01.12.2022

Nowy Napis Co Tydzień #180 / Wstęp do lektury wierszy religijnych Anny Kamieńskiej

Punktem wyjścia niniejszego szkicu był eksperyment myślowy – zaproponowanie potencjalnemu czytelnikowi możliwie najkrótszego, ale reprezentatywnego zestawu utworów religijnych poetki. Co powinien przeczytać, żeby poznać ją jako pisarkę związaną z tym nurtem literatury? Gdybym miał opracować najkrótszą antologię utworów religijnych autorstwa Anny Kamieńskiej, sięgnąłbym po osiem wierszy, moim zdaniem reprezentatywnych, w których odnajduję charakterystyczne dla niej sposoby wysławiania doświadczeń religijnych. Umieściłbym w takiej publikacji: poemat Drugie szczęście Hioba, wiersze Nie proszę, Wśród ślepych głuchych chromych, Krótka rozmowa z Simone Weil, Psalm najmniejszy, króciutki liryk ***Otchłań woła do otchłani oraz ostatni wiersz poetki Na krzyżu. Oprócz kryterium reprezentatywności najważniejsze w konstruowaniu tego widmowego wyboru było dla mnie przekonanie, że znajduję w przywołanych tekstach trafne intuicje zrodzone z przeżywania wiary i zwątpienia splecionych ze sobą w oryginalną, trudną do rozplątania całość. Wiary, której jak cień nieustannie towarzyszy zwątpienie. Dojrzała twórczość Kamieńskiej, w zasadzie ciągle skierowana ku boskiemu horyzontowi, pozostaje blisko ludzkiego doświadczenia, przede wszystkim w jego najbardziej bolesnych odsłonach. Zresztą to akcent ludzki jest w niej wyraźniej podkreślany. Nie daje się zwieść pokusom dewocji czy kwietyzmu, lecz wyraża nasze niepokoje. Dotyczy to także, a może przede wszystkim, rozpisanego na wiele utworów, gorączkowego miotania się między tęsknotą za wiarą a kwestionującą to pragnienie codziennością, znaczoną chwilami rezygnacji, poczuciem opuszczenia, chorobami, a wreszcie śmiercią.

Wśród ślepych głuchych chromych

ja tam jestem

idę przepycham się z palcami na straży

nie dowierzając sobie i przestrzeni

z uszami obracającymi się na wietrze

o kuli z cielskiem nieforemnym

z językiem oślinionym co daremnie w ustach pluszczeA. Kamieńska, Wśród ślepych głuchych chromych, [w:] tejże, Poezje zebrane, t. 2, red. W. Kruszewski, Lublin 2020, s. 166.[1]

– napisała poetka w wierszu Wśród ślepych głuchych chromych. Owo „ja jestem”, wyróżnione wersyfikacyjnie już na początku utworu, odnosi się jednocześnie do dwóch stanów. Najpierw do ludzkiego bytowania naznaczonego cierpieniem (ja – podmiot tego wiersza, ja – człowiek, jeden z wielu). Ukryta jest w nim też aluzja do biblijnego imienia Boga, tetragramu jod–he–waw–he oznaczającego (to jedna z możliwych interpretacjiZob. Wj 3.[2]) kogoś zawsze obecnego, gotowego do działania, czekającego. W jednym wersie, w trzech słowach pojednane zostały wspomniane przeze mnie dwie perspektywy: ludzka, podkreślająca ułomność podmiotu (ja, człowiek, jestem jednym z cierpiących) i boska (Bóg, Ja Jestem, jest z cierpiącymi).

To nie jedyne miejsce w tej poezji, w które autorka wpisała taką podwójną, niełatwą do uchwycenia przy pierwszej lekturze perspektywę postrzegania rzeczywistości. Sądzę, że Kamieńskiej udało się w jej sztuce poetyckiej nie tylko wytworzyć, ale i utrzymać to napięcie. Przekształcając znane zdanie z jej Notatnika, można powiedzieć: szukając Boga, nie straciła nigdy z oczu człowieka„Szukałam umarłego, a znalazłam Boga” (A. Kamieńska, Notatnik, red. W. Kruszewski, Lublin 2020, s. 759).[3]. I odwrotnie: medytując nad ludzką nędzą, roztaczając przed nami przeróżne odsłony ludzkiego dramatu, zauważa, że ta zraniona kondycja okazuje się zawsze otwarta na Bożą obecność. Widać to także w dalszej części przywołanego powyżej utworu:

Jestem pragnącym zmysłem

brakującym okiem

źrenicą białą jak mleko

uchem szczelnie zamkniętym

językiem kołującym w krtani

 

Ślepa nie mogę ujrzeć kogo pragnę

głucha nie słyszę co usłyszeć łaknę

niema nie umiem wyjęzyczyć swojej prawdy

kalectwo moje drwi z piękności ziemi

nieuleczalny krwotok czasu ze mnie ścieka

jestem nienasyceniem głodem i pragnieniem

stoję w tej zgrai Panie ale powiedz słowo

jak żyć w pokorze kalectwa naszego.

