30.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #231 / Nasz człowiek na Bałkanach

W 1863 roku, dzięki znakomicie poprowadzonej i całkiem nieźle finansowanej kampanii marketingu politycznego (tak dziś nazwalibyśmy działania Hotelu Lambert), doszło do niezwykłego fenomenu kulturowo-politycznegoPor. P. Chmielewski, Wielka wojna małych obrazów, „Nowy Napis Co Tydzień” 2023, nr 204. [1]. Otóż w dziedzinie prasowej propagandy i wpływu na opinię publiczną „sprawa polska” stała się nieomal „sprawą europejską”. Wśród dziennikarzy i czytelników najważniejszych tytułów we Francji, na Wyspach Brytyjskich oraz w stolicy Austro-Węgier, a za nimi Włoch, Szwecji i Niderlandów, nie było nikogo, kto – przynajmniej werbalnie – nie stanąłby po stronie polskich powstańców, przerażony okrucieństwem carskich wojsk. Ten entuzjazm, sympatia i nieomal nieograniczone zainteresowanie już w połowie pierwszego roku Powstania Styczniowego zaczęły gwałtownie słabnąć. Wykrwawiające się w polskich lasach i na Litwie słabnące oddziały musiały stanąć do kolejnej nierównej walki – szpalty gazet i zaciekawienie czytelników przyciągała już wojna domowa w Meksyku (zakończona egzekucją austriackiego pretendenta) oraz kolejne bitwy Północy z Południem w Stanach Zjednoczonych.

W tym czasie, w apogeum sukcesu ilustrowanych magazynów (II połowa XIX stulecia), czytelnik domagał się nowości, a najlepiej sprzedawały się wojna i plotki z wyższych sfer – ale pierwsze miejsce zajmowała zawsze wojna. Gdy wertujemy roczniki „The Illustrated London News”, “L’Illustration. Journal Universel” i „Le Monde Illustré” – trzech najpotężniejszych tytułów prasy ilustrowanej tamtego okresu – uderza nas jedno: świat jest pogrążony w permanentnej walce. Nie zapominajmy jednak, że czytelnikami owych magazynów była stosunkowo dobrze sytuowana klasa średnia (niższa, wyższa i wszystkie middle middle class) angielskich miast, a także zadowoleni z postępu mieszczanie, właściciele fabryk i centrów mody czy też kopalni i linii kolejowych z Paryża, Lyonu i kolonialnych metropolii. Tych czytelników wojny nie dotykały bezpośrednio. Mimo to, jeśli weźmiemy dosłownie powiedzenie, że „nad Imperium Brytyjskim słońce nigdy nie zachodziło”, a Francuzi władali niemal połową basenu Morza Śródziemnego i całkiem sporym kawałkiem Azji czy wysp Pacyfiku, to dostrzeżemy, że prawie każdy konflikt zbrojny, powstanie autochtonów czy otwarta wojna między imperiami, jakoś czytelników każdej z tych gazet dotyczyła – a z pewnością dotykała ich kont bankowych i portfeli akcji.

Tacy czytelnicy domagali się, poza tekstem, przede wszystkim obrazów. Wprawdzie już plądrowanie i okupacja Warszawy przez kozackie oddziały oraz rozstrzelanie cesarza Maksymiliana przez juarystów zostały sfotografowane, ale na podstawie zdjęć powstawały znakomite grafiki i to one trafiały na strony gazet. Jeszcze nieomal do ostatniej dekady XIX wieku typowy korespondent wojenny lub podróżnik musieli posiadać nie tylko sprawne pióro, lecz także towarzystwo dobrego rysownika, który dostarczał redakcji ilustrowane reportaże. Aparaty były ciężkie i nieporęczne, ograniczały mobilność, a także zdradzały obecność korespondenta. Czas nieustannych potyczek w koloniach wymagał innych umiejętności. To jeszcze nie był Lawrence z Arabii, za którym podążał amerykański reporter uzbrojony w poręczny aparat Kodaka.

