23.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #191 / Trzynaście mgnień wiosny

„Kiedy przestaniesz czytać poezję,
oślepniesz, ogłuchniesz, zaniemówisz”

Zbigniew ChojnowskiZ. Chojnowski, Tarcze z pajęczyny. Sentencje o czytaniu, poecie, poezji, tworzeniu, wierszu, Szczecin 2022, s. 14.[1]

Już na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – gdy jeszcze nie wypadało publicznie kompromitować się ignorancją i przyznawać do zupełnego braku kulturowego habitusu – Wisława Szymborska sformułowała smutną diagnozę: „Niektórzy lubią poezję. / Niektórzy - czyli nie wszyscy. / Nawet nie większość wszystkich, ale mniejszość […] / Będzie tych osób może dwie na tysiąc”W. Szymborska, Wiersze wybrane, wybór i układ Autorki, wyd. nowe, uzupełnione, Kraków 2010, s. 293.[2]. Dwie osoby na tysiąc, czyli dwa promile. Dodajmy, że w czasach Szymborskiej statystykę poprawiały jeszcze szkoły, „gdzie się musi”. Dziś już nawet w szkołach się nie musi – co najwyżej może. Ratunkiem pozostaje więc już tylko - albo aż - dobro-wolny czytelnik, który wiedziony instynktem, wrażliwością, poczuciem smaku lub szlachetną namową sięgnie po poezję – mowę pochodzącą z wyższych rejonów ducha. Takiego czytelnika trzeba dziś jednak wychować, trzeba mu poezję zarekomendować, namówić go, aby ją polubił (zalajkował) i udostępnił. I rzecz nie w tym wcale, że bez czytelników poezja jako szlachetna sztuka tłumaczenia „języka gromów” umrze, że sobie bez nich nie poradzi na trudnym ekonomicznie rynku dóbr kultury, ale że wraz z utratą intelektualnej predyspozycji do odbioru poezji coś z nas ubędzie, coś niezmiernie cennego albo zgoła bezcennego – celnie zwraca na to uwagę poeta i krytyk literacki Zbigniew Chojnowski w przywołanej tu jednej ze swoich sentencji o czytaniu.

Właśnie takim zaproszeniem do salonu współczesnej poezji – adresowanym do potencjalnego czytelnika – jest najnowszy zbiór szkiców krytycznoliterackich profesora Jerzego Sikory zatytułowany Życie bez karnawału, w którym autor – historyk literatury i poeta – dzieli się swoimi fascynacjami i lekturowymi objawieniami. Ksiądz Sikora prezentuje w książce wybraną przez siebie „poetycką trzynastkę”, w której skład wchodzą twórcy reprezentujący różne generacje (od Ewy Lipskiej – rocznik 1945 czy Adama Ziemianina – 1948, po Macieja Bieszczada – rocznik 1978), środowiska (mniejsze i większe miasta, Kraków, Śląsk, Warmia i Mazury), style i strategie poetyckie. Na pozór więcej ich dzieli niż łączy – sam autor podkreśla, że każdy z nich „jest osobny w swojej lirycznej artykulacji”. A jednak nieprzypadkowo przecież stali się bohaterami tej książki – każdy z nich przeszedł staranną selekcję, której pierwszym i najważniejszym kryterium jest czytelnicza fascynacja autora. Jerzy Sikora nie napisał bowiem tej książki z zawodowego obowiązku, nie opublikował kolejnej pracy badawczej, by zdobyć punkty akademickie – co wyraźnie podkreśla w posłowiu znający go bardzo dobrze kolega z Katedry Polskiej Literatury Współczesnej i Krytyki Literackiej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie profesor Wojciech Kudyba – ale przede wszystkim podzielił się w niej swoim zachwytem, zadziwieniem, zamyśleniem; swoimi najnowszymi czytelniczymi odkryciami z lat 2020–2021, pochodzącymi z trzynastu tomików „poetyckiej trzynastki”, którą tworzą w kolejności alfabetycznej: Wojciech Banach, Maciej Bieszczad, Bożena Boba-Dyga, Marek Czuku, Barbara Gruszka-Zych, Wojciech Kass, Krystyna Lenkowska, Ewa Lipska, Janina Osewska, Jan Polkowski, Marek Rapnicki, Krzysztof Szatrawski i Adam Ziemianin.

