20.04.2023

Nowy Napis Co Tydzień #199 / Lilit i Estera

To się nadaje do literackiego obrazu: chwycić za karabin, mierzyć długo i precyzyjnie przez lunetę snajperską albo wyciągnąć pistolet i z bliskiej odległości wykonać wyrok śmierci. Mierzą się spojrzenia, śmierci zagląda się w oczy. Ręce się pocą, ale rozkaz należy wykonać. Gdzieś wieje wiatr – albo przeciwnie, nagły brak wiatru, do tego koniecznie opis aury: czy było słonecznie, deszczowo, wiosennie. Wszystkie te elementy opisu zbrojnych akcji w trakcie drugiej wojny światowej można mnożyć i dowolnie komponować; do wszystkich jesteśmy przyzwyczajeni. Podobnie jak do tego, że bohaterem takiej akcji pozostaje mężczyzna. Bojownik, żołnierz, partyzant. Obecny na zdjęciach, utrwalony na kartach książek oraz nazwach ulic. Rzuca sobą długi cień przykrywający wszystkich, którzy stoją za nim. Ale przecież jakoś wyczuwamy w cieniu jej obecność, ona gdzieś tam jest. Dzięki książce Kwestiacharakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego te, dla których zabrakło miejsca w podręcznikach historii i na cokołach pamięci, wreszcie wychodzą z cienia.

Bojowniczki

Czyż nie jest zastanawiające, że w języku polskim wojna jest słowem rodzaju żeńskiego? Wojna, wojenka, wojaczka – wszystkie te odmiany mogą kojarzyć się z dziewczyną, narzeczoną, oblubienicą. Jakby wojna była dla mężczyzny tą przedziwną miłością, kobietą ze snów i kobietą życia zarazem. Widać to w dawnych powieściach historycznych – dość wspomnieć Rocha Kowalskiego z Potopu i jego „małżeństwo” z szablą, panią Kowalską – czy w przyśpiewkach wojskowych, natomiast motyw ten nie jest obecnie popularny. Na całe szczęście. Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, chciałoby się powtórzyć za Swietłaną Aleksijewicz. Od czasów drugiej wojny światowej coraz częściej oddawano głos cywilom, pokazując, że wojna nie jest sprawą jedynie umundurowanych. Od kilkunastu zaś lat wsłuchujemy się w kobiece głosy, aby zrozumieć perspektywę doświadczenia wojny nieobecną w dotychczasowym pisaniu historii. Powiedzmy wprost: mamy bohaterów, ale nie mamy bohaterek. Zoë Waxman w niedawno wydanej u nas książce Kobiety Holokaustu udowadnia, że płeć w obliczu nazistowskiego ludobójstwa miała wymierne znaczenie. Kobieta mogła być ofiarą seksualną zarówno nazisty, jak również jednego ze „swoich”. Jakikolwiek protest wobec jednego, jak i drugiego sprawcy był w zasadzie niemożliwy lub kończył się śmiercią. W przypadku wykorzystania przez któregoś z towarzyszy broni dochodzi cała gama emocji związanych ze wstydem: jak oskarżyć, a więc zrównać z okupantem, partyzanta, bojownika getta, powstańca? Być kobietą w czasie wojny to być podwójnie zagrożonym, choć gwałt jedno ma imię.

Kwestia charakteru to książka, która wydobywa z męskiego cienia i z mroku niepamięci kilkanaście kobiet, które walczyły w powstaniu w getcie warszawskim w 1943 roku. Choć w podtytule książki jest słowo „bojowniczki”, w końcowym tekście, jakby kontrapunkcie, Hanka Grupińska w taki sposób dokonuje bardzo umownego portretu zbiorowego:

Nie nazywam ich bojowniczkami, bo to słowo niesie wyobrażenie do nich niepasujące – tak ja myślę. To prawda, że wszystkie one walczyły: przed powstaniem albo w powstaniu, z bronią lub bez broni. Ktoś miał granat lub pistolet, ktoś tylko kij, siekierę, kamień. Jeśli w parze byli chłopak i dziewczyna, to on dostawał pistolet, a dziewczynie zdarzyło się strzelić, kiedy chłopak został ranny albo zginął. One przede wszystkim walczyły postawą: samoobrony i obrony innych. Bo taki był sens ŻOB-u. Nie dać się zabić i nie dać zabijać innych, jak mówił Marek Edelman.

