09.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #228 / Marian Pankowski skompilowany

Opracowanie antologii tekstów pisarza jest nie lada wyzwaniem redaktorskim. Przykład Mariana Pankowskiego, twórcy o imponującym dorobku, pokazuje, że w takim przypadku wskazane wydaje się stworzenie wyborów osobnych: dla poezji, dramatu i prozy.

Wyodrębnienie pierwszego z wymienionych rodzajów po trosze ułatwiła naturalna cezura artystyczna: oto w połowie lat pięćdziesiątych poprzedniego stulecia Pankowski, coraz chętniej skłaniający się ku epickim oraz teatralnym formom, porzucił lirykę, z którą jeszcze w przedwojennej Polsce rozpoczął flirt przeistoczony – już po wojnie i w Belgii – w namiętny romans, czego efektem były trzy tomiki wydane w Brukseli po polsku (Pieśni pompejańskie, 1946; Wiersze alpejskie, 1947 i Podpłomyki, 1951) oraz dwa francuskojęzyczne (Couleur de jeune mélèze, Bruksela 1951 i Poignée du présent, Paryż 1954). Echo tego etapu twórczości pisarza dotarło z opóźnieniem do wydawnictw w PRL. Nic dziwnego zatem, iż dopiero w 1958 roku sfinalizowano publikację pierwszego wyboru wierszy Pankowskiego z lat 1945–1955: tomik Sto mil przed brzegiem przygotowano w Państwowym Instytucie Wydawniczym (nie podano autora wyboru) i stał się on naturalnym podsumowaniem pierwszej fazy twórczości pisarza.

Owo krajowe zaistnienie poety było jednak dlań o wiele za późne. Po wydaniu w Paryżu jego prozy Smagła swoboda (1955) nagrodzonej przez „Kulturę” Pankowski w czasie warszawskiego „debiutu” pracował już mocno nad powieścią Matuga idzie – tekstem ironicznym i drapieżnym, w którym słynna autodedykacja („Maniusiowi Pankowskiemu, autorowi lirycznych wierszy poświęcam”) miała pokazać ostateczne zerwanie z artystyczną przeszłością. Nic dziwnego, że późniejsze retrospektywy jego poetyckiego dorobku były rzadkością: tomiki z wyborami wierszy pojawiły się w następnych dekadach w Polsce już tylko dwukrotnie i raczej z inicjatywy osób zaangażowanych w promocję twórczości pisarza. Tak było w przypadku Zielnika złotych śniegów, opublikowanego przez lubelskie Wydawnictwo FIS w 1993 roku, w wyborze i opracowaniu Stanisława Barcia (autora pierwszej monografii naukowej poświęconej sanocko-brukselskiemu twórcy). Zbiór, przygotowywany z zamiarem reprezentatywnego ujęcia poezji Pankowskiego i skonsultowany z literatem, imponował rozmachem repertuarowym: antologista sięgał nie tylko po wiersze z wcześniej wydanych na emigracji tomów (w tym francuskojęzycznych), lecz także po rzeczy mniej znane (juwenilia, utwory rozproszone), stawiając na różnorodność tematyczną i formalną. Inaczej było z tomikiem Moje słowo prowincjonalne wydanym w 1998 roku w Sanoku, do którego wiersze wybrał Janusz Szuber. W tym przypadku chodziło o skromne bibliofilskie wydawnictwo towarzyszące uroczystości nadania Pankowskiemu honorowego obywatelstwa w jego rodzinnym Sanoku, więc zestaw utworów ograniczał się przede wszystkim do tych zawierających akcenty lokalne. Publikacja została opatrzona wstępem Krystyny Ruty-Rutkowskiej, której monografia poświęcona dramaturgii Pankowskiego pojawiła się w kraju trzy lat później. To właśnie przy dorobku teatralnym Mariana Pankowskiego można zatrzymać się na dłużej, jeśli mowa o książkowych wyborach utworów tego rodzaju.

Początki dramaturgiczne pisarza nie wydawały się oszałamiające, gdyby patrzeć na częstotliwość pojawiania się jego sztuk w druku: po debiutanckim Biwaku pod gołym niebem (pierwodruk w krajowym miesięczniku „Dialog” w 1959 roku) trzeba było czekać aż pięć lat, by światło dzienne ujrzał kolejny dramat, tym razem wydany w paryskiej „Kulturze”: była to dwuaktówka Królestwo (po paru latach poszerzona przez autora i wydana pod nowym tytułem Król Ludwik). Nie oznacza to, że Pankowski nie parał się w tym czasie dramatopisarstwem – przeciwnie, jego pisarskie archiwum zgromadzone obecnie w Bibliotece Narodowej pokazuje, że pracował on w tym okresie nad kilkunastoma różnymi pomysłami, ale ostatecznie żaden z nich nie zyskał kształtu pozwalającego na publikację. Stało się tak dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych, gdy pisarz podjął stałą współpracę z londyńską oficyną Bednarczyków: kolejne jego sztuki zaczęły pojawiać się regularnie na łamach kwartalnika „Oficyna Poetów” lub w osobnych drukach zwartych tego wydawnictwa. Szybko też zaczęły być tłumaczone na francuski.