 

Ślepi niech wypatrują niewidzialnych rzeczy

głusi nasłuchują niesłyszalnego

niemi bełkoczą niewyrażalne

chromi bezruchem oswajają przestrzeń

aż pójdąA. Kamieńska, Wśrod ślepych głuchych chromych, [w:] tejże, Poezje zebrane, t. 2... s. 166–167.[4].

Można, wracając w kolejnych lekturach do tego wiersza, dostrzec w nim jeszcze coś ciekawego. Bóg, którego szuka podmiot w utworach Kamieńskiej, staje się, to paradoksalne, chyba nie tyle pomimo ludzkich defektów, ile dzięki nim. Surowość naszego życia, a więc podstawowe doświadczenie, wskazujące na to, że nasze życie bywa bolesne, nieuchronnie związane z cierpieniem, fizycznym i psychicznym, nie jest (może lepiej: nie musi być) przekleństwem, a trudnym do przyjęcia darem, otwierającym nas na Boga. Jeśli domyśleć to do końca, wygląda na to, że można dzięki temu zrekonstruować chyba nie dość ciągle zauważany obraz Boga w twórczości Kamieńskiej: to Bóg surowyByć może nie byłoby tej małej interpretacji wiersza o surowym życiu odsłaniającym surowego Boga, gdyby nie lektura książki Paula Mosera Surowość Boga. Religia i filozofia na nowo przemyślane (tłum. M. Dobrzeniecki, Warszawa 2021). Ale też być może nie sięgnąłbym po Mosera, gdyby nie otwartość na tego typu myślenie, za którą w moim przypadku odpowiada wieloletnia lektura dzieła Anny Kamieńskiej.[5], nie sentymentalny; to Bóg dostępny w trudnych doświadczeniach, tam właśnie na nas czekający.

Jednym z najbardziej rozpoznawalnych wierszy religijnych autorki okazuje się Drugie szczęście Hioba, apokryficzny poemat ukazujący życie patriarchy biblijnego po wydarzeniach opisanych w księdze jego imienia:

I Pan przywrócił Hioba do dawnego stanu […]. Pan oddał mu całą majętność w dwójnasób. […] Pan błogosławił Hiobowi, tak że miał czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic. Miał jeszcze siedmiu synów i trzy córki. […] I żył jeszcze Hiob sto czterdzieści lat, i widział swych potomków – w całości cztery pokolenia. Umarł Hiob stary i pełen lat (Hi 42, 10.12–13.16–17)Cytat za Biblią Tysiąclecia. Kamieńska tłumaczyła teksty biblijne z hebrajszczyzny: psalmy, Księgę Koheleta, fragmenty innych ksiąg, jak Pieśń nad Pieśniami. Nie znam jednak żadnego dokumentu pozwalającego podany wyżej fragment przywołać tu w jej przekładzie, co byłoby chyba najbardziej na miejscu. Inna sprawa, że Drugie szczęście Hioba poetka napisała, zanim nauczyła się hebrajskiego.[6].

Ten utwór chyba najlepiej pokazuje pisarkę prowadzącą dialog ze Słowem dochodzącym do nas z kart Pisma Świętego.

