Nowy Napis Co Tydzień #199 / Kalejdoskop egzystencjalnego bólu. „Spis cudzołożnic” Jerzego Pilcha i filmowa gawęda Jerzego Stuhra
Wydawać by się mogło, że opublikowany przez Jerzego Pilcha w 1993 roku Spis cudzołożnic to prosta opowiastka o perypetiach dwóch przechadzających się po Krakowie inteligentów, pijących tu i ówdzie alkohol oraz szukających cielesnych uciech. Takie są wszak fabularne założenia owej książki. Jej główny bohater, Gustaw, to doktor pracujący na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tenże doktor-humanista nieoczekiwanie otrzymuje zadanie oprowadzenia po Krakowie innego humanisty – gościa ze Szwecji. Obaj panowie odbywają podróż zarówno śladami historii Polski i po rozmaitych zabytkach, jak też, a raczej przede wszystkim, po najrozmaitszych barach. Nade wszystko zaś poszukują kobiety, która mogłaby zaspokoić dający o sobie znać popęd Szweda.
Tyle fabuła – w istocie bardzo prosta, stanowiąca asumpt do roztoczenia przed czytelnikiem prawdziwej kawalkady wspomnień, erotycznych wzruszeń i reminiscencji. Portalem prowadzącym ku różnorodnym myślom, w których centrum znajduje się kobiecość i kobiety, staje się dla Gustawa notes z imionami, pseudonimami oraz numerami telefonów dawnych kochanek. Ów notatnik staje się narzędziem długotrwałych i niełatwych poszukiwań damy, która zapragnęłaby zaspokoić chuć szwedzkiego humanisty, jednak notes Gustawa jest przede wszystkim przyczynkiem do podróży w przeszłość oraz w głąb własnych uczuć, myśli i dawnych przeżyć.
Wobec fenomenu obojętności świata
Zdarzenia opisywane w tej powieści przez Pilcha, a związane z podróżą przez Kraków, są drugorzędne. W centrum znajduje się coś innego. Co? Erotyka? Namiętność? Nie, te kwestie to jedynie pochodna problemu nadrzędnego, który autor roztacza przed czytelnikiem (oraz tak naprawdę przed samym sobą). Ten problem to fenomen obojętności świata. Jeżeli mielibyśmy bowiem szukać w Spisie cudzołożnic frazy najbardziej charakterystycznej, a przy tym wygłaszanej ustami Gustawa nader często, byłby to właśnie ten sformułowany niegdyś przez Leszka Kołakowskiego termin. Zanim powiemy cokolwiek więcej o świecie powieści oraz jej ekranizacji, pochylmy się nad owym fenomenem.
Według Kołakowskiego fenomen obojętności świata to uświadomienie sobie przez człowieka, że niektóre rzeczy wokół niego po prostu dzieją się niezależnie, nie ma na nie wpływu i jedyne co może czynić, to doświadczać ich jako obserwator. Fenomen ten manifestuje się z całą mocą w sytuacjach związanych z cierpieniem czy przemijaniem. Kołakowski powiada, że doświadczenie bólu fizycznego unaocznia człowiekowi, jak obojętne jest wobec niego jego własne ciało, że stanowi ono rzecz obcą i nieznaną. Podobnie w przypadku doświadczenia śmierci i umierania bliskich osób: te w obliczu kresu istnienia stają się obojętne wobec człowieka jako pozostające poza światem dostępnym dla ludzi
Taka właśnie jest sytuacja, w jakiej znajduje się zarówno literacki, jak i filmowy Gustaw, powołany do życia odpowiednio przez Jerzego Pilcha i Jerzego Stuhra. Ten literacki niejednokrotnie przywołuje myśl Kołakowskiego wprost, roztaczając wokół niej pełną elokwencji i erudycji gawędę, w której wspomnienia cielesnych uniesień przeplatają się z lękiem przed życiem i śmiercią. Ten filmowy wygłasza fragmenty książkowych monologów, a przy tym trwoga w obliczu fenomenu obojętności świata wyrażona zostaje przez subtelne, lecz wymowne spojrzenia Jerzego Stuhra, nerwową chwilami gestykulację oraz przez głos: raz pełen energii i pasji, innym razem łamiący się.
