04.05.2023

Nowy Napis Co Tydzień #201 / Nie do końca za wolność waszą, a już na pewno nie za naszą

Stary i schorowany Tadeusz Kościuszko pod koniec życia wraca do kraju, o którego wolność walczył. Sporządza testament i wzywa zaufanego ordynansa, aby przypilnował realizacji ostatniej woli. Kościuszko raz po raz przymyka oczy; dają mu się we znaki rany odniesione na licznych polach bitwy. Ordynans wpatruje się z uwagą w twarz Pana Generała, gotów zareagować na każdy skurcz twarzy, która jest mu doskonale znana po tylu latach służby. Scena godna obrazka, zwłaszcza gdy w wyobraźni dodamy bujany fotel, pled na kolanach wiarusa, a w dłoni obowiązkowo ciepłą główkę fajki. W tej scenie niewiele się jednak zgadza, poza schorowanym Kościuszką. Kraj, o którego wolność walczył, to nie Polska, ale Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Dlatego też tytuł, który przylgnął tutaj do Kościuszki to „Generał”, a nie „Naczelnik w Chłopskiej Sukmanie”. Zaufany ordynans to czarnoskóry Amerykanin. Bujanego fotela też nie ma, bo choć Ameryka jest wdzięczna, to jednak ten Europejczyk o niemożliwym do wymówienia nazwisku, będący wcieleniem idei walki „za waszą i naszą wolność”, kłuje strasznie w oczy. Zamiast ciepłego pledu i kukurydzianej fajki jest niechęć i wciskany na siłę bilet powrotny. Tylko dokąd ma wrócić Kościuszko? Rozumie to czarnoskóry Agrippa Hull, który nie śmie nazwać się ordynansem, a jeno zwykłym służącym. Słyszał coś niecoś o Polsce, o niewolnictwie białych podporządkowanych innym białym, które zwie się pańszczyzną, i kręci z niedowierzaniem głową. Biały u białego w niewoli? W Ameryce na szczęście kolor skóry nie pozwala na takie szaleństwo. Poza tym w Ameryce jest już wolność – myśli Agrippa Hull i sporządza zapis swoich przygód z Panem Generałem Kościuszką w tle.

Czyżby chodziło jedynie o odwróconą perspektywę? Albo o dystans potrzebny transoceanicznemu przyjrzeniu się Polsce przez amerykańską lunetę? Porównanie folwarcznej pańszczyzny z plantacyjnym niewolnictwem? Jasne, że Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, syna afrykańskiego księcia Agrippy Hulla napisany przez Cezarego Harasimowicza prowokuje taką interpretację. Będę jednak bronił innego odczytania, pozbawionego ukrytej tezy. W Testamencie nie ma nic ukrytego – poza ostatnią wolą Kościuszki, którą poznajemy dosłownie na ostatnich stronach – co by na jaw nie miało wyjść. To po prostu świetna książka z uniwersalnym przesłaniem o tym, jak żyjąc, tracimy życie, a wojna, choćby i wygrana, zawsze czyni z nas przegranych. Śmiech, którym szczodrze obdarza czytelnika Harasimowicz, służy nie tylko rozrywce, ale daje potrzebną dla goryczy osłodę, bez której książka zamieniłaby się w zapis okrucieństwa.

Za wolność waszą – tak, ale za waszą – to już nie

Agrippa Hull, nazywany przez niemal wszystkich Grippym, zgłasza się do armii w walce o niepodległość USA. Pomimo tego, że jest synem afrykańskiego księcia, pozostaje przede wszystkim gorszym synem amerykańskiego sennego koszmaru. Jest czarnoskóry i wolny – to połączenie iście wywrotowe dla przenikniętego hasłami oświecenia społeczeństwa Nowego Świata. Choć Grippy ma mężne i obywatelskie serce, to lista rzeczy koniecznie potrzebnych ciągnie się niemiłosiernie:

Ja na przykład jestem po tatusiu księciem, a poszedłem na wojnę bez żadnego karabina i pistoleta, bo mnie nie stać było na broń. Jak się zaciągało do armii albo do milicji, to trzeba było się samemu uzbroić w karabina, bagneta, w siekierę, noża, koca, plecaka i jeszcze, psia mać, trzeba było mieć kule i proch, żeby walczyć. A ja jak zniewolony gołodupiec w kajdanach, a nie prawdziwy wojak byłem.

