć na wstępie: wczesne wiersze nigdy nie były publikowane i przeleżały w szufladzie autora około sześćdziesięciu lat! Przyznaję, że nie chce się wierzyć, iż mając lat kilkanaście, może dwadzieścia kilka, autor pisał tak dojrzałe oraz interesujące teksty. 

Poeta zafascynowany jest codziennością, potocznością języka, zwraca uwagę na jego wieloznaczność – każde ze słów niesie co najmniej kilka znaczeń. Można by nawet stwierdzić, że jego młodzieńcza poezja jest formą zabawy lingwistycznej, niezwykle ciekawej dla czytelnika, w której przeplatają się świeżość, finezja, dowcip. Rodzą się też wnikliwe pytania dotyczące elastyczności języka, jego ciągłej przemiany. W résumé wiersza było – minęło ja liryczne powie, że „dzień dobry / to jest także forma / pożegnania”Z. Pruss, Wspólny mianownik. Wiersze wczesne i późne, Bydgoszcz 2022, s. 9.[1]. W tym fragmencie można odnaleźć delikatną gorycz albo odczytać go inaczej, jako zapis codziennych rytuałów, zachowań sąsiedzkich, w których ludzie, po przywitaniu przeważnie rozchodzą się każdy w swoją stronę. 

Pragniemy żyć głównie po to, żeby dowiedzieć się, co jest nam pisane (człowiek to brzmi dumnie). To, co nieodkryte, nieodgadnione, jest impulsem życia, ale też wszelkiej przemiany. Poeta trafnie uchwycił filozoficzną prawdę, że najważniejsza jest droga. Dopiero na niej „stajemy się”. Nigdy nie wiemy, co przyniesie los, „noża błysk / gorączka serca / i nerek stan zapalny”Tenże, Człowiek to brzmi dumnie [w:] tamże, s.10.[2]. Nawet dorosły człowiek błądzi niczym dziecko we mgle, odbija się od ścian. O wszystkim zaś decyduje ślepy los lub – jak kto woli – Pan Bóg. 

Twórczość Zdzisława Prussa nawiązuje do Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, choćby poprzez łączenie poezji z żartem. Autor dąży do sugestywnych puent – w czym ujawnia się również jego zamiłowanie do satyry. Chciałby, żeby czytelnik śmiał się razem z nim. Autoironia miesza się z humorem, który jest czysty, niewymuszony. Pruss okazuje się poetą bardzo zręcznym, dla którego słowo jest szlachetnym tworzywem i zależy mu na tym, aby poddać je precyzyjnej obróbce. W wierszach tych odnaleźć można znaczące pokłady energii wyrażające się w otwartości na świat, w szczególności na przyrodę. Pamiętam, że podczas spotkań autorskich poeta nieraz podkreślał, że wiele lat życia spędził na wsi, stąd bohaterami niektórych tekstów są zwierzęta. Zresztą obserwowanie przyrody odgrywa istotną rolę w jego poezji, jak choćby w klimatycznym wierszu gospodynie śpią, w którym zapisze: 

wieczór jak wielki szary niedźwiedź
zlizuje słońca krągły plaster
w kosmatych świerkach lis zamlaskał
ptak wypluł w locie pierwszą gwiazdęTenże, Gospodynie śpią [w:] tamże, s. 18.[3]

czy w wierszu leśna pieśń: „sowa czarnym szalem nocy otulona / księżycowym przemyka cieniem”. 

Poeta podpatruje rzeczywistość głębokiego PRL-u i nawet w siermiężnym okresie rządów Władysława Gomułki zwraca uwagę na to, co pozytywne i dobre, jak choćby umilające ludziom czas audycje radiowe (koncert życzeń). Ponadto Pruss przypomina odbiorcom o popularnej wtedy – a zapomnianej dziś – sztuce epistolografii. Wspomina o tym w trzech wierszach następujących po sobie (list, list otwarty do kącika porad, list otwarty do wczasowicza). Ten pierwszy to humorystyczny list do dziewczyny o powtarzającym się dystychu: „skarpetki ciepłe – dziękuję / śniłaś mi się wczoraj”Tenże, list [w:] tamże, s. 26.[4]. Można by nawet rzec, że siermiężny PRL będący tłem tych wierszy, współcześnie wyśmiewany czy wręcz wyszydzany, w oczach poety przedstawia pewną wartość – jako czas młodości, witalności, miłości. Życie toczy się w nim leniwie, swoim rytmem, jak przewrotnie napisze w liście otwartym do wczasowicza: 

jak co roku dostałeś przepustkę
na widzenie z jeziorem
udostępniono ci szum lasu
i wyrażono zgodę na piękne widokiTenże, list otwarty do wczasowicza [w:] tamże, s. 29.[5] 