W rezultacie już na początku następnej dekady w lozańskim wydawnictwie L’Âge d’Homme przygotowano zbiór dramatów Pankowskiego Théâtre complet – i to w dwóch tomach, wydrukowanych co prawda w sporym odstępie czasowym: pierwszy z nich wyszedł w 1972 roku i zawierał cztery znane dotąd z wersji polskich sztuki, zaś na drugi trzeba było poczekać do 1978 roku: zamieszczono w nim przekłady kolejnych czterech utworów. Całe to przedsięwzięcie było inicjatywą Alaina Van Crugtena, tłumacza wielu tekstów Pankowskiego na francuski, redaktora owej publikacji i autora znanego eseju Marian Pankowski, kozak i moralista, który posłużył za wstęp do drugiego tomu.

Także na emigracji, dzięki wspomnianej już londyńskiej Oficynie Poetów i Malarzy, w latach osiemdziesiątych ujrzały światło dzienne dwa polskojęzyczne tomy dramatów Pankowskiego: Nasz Julo czerwony i siedem innych sztuk (1981) oraz Teatrowanie nad świętym barszczem i pięć innych sztuk (1989). Łącznie (choć nie tworzyły formalnie jednej serii) zawierały one praktycznie wszystkie sztuki teatralne, jakie do końca owej dekady pisarz miał na koncie. W Polsce dopiero w kolejnym dziesięcioleciu pojawiły się zbiory sztuk teatralnych Pankowskiego, przygotowane w Wydawnictwie Literackim: w 1995 roku tom Teatrowanie nad świętym barszczem z czterema utworami w wyborze i opracowaniu Krystyny Latawiec (autorki pierwszej monografii poświęconej dramaturgii Pankowskiego), zaś rok później Ksiądz Helena, gdzie prócz tytułowego utworu znajdowały się jeszcze dwie inne sztuki. W pierwszym roku nowego stulecia uzupełnił te zestawy przygotowany przez Wydawnictwo Lubelskie tom Pięć dramatów, opatrzony przedmową Krystyny Ruty-Rutkowskiej. Ostatnią antologią sztuk teatralnych Pankowskiego był wydany w 2015 roku przez Instytut Badań Literackich PAN, w ramach serii „Dramat polski. Reaktywacja”, zbiór Królestwo. Dramaty, w wyborze i ze wstępem niżej podpisanego. Wyróżnia tę pozycję nie tylko fakt, że jest ona najobszerniejszym jednotomowym wyborem, ale pozostaje ona także jedynym tak starannie opracowanym językowo (przez Blankę Mieszkowską) i edytorsko zbiorem tekstów teatralnych Pankowskiego.

A jak koncepcje wydawnicze wyglądały w przypadku antologii dzieł prozatorskich pisarza? Niestety, tu sytuacja miała się nieco gorzej. Jak wspomniałem, okres od połowy lat pięćdziesiątych to u Pankowskiego, obok wciąż dużej aktywności publicystycznej, przekładowej i popularyzatorskiej, coraz intensywniejsza praca prozatorska. Początkowo pisane do szuflady opowiadania zaczęły w końcu pojawiać się drukiem, przede wszystkim w emigracyjnych czasopismach londyńskich – zwłaszcza w „Wiadomościach” i „Merkuriuszu Polskim” – ale też w paryskiej „Kulturze” (dopóki pisarz nie zerwał z nią współpracy w 1959 roku). Było zatem kwestią czasu zaplanowanie publikacji zwartej z wyborem tej małej prozy, tym bardziej że realizacja pomysłu była już ustalona z Bednarczykami. Ci jednak ostatecznie wycofali się z projektu i Pankowski własnym nakładem wydał w 1965 roku w Brukseli tom Kozak i inne opowieści, zawierający osiem opowiadań, w tym dwa wcześniej niepublikowane. Przekład francuski tego samego zestawu utworów pojawił się w 1974 roku w Szwajcarii (Tout près de l’œil). Ciekawy był natomiast wariant krajowy oryginalnego tomu. W 1979 roku Wydawnictwo Literackie wydało wybór zatytułowany Bukenocie, gdzie obok tytułowego opowiadania – nieobecnego w brukselskim wydaniu sprzed czternastu lat – dodatkowo pojawiły się dwa teksty opublikowane w latach siedemdziesiątych jako rozproszone (Lida oraz Herbata z cytryną); jednak nie było to wydanie „drugie poszerzone”, gdyż jednocześnie z tomu „zniknęły” dwa inne opowiadania z emigracyjnej wersji, w tym opowiastka Przyjaciele dzieci poruszająca temat pedofilii. W tym samym roku w Holandii wyszedł jeszcze wariant oryginalnego tomu zatytułowany Beukenootje en andere verhalen, dla którego niderlandzki romanista Paul Beers przełożył z francuskiego dziesięć opowiadań Pankowskiego z lat 1959–1964. Jednak wciąż nie było to okazałe (jak na kilkanaście lat pracy twórczej) podsumowanie dorobku pisarza – wówczas już także autora kilku powieści, który wciąż regularnie zamieszczał nowele i opowiadania w czasopismach po obu stronach żelaznej kurtyny.

