08.06.2023

Nowy Napis Co Tydzień #206 / O czytaniu „Księgi niepokoju” i o Fernando Pessoi

Fernando Pessoa (1888–1935) to poeta, prozaik, mieszkaniec Lizbony. Samotnik, autor licznych heteronimów. Niezamierzony i mimowolny twórca „pessoańskich paradoksów”. Tłumacz, filozof i – przede wszystkim – autor Księgi niepokoju. Dzieła wybitnego, tekstu kreacyjnego, autobiograficznego, fikcyjnego i dokumentalnego zarazem. Przymiotniki te w jego przypadku się bowiem nie wykluczają. To tekst-wyznanie i osobliwy coming out. Wydany – wciąż we fragmentach – dopiero po śmierci pisarza. Pessoa zmarł w lizbońskim szpitalu w wieku lat czterdziestu siedmiu na marskość wątroby. Pił (głównie wino), czytał i pisał. Pisał bezustannie. To jego trzy bodaj największe pasje – choć może niekoniecznie w takiej właśnie kolejności.

Istnieją utwory będące w znacznym stopniu systemem aluzji i metafor. Czymś właśnie takim jest Księga niepokoju. Sens zdania nie jest tu jedynie sensem (tego) zdania, lecz musi być pomnożony przez sumę znaczeń wszystkich innych zdań. Zapisana wypowiedź staje się wieloznaczną funkcją całości tekstu. Innymi słowy, jej sens możemy wychwycić w uwarunkowaniach całości, a tę z kolei możemy wyjaśnić jedynie subiektywnie i połowicznie.

Czytając Pessoę należy zdać się głównie na (wy)czucie i własną interpretację. Wyłączna dominacja teorii (bądź jakkolwiek rozumianej wiedzy o literaturze) ograniczałaby i zubażała rozpatrywane problemy. Przedmiot lektury będzie ekspansją w sferę nie tyle i nie tylko nauki, co własnej wrażliwości. Nadawca staje się więc, w myśl idei Barthesa, krytykiem-pisarzem.

W przypadku Księgi niepokoju,gdzie sam autor bada stany własnej jaźni i emocje, tekst zmusza odbiorcę do porzucenia dyskursywnych przyzwyczajeń i zastanych wizji literackich. Teoria i krytyka działają dziś w obrębie interpretacji – stają się interpretacją. Zauważa to Czapliński:

Skoro […] nauka o literaturze traci status nauki, to znaczy, że przechodzi po prostu do grupy społecznych dyskursów, którym przysługuje różny stopień społecznej wiarygodności. Znika więc ostra dystynkcja na teorię i krytykę, i wszystko staje się praktyką interpretacyjnąP. Czapliński, Powrót centrali, Kraków 2007, s. 128.[1].

Pisząc na temat prozy Pessoi, czytelnik musi wejść w jego trans – a ten planowo wymyka się teorii. Tak często dzieje się wtedy, gdy niekontrolowany świat wyobraźni staje się treścią, a nawet, w konsekwencji, formą książki. Innymi słowy: wtedy, gdy rozum (będący par exellence czymś z pogranicza nauki) jest odrębnym lękiem metafizycznym („zrodziliśmy się od razu w skrajnym lęku metafizycznym”, Księga niepokoju, s. 148Cytaty pochodzą z wydania z roku 2007. F. Pessoa, Księga niepokoju Bernanrda Soaresa, pomocnika księgowego w Lizbonie, tłum. M. Lipszyc, Warszawa 2007.[2]), ale i – za Kierkegaardem – wiarą. „W połowie drogi między wiarą i krytyką stoi gospoda rozumu. Rozum to wiara w to, co można zrozumieć bez wiary, niemniej jednak jest wiarą, bo z wolą rozumienia czegokolwiek łączy się założenie, że istnieje coś zrozumiałego” (Księga niepokoju, s. 149).

Jest to szczególny rodzaj wiary w teistycznego Boga, ale i w siebie – w swoją wolną wolę, w swoje pragnienia. Pisarz jest wierny sobie, własnym przekonaniom i ideom. Tę wierność stawia nade wszystko, a w parze z nią idzie wiara (abstrahując już od Boga) w c o ś, w co się wierzy. Słowem – za łacińską sekwencją – fere libenter id, quod volunt, credunt („zazwyczaj ludzie chętnie wierzą w to, czego pragną”). Pessoa przekazuje swą myśl czytelnikowi i uzmysławiając coś innym, sam sobie coś uświadamia.

W takiej mieszance wszystko staje się kwestią interpretacji. Do pewnego stopnia wspartej teorią, będącą wszak na jej usługach. Portugalski pisarz na swój sposób komentuje się sam i w gruncie rzeczy wszystko, co byśmy o nim powiedzieli, staje się prawdą, bowiem na wszystko, co odnosi się do istnienia, znajdzie się u niego stosowny cytat.

