23.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #195 / Spalanie – o nagrodzonym dramacie „Feblik” Małgorzaty Maciejewskiej

Jechał na rowerze i „wzium”Określenie używane przez autorkę do opisania sytuacji znikania mężczyzn w wiosce.[1]. „Wzium” ze stodoły pod lasem, przy głodnych krowach, kiedy pachniało siano. „Wzium” też w borku na Piltowiźnie, przy ścinaniu lasu. Podobno licho nie bierze złego, zaś w wiosce, w której dorasta Mania, licho bierze męskich mieszkańców wioski jednego po drugim. W nienazwanej wiosce za chwilę będzie wiosna. Babcia siedząca przy piecu powoli zapuszcza korzenie – będzie można ją wsadzić w ziemię. Ojciec już buduje skrzynkę i ogranicza babci suchary, ma się osuszać, bo zasadzona jeszcze zgnije. Ladzia, przyjaciółka domu, już się nie rozrasta – Doktorka mówi, że to nie wiek, przekwitanie, ale za mało cukru. Łyżeczka dziennie do herbaty i czasem się udaje. Mania przygląda się temu znudzona. Powtarzalny rytm życia wioski przerywa dorastanie. Dorastające dziewczęta wnoszą w nią nowy rytm, z którym mieszkańcy muszą się skonfrontować.

Feblik – albo: zauroczenie. Czy miłość, dojrzewanie, życie codzienne i życie w rodzinie mogą być chorobą duszy? Zniekształcać członki, sprawiać, że kiełkuje się, wzrasta, porasta, pęcznieje. Otwierają się otwory ciała i wychodzą z nich mrówki. W świecie utworu Feblik, dramatu Małgorzaty Maciejewskiej, który zajął pierwsze miejsce w nowym konkursie dramaturgicznym im. Tadeusza Różewicza, organizowanym przez Teatr Miejski w Gliwicach, opieramy się na umownej dosłowności. W Febliku nastolatka, Mania, dojrzewa. Dzieje się to w zamkniętym otoczeniu małej społeczności, wiejskiego świata, zanurzonego w strukturze rodzinnej i w gusłach, które nie bardzo potrafią wyjść poza powtarzalne cykle interpretowania świata. Mania rośnie, swędzą ją ręce i nogi. Zakopuje prześcieradło pod zbutwiałymi liśćmi i wrzuca do rzeki, jak marzannę. Żegna się cztery razy i spluwa na niechciane, bo tak robi babcia odganiając złe. Czytelnik może dopowiedzieć sobie, dlaczego Mania topi prześcieradło i co się na nim wydarzyło, że chce je oduroczyć. Być może pierwsza miesiączka i uważane za nieczyste, obce, ślady krwi na pościeli. Mania jest chora, „coś jej wystaje”. Przyjaciółka Kasiula proponuje, że „obetnie jej nożyczkami”. Kasiula, bardziej doświadczona koleżanka, później będzie miała posłużyć w wiosce do odczyniania zła. Dorasta, więc jest jak znalazł: gdy pójdzie do ziemi, to obrodzi w rzodkiew, a ta jest potrzebna dla świń, bo głodne chodzą i już rzucają się na ludzi. 

U Maciejewskiej metafora nie istnieje jako przenośnia. Na kartach ściele się gęsto, bohaterowie przerzucają się nią, gubiąc przy tym literackość. Kiedy Pleban „tnie gęste powietrze siekierą” to naprawdę przemierza podwórka z siekierą w ręku, aby przebić sobie ścieżkę do domostwa Mani. Kiedy Mania podąża ze swoją przyjaciółką Kasią na festyn zorganizowany przez Cyganów, żeby zobaczyć, co znajduje się w zamku, „otwieranie zamka” przez Kasię jest –jak wynika z późniejszej rozmowy przyjaciółek – traceniem dziewictwa. 

