Nowy Napis Co Tydzień #211 / Są książki, które warto napisać, nawet jeśli nikt ich nie przeczyta
Warto – nie warto
W przygotowywanym właśnie do druku ósmym z kolei tomiku poetyckim Janusza Andrzejczaka zatytułowanym Bezdomnia znajduje się wiersz Warto, którego pointa daleka jest od zasad autopromocji czy marketingu wydawniczego:
Właśnie dlatego,
że dzień kolejny
znów będzie świtał
warto znów książkę
której na pewno
nikt nie przeczytaJ. Andrzejczak, Wędrownia, Lublin 2022, s. 148. [1].
Autor jest realistą. Jego książki poetyckie – mówiąc najdelikatniej – nie biją rekordów popularności. Najnowszy wybór wierszy i poematów zatytułowany Wędrownia – wydany dzięki hojności prywatnych donatorów – ukazał się w skromnym nakładzie czterystu egzemplarzy, a czy każdy z nich znajdzie swojego odbiorcę, też nie wiadomo. Poeta z Torunia jest tego świadomy i bynajmniej nie zamierza zabiegać o poprawienie wyników sprzedaży – zapewne uważa, że „nie warto”, zwłaszcza że ma wiele innych, znacznie ciekawszych zajęć. W tej sytuacji pozostaje tylko uczynić to za niego i spróbować przekonać Czytelników, że są takie książki, które warto przeczytać, nawet jeśli nikt o nie nie zapyta, i że twórczość Janusza Andrzejczaka należy właśnie do tej kategorii.
Wiersze narodzone pod zieloną chmurą
O własnej twórczości i samym procesie twórczym poeta wypowiada się z pewną nonszalancją, bagatelizując jej wartość i ironizując na temat artystowskiej pozy. Z autotematycznych wątków jego wierszy mogłoby wręcz wynikać, że powstają one samoistnie – przelewają się na papier, „skapują z ręki” (Do kartki), „rękę piórem przeszywają i do plecaka wpadają prościutko w zeszyt” (Na brzegu moczaru). W wierszu Melancholia poeta przyznaje się wręcz, że znajduje wiersze w dziuplach, wśród gałęzi i liści, zasypane w leśnej ściółce. Te wiersze „naprószył” pierwszy śnieg w brzezinie, ulepiły je trznadle bawiące się w gałęziach. Wystarczy je pozbierać.
Z kolei w utworze Jesteś moim z tomu Przedziwnia Andrzejczak tak opisuje swoją metodę twórczą:
Na igły swoich sosen
nabijam wers po wersie
tak tobie niosę
po strofie strofę
bo jesteś
najmoim wierszemTamże, s. 66. [2].
Dalej pisze o wiązaniu rymem i rytmem „jutrzenki larum” ze „spokojem wieczoru”, „wiersza z wierszem”, „zwrotki za zwrotką”. Te nie spisane jeszcze wiersze spoczywają w dziupli „półżywego drzewa”. Trzeba je dopiero „wyciszyć z duktów, z łąk, z bagien” – ponieważ bycie poetą nie polega wcale na pisaniu wierszy, to przede wszystkim umiejętność milczenia i zasłuchania w głosy natury. Jak czytamy w wierszu Być poetą z tomu Tajemnia:
Poezja to tęsknić
jeszcze przed rozstaniem
słyszeć niesłyszalne
znikąd wołanie
To deszcz usłyszeć
co pada daleko
korę brzozy podnieść
niby baśni wieko
[…]
Być poetą widzieć
zieleń w oczach lisa
tylko słuchać milczeć
i wierszy nie pisaćTamże, s. 99. [3]
Trudno w tej sytuacji mówić o jakimś prawie autorskim. Te wiersze – po drogach i bezdrożach, po lasach i nad jeziorami zbierane, powstałe z melancholii, „która żyje w brzozach” (Melancholia) – są częścią świata natury i do niej należą. Dlatego w wierszu Ostatni z tomu Tajemnia poeta deklaruje, że wszystkie swoje książki rozda za darmo ptakom – pierwszemu napotkanemu łabędziowi, dzikiej gęsi, żurawiowi, drozdowi, czyniąc je tym samym spadkobiercami swojej twórczości.