„The Illustrated London News”, nr 2472, 1886

Tymczasem ustały kampanie burskie, wyrastające na hegemona światowego Stany Zjednoczone nieomal skończyły holocaust rdzennej ludności, resztki buntujących się Maorysów zamknięto w rezerwatach, śmiercią każdego z bohaterów domknął się widowiskowy pojedynek Mahdiego z generałem Gordonem. Ilustrowana prasa nie miała dość spektakularnego materiału dla spragnionych nowości i emocjonalnego dreszczu czytelników. I wtedy właśnie wybuchła kolejna wojna ‒ na Bałkanach. W tyglu narodów starły się interesy korony brytyjskiej, Rosji, monarchii austro-węgierskiej i rozpadającego się powoli, lecz wciąż groźnego imperium Osmanów oraz licznych małych narodów. Konflikt Serbii z Bułgarią stał się nie tylko skomplikowaną pajęczyną, którą utkały europejskie potęgi, lecz także szansą do zaistnienia dla wielu odważnych dziennikarzy.

„M.” Piotrowski

Na stronie 385 w numerze 2 233 „L’Illustration” z 12 grudnia 1885 roku, poniżej ryciny ukazującej przejazd oddziału dragonów w górach obok zwłok zabitego chłopa, widzimy obraz z pięcioma mężczyznami, odpoczywającymi w pasterskiej chacie niedaleko Dimitrovradu (wtedy Caribrod). To korespondenci potężnych europejskich redakcji: Henri Felix de Lamothe (1843–1926) z „Le Temps”, Chytil (prawd. Karel 1857–1943) z „Neue Freie Presse“, Guillaume Fillion z „l’Agence Havas“, Spiridion Gopčevič (1855–1909) z ”Berliener Tagblatt” oraz mężczyzna podpisany jako „M.” Piotrowski, wysłannik „L’Illustration. Journal Universel”. Pomimo wiedeńskiej kariery prasowej Artura Grottgera (1837–1867) i rozdmuchanej (przede wszystkim umiejętnie rozsyłanymi listami) obecności w prasie Michała Elwiro Andriollego (1836–1893), to właśnie nasz bohater – Antoni Piotrowski (1853–1924) był najbardziej rozpoznawalnym w Europie Zachodniej polskim rysownikiem prasowym, a tę rozpoznawalność zdobył właśnie podczas konfliktu serbsko-bułgarskiego w 1885 roku oraz późniejszego o kilka miesięcy przewrotu pałacowego w Sofii. W pewnym momencie relacje, ryciny i szkice Piotrowskiego były drukowane w czterech najważniejszych magazynach ilustrowanych na kontynencie: „The Illustrated London News”, “L’Illustration. Journal Universel”, „Le Monde Illustré” oraz najmłodszym z tej czwórki „The Graphic”, czyli ulubionym czasopiśmie intelektualnej elity i środowisk artystycznych, które prenumerował między innymi Vincent Van Gogh.

Po powrocie do Polski Piotrowski usiłował przekuć swój sukces na popularność w rodzinnym kraju, ale ani publikacja wspomnień w dwóch czasopismach, ani wystawa obrazów i grafik ukazujących wojnę nie zapewniła mu wielkiej sławy. Do końca życia pozostał wysoko cenionym (lecz nie pierwszoligowym) malarzem historycznym, u którego zamawiano cykle malarskie, podróżującym z kolegami artystami do Berlina. Okazjonalnie otrzymywał zlecenie od gazet angielskich na rysunki związane z sytuacją na Bałkanach, wydawał własną gazetę i książeczki dla dzieci. Może nie pozostał w zbiorowej pamięci, ale w leksykonie najważniejszych rysowników opublikowanym przez „L’Illustration” jest jedynym artystą znad Wisły.