Dla kogoś, kto jak Jerzy Sikora od ponad trzydziestu lat zawodowo zajmuje się literaturą, zejście z krytycznoliterackiego koturnu może być niewygodne. A jednak autor świadomie rezygnuje z uczonego żargonu, zniża głos, woli przemawiać raczej szeptem niż krzykiem. W rozdziałach wstępnych swojej książki wprost deklaruje: „Cóż, ja chciałbym tłumaczyć literaturę w sposób powabny, zachęcający”; „Jakim językiem chcę mówić o literaturze? Takim, jakim chciałbym, aby mówiła ona sama: komunikatywnym i ciekawym. Uważam, że to podstawowy wymóg stawiany i pisarzowi, i krytykowi, który w jakimś sensie też jest pisarzem”J. Sikora, Życie bez karnawału. Szkice krytycznoliterackie, Augustów 2022, s. 10, 14.[3]. Ksiądz Sikora nie chce być jak szkolna pielęgniarka z anegdoty Amosa Oza, która szczegółowo instruuje młodzież w zakresie technik seksualnych, zapominając o tym, że to ma być przede wszystkim przyjemne. Dlatego z oficjalnego duktu zdyscyplinowanej analizy hermeneutycznej krytyk chętnie zbacza na prywatne ścieżki luźnego skojarzenia, wyznania, wspomnienia – na przykład wtedy, gdy z humorem odtwarza lekcję angielskiego na kursie w Londynie albo przywołuje postaci rodziców, i to bynajmniej nie w jakiejś pomnikowej odsłonieZob. tamże, s. 69, 90, 141.[4].

Mottem Życia bez karnawału są słowa mistrza Jana Błońskiego o tym, że badacz nie powinien wstydzić się łez – przeciwnie, powinien „obcierać je ukradkiem”, ponieważ „człowiek we łzach widzi źle, ale człowiek bez serca nie widzi nic”Motto pochodzi z książki J. Błoński, Romans z tekstem, Kraków 1981.[5]. Innym mistrzem Sikory jest Winston Churchill, który napominał, aby mówca miał na uwadze „nie tylko to, aby wyczerpać temat, ale także to, by nie wyczerpać słuchaczy”Cyt. za J. Sikora, Życie bez karnawału…, s. 11–12.[6]. Obu tym wskazaniom autor pozostaje wierny. Jego esej jest uważnym smakowaniem poezji – z pełną otwartością na wszystkie jej smaki, ale bez nadmiernego napychania się słowami. Odnoszę wrażenie, że lektura Życia bez karnawału intencjonalnie pozostawić miała czytelników raczej z uczuciem lekkiego niedosytu aniżeli przejedzenia. Słusznie, wszak kto raz spróbował, ten oprzeć się nie może – jak głosi sławna dewiza kucharska.

W tytule trzeciego rozdziału swojej książki ksiądz Sikora wprost deklaruje, że w literaturze zawsze „szuka człowieka”, a potem dopowiada, że chce na nią spojrzeć „po ludzku”, „zauważyć w niej nie tylko organizm językowy, ale i żywego człowieka”. To personalistyczne nastawienie determinuje empatyczną postawę badacza, który – chociaż podkreśla konieczność wartościowania w krytyce literackiej, za jedno z jej największych zagrożeń uznając relatywizm – stroni od „autokratycznego ferowania wyroków”Zob. tamże, s. 13–14.[7]. Jego spojrzenie na poezję i poetów jest życzliwe i rozumiejące, skupione na tym, co wspólne i wartościowe. Z analizowanej twórczości autor wybiera najlepsze wiersze, najlepsze strofy, najlepsze frazy, najlepsze metafory – milczeniem pomijając wszystko to, co nienajlepsze. Trudno przypuszczać, że krytyk literacki z takim doświadczeniem w trzynastu bardzo różnorodnych tomikach nie dostrzega poetyckich mielizn – wierszy słabszych albo wprost: słabych – a jednak nie one są tematem jego książki. Życie bez karnawału jest bowiem – jak już zauważyliśmy – przede wszystkim życzliwą rekomendacją, próbą podzielenia się własnymi czytelniczymi rewelacjami i zachętą do dokonania osobistych odkryć.

Omawiane tomiki poetyckie nie są w książce Jerzego Sikory poddawane metodycznej krytycznoliterackiej wiwisekcji; mamy tu raczej do czynienia z ujęciem impresjonistycznym, w naturalny sposób podążającym za czytelniczym impulsem – intrygującym motywem czy obrazem poetyckim, celną frazą lub metaforą. Autor zaproponował tematyczne uporządkowanie materiału literackiego w dwunastu rozdziałachOdliczam trzy rozdziały wprowadzające i dwa o charakterze podsumowującym.[8], koncentrując się na takich zagadnieniach jak kryzys języka we współczesnej kulturze, motyw nieba i obłoków, zmagania z codziennością (również tą pandemiczną) w życiu i w literaturze, postępująca technicyzacja i cyberuzależnienia epoki hipernowoczesności, peregrynacje w przeszłość i funkcjonowanie w czasie, sen i potęga wyobraźni, ziarna metafizyki w literaturze, konfrontacja ze starością i śmiercią jako doświadczeniem powszechnym i nieuniknionym przeznaczeniem człowieka, wreszcie korespondencja sztuk na gruncie poezji.

