22.06.2023

Nowy Napis Co Tydzień #208 / Koszmarne marzenie

W podziękowaniach w swojej książce Christian Ingrao wspomina grupę nastolatków, z którymi spotykał się w trakcie niedzielnego kursu retoryki. Pisze o nich czule: „przywracali sens temu, co stało się niejasne”. Czytam to jedno z całej listy podziękowań, obracam pod językiem, wciąż czując jego smak. Nie wiem, czym był ów kurs prowadzony w tak niepomyślnym czasie. Jakaś forma „zajęć za karę”, studiów podyplomowych albo zaocznych? Dobrowolne – o zgrozo – spotkania z nauczycielem w czasie wolnym od zajęć szkolnych? Pozostaje to tajemnicą, podobnie jak wzrok słuchaczy wpatrzonych w Ingrao. Gdyby ktoś zrobił mi zdjęcie w trakcie lektury Obietnicy Wschodu pewnie miałbym ten sam błysk w oku, co oni.

Christian Ingrao jest znany polskiemu czytelnikowi z dwóch bardzo dobrze przyjętych książek. Pierwsza – Czarni myśliwi. Brygada Dirlewangera dotyczyła tematu działalności sadystycznych niemieckich morderców, którzy dokonali między innymi rzezi Woli w czasie powstania warszawskiego. Druga – Wierzyć i niszczyć. Intelektualiści w machinie wojennej SS zajmowała się nazistowskimi zbrodniarzami, którzy nigdy nie splamili swoich rąk krwią – urzędnikami, ekonomistami, filozofami. Obietnica Wschodu. Nazistowskie nadzieje i ludobójstwo 1939–1943 z pewnością też zyska zainteresowanie czytelnika. Nie tylko dlatego, że Ingrao bada tak ciekawy temat, jakim jest system motywacji, marzeń, ideałów – tego wszystkiego, co można by umownie określić jako „duszę nazistowską” – ale też powodu, w jaki sposób pisze francuski autor. Christian Ingrao, choć jest przedstawicielem świata uniwersyteckiego, nie zamyka się w wysokiej katedrze; pisze w sposób nie tylko lekki i zrozumiały, ale również zapraszający współczesnego czytelnika do lektury. Który z autorów akademickich nie waha się rozpocząć swojej narracji od cytatu z Diuny Franka Herberta? W dodatku, próbując uchwycić nieuchwytne, czyli świat wewnętrzny nazizmu, często tworzy wyrażenia i metafory, które są obliczone bardziej na twórczą inspirację niż szokowanie czytelnika. Stąd zwroty takie jak „rasowa paruzja”, odwołanie się do terminów muzycznych czy teorii kwantowej. Jeśli dodamy do tego świetną analizę dokumentów, otrzymujemy książkę napisaną z pasją i zaangażowaniem. Dodajmy: nie powinno być inaczej, gdy temat dotyczy siły napędowej III Rzeszy, owej wielkiej utopii, jaką była „przestrzeń życiowa” na Wschodzie. Pasja badawcza historyka rozpracowuje tutaj zupełnie inną – ludobójczą pasję nazistów.

Zabrać, czyli odzyskać

Christian Ingrao stawia świetne pytania, a to uważam za najwłaściwszą cechę warsztatu historyka. Pisząc najprościej: autor nie tylko stara się przeczytać dostępne źródła, ale również wejść w motywacje ludzi, którzy je wytworzyli. To jest rdzeń samego pisania Ingrao – opisać to, co jest nieuchwytne, ale przecież jest ukryte i tkwi między wierszami partyjnej nowomowy, biurokratycznych decyzji. „Nazizm jako obietnica – to główny przedmiot mojej analizy”, deklaruje na pierwszych stronach Obietnicy Wschodu. Ingrao stara się zrozumieć i zrekonstruować drogę myślenia ludzi. Jak to było możliwe, aby społeczeństwo nazistowskich Niemiec wypowiedzenie wojny widziało jako sprawiedliwość dziejową? Jakim sposobem masową deportację ludności uznano za ochronę własnej mniejszości narodowej? I wreszcie: jak można było odwrócić wzrok od ludobójstwa? Nie trzeba być nazbyt przenikliwym, aby dostrzec, że Obietnica Wschodu jest książką dziejącą się niemal tu i teraz.

