25.05.2023

Nowy Napis Co Tydzień #204 / O jednym takim, co rysował Jedynaczka

Książka, którą można nazwać monografią rysunku prasowego Franciszka Kostrzewskiego, ma na celu wypełnienie pewnej luki w recepcji dziejów komiksu prasowego w Polsce. Podczas gdy za pierwszy komiks uznawany jest cykl Ogniem i mieczem, czyli przygody szalonego Grzesia, który ukazał się w lutym 1919 roku na łamach lwowskiego czasopisma Szczutek, niemal we wszystkich hasłach encyklopedycznych wspomina się zarazem o prapoczątkach komiksu polskiego, które datowane są na wiek XIX. Paweł Chmielewski ze swadą, a co najważniejsze z rzetelną znajomością rzeczy, porządkuje te kwestie, ukazując drogę twórczą swojego bohatera nie tylko na tle epoki oraz lokalnych uwarunkowań geopolitycznych (cenzura w zaborach była istotnym hamulcem w rozwoju rynku prasowego), lecz także zwraca uwagę na technologiczne osiągnięcia w krajach zachodnich, które stopniowo umożliwiły jednoczesny druk ilustracji oraz tekstu w nakładzie masowym, tworząc podglebie do rozwoju komiksu prasowego. Książkę czyta się niemal jak dobrą powieść. Przypuszczam, że pomimo pewnej kokieterii Chmielewskiego, który pisał między innymi: Może są wśród czytelników znawcy (jaka to byłaby radość dla autora, gdyby się okazało, że i oni sięgnęli po tę książkę) komiksu międzywojennego [], książka ta jest adresowana głównie do wielbicieli, jeśli nie znawców właśnie opowieści z dymkiem. Operuje mnóstwem informacji z zakresu historii sztuki oraz dziejów czytelnictwa i choć nie jest przeładowana przypisami, wymaga od czytelnika-laika pewnego zasobu wiedzy do lepszej recepcji przekazywanej treści. Z drugiej strony, skomponowana jest lekko, wydana w języku polskim i angielskim, może stać się doskonałym punktem wyjścia dla osób, które szukają rzetelnego źródła do zgłębienia wiedzy w zakresie dziejów polskiego komiksu.

Bohater książki Chmielewskiego już na wstępie zostaje umiejscowiony w zaszczytnym gronie malarzy dziewiętnastowiecznych na właściwym miejscu. Zajmując się prezentacją ewolucji postawy twórczej Franciszka Kostrzewskiego, autor książki obiera, rzecz jasna, za punkt wyjścia przekonanie, że był on jednym z najważniejszych (jeśli nie naj-, naj-) twórców w historii form komiksowych, ale nie pomija żadnego z obszarów jego aktywności artystycznej. Lekturze książki towarzyszy poczucie obcowania z całością dorobku Kostrzewskiego, choć wszystkie ilustracje zamieszczone w publikacji prezentują wyłącznie jego spuściznę w zakresie rysunku prasowego. Najwyraźniej Chmielewski wolał ustrzec się błędów popełnionych przez poprzedników, o których pisał:

[…] dla ówczesnego odbiorcy bohater tej opowieści pozostawał przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, ilustratorem prasowym, niekiedy zamieszczającym rysunki w dydaktycznych nowelach i szkicach obyczajowych [] Ta dominująca w życiorysie artysty etykieta «rysownika», wcale nie była tak jednoznaczna dla krytyków i publicystów tuż przed wybuchem wojny.

Kluczowym cyklem obrazków Kostrzewskiego, który został wyniesiony do tytułu książki, była opowieść o Jedynaczku, którą zamieszczono na łamach Tygodnika Ilustrowanego. Chmielewski pisze:

Jeśli Bolesław Prus był zjadliwym komentatorem i kronikarzem XIX-wiecznej Warszawy w dziedzinie słowa, to urodzonego w stolicy Kostrzewskiego można określić jego rysunkowym alter-ego []. Eksperyment z Jedynaczkiem trudno powiedzieć, czy artysta i właściciel Tygodnika Ilustrowanego zdawali sobie sprawę, że oto tworzą kompletnie nową, w polskich warunkach, formę rozpoczął się już w numerze trzecim z 3 października 1859 r. [] a Historyę Jedynaczka w 32 obrazkach drukowano na ostatniej stronie, obok łamigłówki szachowej [] i rebusu. [] Mimowolnie ustalono w ten sposób kanon dla obecności komiksu w polskiej prasie na ostatniej stronie ilustrowanych magazynów.