Zaskakujące bywały kolejne książkowe zestawy. O ile można zrozumieć wersje obcojęzyczne – uzależnione przecież od konieczności uprzedniego dokonania przekładów – to już trudniej wyjaśnić wybory polskojęzyczne. Podczas gdy kolejny niderlandzki zbiór nowszych opowiadań, zatytułowany De les van Simone en andere verhalen (1997), imponuje objętością oraz gdy docenić należy francuski tom Le Thé au citron z 1989 roku, w którym odnajdziemy opowiadania Pankowskiego napisane kilkanaście lat wcześniej, wraz z tytułową Herbatą z cytryną oraz Lidą, to dziwny wydaje się pomysł Wydawnictwa UMCS w Lublinie, by w 1997 roku sięgnąć tylko po te dwa wymienione teksty w miniaturowym tomiku, niemal dwadzieścia lat po ich napisaniu i przedruku w tomie Bukenocie. Z kolei polski zbiór Złoto żałobne, drukowany w kraju w 2002 roku, choć objętościowo bogatszy od jego francuskojęzycznego pierwowzoru L’Or funèbre (1993) o trzy opowiadania, nie zawierał jednak umieszczonej w tym ostatnim tomie kontrowersyjnej noweli Pralinki (publikowanej na łamach „Okolicy Poetów” jeszcze w roku 1974), która nigdy nie doczekała się przedruku w jakimkolwiek polskojęzycznym zbiorze książkowym.

A świetna okazja ku temu nadarzyła się ponownie, po śmierci pisarza, gdy wydawnictwo Korporacja Ha!art przygotowywało zbiór drobnych tekstów prozatorskich Pankowskiego. Miało (i mogło) to być tak potrzebne książkowe uzupełnienie, zbierające w jednym miejscu wszystkie te małe prozy, które dotąd pozostawały rozproszone. W rezultacie wydany pod redakcją Tomasza Charnasa tomik Nastka, śmiej się! Opowiadania (2013) zaoferował jednak mniej, niż pierwotnie zdawał się sugerować. W zbiorze zgromadzono, jak reklamowała go redakcja, „ostatnie małe formy”, drukowane w czasopismach krajowych w ostatniej dekadzie życia Pankowskiego. Lecz w takim razie: co w tym zestawieniu robiła proza poetycka Daniela, która jest przecież tekstem jeszcze z 1958 roku, opublikowanym wówczas w paryskiej „Kulturze” i w krajowym tomiku Sto mil przed brzegiem? A jeśli już, czemu nie pojawiły się tutaj inne stare miniatury, na przykład Góralu, czy ci… (pierwodruk: „Kultura”, 1959) czy Podróż jednego sarmaty do Drogenbosu… („Wiadomości”, 1966) lub teksty nieco nowsze, jak Podchorąży Gil („Akcent”, 1998)? I żal zwłaszcza, że zabrakło właśnie wspomnianych powyżej Pralinek, bo gdzie indziej niż właśnie w Ha!arcie można byłoby wydrukować tak skatologiczny tekst?

Mieszane uczucia, już nie tylko z powodów repertuarowych, budzi również najnowszy wybór prozy Pankowskiego: tym razem znacznie obszerniejszy, bo chodzi nie o nowele czy opowiadania, lecz o powieści, które pierwotnie pojawiały się w osobnych wydaniach zwartych. Mam na myśli świeżą publikację Ossolineum (wyszła w połowie bieżącego roku) zatytułowaną Z Nocy i Mowy. Wybór opowieści, na którą składają się trzy utwory: Smagła swoboda, Matuga idzie. Przygody oraz Granatowy Goździk. Wyboru dokonał Paweł Szroniak, zaś znakomite posłowie napisał Marian Bielecki.