Wielcy pisarze podążają zazwyczaj własnymi drogami, które czasami przecinają się i łączą. Fernando Pessoa wyrasta z tego samego pnia egzystencjalnego co chociażby wielu innych pisarzy wieku dwudziestego: Kafka, Borges, Márai czy CioranCelem dla nich jest stawianie pytań, a nie udzielanie konkretnych odpowiedzi. Márai w roku 1934 w swej powieści słowami bohatera Askenasiego pisze: „Rozwiązanie nie jest naszym celem; trzeba być cierpliwym, to wszystko. Może na samym końcu…”. S. Márai, Wyspa,  tłum. F. Netz, Warszawa 2009, s. 46.[3]. Wszyscy oni sceptycznie odnoszą się do zapisanych słów, odczuwając jednocześnie silną potrzebę ich tworzenia. Każdy z nich buduje też labirynty myśli, z których wyjście (będące zrozumieniem) odbiorca może znaleźć nie poprzez jakieś racjonalne uporządkowanie, szukanie konkretnej drogi, lecz prędzej, „wychodząc górą”. W ich przypadku

[…] pisarz staje się demiurgiem: zabija boga i zajmuje jego tron […]. „Piszę dla siebie, dla moich przyjaciół i po to, aby przemijanie uczynić mniej dokuczliwym”, odpowiada skromnie autor Fikcji […]. Myślę, że dzieło Borgesa zrodziła nieufność do słów, zagubienie, zaskoczenie własną niemocą, mnogością wykluczających się prawd i paradoksów, wobec których bezradna staje się jakakolwiek logika. Barokowy zamysł – zatrzymać wszystko, co ulotne – ożywia twórczość wielu współczesnych pisarzy […] wierzą oni, że wśród słów odkryją krainę bezczasu. Borgesowi obce są podobne pokusy, wie, że słowa są czymś różnym od doznań i rzeczy, że nie odkrywają prawd najistotniejszychR. Kalicki, Jorge Luis Borges, Warszawa 1980, s. 123. Powinowactw z Borgesem jest mnóstwo. Musiałaby powstać osobna praca dotycząca tych dwóch. Przeczą i nie przeczą sobie. Ich twórczość można i nie można utożsamiać z nadawcą. Ich proza jest również prozą o pisaniu (tworzeniu). Ale nade wszystko obaj wzruszają. I obaj też (dołączyć by tu można jeszcze Cortázara) propagują coś, co określić można „prawdą metaforyczną”. [4].

To samo rzec można odnośnie lizbończyka. Paradoksalność poglądów Pessoi wyznaczana jest przez wymogi czasu teraźniejszego. To w jego świadomości sporządzany jest tekst. Pessoa odczuwa niepełność swojej wypowiedzi i może dlatego, aby „uzewnętrznić się” najpełniej, w jego rozwlekłym stylu pojawia się czasami tak wiele słów – szesnaście zdań dla wyrażenia jakiegoś stanu, podczas gdy wystarczyłoby osiem.

Będąc umysłem żywo reagującym na wszystko to, co niesie dzień (a i chwila), Pessoa ma jednocześnie świadomość relatywizmu najprostszych choćby zdarzeń. W każdym dniu czas teraźniejszy może wpływać na to, że c o ś czuje się i n a c z e j, stąd też owa z m i e n n o ś ć opinii i sądów. Pisze na podobny temat (przytaczając innych) Marek Zaleski:

To nie przeszłość przeżyta, ale tekst sporządzony przez autora jest faktem autobiograficznym, a ten jest zawsze „sporządzony” pod dyktando wymogów teraźniejszej świadomości autora, powiada Paul John Eakin. Ten aspekt zagadnienia jest równie ważny. „Bez względu na to, jak wątpliwa wydaje się sfera faktów relacjonowanych, sam tekst zawsze przedstawiać będzie «prawdziwy» wizerunek tego, kto właśnie trzyma w ręku pióro” – cytuje Eakin Jeana Starobinskiego, co prowadzi go do konkluzji, że akt autobiograficzny powinien mieć także status aktu biograficznegoM. Zaleski, Formy pamięci, Gdańsk 2004, s. 65–66.[5].

Pisanie Pessoi może stanowić egzemplifikację powyższej wypowiedzi. Jest jednak coś jeszcze. Pessoa próbuje odtworzyć swoje „autobiografowanie” – dociec, czemu w danym momencie jego myśl idzie t y m torem, a nie innym. Nieprzejednany los zderza się w życiu jednostki z jej wolną wolą; Pessoa zapytuje: czy jednostka ludzka umie obronić swą niezawisłość i indywidualność, wolność wyboru, czy też może ugnie się przed (stechnicyzowanym) światem? Stąd też i pochwała doświadczenia transcendencjiEgzystencjalna trwoga jest warunkiem każdego działania, również naszej wolności – zdawał się mówić też Sartre. Jednak twierdził on, że w swojej wolności działania człowiek jest opuszczony. Filozof ignorowała Boga (dla którego wiara w Niego była złą wiarą, bo zwalniała człowieka od odpowiedzialności za swoje czyny i siebie) – Pessoa natomiast Go poszukuje, a i odnajduje. Por. J.-P. Sartre, Egzystencjalizm jest humanizmem, tłum. J. Krajewski, Warszawa 1998.[6]. Niełatwo o tym pisać – Księga niepokoju, dublując i odbijając siebie, wyjaśnia się sama. W inny jednak sposób niż teksty o zbliżonej nawet strukturze i kodzie. W Księdze każdy pogląd wyrażony w jej treści jest wprost reprezentowany przez daną wypowiedź, zdanie, wyraz.