Anna Kamieńska jest autorką licznych wierszy osnutych na kanwie biblijnych historii, artystką odmalowującą swoim piórem intrygujące portrety znanych nam bohaterów, i tych nowotestamentowych, jak Marta i Maria (Święta Marta), i tych ze Starego Testamentu, jak Rut i Noemi (Noemi). W tych wierszach daje się odczuć pasję lektury emocjonalnie porywczej, dociekliwej, chcącej od tekstu więcej, niż daje on przy pierwszym odczytaniu. Widać w nich intensywność wysiłku, z jakim poetka stara się dopowiedzieć do końca, a tym samym domyśleć do ostatnich konsekwencji znane z kart Pisma Świętego losy. Tak jest właśnie w historii uleczonego Hioba, którego dramat rozpoczyna się na nowo. W tym dopowiadaniu i domyślaniu znajdujemy coś, jak już o tym wspomniałem, z tradycji apokryficznej, choć może lepiej byłoby uruchomić inny kontekst – znanych z tradycji żydowskiej midraszów. Tyle że funkcją tych historii u Kamieńskiej nie jest głębsze wyjaśnianie biblijnych epizodów czy uniesprzecznianie zawiłości fabularnych świętej opowieści, a uczłowieczenie nieco pomnikowych postaci i ich perypetii. Dobrze to widać właśnie w cyklu o Hiobie, dzięki czemu dopowiedziana fabuła oświetla, nie ma co do tego wątpliwości, nasze życie, nie stając się tylko czczą anegdotą. Tak jest choćby w jednej z części poematu Powrót Hioba – tytułowa postać przypomina świadka tragicznej historii XX wieku, patrzymy na Hioba zlagrowanego:

Nie umarł Hiob

nie rzucił się pod pociąg

nie zdechł za drutami

nie wywiał go komin

rozpacz nie dobiła

Dźwignął się ze wszystkiego

z nędzy brudu

świerzbu samotnościA. Kamieńska, Powrót Hioba, [w:] tejże, Poezje zebrane, t. 2…, s. 213.[7]

Podobnie jak w przywołanym wcześniej wierszu, tym, co koncentruje uwagę Kamieńskiej, jest nieuchronne splątanie ludzkiego losu z cierpieniem. Hiob staje się ikonicznym wręcz przykładem tak rozumianej kondycji ludzkiej. Przywrócenie go do poprzedniej szczęśliwości okazuje się zwodnicze. Jego rana krwawi dalej:

Lecz Hiob szczęśliwy nie miał siły być szczęśliwy

bał się że wtórym szczęściem zdradza szczęście

bał się że wtórym życiem zdradza życie

Nie lepiej by ci było Hiobie

gnić w utraconym raju z umarłymi

niż teraz czekać na ich nocne nawiedziny

we snach przychodzą zazdroszczą ci życia

Nie lepiej było szczęśliwy Hiobie

zostać ochłapem jak jesteś ochłapem

wrzody z twych dłoni i twarzy obmyte

w głąb się przeżarły do serca wątrobyTamże.[8]

Wierność temu doświadczeniu, trudna szkoła życia okazują się dla losu Hioba zasadnicze. W Odejściu Hioba, kolejnej części poematu, czytamy:

Hiobie warto było

przecierpieć więcej

aby na starość poznać miłość Boga

Hiobie staruchu śmieszny

śmiejesz się i płaczesz

padasz na trawę

wstajesz mokry od rosy

Cierpiałeś Hiobie po to

aby urosło twoje serce

i pomieścić mogło wszystkoTamże, s. 232.[9]

Doświadczenie religijne, o którym mówi w swoich wierszach Kamieńska, bierze się nie tylko z głębokiego pochylenia się nad kartami Biblii. Bierze się też z wpatrzenia w życie innych ludzi. Owo wpatrywanie się trochę przypomina lekturę hagiografii. W tradycyjnej pobożności katolickiej był to (a gdzieniegdzie zapewne dalej jest) stały element nieco już zapomnianych praktyk religijnych. To ciekawy zwyczaj, głęboko chrześcijański, bo pod jego wpływem religijna pedagogia zaczyna koncentrować się już nie na nauczaniu idei czy zasad, lecz na relacjach osobowych. Pochyleni nad żywotami świętych chrześcijanie poznawali życie ludzi z krwi i kości, a nie wyabstrahowane normy czy pełne żaru zalecenia. Tyle tylko że u Kamieńskiej, jeśli chodzi o ten fragment jej twórczości, nie są to wyłącznie „oficjalni” święci (jak Antoni Pustelnik czy Maksymilian Kolbe, pojawiający się przecież w jej wierszach), ale postaci pochodzące z jej prywatnego, nie tak oczywistego kręgu świętości. Janusz Korczak (wiersze Kłamstwo doktora Korczaka, Korczak), Albert Schweitzer (Portret Alberta Schweitzera), matka Martina Luthera Kinga – Alberta Williams King (Zdziwienie), a wreszcie ważna dla poetki myślicielka Simone Weil – to oni stają się dla Kamieńskiej nauczycielami zarówno dobrego życia, zwróconego ku Bogu i ku człowiekowi, jak i ku dobrej śmierci, co zapisała w wierszu o francuskiej filozofce Krótka rozmowa z Simone Weil:

Simone

dlaczego zatrzymałaś się na progu

nie Żydówka i nie chrześcijanka

dlaczego syciłaś głód garstką jeżyn

ty która byłaś samym głodem

Wspinam się na brzeg twego brulionu

twoje zeszyty jak sny aniołów

Przychodzę zdyszana od pytań

a ty jesteś spokojem jak linia prosta

pamiętasz Grecy uczyli że

najlepiej jest myśleć bez słów

Może dlatego trzeba stać w sieni

nie wynosić się nad innych

i czekać pokornie

aż sam Jezus namaści nas śmierciąA. Kamieńska, Krótka rozmowa z Simone Weil, [w:] tamże, s. 348.[10]

Czekać na jej, Simone Weil, wzór; uczyć się od niej życia wychylonego ku Bogu – jak dawniej uczono się chrześcijańskich cnót od św. Barbary czy św. Krzysztofa. Kamieńska nie tyle odnosi się do dzieł osób takich jak Weil (mimo że w tym utworze przedstawia ją jako pisarkę, którą zna z jej zapisków-brulionów), do ich życia, ile raczej wchodzi z nimi w osobową relację. Proszę zwrócić uwagę: niepokojące pytania („zdyszana od pytań”) nie uzyskują dyskursywnych odpowiedzi; „myśleć bez słów”, „stać w sieni”, „czekać pokornie” – oto, czego uczy święta z prywatnego panteonu Anny Kamieńskiej. Nie deklarować, ale z wiarą trwać (jak Weil), nawet w sytuacji skrajnie beznadziejnej (jak Korczak), podać rękę bliźnim (jak Schweitzer). Otrzymując od tych osób naukę, zwraca się z prośbą, medytuje nad ich życiem, jak w modlitwie. Doświadczenie religijne w poezji Kamieńskiej rozwijane jest w ten swego rodzaju dialog.

Kamieńska ze szkoły Weil i innych świętych, ze szkoły wytrwałego milczenia, wyniosła ciekawą zdobycz artystyczną. Jeśli popatrzeć na jej twórczość jako na całość, można w niej wyraźnie dostrzec określoną dynamikę, zwrot ku zwięzłej, krótkiej formie. Szczególnie widoczne jest to w liryce lat ostatnich. Nie poświęca się jednak Kamieńska pisaniu aforyzmów. Owe krótkie teksty nie są wyłącznie przebłyskami intelektu szukającego skrótowej formy zdolnej złapać i zatrzymać uwagę czytelnika. To w swej najgłębszej istocie rodzaj wytrwałej medytacji, fenomeny życia duchowego, nie tylko dzieła rzemieślniczego trudu pracownika słowa. To dzieła, które Kamieńska (najsłuszniej zresztą) określa właśnie mianem milczeń. Do tej formy wiersza poetka długo dorastała. Ten proces dochodzenia do milczenia widać już w przywoływanych wcześniej utworach, choćby w Drugim szczęściu Hioba: „Hiob szeptał uparcie”. W gruncie rzeczy tak powinniśmy jej milczenia rozumieć: jako uparte szepty, ciche inkantacje drobin lirycznych:

Otchłań woła do otchłani

ja do ciebie

ciemność obejmuje ciemność

życie oddaję za ten uściskTejże, ***Otchłań woła do otchłani, [w:] tejże, Poezje zebrane, t. 3, red. W. Kruszewski, Lublin 2020, s. 524.[11]