Maciejewska nie bawi się w subtelności eksplorując ludowszczyznę. Jednocześnie jest w tym dużo empatii i zrozumienia dla dorastających dziewcząt. Pewne toposy, znane z klasyki polskiej literatury, choćby świadectwa z Chłopów Reymonta, autorka wykorzystuje na własny użytek. Wypędzana ze wsi Agata, która wraca na wiosnę, by przydać się w gospodarstwie, to Babcia à rebours, którą hoduje się zimą przy piecu, aby wiosną wydała plon. 

Ze świata Feblika przebija ciasnota. Zrozumieją ją ci, którzy wychowali się w małych społecznościach. Być może – językowo – bardziej postępowych. Maciejewska z rozmysłem sięga po język zapomniany, wkłada w usta swoich bohaterów archaizmy i dialekty przynależne do grup etnicznych („Cyganie” przyjeżdżający z obwoźną rozrywką mówią już zupełnie inaczej niż lokalsi). Dzięki temu zupełnie gubi się czasowość dramatu. Czy to o współczesności chce opowiedzieć dramatopisarka? A może odwrotnie – przenieść nas w czasie, aby pokazać, skąd wzięli się niektórzy  z nas. Rzeczywistość Febilka jest rzeczywistością magiczną, przeżywaną przez bohaterów i bohaterki powoli, z pełnym pogodzeniem się z miejscem, które zajmują w życiu, geografii i społeczeństwie.

Nawet Mania nie myśli o buncie, choć ostatecznie się do niego ucieka. Pierwsze doświadczenia cielesnego kontaktu z mężczyzną bohaterka dramatu przeżywa, kiedy do miasta przyjeżdżają Cyganie, a Ostępowy „za kark chwyta i usta do ust przyciska”. Mania pali się, aż spala się w całości. Zostaje z niej tylko popiół, bez ciała. A popiół okazje się w wiosce znakomitym materiałem do nawożenia, jest jak znalazł do odczyniania zła, zwłaszcza, że Kasia i tak uciekła z „Cyganami”. Za to Mania zdrowieje całkowicie – jak mówi Doktorka: „nie ma ciała – nie ma choroby”. Mania spaliła się z pożądania. Na koniec jednak następuje mikrozwrot akcji, i młode bohaterki dramatu uciekają w stronę niezależności. „Ten Feblik”, wyznaje Mania Kasi, „to ja do ciebie miałam”. „Co z ojcami, co z wioską”, pyta jeszcze Mania. „A niech ich wszystkich złe pochłonie” – odpowiada Kasiula.

Czy dorastanie dwóch młodych wiejskich dziewczyn okazało się więc przekleństwem dla bezpieczeństwa wioski? Owo „złe”, które ma pochłonąć ojców i wioskę, zostaje w finale przywołane przez Kasię. To, które „wzium” wszystkich bohaterów opisanych w pierwszym akapicie – czy zostało wcześniej wytworzone przez chęci innych, młodych, dorastających w wiosce kobiet? Mania nie jest od początku bohaterką zdeterminowaną, wręcz przeciwnie. Zdaje się poddawać losowi i życiowej nudzie, zależna od innych bohaterek staje się interesująca dopiero wówczas, kiedy eksploruje swoje zmieniające się ciało. Maciejewska zgłębia dojrzewanie dziewczynek, korzystając z metafor związanych z pączkowaniem, wykwitaniem, budzeniem się do życia przyrody, plonów pochodzących z ziemi. Kobiecość wpisana w rytm budzenia się i ożywania natury to także jeden ze stałych literackich toposów. Z drugiej strony, w rzeczywistości wioski mieszają się porządki. Pleban zdaje się całkowicie pochłonięty przez ludowe wierzenia – a nawet pogańskie obrzędy. Jego postać jest mało poważna, traktuje otaczającą rzeczywistość jako grę słowną, zjawia się znikąd, siada przy piecu i formułuje rymy do słów wypowiadanych przez swoich rozmówców. Jest też postacią podejrzaną i dwuznaczną poprzez nawiązywanie w swoich prośbach do bliżej niesprecyzowanych „miziaków”, które ma otrzymać od młodej bohaterki.