Pisarz pojmuje, iż pamięć jest niekompletna. Zarówno zapamiętywanie, ale i zapominanie, są subiektywne. Na szczęście – gdyby nie zapominanie, groziłaby nam psychoza. Fragmentaryczność pamięci jest zbawienna. Pessoa abstrahuje na przykład od pamięci prenatalnej (interesującej choćby romantyków), wspomnienia z czasów dzieciństwa w Księdze są marginalne. Ważne jest t e r a z.

W tekstach literackich często przecież spotykamy skargi na niekompletność pamięci i stąd jej bolesną „niesprawiedliwość” wobec przeszłości przywołanej we wspomnieniu. W tym miejscu jednak dodam za badaczami pamięci, że owa nieadekwatność jest dobrodziejstwem: „Jak Tristramowi Shandy rok zajęło odtworzenie pierwszego tylko dnia jego życia, tak trzeba by całego życia, żeby odtworzyć całe życie – zauważa Charles Rycroft – a każdy, kto usiłowałby sporządzić drobiazgową relację ze swego życia, popadłby w nie kończącą się spiralę powrotów, tracąc czas na opisywanie swojego autobiografowaniaM. Zaleski, Formy pamięci…, s. 14.[7].

Odnieść można wrażenie, iż autor Księgi niepokoju nie robi nic innego, jak właśnie sporządza relację ze swej wewnętrznej, bieżącej egzystencji. Odnosząc ją ostatecznie, pomimo jej incydentalności, do życia po śmierci jako najistotniejszego problemu moralnego. Wiara w całkowite unicestwienie bytu jest pustką duchową, z którą Pessoa się nie godzi. Pisarz pojmuje (mimo że nie mówi o tym w sposób dosłowny), że sam Bóg nakłonił go do Jego szukania. Tekst interpretuje się sam (nawet w pozornym wyrażaniu sprzeczności), a jego paradoksy nie są aż tak znowu paradoksalne.

Nigdy – pisze – nie chciałem być rozumiany. Być rozumianym to prostytuować się. Wolę być traktowany poważnie jako ktoś, kim nie jestem, po ludzku lekceważony – przyzwoicie i naturalnie (Księga niepokoju, s. 112).

Pessoa najzwyczajniej zapisuje to, co czuje i przeżywa – i tyle. Nie ma łagodzenia tekstu retuszami, nie ma uogólnień, jest zapis będący uzmysłowieniem chwil(i), a przez to – ostatecznie wyobrażeniem całości. Człowiek nie może mieć w swojej psychice niczego, co by od niego nie pochodziło. że pojawiają się nielogiczności… cóż, w każdym z nas tkwią swoiste absurdy. Szereg przemyśleń jest jedynie nanizany na nitkę, odbiorca może mieć wrażenie, że nawet nie à propos tego, o czym czytał wcześniej, niemniej – inaczej się nie da, bo notatka z danego momentu świadomości będzie zawsze doraźna i czasowa. Cała Księga jest swoistą filozofią nie egzystencjalnej rozpaczy, jak często mogłoby się wydawać, lecz prędzej egzystencjalnej nadziei. Stąd też pojawia się momentami nastrój swoiście apokaliptyczny. „Apokaliptyczny” w dobrym tego słowa znaczeniu – jako że pisarz wydaje się mówić: „prawdziwie istotna jest dopiero tamta strona. To, co po śmierci”. Zatem, jeśli rozpacz, to taka, dzięki której człowiek sięga po wiarę.