To męska rzecz wziąć karabin, rzucić granat, iść na barykadę – łatwo to ocenić, łatwo opisać i obiektywnie (na przykład liczbą zabitych i rannych) zmierzyć. Ale jak obliczyć i wycenić te wszystkie niemęskie gesty bohaterstwa dnia codziennego: strach dzielony na pół, samotność pokonaną, ratujące wiarę we własne człowieczeństwo marzenia snute o domu, dzieciach, przyszłości? Tego się wycenić nie da. Podobnie niemożliwe jest wartościowanie, co jest bardziej bohaterskie: załatwienie leków, noszenie korespondencji, szmuglowanie broni czy pociąganie za spust i wyciąganie zawleczki. Za wszystko groziła śmierć. Ale bohaterów mamy tylko w rodzaju męskim.

Lilit i Estera

Karolina Sulej, pisząc o Frani Beatus, zamieszcza celne słowa Icchaka Cukiermana. Autorka pisze:

Dwadzieścia lat od upadku powstania Icchak Cukierman stanął przed sądem jako świadek w procesie Adolfa Eichmanna. Powiedział wtedy między innymi tak: „Słowo «łączniczka» nie opisuje tego, czego dokonywały te kobiety. Nie były tylko posłankami. Jako pierwsze szmuglowały broń, granaty, amunicję […]. A do tego te dziewczyny, które ryzykowały swoje życie, przemieszczając się między gettami, zaspokajały nasze najbardziej podstawowe ludzkie potrzeby: niosły nadzieję i dodawały otuchy tym, którzy byli odcięci od świata, pokazywały im, że nie zostali zapomniani. […] Trzeba nazywać te niesamowite dziewczyny kaszarijot, od słowa keszer, które oznacza więź.

Wyjście z zamkniętego getta na aryjską stronę było jak proszenie się o śmierć. A mimo to kobiety dokonywały tego. Tym, które miały tak zwany „dobry wygląd” – zwłaszcza blond włosy lub niebieskie oczy – stawiano wymagania: nie tylko przytomności umysłu, ale także wręcz niezwykłej gry aktorskiej. Kto je nauczył poruszać się swobodnie pomimo paraliżującego strachu, flirtować z niemieckim strażnikami pomimo obrzydzenia, butnie przeklinać szantażystów najgorszymi wyzwiskami istniejącymi w języku polskim? Nikt, życie samo. Obsługi karabinu czy składania granatów domowej roboty mogły nauczyć się na kursach i dorównać w tym mężczyznom. Ale brylowania na ulicy, wyszukiwania kontaktów, lokali do przechowania ludzi, przenoszenia broni, lekarstw, literatury w zakamarkach odzieży – nikt. Szminka i rewolwer, jak pisze w tekście Wstęp. Więcej niż trzy linijki Zuzanna Hertzberg, wstążka i granat, to współistnienie obecne w getcie warszawskim, choć nieobecne na kartach podręczników.

Były dziewuchami tamtego czasu (nazywali je tak członkowie oddziałów AK), wcielając w życie hebrajski symbol kobiety bojowniczki/rebeliantki – Lilit i Estery. Ponosiły wyrzeczenia i trudy, lekceważyły zagrożenia. Robiły rzeczy zarezerwowane dla mężczyzn, ale też znacznie więcej. I płaciły też więcej.

Gdy Niemcy dławili żydowskie powstanie w getcie warszawskim, byli zdumieni, że strzelają do nich kobiety. W przekonaniu nazistów miejsce kobiety wyznaczało potrójne „K” – Kinder, Küche, Kirche (dzieci, kuchnia, kościół). Niemki miały walczyć, ale na froncie biologicznym, czy wręcz rozrodczym. Za urodzenie dzieci III Rzesza przyznawała kobietom ordery państwowe, które nosiły nazwę Krzyża Matki (Mutterkreuz). Dla matki czwórki dzieci przysługiwał krzyż brązowy, dla tej, która miała ich sześcioro – srebrny. Najwyższym odznaczeniem był krzyż złoty dla matki ósemki dzieci. Złośliwi nazywali Krzyż Matki Orderem Królika. Żydówki walczące w getcie warszawskim nie mieściły się w światopoglądzie nazistowskich okupantów. Pomimo tego, że córki Judyty, potomkinie Lilit i Estery, były znane zarówno Polakom, jak i Żydom w czasie okupacji, to zapisana historia nie poświęca im zbyt wiele miejsca. Nie więcej niż przysłowiowe trzy linijki tekstu, zazwyczaj znacznie mniej. Wzmianka, napomknienie. Że ładna, że piękny uśmiech i warkocz. Zamiast „bojowniczki”, enigmatyczne określenie „towarzyszki broni”. Celnie podsumowuje to Monika Tutak-Goll, gdy pisze o Mirze Fuchrer w swoim szkicu pod jakże wymownym tytułem Mira Fuchrer. Ani słowa o miłości:

Wszędzie piszą o niej głównie tak: „towarzyszka życia Anielewicza”, „dziewczyna Mariana”, „żona Anielewicza”. Niektórzy uważają, że była jego cieniem. A może zrobiono z niej jego cień? W większości materiałów, wypowiedzi, cytatów i biogramów Mira jest po prostu uzupełnieniem biografii Mordechaja Anielewicza. Nikt nigdy nie stworzył jej portretu. Nie ma o niej książek, tekstów, artykułów. Szukanie informacji o Mirze to praca tytaniczna, rozczarowująca, wertowanie setek publikacji i archiwalnych dokumentów, by znaleźć notkę, krótką wzmiankę przepisywaną z jednego miejsca w drugie. Albo odkryć, że wszyscy mówili o niej tylko wtedy, gdy opowiadali o Anielewiczu.

Pamięć, po prostu pamięć

Kwestia charakteru przybliża kilkanaście bohaterek w warszawskiego getta. Każdy szkic zaczyna się w ten sam sposób: archiwalne zdjęcie albo naszkicowany ołówkiem portret, kilka faktów, które mieszczą się w symbolicznych trzech linijkach tekstu. Autorki książki dokonały niesamowitej pracy, aby ze skrawków wspomnień wydobyć stojące w cieniu kobiety. Niemal każdy szkic przypomina podążanie za wątłą nicią, która w każdej chwili może się zerwać. Ktoś coś powiedział, ktoś coś przemilczał – jak to zrozumieć dzisiaj? Ta nić często przecina się z inną nicią, łączy z kolejnymi, tworząc niesamowicie splątaną historię. Trudno wyróżnić spośród szkiców tworzących książkę nazwiska konkretnych autorek, bowiem każda z nich, choć ma swój odrębny styl pisania, tworzy podobny tekst. Nie jest to zarzut. Tak musi się stać, gdy wychodzimy od materiału archiwalnego, który jest niezwykle ubogi. Chciałbym jedynie wskazać na tekst Agnieszki Daukszy, która na marginesie opisywanego portretu Rywki Pasamonik tworzy także portret zbiorowy pokolenia bohaterek getta. To dziewczyny przede wszystkim młode, które w większości musiały zbuntować się już wcześniej przeciwko własnym rodzicom i ich wizji Polski. Bez tego pierwszego buntu – wejścia w samodzielność, w samostanowienie, w dorosłość – nie byłoby tego buntu kwietniowego. Trudno też oderwać się od myśli Agnieszki Daukszy, gdy pisze, że wszystkie te biografie zbiegają się razem w bunkrze pod adresem Miła 18W bunkrze tym pod koniec powstania w getcie warszawskim ponieśli śmierć bojownicy Żydowskiej Organizacji Bojowej oraz chroniący się wraz z nimi cywile.[1].

Kwestia charakteru jest także wyrazem hołdu i podziękowania dla Hanki Grupińskiej, bez której książek, a zwłaszcza Odczytania listy, nie powstałaby ta omawiana. Cieszy pomysł redaktorek, Sylwii Chutnik i Moniki Sznajderman, które oddały jej głos na zakończenie. Co pozostaje czytelnikom tej książki, która z jednej strony podsumowuje dotychczasową wiedzę, a jednocześnie wyznacza nowe kierunki badań? Na pewno przekonanie, że bohaterstwo nie mierzy się jedynie męską miarą.

Kwestiacharakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego, pod red. Sylwii Chutnik i Moniki Sznajderman, Czarne i Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, Wołowiec-Warszawa 2023

Kwestia charakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego" pod red. Sylwii  Chutnik i Moniki Sznajderman | #literatura | Culture.pl

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Lilit i Estera, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 199

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...