Grippy wyrusza na przedziwną wojnę za swój kraj, który pragnąłby, aby Afroamerykanin zwyciężył i poległ w niej jednocześnie. Na tej absurdalnej drodze los stawia mu „Białego O Nazwisku Nie Do Wymówienia”. Od teraz obydwaj biorą udział w bitwach, zasadzkach, intrygach. Budują umocnienia West Point, odnoszą sukcesy pod Saratogą, chyłkiem umykają spod Savannah. Wojna to jednak nie tylko pole bitwy, bo równie dużo dzieje się na płaszczyźnie knowań, niedopowiedzeń, faworyzowania i złośliwości pomiędzy generałami. Z początku Kościuszko słabo radzi sobie w tej wojnie salonowej. Pierwszą barierą jest mowa, bowiem głównym językiem ówczesnej Europy jest francuski, ale Ameryka to jednak nie Wersal. Kościuszko zmaga się nie tylko z wrogiem ubranym w angielskie czerwone mundury, ale także z niechęcią i nieufnością amerykańskich sojuszników. Jedynie dzięki swoim umiejętnościom potrafi z czasem zjednać sobie zaufanie, zyskać awans, a w końcu prestiż. Losy Kościuszki i Hulla są zatem splecione w iście bliźniaczym uścisku. Jednocześnie obydwaj wzajemnie się uczą: Agrippa Tadeusza, aby nie był takim żabojadem, a Kościuszko Hulla czytania i pisania. Obaj za to pochylają się nad tekstem Deklaracji Niepodległości oraz konstytucji i próbują zrozumieć, że litera to nie to samo, co życie.

Kościuszko i Hull tworzą rodzaj duetu, który wielokrotnie się sprawdził i który czytelnicy po prostu uwielbiają. Znajdziemy w ich dialogach echo wielu innych rozmów, gdzie mądrość wyniesiona z książek spotyka mądrość życiową. W trakcie lektury Testamentu przed oczyma stają podróżujący ze sobą na kartach literatury Sanczo Brzuchacz i Don Kichot, paryski cyklista Andrzej Bobkowski i warszawski taksówkarz Tadzio, Robinson Crusoe i Piętaszek. Żołnierskie przygody Agrippy Hulla, często za sprawą potocznego języka, ale i tradycyjnych absurdów wojennych (problemy z zaopatrzeniem, nonsensowne rozkazy, śmierć młodych i Bogu ducha winnych mężczyzn, podczas gdy generalicja grzeje się bezpiecznie w swych gabinetach) stawiają oczywiście Testament Cezarego Harasimowicza obok Przygód dobrego wojaka Szwejka Jaroslava Haška czy Paragrafu22 Josepha Hellera. I można by się na tym zatrzymać, odnotować, że to książka warta przeczytania, ale warto pójść jeszcze dalej.

Neverending story

Postać Kościuszki kusi czytelnika do tropienia wszelakich odniesień do historii Polski, zarówno tej dawnej, jak i współczesnej. „Naczelnik w Chłopskiej Sukmanie” opowiadający czarnoskóremu ordynansowi, że aby wyjść z carskiego więzienia musiał podpisać lojalkę, przywołuje całkiem współczesne skojarzenia. Idealizm, a nawet romantyzm (chusteczka haftowana i pukiel włosów ukochanej) wyglądają w kukurydzianym polu jak zadarty nos Kościuszki nad rzeką Hudson – trochę do śmiechu, trochę do płaczu. W Testamencie można zaobserwować, jak hasło „za wolność waszą i naszą” rozbija się o american dream, który bardziej przypomina koszmar. Ale można też, do czego zachęcam najbardziej, przeczytać Testament jako historię, która nigdy się nie kończy. Tą neveredning story jest człowiek w zderzeniu z wojną.