Powiedzieć można, iż dwa przekonania stały się nadrzędnymi motywami Księgi niepokoju. Owe dwa naczelne wątki fundują dopiero inne – niemniej jednak to one są zasadnicze. Pierwszy dotyczy osamotnienia człowieka i wszystkiego tego, co z niego wynika; drugi (bardziej aluzyjny) jest o poszukiwaniu Absolutu. Pisarz stara się wyjaśniać prawdy metafizyczne – taki zabieg zawsze jest czymś niepełnym. Tym bardziej, że Pessoa w swym poszukiwaniu prawdy stosuje zawikłaną drogę metaforyPisarz w swym opisie prawdy – jak i Borges – nie kieruje się jej logicznymi (absolutnymi) wyznacznikami, lecz symbolem i przenośnią. Trafny wydaje się poniższy cytat odnoszący się do Borgesa, a będący adekwatnym i względem Pessoi. „Oceniając, na przykład, doktryny metafizyczne i religijne, będące próbą interpretacji świata, Borges nie kieruje się kryterium ich prawdziwości, lecz ich wartością estetyczną i «tym, co mają w sobie szczególnego i cudownego». Podobnie jest z historią, którą porównuje on do legend, podkreślając ich skuteczność w przekazywaniu istoty rzeczywistości”. A.M. Pascual, Człowiek i twórca. Jorge Luis Borges, tłum. G. Ostrowski, Warszawa 2006, s. 56.[8]. Interpretacja staje się tym samym jeszcze trudniejsza. Wybitni pisarze są wymowniejsi od swych wtórnych interpretatorów. Nadto interpretacja i badany tekst poruszają się na skomplikowanym gruncie języka, którego kompetentność (względem myśli) zawsze może być poddana w wątpliwośćW rozdziale dotyczącym teologii języka Eric Lionel Mascall zauważa: „Na początku każdej dyskusji o języku musimy uwzględnić kłopotliwy fakt, że ilekroć chcemy mówić o języku, musimy to robić za pomocą języka. A zatem każda doktryna o języku, która neguje jego podstawową funkcję jako narzędzia rozumnej informacji i porozumiewania się, podcina gałąź, na której się znajduje”.  E.L. Mascal, Otwartość bytu, tłum. S. Zalewski, Warszawa 1988, s. 30.[9].

Pessoa nie omija ułomności ludzkiej egzystencji i nawet jeśli jest nihilistą (a w pewnym stopniu jest), nie poddaje się zwątpieniu. Wydaje się mówić: skoro żyję, to powinienem szukać racji mego istnienia. I dlatego u Pessoidzieje jego, dzieje jednego człowieka, są dziejami expressis verbis świata.

To człowiek – zdaje się mówić autor – jest najważniejszy, on jest w centrum i ostatecznie liczy się to, co sami (o sobie) myślimy. Mimo że nasz rzeczywisty obraz mają inni, ale „rzeczywisty” nie oznacza do końca prawdziwy. Miarą wielkości literatury jest (poprzez przełamywanie samej siebie) docieranie do autentyzmu. W tym (również w tym) objawia się jej uniwersalizm.

Człowiek i jego dzieło do końca nie będą w pełni poznawalne – a tekst niejednoznaczny, jak u Pessoi, wyklucza jedną i wyłącznie słuszną konkretyzację. Można zarzucać Księdze niepokoju zmienność (naturalnym wszak jest, że teza pociąga antytezę) i – bywa i tak – fingowanie (sic!). Niemniej nie oznacza to, iż wypowiedź jest nieszczeraNiełatwo o tym pisać. Całość wydaje się być zagadką. Pogląd, a zaraz potem jego zaprzeczenie, kolejny pogląd i znów opozycja. Tak jest często na stronach Księgi.[10]. Dzieło Portugalczyka nie musi być jedynie zwierciadłem – jest też filtrem. Wybiórczością. Znamy jego stany i poznajemy je właśnie poprzez ów filtr. Przez te fragmenty, które nam daje. Totalnej wierności nie będzie n i g d y. Jest to nawet fizycznie niewykonalne, bowiem pojawiłby się wówczas paradoks piszącego, „który spędza tyle czasu na zapisywaniu swojego życia, że nie ma go już na to, by żyć” (Philippe Lejeune). Fernando Pessoa ostatecznie nie tylko pisał, ale i żył. Nawet wówczas, gdy sporą część czasu poświęcał tworzeniu. Był też przecież założycielem legendarnego już dziś pisma „Orpheu”, którego powstałe jedyne dwa numery, powiedzieć można, wrzuciły literaturę portugalską w nurt nowoczesnościTrudno nie docenić tego znaczącego, acz nadal mało znanego periodyku. Na jego temat pisze Janina Z. Klawe: „Drugi numer «Orpheu» wyszedł pod redakcją Fernanda Pessoi i jego przyjaciela Maria de Sa-Carneiro, który subwencjonował to wydawnictwo. Trzeci numer nie wyszedł z powodu samobójczej śmierci Maria. Mimo krótkiego życia czasopismo osiągnęło swój cel: wprowadziło modernizm w Portugalii i spowodowało tak głęboką metamorfozę w kulturze literackiej, że nawet estetyki zupełnie odmienne – jak na przykład neorealizm – wiele mu zawdzięczają”. J.Z. Klawe, Literatura Portugalska w XX wieku [w:] „Literatura na Świecie” 1975, nr 2, s. 34.[11]. Tak więc był, ale i nie był li tylko odludkiem odwróconym od świata.