Ów pra-komiks został niemal w całości przedrukowany przez Chmielewskiego w książce, pokazując niestarzejącą się co najmniej od czasów Arystotelesa potrzebę utyskiwania na młodsze pokolenie. W zasadzie, gdyby zreferować treść tego komiksu ukazującego drogę do zatracenia Jedynaczka, należałoby od razu wydobyć morał, który sprowadza się do piętnowania niewłaściwego wychowania. Okazuje się bowiem, że zmienia się terminologia, ale nie tak znowu zmienia się człowiek i to, co dziś nazywane jest bezstresowym wychowaniem, stało się właśnie obiektem satyrycznej krucjaty Kostrzewskiego w pierwszym polskim komiksie prasowym.

Wkrótce po publikacji Historyi Jedynaczka Kostrzewski zamieścił w Tygodniku Illustrowanymbliźniaczy cykl, tym razem, obierając za bohaterkę dziewczynę. A jakżeby, Jedynaczkę, której nadmierne rozpieszczenie, podobnie jak w przypadku męskiego poprzednika, staje się pierwszym krokiem do upadku, połączonego z grzechem emancypacji. Czytamy: docelowy (konserwatywny) czytelnik «Tygodnika Illustrowanego» był zapewne zachwycony zarówno w przypadku Jedynaczka, jak i Jedynaczki takim obrotem sprawy.

Obok pionierskich osiągnięć w zakresie rozwoju form komiksowych w Polsce, Kostrzewski może poszczycić się także tym, że przygotowując do druku Ramoty i ramotki Augusta Wilkońskiego, wznowienie których ukazało się w 1873 roku, nie tylko narysował 101 drzeworytów do rzeczonej publikacji, lecz także przygotował oprawę graficzną, za co, według Chmielewskiego, został uhonorowany w sposób niespotykany w realiach XIX-wiecznego drukarstwa polskiego. To pierwszy po nim dopiero Andriolli (w 1881), który doczekał się swojego nazwiska na okładce.

A zatem, znów cudze chwalicie! Już te dwa pionierskie osiągnięcia wymienione powyżej zasługują przecież na to, by baczniej się przyjrzeć postaci tego dziewiętnastowiecznego malarza, który jeszcze za życia zyskał i uznanie, i szacunek, i majątek. Był szalenie pracowity, przypisuje się mu autorstwo około stu tysięcy ilustracji.

Rysunki i komiksy Kostrzewskiego dla współczesnych artyście pełniły rolę kronikarską, satyryczną, były rodzajem tego lustra przechadzającego się po gościńcu [] Dla badaczy obyczajów II poł. XIX w. są również doskonałym zwierciadłem, ale epoki, ukazującym poglądy, problemy, plotki, idee i fobie to wszystko, co składa się na socjologiczny obraz społeczeństwa.

Ogromną zaletą książki Chmielewskiego, obok starannego operowania wiedzą w zakresu historii sztuki, jest umiejętność autora budowania plastycznej postaci swojego bohatera. Choć niewiele w tej książce cytatów, ma się poczucie obcowania z żywą, barwną i niejednoznaczną postacią, dla której dydaktyczne operowanie ironią było zaledwie ukłonem w stronę epoki pozytywizmu, nie zaś celem samym w sobie.

Kolacja u Jedynaczka jest książką, która w sposób brawurowy łączy cechy dzieła specjalistycznego z otwarciem popularnonaukowym, które może powiększyć grono miłośników form komiksowych w Polsce. Czuję się zaproszona, choć nigdy nie mogłam o sobie powiedzieć, że zaliczam się do wielbicieli opowieści z dymkiem. Biorąc do ręki publikację Chmielewskiego oczekiwałam raczej rozprawy akademickiej niż przygody intelektualnej okraszonej cytatami z rysunków Kostrzewskiego. Jako laik w zakresie dziejów komiksu czuję jedynie niedosyt z powodu niewystarczającego wyjaśnienia, z jakiego powodu to właśnie o sześćdziesiąt lat późniejsze publikacje w Szczutkudoczekały się miana pierwszego komiksu w Polsce. I być może o to właśnie chodziło, aby zachęcić początkującego czytelnika do dalszych poszukiwań w celu znalezienia odpowiedzi na pytanie, które dla fachowców jest oczywistością i błahostką.

 

Paweł Chmielewski, Kolacja u Jedynaczka. Franciszek Kostrzewski pionier polskiego komiksu prasowego, wyd. Stowarzyszenia Twórczego Zenit, Kielce 2022.

 okładka ksiązki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Halina Surowiec, O jednym takim, co rysował Jedynaczka, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 204

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...