Nie olśniewanie konceptem poetyckim, ale zwrócone w głąb medytowanie nad słowem. Jak nasze słowa kierujemy zwykle do kogoś, tak milczenie w poezji Kamieńskiej ma swojego odbiorcę – Boga. Nie jest to pogrążenie się w bezsłownej samotności, ale raczej zamilknięcie w obliczu kogoś. Chociaż… W przywołanym powyżej utworze można zasadnie wątpić, czy „do ciebie” oznacza rzeczywiście Boga. Studium rękopisów Kamieńskiej dostarcza dość przykładów pokazujących, że to, co dziś skłonni bylibyśmy uznać za westchnienie do Boga, w brulionach okazywało się wspomnieniem Jana Śpiewaka – zmarłego męża autorkiZagadnieniu temu poświęciła analizę rękopisów Kamieńskiej Jagoda Zarzycka. Jej praca znajduje się obecnie w druku. Badaczka opisywała również prozę wspomnieniową autorki Jasności w środku nocy. Zob. tejże, „Notatnik” Anny Kamieńskiej w świetle listów wydawcy Marcina Babraja do pisarki, „Sztuka Edycji” 2021, nr 1, s. 91–97.[12]. Nie porzucajmy tej linii myślenia o poezji religijnej Anny Kamieńskiej zbyt łatwo. Jeśli początkowo autorka pisała o mężu, a później zacierała rysy tożsamości adresata swoich literackich modlitw, tak żeby dało się dostrzec w tej postaci Boga, to może jest w tym jakiś istotny rys jej twórczości? Może o to właśnie chodzi, że przez drzwi osobistych doświadczeń (jak w tym miejscu) straty, żałoby – dochodzimy do sfery sakralnej. Mnie lekturze wierszy tej autorki towarzyszy przekonanie, że codzienność nie jest w jej poezji domeną profanum, ale odpowiednio przemyślanym, przeżytym, przecierpianym przedsionkiem do świata duchowego, świata relacji z Bogiem.

Warto zwrócić uwagę, że taka poetyka, owszem, odsłania duchowy wymiar życia autorki, ale nie zrywa z niego gwałtownie welonu tajemnicy. Inaczej mówiąc, wybrana przez poetkę strategia pozwala każdy wiersz czytać na dwa sposoby: jako utwór rejestrujący epizody jej prywatnej historii i jako tekst osadzony w tradycji poezji metafizycznej lub wręcz religijnej. Można niektóre wiersze, jak ten właśnie, czytać jako erotyki, ale też jak twórczość religijną. Jakby pisarka nie chciała swoim słowem zbrukać jakiejś zupełnie zasadniczej, tajemniczej relacji między człowiekiem a Bogiem. Wszystkim, którzy są zaznajomieni z chrześcijańską tradycją mistyczną, owe lakoniczne formy, jak choćby „ciemność obejmuje ciemność” czy jedna z lepszych definicji wiary, jaką znam: „Wierzę to znaczy ukrywam się w Tobie” (z arcydzielnego Psalmu najmniejszegoA. Kamieńska, Psalm najmniejszy, [w:] Poezje zebrane, t. 3…, s. 403.[13]), mogą się wydawać aż nadto czytelne.

I wreszcie ostatnia rzecz: osobista mitologia. Kamieńska wierna jest kilku podstawowym tematom, obrazom, kilku doświadczeniom, które towarzyszą jej przez całe życie. Weźmy choćby jej ostatni, zapisany dwa dni przed śmiercią, wiersz: Na krzyżu. Wyraźnie słychać tu echa jednego z utworów z wydanego ponad ćwierć wieku wcześniej, Białego rękopisu, zbioru trenów poświęconych zmarłemu mężowi:

Umierał na krzyżu

na szpitalnym łożu

samotność tam przy nim stała

matka bolejącaTejże, Biały rękopis, [w:] tamże, s. 536.[14]

Tak oto, wokół jednego fundamentalnego Wydarzenia, śmierci męża, domknęła się dla poetki historia człowieka i Boga, szukających się wzajemnie. Boga, który dostępny jest nie w krzyku, a w milczeniu, na którego się czeka, a nie którego się zdobywa, który odsłania się nam w tym, co zwyczajne, niepozorne, małe, przede wszystkim w samotności i cierpieniu. Człowieka, który kocha, daje się urzec pięknu świata, czasami przygniatany jest przez cierpienie, ale przede wszystkim – który codziennie pracowicie umiera. Tak też zamyka się to dzieło poetyckie. Najpierw arogancko rozbuchane (i tego irytującego rozdziału w mojej antologii by nie było), stopniowo coraz bardziej powściągliwe, aż wreszcie szeptane, tonące w ciszy, kończące się (nie wierzę, że to przypadek) tymi słowami:

Gwałtowna cisza

Wszystko się stało

co stać się miało

między człowiekiem

i BogiemTamże.[15]

Tekst pochodzi z Kwartalnika „Nowy Napis”, który można zakupić w e-sklepie Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wojciech Kruszewski, Wstęp do lektury wierszy religijnych Anny Kamieńskiej, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 180

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...