Pessoa i jego Księga nie jest w istocieprzeciwko niczemu. Jeśli pojawia się tam jakaś sugestywna ocena, dotyczy samego istnienia. Jedynym zjawiskiem jest egzystencja sama w sobie. Jej jądro – to trwanie wewnętrzne. Nie tyle treść (nie tylko ona) jest ważna, co i proces opowiadania. Nie będzie to więc tylko sprawozdanie, lecz raczej projekcja, a nawet proces. Powiedzieć można: wymyślanie (nie jedynie w postaci fikcji, czyli fałszu, lecz jako przebieg i przetwarzanie) na żywo – podczas pisania. Pisarz mówi o tym, jak siebie postrzega. Metoda postrzegania natomiast ulega – jak widać w tekście Księgi – częstej zmianie. Puentą Pessoi może być fakt, iż to, jak człowiek myśli, zależy nade wszystko od niego samego. Mówiąc krótko: każdy jest bytem swojego sposobu myślenia. I dlatego dzieło jego składa się z paradoksu i ironii. A dlaczego by nie, skoro i człowiek jest pełen sprzeczności?

Autor udowadnia, iż pisanie służy temu, by szukać w sobie ładu. Powiedzieć można, iż w Księdze niepokoju prawda i zmyślenie stopiły się w jedno. Jest i prawda, i pewne zmyślenie, i powtarzalność – niemniej jednak: dominuje prawda. Kłamstwo, jeśli jest, jest myleniem się bądź kreacją. Cechą dzieł znaczących (cokolwiek by o nich pejoratywnego powiedzieć) jest oddawanie prawdy. Język Pessoi dostosowuje się do przedmiotu poznawania. Bywa chaotyczny – zatem i mój tekst przyjmuje znamiona zamętu w myśl tego, by interpretujący pisał językiem interpretowanego. Inaczej o Pessoi się nie daJak pisze Bartoszyński w kontekście komunikacji literackiej: „W myśl bowiem zasady «od dzieła do tekstu» i tezy o «czytaniu jako pisaniu» tekst lektury nie jest w istotnych właściwościach różny od pisanego. […] Lektura wchodzi w skład zbitki «pisanio-lektura», sprawia, iż wyśledzić w niej można takie zjawiska, jak: wątpliwości co do istnienia transcendentnego tekstu, różne od tych, które tekst wprost narzucał, jak specyficzne rozważania autotematyczne, jak – co może najważniejsze – swobodne refleksje dotyczące doboru nasuwających się powiązań intertekstualnych. Wszystkie te właściwości lektury są niewymuszonymi odpowiednikami procesów występujących w pisaniu, które nosi często – jak lektura – cechy niezaplanowanej przygody, ujawniając niekiedy tendencje autokreacyjne”. K. Bartoszyński, O „zwrotach”, czyli kilka uwag o tak zwanej komunikacji literackiej [w:] „Teksty Drugie” 2007, nr 3, s. 236.[12]. „[…] Trzeba, by analizujący mówił początkowo językiem chorego”Por. J. Derrida, Cogito i historia szaleństwa, tłum. T. Komendant [w:] „ Literatura na Świecie” 1988, nr 6, s. 156. Zdanie wyrwane z kontekstu, niemniej zobrazowujące moją myśl.  [13].

Jego życie nastawione było na literaturę, ta zaś była finalnie poszukiwaniem Absolutu, jak w przypadku podobnych wrażliwości: Máraiego, Lipskiego czy wreszcie Kafki. Tak pisze o tym – odwołując się do tego ostatniego – Grudziński:

Kafka powiedział kiedyś: „Cała moja egzystencja nastawiona jest na literaturę. Gdy się od niej oddalam, przestaję żyć. Wszystko, czym jestem i nie jestem, zależy od tego”. I jeszcze: „Jestem tylko literaturą, i nie mogę, nie chcę być czymś innym”. Tyle że literatura nie była dlań „piękną sztuką pisania”, lecz nieustannym zmaganiem się z Bogiem (nie z takimi czy innymi religiami, które według niego „zasłaniają Boga”)G. Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą 1997–1999, Warszawa 2000, s. 371.[14].

Fernando Pessoa w swej Księdze niepokoju w hierarchii bytów wewnętrznych dociera wysoko, chociaż nie mówi de facto, jaki jest świat, lecz raczej jakim chciałby go widzieć. „Uduchawiać świat” – to jeden z jego postulatów. Jednak najmocniej pisze o swych emocjach„Wojna z «ja», z istnieniem indywidualnym – zauważa Szestow – może i powinna być uważana za najbardziej godną uwagi i najbardziej pasjonującą kartę w historii ducha ludzkiego. Okazuje się ona, jak wszystko, co obserwujemy w życiu, pełna sprzeczności”. L. Szestow, Potestas clavium (Władza kluczy), tłum. i oprac. J. Chmielewski, Kęty 2005, s. 97.[15]. Wyrzekł się, mówiąc pretensjonalnie, przyjemności ziemskich egzystencji, stając się „arystokratą ducha”. Żył niemal ascetycznie, szukając spełnienia w świecie głównie indywidualnym – bądź lepiej: duchowym.