Jak kowalik z głową w dół
Skoro pisanie/zbieranie wierszy nie jest ani źródłem dochodu, ani jakiegoś szczególnego splendoru, jakiż może być jego sens? W jakim celu pisać „książkę której na pewno nikt nie przeczyta”, którą nawet „za darmo komuś dać byłoby za drogo” (Spaliłem)? Skoro nie dla innych, to chyba dla siebie samego…
Proces twórczy opisywany w wierszu W las… przypomina popularny dziś trening uważności:
[…] idę w las wczesnym ranem
nie spuszczam ranka z oka
[…]
Tu jestem. Siadam, piszę
w mrówczą spoglądam trasę
pośród sosnowych szyszek
które już zaraz lasemTamże, s. 48. [4].
Las, natura nie są tu tylko źródłem poetyckich natchnień
Co charakterystyczne – dzikość zazwyczaj przypisywana jest w tej poezji ludzkiemu światu, w którym podmiot liryczny wyraźnie się nie odnajduje: „Żyć w mieście nie umiem” (Zielnik i mgła), „Umieram w tłumie” (Umiem), „Bezludny jestem / nieczłowieczy / chory na ludzi” (Bezludny). W wierszu Zawał z debiutanckiego tomu Takijeden wyobrażeniem ludzkiej cywilizacji jest miejskie targowisko z jego wrzawą, zamieszaniem i chaosem – „mydło, powidło, czapki, buty, kalesony, aparat made in China, oryginał sony”. Nic dziwnego, że w takich okolicznościach na końcu „ktoś dostał zawału” – jakby co, „tuż obok pali znicze cmentarz”
Tymczasem las oferuje wędrowcom ożywczą kąpiel w ciszy. Gubiąc się w jego gąszczach, paradoksalnie odnajdujemy się. Pojawiający się wielokrotnie w wierszach Andrzejczaka obraz człowieka ułożonego bezpośrednio na trawie, pod drzewem, „zwiniętego jak szczenię” (Lasem I) nawiązuje do pozycji embrionalnej – powrotu do łona matki ziemi. To tu człowiek odnajduje pełną harmonię ze światem – „Nic nie było nam przeciw / wszystko było ku nam” (Niepojętnia). Kontemplacja przyrody z głową w dół – jak kowalik, który „niebo ma w dole, a na górze ziemię” (Pytam) – jest również lekcją samopoznania, zapatrzenia w siebie przez pryzmat tafli jeziora, kropli deszczu czy wieczornej rosy. W wierszu Przed oknem podmiotliryczny obserwuje jakąś postać przyglądającą mu się z okna po zmroku. Pointa utworu jest zaskakująca zarówno dla bohatera lirycznego, jak i czytelnika:
A życie zawiłe
aż dreszcz po mnie przebiegł
bo to ja patrzyłem
na samego siebieTamże, s. 203. [7]
W poezji Janusza Andrzejczaka często pojawia się motyw lustra, zwierciadła. W socjologii i psychologii istnieje pojęcie „jaźni odzwierciedlonej” oznaczające samowiedzę jednostki opartą na jej interakcjach z otoczeniem
Wielokrotnie podkreślana jest też funkcja terapeutyczna lasu, jak choćby w przywoływanym już wierszu Bezludny, w którym podmiot liryczny wprost stwierdza: „Bezludny jestem / nieczłowieczy / chory na ludzi / i tylko las / las mnie leczy”; albo w wierszu Zielnik i mgła: „do życia las mi potrzebny / w nim strumień”. W tym lesie można odżywiać zmysły „mgielnym mlekiem”, twarogiem i masłem zrobionym z „mgielnej śmietany” – las jest więc pożywny i zdrowy. Co jednak najważniejsze – człowiek, który tak jak bohater wierszy Andrzejczaka „umiera w tłumie” – tu odzyskuje siły witalne w jedności z naturą. W wierszu Umiem z tomu Tajemnia podmiot liryczny chwali się:
Umiem wodę uzbierać z kropel
po liściu skapujących skąpo
[…]
zobaczyć ciszę
[…]
I jeszcze sprawić umiem
że cały sobą w lesie jestem
a on cały sobą
jest ku mnieTamże, s. 134. [10]
Zbieranie wierszy po lasach i nad jeziorami to zatem proces rewitalizujący, umożliwiający odnalezienie siebie, reintegrację rozproszonej w chaosie świata osobowości – w pełnej harmonii z naturą.
Raczej Wigry niż Rzym czy Rijeka
Janusz Andrzejczak jest piewcą rodzimej przyrody i polskiego krajobrazu, a w jego genotypie zapisane jest zwłaszcza upodobanie do kresowych obrazów, smaków i zapachów. W wierszu Nie tęsknię czytamy wprost, bez poetyckich metafor:
Nie obchodzi mnie Rzym, Rijeka
nie tęsknię do Francji i Danii.