Atak na Polskę w 1939 roku nie był widziany przez Niemcy jako agresja, ale wojna reparacyjna, czyli słuszne wzięcie tego, co zostało im odebrane. Polska jawiła się III Rzeszy nie tylko jako „wersalski bękart” i „państwo sezonowe”, ale również jako państwo z błota, brudu, braku prostych linii. Dobrze pokazuje to fragment zapisków jednej z niemieckich studentek:

Odczułyśmy konieczność intensywnego osadnictwa niemieckiego na tej ziemi, którą gorąco pokochałyśmy w czasie niedzielnych spacerów. Duża część tych gruntów nosiła nadal ślady użytkowania przez Polaków, wymagały one ręki, która by je uporządkowała – zrozumieliśmy wszyscy, czym jest bezkres niemieckiego Wschodu, pochodzimy bowiem z gęsto zaludnionych terytoriów, gdzie każdy stale natyka się na innych, podczas gdy tu godzinami można wędrować, nie widząc żadnej wsi czy gospodarstwa, a panująca tu nędza jest trudna do wyobrażenia, kontrastująca z niezwykłą żyznością tych ziem. Nigdy nie zapomnimy wiosek najczęściej składających się z chat pokrytych gliną, gdzie nie da się dojrzeć ani jednego kąta prostego, drzewa, ulicy, ogrodu czy kwiatów.

Polska to domy ledwo stojące, pozbawione ogrodów i kwietników. Jednocześnie są to ziemie z ukrytym pięknem i tkwiącą w nich życiodajnością, które mogą pokazać swój prawdziwy potencjał jedynie pod niemiecką ręką. Pozostawał jedynie problem: co zrobić z zamieszkującymi je Polakami.

Od rozwiązania wyspiarskiego do rozwiązania ostatecznego

Przestrzeń życiowa, Lebensraum, nieustannie obecna w nazistowskich przemówieniach nigdy nie została ani definitywnie wyjaśniona ani wytyczona na mapie. W istocie pozostała płodną ideą, wielką utopią o wciąż zmieniających się polach znaczeniowych oraz liniach demarkacyjnych. Christian Ingrao przedstawia poszczególne etapy realizowania „paruzji rasowej”. Selekcja ludności, zarządzanie podbitymi terytoriami, wreszcie przyjmowanie migrantów i uchodźców wymagało coraz bardziej precyzyjnych planów. Było ich kilka, a każdy kolejny był coraz bardziej śmiały wizjonersko – tak pod względem zasięgu terytorialnego, jak i odpowiedzi na pytanie: co zrobić z „ludźmi zbędnymi”. Aby nie być gołosłownym, dla przykładu warto zestawić dwa rozwiązania. Jeden z pierwszych planów zakładał wysłanie osób niepożądanych na Madagaskar. Zamierzano osadzić tam cztery miliony ludzi, choć wyspa mogła pomieścić jedynie kilkadziesiąt tysięcy osób. Nazistowscy planiści nie pomylili się w obliczeniach; oczywistym dla nich było, że skazują większość deportowanych na śmierć głodową. Wyspiarski pomysł nie został jednak zrealizowany, a zastąpiły go inne, bardziej śmiałe. Proszę zwrócić uwagę na rozmach:

Łącząc liczby podane przez Ehlicha podczas wykładu z odsetkiem „osób przeznaczonych do przesiedlenia” wskazanym przez Beyera, jesteśmy wreszcie w stanie określić los ludności napływowej. Ehlich wspominał o 22,5 mln Polaków, z których zdaniem Beyera należy wysiedlić 85% (19,125 mln); 7 mln Czechów, z których trzeba się pozbyć 50% (3,5 mln); 4,1 mln Bałtów, z których również 50% ma być wysiedlone; 5 mln Białorusinów, z których 75% należy wysiedlić (3,75 mln) i 30 mln Ukraińców, z których wysiedleniu miało podlegać minimum 65% (19,5 mln) – odsetek ten nie dotyczył Ukraińców galicyjskich, zdaniem ekspertów rasowych bardziej nordyckich od pozostałych. Daje to sumę 47 925 000 osób niepożądanych.