To Henryk Elzenberg podkreślał, że wartość naszego życia mierzy się nie dawką przeżyć, które udało się nam zaliczyć, lecz wielkością wyrzeczeń, które podjęliśmy w imię zrealizowania innych, większych wartości. Oczywiście, nie każdy podziela przyjmowane przez Elzenberga wskaźniki obowiązujące arystokratów ducha. Trzeba więc pogodzić się z tym, że będą współistnieć różnorodne kryteria życiowego spełnieniaJ. Życiński, Odyseusz czy playboy? Kulturowa odyseja człowieka, Kraków 2005, s. 171.[16].

Księga to tekst całkowicie samodzielny (to jest: generalnie bez wpływów i inspiracji innych literatur) oraz samoistny. Powszechnie przyjęta opinia, iż człowiek zanurzony w sztuce jest mało obecny w życiu (i vice versa) nie dotyczy Pessoi. Być może życie jest formą zastępczą pisania (jak i pisanie może być formą zastępczą egzystencji – Pessoi obydwie drogi nie są obce; wszak obydwie też mogą współistnieć), jednak ostatecznie liczy się właśnie ono. Najważniejsze jest życie, które dla Pessoi było przeważnie pisaniem. W dziele, któremu na imię Księga niepokoju, brak jest generalnie jakichś określonych idei. Brak wyznaczników pojęć i jednoznaczności wyobrażeń. Niemniej już w wieku dwudziestym jest Pessoa egzystencjalistą (co nauka o literaturze skutecznie pomija) przed – że ograniczę się do pisarzy-filozofów – Sartre’em (1905) i Camusem (1913), których powszechnie uważa się (obok choćby Kierkegaarda, Marcela czy Heideggera) za twórców nurtu. Również to, że człowiek nie jest nigdy w pełni sobą, odkrywa (bądź lepiej: u j a w n i a) przed Czapskim (1896), Blanchotem (1907) czy wreszcie Gombrowiczem (1904). To ci młodsi myśliciele przejęli, bez wątpienia nieświadomie, kwestionowanie języka i namiętność do literatury takie, jakie czuł prekursorski względem nich Pessoa.

Pisarz odwraca niektóre pojęcia, do nierzeczywistości (to jest do świata iluzorycznego) dociera poprzez rzeczywistość; poprzez wykonywanie czynności dnia codziennego. Natomiast tak zwana realność staje się dla niego metafizyką. Stąd częsta w jego prozie stylistyka rodem z liryki czy surrealizmu. Nie tylko po to, aby – parafrazując Annę Wasilewską piszącą na temat (bratniego przecież) Blanchota – „umocnić więź z językiem”, lecz także aby dzięki temu zerwać z rzeczywistościąTo, co czynił na przykład Blanchot (1907), a i jakoś jemu podobni – z archetypicznym Kafką (1883), i właśnie – by wyimek Anny Wasilewskiej uzupełnić –  Pessoą (1888)[17], a z drugiej strony, by bezwarunkowo z b l i ż y ć się do niej mocniej i na inny sposób. Sen, marzenie i istnienie to stany dla niego analogiczne bądź przynajmniej porównywalne.

Pisarz wolny jest od współczesnego mu żargonu. Jego dzieło wyrosło z autora – niezależnie od jakiegokolwiek systemu. Tekst odsyła do doznań. Do myśli wyznaczanych przez doznania i nawet nie tyle stricte opisujących je, lecz poniekąd pisane dzięki nim. Co zaś komunikuje Księga niepokoju? Nieco tautologicznie (bowiem inaczej się nie da), a i przekornie powiedzieć można, iż Księga niepokoju komunikuje najzwyczajniej samą siebie. Pessoa demaskuje sam siebie. To też jest bez wątpienia kwantyfikatorem literackości jego dzieła. Jak pisał swego czasu Michał Głowiński, „d z i e ł o l i t e r a c k i e k o m u n i k u j e s i e b i e”Por. M. Głowiński, Komunikacja literacka jako sfera napięć [w:] T. Bujnicki, J. Sławiński (red.) Problem odbioru i odbiorcy, Wrocław 1977, s. 58.[18]. Niemniej jednak, komunikując siebie (bez jakichkolwiek deklaracji i oświadczeń, których u Pessoi brak), komunikuje nie t y l k o siebie – bowiem podczas lektury (czyli interpretacji, która jest nie także nadawaniem sensu) przekazuje to wszystko, co roi się też w głowie czytającego. Nawet i to, co nie musiało być zamiarem autora. Owa chwiejność, niestałość, dualizm, paradoksalność Pessoi są osobliwe. Właśnie: pessoańskie. Atrofia i smutek zdań bywa puentowany zdaniem w rodzaju „chwila, która trwa, może być najlepszą chwilą”. Cała wypowiedź staje się więc relatywna; trochę przygnębiająca, trochę optymistyczna. Choć ostatecznie bardziej życzliwa i korzystna niż cierpiętnicza. Uczucia nadziei zawartego przecież w Księdze nie wolno nie dostrzec.