Z początku ta kwestia może nie być klarowna dla mało uważnego czytelnika bądź widza i to pomimo faktu, że narrator parokrotnie artykułuje ów problem. Mimo iż czytelnik zostaje przezeń jasno poinformowany, że miłosne uciechy to próba ucieczki humanisty od fenomenu obojętności świata, łatwo można tę prawdę zignorować, skupiając się jedynie na erotycznych opisach czy też scenach. Tymczasem ani książka Pilcha, ani film Stuhra nie mają w sobie nic z erotyku. To tylko erotyk pozorny – ciała, owszem, występują w liczbie niemałej, lecz nie o nie tu chodzi, ale o to, jak te ciała mają oszukać umysł, odwieść go od spraw wagi wyższej. I tak właśnie czynią.
Nie może dziwić, że to właśnie jeden z najwcześniejszych owoców prozy Pilcha został wybrany przez Stuhra na przedmiot swego reżyserskiego debiutu w połowie lat dziewięćdziesiątych. Aktor, który doświadczenia zbierał na planach Amatora Krzysztofa Kieślowskiego czy Wodzireja Feliksa Falka, zawsze znakomicie portretował bohaterów tyleż wrażliwych i nad wyraz inteligentnych, co przeżywających rozmaite rozterki i nierzadko moralnie niejednoznacznych. I taki właśnie jest Gustaw ze Spisu cudzołożnic. Jego dusza i umysł stanowiły dla Stuhra idealny fundament do zbudowania nie tylko kolejnej ciekawej i głębokiej postaci, ale też dla ukonstytuowania dramatu, który z jednej strony opiera się na prostych scenach, ale z drugiej zabiera widza w podróż pełną życiowych refleksji, humoru i bólu. Podróż opartą na monologach i dialogach (Pilch i Stuhr otrzymali za nie nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), ale umiejętnie wykorzystującą subtelne środki języka filmowego w celu uwydatnienia literackiej narracji.
Kultura, literackość i świadomość
Przyjrzyjmy się dokładniej jednej ze scen ze Spisu cudzołożnic Pilcha i zestawmy ją z adaptacją Stuhra. To wspomnienie wizyty u Joli Łukasik, jednej z dawnych kochanek, snute przez Gustawa. A właściwie nie tyle wspomnienie samej wizyty (podczas której w realizacji seksualnych fantazji przeszkadzał bohaterowi niesforny synek kobiety), co wspomnienie podróży tramwajem stanowiącej asumpt do rozmyślań nad istotą tejże erotycznej podróży.
Jola Łukasik była kobietą samotnie wychowującą dziecko, ja zaś – mężczyzną od dwudziestu lat żonatym i obarczonym niezliczoną ilością zadań intelektualnych. Ergo: byliśmy dla siebie stworzeni.
Nic więc dziwnego, że gdy kilka lat temu wybiła godzina, z peryferyjnego osiedla, na którym mieszkam, wyruszył tramwaj numer cztery. Wiózł on moje ciało, spowite w wizytową bieliznę. Po mniej więcej czterdziestu minutach szaleńczej jazdy winno ono (moje ciało) przekroczyć próg mieszkania Joli Łukasik, a po kilku godzinach winno znaleźć się w stanie mitycznego upojenia. Niczego wówczas nie byłem tak skończenie pewien jak właśnie tego, iż z Jolą Łukasik zawrę niebawem – jak powiada Kołakowski – porozumienie erotyczne, na mocy którego uda mi się choć na kwadrans zażegnać fenomen obojętności świata. Moje ręce, nogi, moja skóra, nawet moja dusza były tego absolutnie pewne