Tęsknię do zsiadłego mleka,
nad Hańczą, u pani StefaniiTamże, s. 12. [11].
Suwalszczyzna ze swoimi tajemniczymi, ukrytymi w lasach sucharami
Zachwytom nad niepospolitą urodą tych miejsc towarzyszą próby sakralizacji boskiego krajobrazu. Wiersz I tyle jest piękną modlitwą wędrowca:
Przez cuda lasów
mówisz do mnie Panie,
[…]
Przed Tobą w drzewie,
Boże mój klękam
i głowę chylę
przed pięknem dobra
i dobrem piękna,
i tyleJ. Andrzejczak, Wędrownia, s. 188. [13]
Owa sakralizacja wyraża się nie tylko w hołdzie oddawanym dosłownie na klęczkach wspaniałemu leśnemu światu, ale również w eschatologicznym związaniu go z wymarzonym „po żywocie rajskim przebytem”. Kolejna prośba do Boga, tym razem z wiersza Jak tutaj:
Proszę Cię Boże
by tam było jak tutaj
by była tam polana
we mgłach zasnutaTamże, s. 190. [14]
z teologicznego punktu widzenia może się wydawać nieco naiwna, ale kto wie, czy Raj rzeczywiście nie jest po prostu spełnieniem naszych ziemskich marzeń…(Raj)
W twórczości Andrzejczaka obserwujemy więc wzajemne przenikanie sacrum i profanum. Sakralizacji lasu towarzyszy „uleśnianie” Raju. Trochę jak u Norwida, który w muzyce Chopina widział zstąpienie „starożytnej Cnoty w dom modrzewiowy wiejski”, by go przemienić, przebóstwić, „Hostię przez blade ujrzeć zboże”
Czas drogi – drogi czas
Życie bohatera utworów Janusza Andrzejczaka rozwija się na dwóch współrzędnych – są nimi droga i czas. Nie jest to jednak ruch prostoliniowy. W wierszu Moja drogo z tomu Bezludnia poeta pisze:
Kocham cię moja drogo za to
że dla wszystkich
w jedną i drugą jesteś stronę
a tylko
tylko Dla mnie
jesteś
i w stronę trzeciąJ. Andrzejczak, Wędrownia…, s. 150. [16]
Trzecia strona drogi to kierunek nieoczywisty – jakaś prywatna, boczna odnoga. Zejście w nią niesie ze sobą ryzyko pobłądzenia, a jednak bohater z upodobaniem je podejmuje. Można by zdiagnozować u niego pewnie jakąś postać poriomanii – zwłaszcza że sam określa siebie jako „wędrowca bezdrożnego” (poemat Bezdrożnia). Wierszy z motywem drogi już w samym tytule jest w Wędrowni dziewięć (Podróż, Czy pamięta nasza droga, Ja i droga, Moja drogo, Pójdę, Dokąd to mi, Pośród drogi, Wszystkie drogi, Bezdrożnia), nie będzie jednak przesadą stwierdzenie, że właściwie wszystkie niemal utwory Andrzejczaka traktują o wędrowaniu w tę trzecią stronę. Ich bohater jest ucieleśnieniem archetypu homo viator, swoje życie postrzega w kategoriach pielgrzymowania – jego atrybutem jest kostur podróżny (Po prostu), a inspiracją – przeszywający wiosenne niebo od początku aż po krańce klucz żurawi (Żurawi różaniec).
Janina Abramowska w znanym eseju Odys współczesny zwróciła uwagę na przewartościowanie tradycyjnych pojęć domu i świata, jakie dokonało się wraz z przełomem romantycznym. Ten pierwszy, wartościowany na ogół pozytywnie, przeciwstawiano dotąd wędrówce – postrzeganej jako rodzaj wygnania, tułaczki, ewentualnie obfitującego w rozmaite przygody powrotu do utraconego domostwa
może być nic prawie
[…]
to co jest z odwiecza
ściany tylko z powietrza
sufit tylko z niebaJ. Andrzejczak, Wędrownia…, s. 232. [18].
Znowu tak samo jak u Norwida, którego pielgrzym tyle tylko ziemi na własność posiada, „ile jej stopa pokrywa, dopókąd idzie!”
Dla Andrzejczaka wędrowanie to coś więcej niż sposób na życie – to jego cel, przeznaczenie i powołanie, ponieważ życie to właśnie czas bycia w drodze, czas drogi. W wierszu Ale jeszcze z tomu Tajemnia ta droga nazywana jest wspinaniem się „po pniach ku niebu” (trochę jak w wielkim przeboju grupy Led Zeppelin
Dopóty to wszystko
iść warto
ku dobru
ku pięknuJ. Andrzejczak, Wędrownia…, s. 143. [21].