Ostatecznie jednak – by myśl zamknąć – i tak chodzi o istnienie, egzystencję, byt – ż y c i e. W procesie pisania i w ogóle jakiegokolwiek tworzenia chodzi zdecydowanie o to„Czy w uprawianiu sztuki – zauważa Libera – cokolwiek kto deklaruje, nie chodzi w końcu o życie? Z pewnością, tyle że «życie» nie jest tym samym dla wszystkich. Dla jednych sprowadza się do takich czy innych dóbr: majątku, pozycji, sławy, swobody i przyjemności. Dla innych bywa sprawą nieokiełznanej ambicji. Ale istnieją i tacy, dla których jest bolączką nie do przezwyciężenia, dając się najwyżej złagodzić przez silną wiarę albo właśnie przez sztukę”. A. Libera, Godot i jego cień, Kraków 2009, s. 252.[19].

To odczytanie Pessoi i jego opus magnum jest wyłącznie m o j ą eksplikacją i komentarzem. Człowieka wszak tworzą (a następnie mogą być obecne w treści powstającego tekstu) wątpliwości i rozdarcia, bardziej niż teorie i katalogi. Antynomie są ważniejsze niż sylogizmy; a już z pewnością nie są mniej ważne.

Pessoa w gruncie rzeczy nie daje odpowiedzi na pytania moralne czy egzystencjalne. Pozwala natomiast, poprzez czytany tekst, odnaleźć je w środku nas. Pozwala przeżywać „coś” na własny rachunek i samodzielnie. Potrafi odbiorcę uświadomić. Pokazać rzeczy oczywiste, których, zdarza się, nie zauważamy.

Komentarz można by pewnie ciągnąć dalej. Ograniczyłem się do jego istoty, do (subiektywnego) meritum. Pisanie o kimś jest przecież do pewnego stopnia pośrednim, czasem nieświadomym mówieniem o sobie, a przez to (przypadkowo) tworzy się optyka subiektywna. Co nie oznacza wszak ignorancji wobec obiektywności. Starałem się, na ile było to możliwe, być rzeczowym. Ufam, iż pomimo swoistych pomyłek w mym tekście prawda dotycząca Pessoi i jego Księgi niepokoju tak się obroni. Błąd nie jest trwały, a prawda ostatecznie pozostanie tym, czym była. Winna ona przedstawiać, przypuszczam, nie tylko racje wystarczające dla pewnego rzędu faktów (bo tu każdy może się mylić), lecz przedstawiać racje (prawdę) dla ich c a ł o ś c i.

U Pessoi w każdym, nawet najbardziej niezbitym i bezspornym „tak”, czai się jakieś nieznaczne „nie”. To treści o egzystencji, z jakimś (choćby częściowo) wspólnym związkiem myśli, wahające się między jej (to jest egzystencji) rozumieniem a niezrozumieniem, między nadaniem jej sensu i – często przekornym – szukaniem go. Pessoa jawi się jako sumienie nie tylko swoje, ale i odbiorcy. Daje przytomną analizę człowieka dwudziestego wieku „W naszym stuleciu, tak filantropijnym i tak nikczemnym, Pessoa boi się wszelkiej filantropii i wszelkiej nikczemności. Nie lubi aktów teoretycznego i krzepiącego miłosierdzia, i ukazuje ich niepokojące aspekty; nie lubi podniosłych i charyzmatycznych utopii, jakby przeczuwał wynikające z nich podłości i rzezie. Pessoa jest mnogim, spotworniałym, nieczystym sumieniem: moim, naszym, waszym, sumieniem wszystkich ludzi dobrej woli, niezależnie od tego, o czyją dobrą wolę chodzi”. A. Tabucchi, Kufer pełen ludzi, tłum. A. Wasilewska [w:] „Literatura na Świecie” 2002, nr 10–11–12, s. 104.[20].

Cezary Długosz, tłumacz i miłośnik Pessoi, tak mówi w swych wspomnieniach lizbońskich:

Znów […] spaceruję po tych samych uliczkach dzielnicy Baixa, które Bernardo Soares nazywał swoim wszechświatem. Mam wrażenie, że od czasów bohatera „Księgi niepokoju” Fernanda Pessoi, a więc od ponad pół wieku, nie zmieniło się tu wiele. Te same domy, stare szyldy, krzyki przekupek i sprzedawców losów, zgrzytające tramwaje. Staram się nie zauważać nieuniknionych przejawów nowoczesności. Wyobrażam sobie, że jest, powiedzmy, rok 1930, zaczyna się normalny lizboński dzień i za chwilę ujrzę lekko przygarbioną, szczupłą sylwetkę mężczyzny o smutnej twarzy, zdążającego do pracy. Kierowany tą myślą skręcam w ulicę ZłotnikówC. Długosz, Śladami „Księgi niepokoju” [w:] „Twórczość” 1990, nr 11, s. 123.[21].