Jednak po lekturze całości wiersza można pokusić się o wniosek, że niesie on ze sobą pewien ładunek polityczny. Autor sugeruje, że cały PRL jest więzieniem, nawet nad jeziorem zostaniesz „osadzony w areszcie / wynajętego pokoju”Tamże.[6]. Jest w tym duża dawka ironii i przewrotności. Jako czytelnik jestem pod wrażeniem, że tak dobre wiersze tyle lat przeleżały w szufladzie, tak długo były trzymane w ukryciu. 

Pruss przez całe swe twórcze życie (w tym roku mija sześćdziesiąt lat od jego debiutu) kojarzony był z poezją lekką, finezyjną. Opowiadaniem o świecie z dystansem, swobodą, puszczając do nas poetyckie oko, jak w wierszu ostatni przypadek, w którym odmienił przez wszystkie przypadki wyraz „żaba”, a w wołaczu (!) zaskakuje pojawienie się pogromcy żab: „o – bocian”Tenże, ostatni przypadek [w:] tamże, s. 38.[7]. Obcując z tą poezją, trudno się nie zaśmiać. Sięga również do języka gwarowego oraz slangu i mowy potocznej, jak w wierszu *** [co takiego ma lampucera…]. Tytułowa „lampucera” to tylko jedno z gwarowych słów, a w tekście poeta przywoła jeszcze „lafiryndę”, „rojbera” oraz „lontrusa”. Autor jest być może jednym z ostatnich poetów, którzy autentycznie zachwycają się elastycznością słowa, bawią się nim. Ta szczerość i naturalność udzielają się czytającemu. Na spotkaniach autorskich te wiersze wywołują autentyczny, niewymuszony śmiech publiczności, co wydaje się dla poety ważniejsze, niż brak szerokiego uznania krytyków literackich. 

W zbiorze rzadko pojawiają się wiersze, które już z samego założenia są smutne, traktujące o cierpieniu, utracie, przemijaniu, odchodzeniu. Pruss nie jest więc typem poety-buntownika, dla którego pisanie wierszy jest odpowiedzią na cierpienie. Nie jest twórcą, który pojmuje świat w kategoriach odwiecznej walki dobra ze złem. Może postawa ta wynika z niewiary w ocalającą moc poezji? Ale czy to znaczy, że nie jest dla niego aż tak ważna? Gdyby tak w istocie było, to czy autor tworzyłby nieprzerwanie przez sześćdziesiąt lat, pozostając w bardzo dobrej formie? Wydaje się to raczej mało prawdopodobne. 

W swojej twórczości Pruss powraca do poezji pełniącej funkcję komplementowania świata. Już same tytuły trzech następujących po sobie wierszy o tym świadczą: pochwała jasnego piwa, pochwała talerza który się zbił, pochwała zaniku pamięci. Niektóre z nich aż kipią od metafor. W pierwszym z nich poeta pisze:

kiedy już wiem że wstęga szos się wije
że kołowrotek czasu przędzie nić żywota
że on ustami zawisł na jej wargach
że księżyc srebrną nicią w czerń nocy się wplątałTenże, pochwała jasnego piwa [w:] tamże, s. 44.[8]

Pierwszą, młodzieńczą część tomu zamyka tytułowy wiersz wspólny mianownik. Wydaje się, że nastrój utworu odróżnia go od pozostałych, ponieważ tytułowym wspólnym mianownikiem, który łączy wszystkich zamieszkujących naszą planetę, jest „przyśpieszone bicie / śmiertelnie przerażonych serc”Tenże, wspólny mianownik [w:] tamże, s. 63.[9]. Według poety każdy doświadcza lęku przed odejściem, pod tym względem panuje równość: boją się królowie, dyplomaci, marynarze, dzieci czy chorzy „na neurochirurgii”, a także zwierzęta (wymienia choćby lisy, orły oraz psy). Oni wszyscy boją się, choć nie zawsze to okazują. Lęk przed śmiercią jest tym wspólnym mianownikiem. 