Zaś młoda bohaterka, Mania, im bardziej stara się wpisać w otoczenie – wsiąknąć w piec, przy którym siedzi Babcia, zanurzyć się w wodzie, w której topi prześcieradło, wlać w otoczenie szkolnej klasy, gdzie Tomek, którego zdaje się początkowo bez powodzenia kochać, urządza jej złośliwości – tym bardziej wydaje się samej sobie widzialna. Dramat Maciejewskiej, nagrodzony przez kapitułę Nagrody Dramaturgicznej im. Tadeusza Różewicza, to niełatwe zadanie sceniczne. Oniryczne, ciasne miasteczko, w którym dojrzewają dziewczynki i kiełkują w ziemi staruszki, domaga się scenicznego oddania ciasnoty i duszności. Dowartościowania dosłowności języka, wpisania w teatralną rzeczywistość, dla której, paradoksalnie, poleganie na słowie pisanym to nie najlepsze warunki do rozkwitania. Mania w Febliku walczy o własną kruchość, wrażliwość, odmienność i autonomię. Musi wycofać się ze społeczności, żeby spojrzeć na nią z dystansu. U Maciejewskiej – z dosłownego dystansu. Bo spalona na popiół Mania unosi się nad wioską, razem ze zbuntowaną, odważną Kasiulą. W ostatniej scenie Mania przygląda się hodowanym na podwórzu kurom: „na co im skrzydła, skoro nie potrafią latać? Bóg je oszukał obietnicą lotu”, mówi, po czym wysuwa przez okno jedną nogę. Potem drugą. I leci – wcale nie spada jak przywiązane do ziemi ptactwo, które obserwowała przez całe swoje życie. 

Łukasz Barys w Kościach, które nosisz w kieszeni wykreował bohaterkę, która, podobnie jak Mania Maciejewskiej, była niemal wrośnięta w otoczenie, a poza nim wytracała swoją zbudowaną wokół rodzinnych Pabianic tożsamość. Barys eksploruje dorastanie nastolatki pośród zbutwiałych, upadających już budynków; wprost opowiadając o tym, gdzie śmierdzi, gdzie się wali, gdzie z podwórek wychodzi namacalna, przekładalna na warunki egzystencjalne bieda. Bohaterkę Barysa, podobnie jak Manię, przez codzienność przeprowadza nuda i oczekiwanie. Ale kiedy my, urodzeni poza dużymi ośrodkami, cofamy się pamięcią do czasu dojrzewania, czy te uczucia nie wydają się znajome? Tak znajome, że poddajemy się im z nostalgią, wcale nawet nie narzuconą przez literackich twórców. 

W teatrze zaś już nie tylko W imię Jakuba S. Demirskiego i Strzępki wyznacza miejsce dla ludowych historii. Agnieszka Jakimiak na deskach Wrocławskiego Teatru Współczesnego właśnie szykuje premierę Chamstwa Kacpra Pobłockiego. Całkiem niedawno Beniamin M. Bukowski adaptował w Teatrze Starym w Krakowie nagrodzoną, równie trudną do wystawienia, powieść Radosława Raka Baśń o wężowym sercu. Z teatralnymi scenami współpracował też najbardziej uznany obecnie artysta sztuki współczesnej związany z wiejską narracją Daniel Rycharski, przygotowując scenografię do spektaklu Spartakus. Miłość w czasach zarazy w Teatrze Współczesnym w Szczecinie w reżyserii Jakuba Skrzywanka. Szanse na duże, aktualne, ważne teatralne widowisko są więc spore. Czekam na sceniczną realizację Feblika z niecierpliwością: to szansa dla nas, na naszą własną opowieść – dla dziewczynek dorastających w dusznych miejscach.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Anna Pajęcka, Spalanie – o nagrodzonym dramacie „Feblik” Małgorzaty Maciejewskiej, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 195

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...