Wyliczenia, jak widać, nie uwzględniały Żydów, których w czasie powstania planu (styczeń 1942 roku) szacowano na 8,3912 miliona. Plan ostatecznie zmodernizowano: wysiedlić należało w sumie 31 milionów osób, a gwałtownej śmierci poddać 25,3162 miliona.

Człowiek tułacz

Ludzie tu, ludzie tam; strzałki na mapie niczym wirujący kompas. Kto był w stanie w to uwierzyć? W świecie międzywojennym, jak pisze Ingrao,

[…] pięćdziesięciolatkowie uchodzili za starców, czterdziestolatkowie byli obarczani największą odpowiedzialnością, a młodzi – niedawno jeszcze nastolatkowie – stanowili piechotę tej armii realizacji nordyckich nadziei. Armii ludzi dobrze wykształconych, w większości po studiach uniwersyteckich, zatrudnionych w instytucjach SS i posiadających dyplomy wojskowe – to jeszcze bardziej wzmagało ich pragnienie doskonałości i nadawało przejawianemu przez nią radykalizmowi ideologicznemu specyficzny koloryt.

Szansa tworzenia nowego życia, niewątpliwy awans społeczny i awans materialny, stanowił z pewnością zachętę do porzucenia niemieckiej ojczyzny i budowania nowego świata w jej prowincjach. Czy tylko karierowiczami moglibyśmy wytłumaczyć owo zbrodnicze zaangażowanie? Christian Ingaro co pewien czas powstrzymuje czytelnika przed pochopnymi sądami i podkreśla, że nie dysponujemy całością źródeł. Zaznacza też, że wszelkie uogólnienia mogą prowadzić jedynie do zbyt uproszczonych tez. Aby nie wpaść we własne sidła, historyk badający społeczeństwo ogniskuje swoje spojrzenie na konkretne osoby, pokazując ich zaangażowanie. Spośród podanych przykładów rysuje się podobny model: młody, energiczny, a przede wszystkim wykształcony na podporządkowanym partii uniwersytecie, urzędnik zamienia się na okupowanych przez III Rzeszę ziemię w cichego mordercę. Co takiego zaszło „w terenie”, z dala od bezpiecznego biurka i uniwersyteckich dyskusji, że urzędnicy, bankierzy, nowi osadnicy, decydowali się na zabijanie innych ludzi? Owa „metamorfoza w terenie” wymyka się dokładnemu przestudiowaniu. Brakuje nam literatury osobistej, piśmiennictwa intymnego – listów i pamiętników. Z drugiej strony: czy chciano by ową metamorfozę uwieczniać, skrupulatnie zapisywać proces przemiany?

Innym pytaniem, szalenie ciekawym, jest to, czy utopia wzbudzała nieustanny zachwyt. Czy nie można było się zmęczyć szczęściem? W tym celu Ingrao przypatruje się pracy lekarzy określających czystość rasową wyruszających zasiedlić „przestrzeń życiową”:

Badania dzieliły się na sześć etapów: zapisanie danych identyfikacyjnych i wypełnienie karty dołączonej do dokumentacji medycznej migrantów; wywiad w temacie dziedzictwa biologicznego oraz ankiety biograficzne; badania lekarskie przeprowadzone przez lekarza SS; ocena rasowa dokonana przez specjalistę RuSHA; kolejne badania lekarskie oceniające zdatność kandydata do osiedlenia, również wykonane przez lekarza SS; oraz ostatnie, całościowe badanie rodziny. W zależności od przypadku i czasu tych sześć etapów wzbogacano o badania radiologiczne, które jednak nie były regułą.