Nie można nie cieszyć się z takiej inicjatywy, przypominającej dzieła ważne dla dwudziestowiecznej historii polskiej literatury, zwłaszcza gdy od ich powstania minęło już kilkadziesiąt lat (najmłodszy z tych tekstów ma już ponad pół wieku); jako wieloletni propagator twórczości Pankowskiego powinienem tylko przyklasnąć przedsięwzięciu, co zresztą skwapliwie czynię, bo tego autora – niewątpliwie współtworzącego kanon polski – wciąż za mało na księgarskim rynku. Muszę jednak zarazem, niczym advocatus diaboli, dołączyć pewne uwagi, gdyż przy tej okazji rodzi się kilka pytań lub wątpliwości.

Po pierwsze: dlaczego właśnie te trzy utwory? W notce wydawniczej czytamy, że stanowią one „nieformalną trylogię rodzinną”. Cóż, to faktycznie bardzo nieformalna kwalifikacja, bo ma się nijak do intencji samego autora. Poza tym, o ile jeszcze Smagła swoboda przywołuje dziecięce doświadczenia pisarza, to już w Matudze topos sanocki zajmuje względnie niewielki, początkowy fragment powieści, zaś w Granatowym Goździku Sanok jest raczej tłem dla wewnętrznej opowieści osadzonej w nadrzędnej narracyjnej ramie współczesności (ten ostatni zabieg chętnie zresztą był przez pisarza powtarzany w późniejszych powieściach: w Pątnikach z Macierzyzny i – zwłaszcza – w Powrocie białych nietoperzy). Ponadto, jeśli szukać rodzinnych i lokalnych wątków, znajdziemy ich bez liku w opowiadaniach czy nawet w przedostatniej książce wydanej za życia Pankowskiego, Niewoli i doli Adama Poremby. Patrząc z kolei na debiut prozatorski tego pisarza: czy możliwa byłaby Smagła swoboda w jej ostatecznym kształcie, ale przede wszystkim w emocjonalnym wydźwięku, gdyby nie choćby wcześniejsze poetyckie Podpłomyki, na wskroś sanockie?

Kolejna kwestia: dlaczego nową edycję utworów przygotowano w oparciu o krajowe wydania książek, niepozbawione pomyłek? Dlaczego nie sięgnięto po emigracyjne pierwodruki, co do których przynajmniej istnieje pewność, że były językowo korygowane i zaaprobowane przez samego autora? Już nie wspominając o tym, że po Ossolineum można było się spodziewać wydania krytycznego, bazującego na materiałach źródłowych (rękopisach i kolejnych redakcjach maszynopisów) dostępnych w archiwum pisarza. Tymczasem nie dość, że zawierzono wersjom peerelowskim, to jeszcze – cytuję – „w utworach uwspółcześniono interpunkcję i ortografię”. Czy to nie nazbyt lekkomyślna decyzja redaktorska wobec twórcy uznanego już dawno temu za stylistę niemającego sobie równych we współczesnym piśmiennictwie polskim? Wobec twórcy, który z uwagi na emigracyjne oddalenie utrwalił w pamięci i na kartach książek przedwojenną polszczyznę, wywiezioną z kraju kilkadziesiąt lat wcześniej – polszczyznę z jej egzotyczną dziś barwnością i składniowym nieposłuszeństwem wobec obecnych norm? Wreszcie: wobec twórcy, który nierzadko w sposób zamierzony archaizował wiele swoich tekstów i deformował składnię, czyniąc z tego nie tylko zręczne wprawki stylistyczne, lecz także urządzając czytelnikowi pyszną językową zabawę?

Powyższe zastrzeżenia nie pozwalają mi cieszyć się w pełni z ponownego wydania tak wartościowych utworów. Pozostaje niedosyt.

A ostatnią łyżką dziegciu okazał się błąd rzeczowy w notce biograficznej na skrzydełku tylnej okładki Z Nocy i Mowy: otóż Mariana Pankowskiego uśmiercono tu o dwa lata za wcześnie. No, takie wpadki nie zdarzały się dawniej w tak szacownych wydawnictwach. O tempora!

Marian Pankowski, Z Nocy i Mowy. Wybór opowieści, Wrocław 2023.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Chomiszczak, Marian Pankowski skompilowany, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 228

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...