Zacznijmy jednak od początku, bo z rysunkową podróżą Piotrowskiego w trzewia bałkańskiej wojny jest również związana najgłośniejsza bitwa na brytyjskim rynku prasowym XIX stulecia. Interesować nas będzie Piotrowski-ilustrator, nie zaś Piotrowski – twórca obrazów olejnych. Jego kariera i dokonania malarskie zostały dobrze udokumentowane w leksykonach sztuki polskiej.

Ta krótkotrwała sława (we własnym kraju), a tak naprawdę próby jej zdobycia, rozpoczną się 16 stycznia 1886 roku w krakowskim dzienniku „Nowa Reforma”, gdzie ukazał się pierwszy odcinek Wspomnień naocznego świadka wojny bułgarsko-serbskiej. Publikowane w trzynastu kolejnych numerach zapiski były rodzajem autobiograficznego reportażu, relacją z podróży, spotkań z żołnierzami, korespondentami kilku zagranicznych czasopism, wreszcie z triumfalnego wjazdu do Sofii Aleksandra I Battenberga. Trochę etnograficzne, trochę awanturnicze, pisane dość poprawnym, chociaż miejscami przyciężkim stylem, Wspomnienia dobrze oddają realia podróży i klimat wojny toczącej się w 1885 roku na Bałkanach.

Ich autor, Antoni Adam Piotrowski, syn Wincentego, urzędnika potężnej walcowni żelaza w Nietulisku (gubernia kielecka), był absolwentem najpierw pracowni Wojciecha Gersona, później Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, wreszcie uczniem Jana Matejki w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie. Ten ślad nauki i piętno mistrzów – Gersona oraz Matejki ‒ będzie widoczne w jego pracach, które najbardziej nas zainteresują – cyklach grafik z wojny bałkańskiej.

Ilustracja do „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza, 1901

Od 1879 do 1884 roku Piotrowski przebywał w Paryżu. Nie uczestniczył w ruchu impresjonistów, nie tworzył nowej sztuki, lecz raczej wyrabiał sobie kontakty w prasie. Już w 1875 roku zaczął współpracować z „Tygodnikiem Illustrowanym”, później z „Biesiadą Literacką”, „Światem”, ilustrował między innymi edycję Ogniem i mieczem z 1901 roku, a jego grafiki – jak twierdzą współcześni – nie ustępowały słynnemu cyklowi Juliusza Kossaka.

Najważniejszy jednak dla nas jest zestaw rysunków Piotrowskiego ściśle związany z tematyką wojennych wspomnień. Obrazy i grafiki wojenne, które towarzyszyły publikowanym w prasie Wspomnieniom, wystawione zostały niedługo potem (w 1887 roku) w Krakowie, a ekspozycji towarzyszyła niewielka broszura z tekstem znanego kolekcjonera i mecenasa sztuki Konstantego Przeździeckiego (1846–1897). To był czas krótkotrwałego triumfu Piotrowskiego.

Wiele pseudonimów

W katalogu wspomnianej wystawy czytamy:

Ks. Aleksander obdarzył p. A. Piotrowskiego, jako towarzysza kampanii, krzyżem wojskowym św. Aleksandra, a jako artystę medalem zasługi. Chciał też mieć dla swego pałacu w Zofii galeryę obrazów, przedstawiającą koleje wojny. W ten sam dzień, w którym miała nastąpić formalna o to umowa, książę porwany został przez zbrodniarzy. Dlatego galerya wojny serbsko bułgarskiej bodaj czy kiedy zawiśnie na ścianach pałacu książąt Battenbergów? Życzymy tego księciu i artyście. Rysunki z pola bitwy posyłał p. Piotrowski do pism angielskich i francuskich; jedne pod własnem nazwiskiem, drugie pod pseudonimami Józefa Riedela lub Bertrand’a; na odmianę podpisu wpływały względy publicystyczno konkurencyjne, ale żałujemy, że gdy nie jako Piotrowski, to przynajmniej nie innem, polskiego brzmienia imieniem dał się z chwałą dla naszego ołówka poznać nasz artysta tak w „Monde Illustre” jak w „London News” i „Graphicu”K. Przeździecki, Wystawa obrazów z wojny serbsko-bułgarskiej malowanych przez Antoniego Piotrowskiego, Kraków 1887, s. 16. [2].