Ja także podjąłem podobną podróż. Aby otrzymać bodaj surogat tego, czym żył Pessoa, wskazanym jest, by choć odrobinę poznać Lizbonę – wędrować szeroką Rua Augusta pełną sklepików i patrzeć na promy pływające rzeką Tag, podziwiać kopułę katedry Se Patriarcal, dachy domów i średniowieczną dzielnicę Alfama. Tak też uczyniłem. Starałem się chodzić drogami Pessoi. Zajść do jego dwóch ulubionych kawiarni: Brasileira (przed którą dziś widnieje brązowa postać pisarza) i Cafe-Restaurante Martinho da Arcada (gdzie wciąż jest stolik, przy którym siedział). Jeść i pić to, co on. Konsumować maderę i przegryźć caldo verde (zieloną zupę). Na Rua Coelho da Rocha pod numerem 16 znajduje się trzypiętrowy dom, w którym pisarz mieszkał i spędził ostatnie lata życia. W jednym z pokoi, jak się zdaje, czas stanął w miejscu. Jest tu łóżko Pessoi, jego biurkoBiurko, o (na) którym pisał jako Soares, które było również miejscem jego spokojnego azylu: „Unoszę znad dwóch wielkich stron ciężkiej księgi, leżącej przede mną na pochylonym blacie starego biurka, moją duszę – bardziej zmęczoną niż oczy. […] I tak jak inni chronią się w swoich domach, ja chronię się w przestronnym gabinecie, w tym obcym budynku przy Rua dos Douradores. Jak za zasiekami chowam się za moim biurkiem przed życiem”. F. Pessoa, Księga niepokoju, tłum. M. Lipszyc, Warszawa 2007, s. 19, i 21.[22], krzesło, jest maszyna do pisania. Da się zauważyć bibeloty, grzebień, brzytwę… W gablotach widzimy modlitewnik, cygaretkę (jest nawet oryginalny papieros z tamtych czasów), dowód osobisty (pisarz miał sto siedemdziesiąt trzy centymetry wzrostu) wraz z odciskami kciuka, okulary, zapalniczka. Odnosi się wrażenie, że zaraz sam pisarz pojawi się i usiądzie przy biurku. Ale Pessoa nie wchodzi. Obcujemy z pustym wnętrzem i przedmiotami trwającymi dłużej niż życie. Jedynie to pozostaje po człowieku, jeśli ten nie podda się pasji tworzenia. Niewiele więcej – proszę wybaczyć sentymentalizm – zostałoby po Fernando Pessoi, gdyby nie jego teksty.

zdjęcie

Księga Niepokoju to zagadnienie niewyczerpane, a każdy tekst jej dotyczący będzie zawsze fragmentaryczny i przyczynkowy. Będzie „monodramem niewysłowienia”, choćby i rozrastał się w nieskończoność. Istnieje w domenie literatury klasa problemów nieogarnionych. Kompetentne pisanie o Pessoi utrudnia także to, że mówi on zarówno o rzeczywistości zmysłowej, jak i o rzeczach niewidzialnych. Bardziej przyciąga i zajmuje go (ekscentrycznie rozumiany) Absolut niż sam człowiek. W owym postrzeganiu niewidzialnego (ale i w eksponowaniu tajemnic widzialnego) przejawia się dążenie poety, aby tworzyć i zarazem pojmować, a nie tylko tworzyć.

Życie w jednym mgnieniu przemija i znika na zawsze. Czym jest ulotna chwila wobec wieczności? Jednak Pessoa chce być w t e j chwili i w t y m tekście. Jest u niego nieustanne parcie nie tyle ku światu, lecz ku zaznaczeniu swojej w nim obecności. Mimo że troskę o swą spuściznę pozostawia potomnym. Jego umysł ma naturalną skłonność do petryfikowania wszystkiego, co postrzega. I tyle.

Zdaję sobie sprawę, że niniejszy wywód może się momentami wydawać raczej czymś w rodzaju reductio ad absurdum niż rzeczowym wyjaśnianiem. Pisać w sposób miarodajny o czymś tak transcendentnym i ulotnym nie jest łatwo. Istnieje – nie tylko w kontekście Pessoi – ciągła niemożność p r z e k a z a n i a czucia i myśli (żyjemy myślą!), przekazania po prostu siebie. „Niczego nie da się naprawdę odtworzy攄Niczego nie da się naprawdę odtworzyć i daremnie rozprawy doktorskie starają się dogrzebać do szczegółów”. C. Miłosz, Piesek przydrożny, Kraków 1998, s. 75.[23], a jednak – żywię przekonanie – udało mi się uchwycić choć trochę.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Konrad Ludwicki, O czytaniu „Księgi niepokoju” i o Fernando Pessoi, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 206

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...