Obietnica szczęścia prowadzi kandydatów przez drogę pełną niepewności. Wszystko złożone w ręce lekarzy i niewidocznych genów. Więcej tu strachu niż optymizmu, niepewności niż spokoju. Stanięcie na kontrolę lekarską zamienia się zatem w deklarację wiary. A lekarz – kapłan rasowy, czy spełnia swoja posługę z radością? Raczej nie. Badanie jednej osoby zajmuje półtorej godziny, całej rodziny – trzy. Wydaje się, że utopia ślimaczy się, ciągnie w procedurach, których kandydaci do życia we wschodniej utopii woleliby uniknąć.

Sen, koszmar

Utopia obiecanego Wschodu, który już-już był na wyciągnięcie ręki, musiała być niezwykle kusząca. Zaskakuje czytelnika, jak Christian Ingrao wykorzystuje źródła do tej pory raczej pomijane. Jednym z takich źródeł jest katalog wystawowy Zaplanować i zbudować Wschód z 1941 roku, zaprezentowany w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych w Berlinie. Każde z miast powstałych na Wschodzie powinno zawierać monumentalne budowle związane z kulturą: kina, teatry, muzeum, ratusz, salę koncertową. Sercem miasta był wielki plac do wieców politycznych, który miał zapewnić wszelkie potrzeby socjalizacji. Projektowano także mieszkania: obowiązkowa duża sypialna, ponieważ przy małżeńskim łożu powinna stać kołyska. Plany architektoniczne sięgały także domów na wsi, gdzie rezygnowano z krzeseł (podkreślających indywidualność) na rzecz gromadnego siedzenia wokół stołu na ławach. Z obliczeń wynika, że ława przeznaczona była dla jedenastu osób. Za tę obietnicę lepszego życia społeczeństwo niemieckie było gotowe zamordować miliony osób. Nie zawsze jednak chciało to robić własnymi rękami. Ingrao kończy Obietnicę Wschodu ponad stustronicowym opisem przypadku Zamościa, który był potraktowany przez nazistowskie Niemcy jako laboratorium. Kierując inżynierią społeczną – poprzez wysiedlenia, segregację, wykluczenia – doprowadzono do sytuacji, którą francuski historyk nazwał wojną „między swoimi”. To nieustanny, permanentny konflikt wszystkich ze wszystkimi: Polaków, Ukraińców i Żydów we wszelkich konfiguracjach politycznych. W tym konflikcie Niemcy bardziej starali się podsycać jego ogień, niż brać w nim udział. Jak celnie puentuje Ingrao: „Sen nazistowski oznaczał koszmar nadgraniczny”.

Obietnica Wschodu jest tomem zbyt bogatym, by przedstawić wszystkie jego aspekty w recenzji. Christianowi Ingrao udało się napisać książkę, którą zainteresowani będą zarówno historycy wybitnie specjalizujący się w dziejach III Rzeszy, jak również czytelnicy nieposiadający akademickiego przygotowania. Jest to wreszcie pozycja niezwykle aktualna, czego ma świadomość sam autor, gdy pisze:

Utopia nazistowska pogrążyła kontynent w mroku, z którego jednak Europie udało się wydobyć i stworzyć nową przyszłość. Musimy o tym pamiętać w „czasie przeklętej algebry”, kiedy mamy do czynienia z wojnami „między swoimi” na Bliskim Wschodzie, rozpaczą uchodźców na naszych granicach, polityką rezygnacji, porzucenia i mroku egzystencjalnego.

Ch. Ingrao, Obietnica Wschodu. Nazistowskie nadzieje i ludobójstwo 1939–1943, tłum. Jakub Jedliński, Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego, Warszawa 2022

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Koszmarne marzenie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 208

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...