Przeździecki w swym komentarzu miał tylko częściową rację. „The Illustrated London News” w artykułach odredakcyjnych (nr 2 472 oraz 2 473, 1886 rok) bardzo wyraźnie zaznaczał, iż szkice wykonał pan Joseph Riedel, polski artysta, który przyjechał do Sofii z Krakowa. Pseudonim „Bertrand” tam się nie pojawia, odnajdujemy natomiast rysunek z podpisem „Bellenger”. Wszystkie z wymienionych publikacji dotyczą wydarzeń już powojennych, gdy grupa oficerów bułgarskich, przeszkolonych i sfinansowanych przez dwór w Petersburgu, przeprowadziła zamach stanu. W prasie francuskiej występuje Piotrowski natomiast pod własnym nazwiskiem, czasem jako „Antoine” lub po prostu „M”.

Warto zaznaczyć, że polski artysta obecny na froncie konfliktu Serbii z Bułgarią, przesyłając „sketches” do Londynu, trafił w sam środek prasowej wojny między dwiema redakcjami najważniejszych brytyjskich magazynów ilustrowanych. Zważywszy na napięte relacje między „The Graphic” a „The Illustrated London News”, nikt nie chciał ryzykować druku u znienawidzonego konkurenta pod własnym nazwiskiem – stąd liczne pseudonimy Piotrowskiego (oraz wielu innych artystów) utrudniają dziś identyfikację prawdziwych autorów. W swoich wspomnieniach artysta konsekwentnie przedstawiał się jednak jako korespondent „The Graphic” i prasy francuskiej. Nazwa „The Illustrated London News” w tych relacjach nigdy nie pada, chociaż w kilku numerach tego ostatniego pisma z 1886 roku pojawia się pseudonim „Joseph Riedel”, a zatem pewnie rysował je Piotrowski.

Apogeum tego konfliktu między właścicielami i redakcjami londyńskich pism przypadło właśnie na lata 70. i 80. XIX wieku. W trakcie trwania serbsko-bułgarskiego konfliktu oba magazyny opublikowały trzydzieści siedem ilustracji polskiego ilustratora, bardzo często na tytułowej stronie.

Ulubioną postacią polskiego artysty był bułgarski książę Aleksander I Battenberg, z którego losów Piotrowski uczynił nawet na łamach czasopism swoistą mikronarrację. To on – Battenberg ‒ dowodzi wojskami ze szczytu wzgórza niczym antyczny generał-władca („The Graphic”, nr 836 z 5 grudnia 1885 roku), zostaje zmuszony do abdykacji (nieomal porwany), potem triumfalnie witany powraca do Sofii. Sympatia Piotrowskiego ma bardzo wyraźne przyczyny – władca Bułgarii został zmuszony do abdykacji przez grupę oficerów zatrudnionych przez rząd carski. Ten tak zwany „bunt sierpniowy” wybuchł w Sofii akurat w trakcie drugiego pobytu polskiego artysty w stolicy Bułgarii, dokąd przywiózł wtedy część obrazów zamówionych przez książęcy dwór (powstały one w atelier w Krakowie). Piotrowski uwiecznił ten bunt – jedną z jego najbardziej dynamicznych ilustracji prasowych jest scena zamachu stanu, gdy zbuntowani oficerowie atakują władcę („The Illustrated London News”, nr 2 472, 1886 rok). Z kolei rycina ukazująca triumfalny powrót księcia do Sofii inspirowana jest obrazami Jacquesa-Louisa Davida (1748–1825) z czasów Rewolucji Francuskiej.