Dla omawianych wierszy „poetyckiej trzynastki” autor wynajduje ciekawe – niekiedy dość zaskakujące – konteksty i literackie koneksje. I tak wiersz Janiny Osewskiej *** to drobiazg jak oderwany guzik przywołuje na myśl słynne Obłoki Miłosza; bohater liryczny wiersza Dalekie ognie Jana Polkowskiego zdaje się kierować słowami Herbertowskiej Podróży; Bożena Boba-Dyga w wierszu Poezja jakby przytakiwała Tadeuszowi Różewiczowi; Chwila Wojciecha Kassa rymuje się z Gołymi drzewami Iwaszkiewicza; Pan Amo Marka Rapnickiego spogląda na Herbertowskiego Pana Cogito jak na starszego brata; wiersz Ogród Osewskiej zestawiony zostaje z Babcią Herberta, Tryptyk piecowy Adama Ziemianina – z Szarymi eminencjami zachwytu Mirona Białoszewskiego, a inne jego wiersze (Twoje ślady, Modlitwa mojego wieku, Nic) – z twórczością Bułata Okudżawy, Natana Tenenbauma czy Edwarda Stachury. To tylko niektóre przykłady.

„Nawiązaniom, korespondencji i dialogom” Jerzy Sikora poświęcił zresztą osobny rozdział, podkreślając, jak istotnym elementem literackiego krwioobiegu jest intertekstualność i szerzej – korespondencja sztuk. Co ciekawe autor nie poddaje gradacji zestawianych ze sobą tekstów kultury – często pochodzących z różnych szczebli kulturowej hierarchii. Potrafi na przykład skojarzyć Zbieranie jagód Osewskiej z piosenką Beatlesów Strawberry fields forever, wiersz klucze Barbary Gruszki-Zych z wykonywaną przez Łucję Prus piosenką Agnieszki Osieckiej W żółtych jesieniach liści albo poetycką przestrzeń utworów Boby-Dygi z filmami amerykańskiego reżysera Jima Jarmuscha. Kultura nie dzieli się dla niego na piętra i magazyny oddzielone grubym stropem i ciężkimi drzwiami – jest raczej bezkresnym akwenem, po którym wszyscy możemy swobodnie żeglować, albo – jeszcze lepiej – świeżym powietrzem, którym wszyscy oddychamy. Nie ma zatem nic szokującego, gdy Marek Rapnicki w wierszu Objawy przyznaje, że „kościoły podobają mu się jak kobiety” – wszak zarówno sakralna architektura, jak i doskonała konstrukcja kobiecego ciała to tylko różne wcielenia idei Piękna.

W poświęconym między innymi problemowi kryzysu języka rozdziale Jaką sprawę mają słowa? ksiądz Sikora cytuje wypowiedź Jana Błońskiego o tym, że nasza „epoka zgubiła się w słowach jak w za szerokim ubraniu”. Potem przywołuje jeszcze między innymi Tryptyk do poety i czytelnika Wojciecha Kassa: „tyle słów bez sprawy / […] nie będących błyskiem ani / motylem, ciosem ani bólem” i wiersz *** Język który z miłości… Polkowskiego: „Oślepione słowa / już nie potrafią nazywać zapisywać”J. Sikora, Życie bez karnawału…, s. 19, 22, 27.[9]. Rzeczywiście ogromna nadprodukcja słów, z jaką niewątpliwie mamy obecnie do czynienia, spowodowała ich dewaluację, zwłaszcza że – jak zauważa w swoim Przypisie (do Miłosza) Krzysztof Kuczkowski – większość tych słów nie pochodzi „od Stwórcy Wszelkiego Sensu, tylko od oślej szczęki”. Dlatego autorowi Życia bez karnawału z pewnością nie zależy na tym, aby tych słów przymnażać. Raczej żeby tym już istniejącym nadać lub przywrócić sens. Stąd zauważalna w tej książce szlachetna powściągliwość, jakby celowe i świadome samoograniczenie.

W każdym nadmiarze kryje się jakieś niebezpieczeństwo: nadmiar słów prowadzić może do pomieszania sensów, nadmiar śmiechu – do czkawki, a nadmiar słońca – do wypalenia i ogólnego wyczerpania organizmu. Dlatego tak ważne jest odpowiednie i odpowiedzialne dawkowanie. Ksiądz Sikora na tytuł swojej oszczędnej w słowa książki wybrał wyrażenie z wiersza Przed czystym poniedziałkiem olsztyńskiego poety Krzysztofa Szatrawskiego – wyraźnie przeciwstawiając w końcowej refleksji kulturę przymusowego karnawału zwykłemu, powszedniemu szczęściu („W stanie radości karnawał jest zbędny”)J. Sikora, Życie bez karnawału…, s. 19, 22, 27.[10]. Jego spotkania z twórczością „poetyckiej trzynastki” są jak trzynaście mgnień wiosny, która potrafi odurzyć nas swą wonią, zanęcić światłem i barwą, ale nie męczy jeszcze przy tym nadmiarem i nie rozgrzewa do nieprzytomności.

Jerzy Sikora, Życie bez karnawału. Szkice krytycznoliterackie,Augustów: Fundacja Słowo i Obraz, Instytut Literatury, 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Chlewiński, Trzynaście mgnień wiosny, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 191

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...