Trzecia strona drogi, jej boczna odnoga, dzikie odgałęzienie – to również pójście na przekór czasu rozumianego w sposób linearny. Bezdroże jest bowiem w poezji Andrzejczaka również bezczasem, czyli zanurzeniem się w odwiecznym. W wierszu pod znamiennym tytułem Ten sam podmiot liryczny w ulotnych zjawiskach tego świata, takich jak wiatr, „żabi śpiew” czy zmierzch, dostrzega jego stałą zasadę, odwieczną regułę opartą na powtarzalności. Podobnie w wierszu Jeszcze przylecą ptaki, w którymwyrażana jest wiara, więcej: pewność, że znowu, jak zawsze, „drzewa zalistnieją” i „wszystkie szlaki zieloną zarosną knieją”. Odrodzenie, powstanie z martwych do życia jest istotą odwiecznego rytuału natury. W tym właśnie wyraża się wartość darowanego nam czasu, że umożliwia nam powrót do rajskiej kondycji, do owego in illo tempore albo do tempo plenitudo – pełni czasu, którą Tomasz z Akwinu upatrywał we wcieleniu Chrystusa. Dlatego właśnie czas jest tak drogi, że stanowi wrota do zbawienia – własnego i bliźnich, za których jesteśmy współodpowiedzialni.
„Luksusy z antykwariatu”
Leszek Długosz w krótkiej przedmowie do Wędrowni nie ukrywa swojego upodobania do klasycznej, dziś nawet nieco archaicznej poetyki Janusza Andrzejczaka, nazywając ją pieszczotliwie „luksusami z antykwariatu”. Rzeczywiście nie znajdziemy w tych wierszach eksperymentów formalnych – ich podmiot liryczny przemawia do nas językiem prostym, a jednocześnie dostojnym, wierszem zupełnie naturalnym, a przecież związanym zręcznie regularnym metrum sylabicznym i rymem. Szczytem poetyckiej ekstrawagancji mogą się wydawać co najwyżej liczne neologizmy, ale przecież i one są ściśle sfunkcjonalizowane i uzasadnione potrzebami komunikacyjnymi – jak bowiem wyrazić to, co ze swej natury niewyrażalne, jak wypowiedzieć nawet frazeologicznie nieme zachwycenie? Wbrew nieodpartym skojarzeniom leśmianowskim neologizmy nie są więc w poezji Andrzejczaka próbą epatowania czytelnika inwencją słowną czy tworzywem baśniowej atmosfery świata przedstawionego, lecz raczej przyznaniem się do bezradności, do tego, że dotarło się w swojej wędrówce do granic świata wyrażalnego i stanęło właśnie na krawędzi „Tajemni”.
Podobnie ze wszystkimi innymi tak zwanymi zabiegami poetyckimi. Mamy wrażenie, że są one koniecznością – naturalną, wręcz odruchową reakcją werbalną na rzeczywistość. Weźmy na przykład wielokrotne wyliczenia, na których oparte są chociażby takie utwory jak Burza nad torfowiskiem, Jesień, Łąki czy Dar. Jakże inaczej wyrazić obfitość natury, bogactwo i różnorodność świata? Albo synestezje czy instrumentacje głoskowe… Przecież nie uniknie ich ktoś, kto zbiera do swoich „zeszytów kroków” zapachy i smaki lasu, szumy sitowia, dyskretne szmery wiatru w gałęziach.
Warto
Czterysta egzemplarzy – nie jest to niestety wyrafinowana koncepcja marketingowa wydawcy polegająca na budowaniu ekskluzywności produktu przez jego reglamentację. Dlatego nie posłużę się wysokością nakładu jako rekomendacją. Mam jednak w zanadrzu inny, może najważniejszy argument. O tym, że warto przeczytać książkę Janusza Andrzejczaka decyduje przede wszystkim to, że jej osobistej lektury nie zastąpi żadne, nawet najbardziej wnikliwe omówienie – tak jak wiosennego spaceru po lesie nie zastąpi najlepszy nawet film przyrodniczy. Dlatego szczerze zachęcam: wybierzmy się koniecznie do lasu z Wędrownią w plecaku.
Janusz Andrzejczak, Wędrownia. Wiersze, poematy w wyborze autora,Lublin: Wydawnictwo Test, 2022.