Gatunkowa różnorodność, międzynarodowe uznanie

Polski artysta, nawiązując z pewnością do kontaktów i znajomości zawartych jeszcze w trakcie pobytu w Paryżu, przesyłał swoje szkice wojenne także do redakcji dwóch najbardziej prestiżowych francuskich magazynów. W obydwu publikował pod własnym nazwiskiem. Dla „Le Monde Illustré” Piotrowski przygotowywał różne gatunki – od całostronicowych, wycyzelowanych drzeworytów (wymarsz wojsk, nr 1 494 z 1885 roku) do montażu szkiców w jedną planszę (dokonanego przez redakcję), która nieomal przybiera komiksową formę – mowa na przykład o scenach bitewnych spod Sliwnicy (nr 1 498). Odmiennie to wydarzenie – wraz z obecnością na polu bitwy Aleksandra I – ukazał „L’illustration” w numerze 2 232 z 5 grudnia 1885 roku. Na stronie odnajdujemy dwie poziome ilustracje, lecz w układzie pionowym (niezbyt często stosowany zabieg). Jedna z nich jest szkicem, który następnie posłużył do wykonania rytu w klocku drewnianym, drugi jest gotową ryciną. Jeszcze bardziej niezwykły jest materiał opublikowany przez Piotrowskiego w numerach „L’Illustration” 2 232 z 5 grudnia oraz 2 234 z 19 grudnia 1885 roku – tam prezentuje rodzaj ilustrowanego diariusza wojennego: zestaw szkicowych rysunków z opisami, w których pojawiają się również dość prywatne i obyczajowe wizerunki. Piotrowski uwiecznił mijane domy, kwatery, w których nocował, wnętrza lazaretów, pola bitew. Ten notatnik Antoniego Piotrowskiego stanowi jedną z odmian tak popularnego w owym czasie rysunkowego dziennika-relacji z podróży. Gdyby opublikować te zapiski w trochę innej formie, byłyby one gatunkowo podobne do osiemnastowiecznej Podróży z Berlina do Gdańska Daniela Chodowieckiego. 

Znajomość z Aleksandrem I Battenbergiem zaowocowała nie tylko ogromnym uznaniem dla twórczości Piotrowskiego i jego udziału w wojnie serbsko-bułgarskiej (order św. Aleksandra II klasy), lecz także zamówieniem na portret władcy (za który otrzymał kolejny medal). Zakupiono także serię obrazów i szkiców z pól bitewnych do zbiorów muzealnych w Sofii, gdzie znajdują się do dziś. W swoich pracach – mających zawsze zróżnicowaną tematykę ‒ twórcy udało się opowiedzieć historię wybuchu wojny, jej przebieg i nakreślić skutki. To z jednej strony obraz rodzin czytających listy poległych na ulicach Belgradu („The Graphic”, nr 839 z 1885 roku), zaś z drugiej – wspomniany bunt oficerów i powrót prawowitego władcy na bułgarski tron, znany nam z „The Illustrated London News”.

Pod koniec życia artysta zaczął się spełniać jako wydawca i pisarz. Najpierw w 1906 roku założył (i niestety dość szybko zamknął) tygodnik „Wieś Polska”, a w trakcie pierwszej wojny światowej opublikował kilka bajek pisanych gwarą z własnymi ilustracjami (między innymi sewcykowy dusycce, wilcku), a także pośmiertnie wydane wspomnienie o Józefie Chełmońskim (1925). W bardzo istotnym dla ilustrowanej prasy dziewiętnastowiecznej nurcie relacji wojennych, składających się nieomal na narracyjne seriale, Antoni Piotrowski był najbardziej rozpoznawalnym z polskich grafików, którym udało się opublikować swoje prace w czasopismach zarówno Londynu, jak i Paryża. 

W galerii poniżej ilustracje dla „Wędrowca” (nr 11, 1886), „The Illustrated London News” (nr 2472 z 1886 oraz 2473 z 1886 roku), „The Graphic” (5 grudnia 1885 oraz nr 842 z 1885 roku), „L’illustration” (nr 2234, 1885), „Le Monde illustré” (nr 1494, 1885). Ostatnia ilustracja: O sewcykowy dusycce, Kraków 1917.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Nasz człowiek na Bałkanach, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 231

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...