J. Pilch, Spis cudzołożnic, Kraków 2002, s. 11-12. [4].
Fragment ten jak żaden inny unaocznia, że dla Pilcha erotyzm w istocie nie jest głównym tematem, lecz jedynie przedłużeniem wątku właściwego – motywu samotności i zagubienia w niejasnym i niepewnym świecie. Ciało to więzienie umysłu, który czuje lęk przed fenomenem obojętności świata, a zaspokajanie owego ciała ma przynieść chwilową ulgę. Pilch wyraża te niepokoje i tęsknoty słowem, podczas gdy Stuhr rzecz jasna wspomaga je też obrazem. Scena jazdy tramwajem z filmowego Spisu… to, z jednej strony, niezwykle wierne odzwierciedlenie słów powieści. Stuhr, aktor i reżyser w jednym, nakazuje swemu bohaterowi niemal dosłowne powtórzenie słów z książki. Nie oznacza to jednak, że adaptacja nie przynosi wartości dodanej. W tej scenie jest nią, po pierwsze, sceneria obskurnego krakowskiego autobusu i roztaczających się za jego oknami ciemności wieczornego Krakowa. Unaocznienie przestrzeni otaczającej bohatera – brudnej i szarej, w swej istocie niezwykle smutnej – pozwala jeszcze dobitniej odczuć jego potrzebę ucieczki i koresponduje z egzystencjalnym, wewnętrznym dramatem. Po drugie, Stuhr-aktor w charakterystyczny dla siebie sposób – głosem delikatnym, lecz jednocześnie paradoksalnie pełnym zadziorności – oddaje stan wewnętrzny bohatera i jego rozterki, pozwala go zrozumieć i zżyć się z nim. Po trzecie wreszcie: zauważalne reakcje innych pasażerów tramwaju na monolog Gustawa nadają całości ton tragikomiczny. Tworzy więc Stuhr nie tyle kopię prozy Pilcha, co jej realne ożywienie.
Poprzez środek nader prosty – wygłaszanie monologów złożonych z fragmentów powieści – zachował Stuhr jedną z naczelnych cech prozy Pilcha – metajęzykową strukturę wypowiedzi. Jest to cecha tyleż samej narracji, co głównego bohatera. Gustaw wspiera swoją świadomość szeregiem literackich i kulturowych odwołań. Wszelkie otaczające go zdarzenia przefiltrowuje przez swój bagaż intelektualnych doświadczeń i ostatecznie zamienia w cytat. Jak zauważali interpretatorzy literackiego Spisu cudzołożnic, Gustaw w pewnym sensie pozbawiony jest zdolności samodzielnego przeżywania świata, a każde doznanie czy uczucie traktuje jako tekst, jest osobą składającą się de facto z różnych matryc kulturowych, od romantycznej po gombrowiczowską
Moja znajomość literatury mówiła mi, że gdy wreszcie znajdę się na miejscu, ponad wszelką wątpliwość powinienem zetknąć się z następującymi elementami:
po pierwsze, dyskretny półmrok uzyskany przez wygaszenie świateł i zapalenie świec;
po drugie, zapach kadzidełka;
po trzecie, zmieniona pościel;
po czwarte, co najmniej dwa świeże ręczniki w łazience
J. Pilch, Spis …, s. 13. [6].
Po tych słowach bohater stwierdza, że jego oczekiwania dalekie były od rzeczywistości. Następnie zaś w ramach interakcji z Jolą przywołuje wprost słowa Kołakowskiego o fenomenie obojętności świata. Pokazuje tym samym (zarówno w książce, jak i w filmie) swoje głębokie zakorzenienie (a może zagnieżdżenie, by użyć zwrotu bardziej pejoratywnego) w świecie kultury i związanych z nią toposów. W swoim filmie Stuhr pozornie, można by rzec, poszedł na łatwiznę, przywołując w formie monologów tekst powieści. W istocie jednak jest to dobitne podkreślenie opisywanej tu cechy bohatera. Metajęzykowość okazywana wprost przez Gustawa i niekończące się monologi uświadamiają, jak bardzo jest oderwany od rzeczywistości, jak bardzo zagubiony i uciekający od bólu.