Książka nieprzypadkowo została podzielona na dwie części. Ta dychotomia jest akcentowana w niektórych wierszach znajdujących się w części drugiej, zaklasyfikowanej do późnej twórczości. Choćby w wierszu coś, z którego dowiadujemy się o dwoistości ludzkiej natury. O naszym życiu decyduje tajemnicze „coś”, które może z nas zrobić „filozofa czy rozbójnika / zaprowadzić na salony / czy za kratki”Tenże, coś [w:] tamże, s. 69.[10]. Coś to iskra, albo się ją ma, albo nie, ale dopiero proces dojrzewania pokaże, czy to „coś” rozwinie się i w którą stronę podąży. Jest synonimem nieznanego losu, nitką, po której możemy pójść lub jej zwyczajnie nie zauważyć, albo po prostu ją zlekceważyć. 

W drugiej części zbioru zniknął młodzieńczy entuzjazm. Dowiadujemy się też o doskwierającej poecie samotności, skoro w wierszu *** [tyle świat obchodzę…] zapisuje: „telefon milczy / do drzwi nikt nie puka […] tylko stary kocur / czasem / do mnie podejdzie”Tenże, *** [tyle świat obchodzę…] [w:] tamże, s. 69.[11].

Pojawiają się gorycze nadchodzącej starości, której przejawem są stany chorobowe. Wydaje się przy tym, że choć wiersze dzieli tak znaczna odległość czasowa, to jednak w drugiej części podmiot nie traci poczucia humoru, jak w wierszu ***[w tramwaju…] przedstawiającym kłótnię dwóch głuchoniemych, prowadzoną w języku migowym.

Niezwykle ciekawy jest wiersz *** [kląskają…], w którym podmiot dziwi się mowie ptaków, zupełnie dla niego niezrozumiałej. Przywołuje to wspomnienie dzieciństwa spędzonego w Jabłkowie i rodziców, którzy: „by ukryć prawdę / o gwiazdorze / rozmawiali przy mnie / po niemiecku”Tenże, *** [kląskają…] [w:] tamże, s. 76.[12]. 

Wiersze Zdzisława Prussa, szczególnie te zawarte w pierwszej, znacznie bardziej rozbudowanej części, można by nazwać poetyckimi anegdotkami. To błyski, spostrzeżenia, zachwyty, które są rzucane odbiorcom niczym ziarna gołębiom. Czytelnika urzeknie jego językowa sprawność, celność metafor i puent, swoboda oraz ogromna fantazja. W tym zakresie jest to robota wręcz mistrzowska. Zmartwi się może ten, kto uważa, że prawdziwi poeci to buntownicy, nieustannie zmagający się ze światem, toczący boje egzystencjalne i metafizyczne. Obym się mylił, ale byłoby niedobrze, gdyby podstawowym zadaniem, jakie sobie poeta wyznacza, było pisanie wierszy, które wzbudzą aplauz publiczności, będą przez nią dobrze odbierane i ciekawie komentowane. Nie mówię tu wcale o wejściu w interakcję z czytelnikiem, bo to się Prussowi zawsze udawało, ale o przekazie, w którym wykorzystane zostaje tyle potocznych frazeologizmów, że staje się on śmieszny, ale zarazem zbyt prosty. Czy ta językowa sprawność to nie jest za mało i nie pozostawia w czytelniku pewnego niedosytu? To jest dylemat, przed którym uważny czytelnik wierszy Zdzisława Prussa musi stanąć. Poeta zawsze dąży do puenty, a mnie nurtuje pytanie: czy nie lepiej zostawić wiersz otwartym, dając możliwość dalszej interpretacji czytelnikowi? Żeby móc na to pytanie odpowiedzieć, najpierw trzeba uczciwie przeczytać tę niezwykle oryginalną i pięknie wydaną przez Galerię Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego książkę. 

 

Zdzisław Pruss, Wspólny mianownik. Wiersze wczesne i późne, Galeria Autorska, Bydgoszcz 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Bartłomiej Siwiec, Ostatni przypadek, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 177

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...