Jak już się ta cała nasza wojna o Amerykę skończyła, to osiodłałem kunia od pana Sedgwicka i udałem się pod Ticonderogę, żeby znaleźć grób mojego towarzysza od wojaczki. Półtora dnia jechałem tamój. Wzionem ze sobą szpadel i zasuszone listki z krzaków, co porastają góry w naszym hrabstwie. Niech chłop ma trochu cóś z naszych stron. Wiecie, jak to jest, jak się wojak pojawia w miejscach, gdzie się jego bitwy rozegrali? Nie wiecie, bo Pan Bóg oszczędził wam wojaczki. Duch żołnierza wraca na miejsce śmierci, na obcą ziemię, a tęskni za ziemią rodzinną. Z tym szpadlem, listkami i wspomnieniami przejechałem na kuniu pana Sedgwicka i przez Saratogę, gdzie my z Panem Kościuszką toczyli straszną bitwę. Ale mnie gnało do Ticonderogi, do grobu mojego druha Tonny’ego Smitha. Jakem stanął pod murami fortu, to zacząłem szukać miejsca, gdzie Tonny leżał. Ale za nic na świecie nie mogłem znaleźć jego mogiły. Jakby wsiąkła w ziemię, jakby Tonny całkowicie się pod tę ziemię zapadł, jakby go lisy i inne boże stworzenia rozciągły po świecie. Bardzo mnie to zabolało w sercu. Przysiadłem w rozpaczy tyłkiem na kawałku drzewa, co tam pewnie ta kłoda jeszcze od czas wojny leżała, i zacząłem się zastanawiać, co ja mogę zrobić dla Tonny’ego.

Pytanie: co zrobić dla zmarłych, jest także pytaniem „co zrobić dla tych, którzy przeżyli wojnę”. Człowiek ginie, jak mówi na kartach Testamentu Kościuszko, ale dług nie umiera. Gdy pod koniec wojny Tadeusz otrzymuje swój żołd, to jest to jednak policzek w twarz. Za mało! Ale jak tu wycenić narażanie swojego życia i odniesione rany? Da się, czy się nie da? Na pewno po wojnie trzeba zacząć żyć na nowo, a przede wszystkim posprzątać. Ten fragment o pierwszych powojennych dniach jest naprawdę uniwersalny:

A więc wojna skończona. […] Do Charleston weszlim w połowie grudnia, jak pamiętam, a dobrze pamiętam, bo na uroczystym wkroczeniu nie miałem butów i dreptałem jako dumny zwycięzca na bosaka. Jużem zupełnie stracił nadzieję na kamasze, bo dla armii wszak byłem niepotrzebny. No chyba, coby sprzątać po wojnie. Grippy zrobił swoje, ale Grippy jeszcze musi pozamiatać po tym, co się nawyrabiało. Trza pochować trupy, zamieść zgliszcza, trza zakopać nieszczęście i strach. Bo nieszczęście, strach i nocne koszmary jeszcze długo będą wychylać się zza węgła. Trza leczyć rany po wojnie, ale Bóg jeden wie, czy się zabliźnią. Są też inne rzeczy, co je trza posprzątać i ułożyć na półce według porządku i sprawiedliwie. Na ten przykład to, o co my walczyli – wolność.

Ano Ameryka jest już wolna, ale czy wszystkie ludzie są w niej wolne? Wiecie, o czym gadam, chyba nie trza tego tłumaczyć.

Agrippa musi posprzątać, choć i jemu pewne rzeczy nie przychodzą od razu. Wciąż przecież pogardliwie nazywa Indian „indiańcami”, a Anglików „brytolami”.

W tym powieściowym monologu syna afrykańskiego księcia mnóstwo jest retrospekcji, skakania po osi czasu. Testament posiada więc sinusoidalną akcję: raz jest wartko i trudno oderwać się od lektury, a czasem czytelnik ma poczucie brnięcia w niepotrzebne dygresje. Natomiast z licznych wątków pobocznych jeden udał się Cezaremu Harasimowiczowi niebywale. To przyjaźń między pastorem i głównym bohaterem. Przyjaźń należąca u swych początków do tych z rodzaju szorstkich, aby pod koniec życia przerodzić się w silną więź porozumienia, choć wciąż wyrażaną półgębkiem. Świetne są też dialogi Jezusa z Grippym. Jezus jest biały, ale serce ma raczej czarne. W jednej ze scen Jezus schodzi z krzyża i czeka na werandzie na powrót Hulla. Gdy tak siedzi na schodach, przypomina Jezusa Frasobliwego – tego, który jest doskonale rozumiany przez chłopów pańszczyźnianych, niewolników na plantacjach bawełny i zagubionych w wielkich ideach romantyków.

Cezary Harasimowicz, Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, syna afrykańskiego księcia Agrippy Hulla, Agora, Warszawa 2022.

Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa,  syna afrykańskiego księcia, Agrippy Hulla - Cezary Harasimowicz | Książka w  Lubimyczytac.pl - Opinie, oceny, ceny

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Nie do końca za wolność waszą, a już na pewno nie za naszą, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 201

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...