Jedna z badaczek ujęła to w następujący sposób: Spis cudzołożnic staje się w istocie zapisem literackiej świadomości zaprzątniętej wyłącznie własną literackością
Autokreacja czy nie?
Owa anegdotyczność od początku stanowiła dominantę stylu pisarza. Dominantę zrozumiałą, zważywszy na doświadczenia samego Pilcha – absolwenta polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego i późniejszego adiunkta na tej uczelni. Felietonisty, estety, erudyty… Czy uprawnionym byłoby stwierdzenie, że refleksje przywoływane przez Gustawa i jego doświadczenia są doświadczeniami samego pisarza? Że Gustaw to literackie alter ego Pilcha? Nie, to przesadne uproszczenie i spłaszczenie powieści. Nawet jeżeli istnieją powinowactwa zainteresowań oraz charakteru Pilcha i Gustawa, to jest to tylko punkt wyjścia do budowania szerszej literackiej refleksji nad światem. Jest to refleksja w wielkiej mierze postmodernistyczna – zmierzenie się rozczarowanego światem inteligenta z otaczającą go rzeczywistością, a także z wagą spuścizny narodowej historii, tradycji czy romantycznych mitów. Gustaw, oprowadzając szwedzkiego humanistę po Krakowie, pokazuje mu pomnik Mickiewicza, jednak nie towarzyszy temu żadna głębsza rozmowa, a jedynie lakoniczne stwierdzenie o tym, że jest to pomnik największego polskiego poety. Bohaterowie podczas swego krakowskiego spaceru raczej orbitują wokół barów, a przede wszystkim poszukują kobiet. Tworzy tym samym Pilch obraz inteligenta rozczarowanego kulturą, z jednej strony zamkniętego w labiryncie toposów, a z drugiej – niewidzącego sensu w kulturze samej w sobie. Bo – ostatecznie – jeżeli fenomen obojętności świata dotyczy ludzi, to czy tym bardziej jałowe nie okazują się tworzone przez nich dzieła?
Stosunek Gustawa-narratora do rzeczywistości bywał określany jako „postmodernistyczny śmiech”, który pomaga mu oswajać przestrzeń własnych wspomnień i wędrować po ich labiryncie
W pewnej mierze oczywiście można mówić o dokonywanej przez Pilcha autokreacji. Niektórzy badacze mówili o widmowości rozumianej jako uobecnianie się w prozie pisarza bliskich mu tematów
Komentatorzy prozy Pilcha twierdzili, że ważnym aspektem jego książki było zwrócenie uwagi na obciążenie prowincjonalnością, które niejednokrotnie wyraża Gustaw
Kalejdoskop bólu
Ostatecznie kalejdoskop przeżyć, wspomnień, myśli i kulturowych nawiązań kreowany przez Gustawa staje się przenikliwym wejrzeniem w świadomość inteligenta przeżywającego ból egzystencji. To wejrzenie utrzymane w tonie gawędy – mozaika toposów i obrazów. Można rzec, że w adaptacji Jerzego Stuhra realizuje się gawęda filmowa. Słowa Pilcha ożywają na ekranie, wsparte kreacją przestrzeni, montażem i grą aktorską. Dokonanie to niecodzienne, które ukazało reżyserski talent Stuhra, wcześniej znanego przecież jedynie ze znakomitego dorobku aktorskiego. Dostrzegł twórca przy tym to, co stanowi prawdziwy temat prozy Pilcha: nie erotyzm wcale, lecz ból. Bolesną reakcję na fenomen obojętności świata.