14.12.2023

Nowy Napis Co Tydzień #233 / Eseje i szkice Kosmopolaka

Andrzej Bobkowski to bez wątpienia jeden z najciekawszych polskich pisarzy emigracyjnych, chociaż niedoceniony chyba przez zbiorową recepcję tak, jak na to zasługiwał. Obecnie przeżywa swój renesans. I bardzo dobrze, bo to nie tylko autor Szkiców piórkiem, wielki diarysta oraz epistolograf, lecz także przenikliwy obserwator rzeczywistości. Dlatego wydanie Na tyłach. Eseje i szkice należy uznać za ważne wydarzenie na rodzimym rynku literackim wpisujące się w działania popularyzujące twórczość Bobkowskiego. Jak czytamy na stronie Polskiego Instytutu Wydawniczego: „«Na tyłach» jest pierwszym zbiorczym wydaniem esejów i szkiców Bobkowskiego rozproszonych po różnych tytułach prasowych”https://piw.pl/pl/na-tylach-eseje-i-szkice [dostęp: 9.08.2023]. [1]. Fakt ten należy odnotować jako przykry, a może nawet skandaliczny, przede wszystkim dlatego, że pisarz nie zasłużył na zapomnienie.

Kilka słów o samym wydaniu. Tom zawiera czternaście ułożonych chronologicznie tekstów publikowanych w prasie od 1946 do 1961 roku. Jak dowiadujemy się z Noty edytorskiej, „[podstawą] niniejszej edycji były pierwodruki”K. Ćwikliński, Nota edytorska [w:] A. Bobkowski, Na tyłach. Eseje i szkice, Warszawa 2023, s. 311.[2], ponadto edytor Krzysztof Ćwikliński starał się jak najmniej ingerować w oryginał, jedynie poprawiając błędy ortograficzne oraz dostosowując pisownię do współczesnych kodyfikacjiTamże, s. 311–312. [3]. Publikacja została wyposażona w liczące kilkadziesiąt stron objaśnienia, które – co typowe dla tego typu edycji – mają stanowić „niezbędną pomoc dla czytelnika niezależnie od jego kompetencji filologicznych czy historycznych”Tamże, s. 312.[4]. Książka została opatrzona posłowiem pióra Krzysztofa Ćwiklińskiego zatytułowanym Pisze się, bo nie można nie pisać…”. O szkicach Andrzeja Bobkowskiego. Stanowi on właściwie obszerny esej, w którym nie tylko omówiono zawartość recenzowanej pozycji, lecz także ulokowano ją w różnych kontekstach, między innymi biograficznym. Dzięki temu nawet nieobeznany czytelnik dowie się wiele na temat tej twórczości.

Przejdę teraz do omówienia właściwej zawartości książki, kierując się tutaj bardzo wybiórczym kluczem i omawiając zaledwie kilka wątków wartych uwagi. W posłowiu Krzysztof Ćwikliński zauważył, że Bobkowski „[c]hciał być szczęśliwy – czyli wolny”K. Ćwikliński, „Pisze się, bo nie można nie pisać…”. O Szkicach Andrzeja Bobkowskiego [w:] A. Bobkowski, Na tyłach…, s. 238.[5]. Zestawmy to z fragmentami Wiosny w Paryżu z 1947 roku:

Czuło się jej nadejście w sobotę. To moment przypominający otwarcie butelki szampana: korek powoli wysuwa się, ciężko i opornie, a potem nagle pyk! – jest wiosna. […]

Kasztany zaczęły kwitnąć i już osypują się. Wiosenny śnieg, różowawy, zalegający łatami asfaltową jezdnię, mieciony wiatrem i pędem samochodów. Synek naszej jednej znajomej, sześcioletni chłopczyk, tyle nasłuchał się o trudnościach chlebowych, że ni stąd, ni zowąd, sam od siebie, wzbogacił wieczorne Ojcze nasz o: „…dwieście pięćdziesiąt gramów chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Oby go Pan Bóg wysłuchał! Jeszcze trochę, a ta prośba stanie się ważniejszą od „odpuść nam nasze winy”. A „przyjdź królestwo Twoje” lepiej w tej atmosferze wymawiać ciszej; pachnie gaullizmem…A. Bobkowski, Wiosna w Paryżu [w:] tegoż, Na tyłach…, s. 31 i 44. Dalsza paginacja z tego wydania oznaczona zostaje w tekście głównym tytułem tekstu oraz numerem strony (na przykład: Wiosna w Paryżu, s. 31).[6]

Bobkowski, co do czego krytyka jest zgodna, był witalistą, w Wiośnie w Paryżu ten witalizm jest uderzający, choć kontrastuje on czasami z opisem samych paryżan. Należy pamiętać jednak, że szkic ten został napisany dla czytelnika krajowego (wydano go w warszawskich „Nowinach Literackich”), więc opisuje problemy obecne także w Polsce (głód, wszechobecna atmosfera podejrzenia). Przy tym wszystkim nie można nie dostrzec piękna pierwszego zdania, opisującego wybuch wiosny. To przecież czysta pochwała praw przyrody. Urzeka prostotą, ale i przenikliwością analogii, dlatego warto po nie sięgnąć.

W 1948 roku Bobkowski wyemigrował, a może powinniśmy raczej powiedzieć: uciekł z Francji przed komunizmem, co sygnalizuje Ćwikliński, pisząc: „Bobkowski opuścił Europę między innymi w obawie przed komunistycznym potopem […]”K. Ćwikliński, „Pisze się…, s. 273.[7]. Wybrał Amerykę Łacińską i osiadał w Gwatemali, ale uciekł z deszczu pod rynnę, czego zapisem jest Zachód nareszcie wyzwala będący polemiką z opublikowanym w paryskiej „Kulturze” szkicem Stanisława Lauterbacha-Zarzewskiego. Uznaję go za jeden z najciekawszych i najbardziej symptomatycznych esejów w recenzowanym zbiorze.

Bobkowski wyznaje w początkowych zdaniach:

Zawiniłem. Trzeba było od razu napisać, pomimo że nie lubię krajoznawczych referatów. I zamiast mnie, osiadłego w Gwatemali od przeszło sześciu lat, zżytego z tym krajem tak, jak tylko można zżyć się z ziemią, którą się szczerze pokochało, zamiast mnie napisał „fachowy” artykuł o Gwatemali pan Zarzewski w numerze 9/83 „Kultury”.
(Zachód nareszcie wyzwala, s. 136)

Autor opisuje z perspektywy naocznego świadka rewolucję gwatemalską oraz wojskowy zamach stanu w Gwatemali. Nie godzi się na pisane z perspektywy zewnętrznej uwagi na temat zamachu stanu inspirowanego przez Amerykanów. Jędrek relacjonuje bowiem to, co ów przewrót poprzedziło, czyli rewolucję gwatemalską, na którą – jako antykomunista, ale także mieszkaniec objętego nią kraju – się nie godził. Tak opisuje to, co się wtedy działo:

Po lipcu 1949 roku zaczął także objawiać się „demokratyczny” terror. Cenzurowano korespondencję osób podejrzanych o antykomunizm. Wystarczyło, aby ktoś przejawił najlżejszą inicjatywę antykomunistyczną, stawał się natychmiast pilnie obserwowanym. Przywódcy odruchów antykomunistycznych – zaczęły się one nieśmiało formować pod koniec 1949 roku – znikali po pewnym czasie z horyzontu. Dowiadywaliśmy się później okólną drogą, że ten lub tamten został potajemnie aresztowany, storturowany przez policję i odwieziony na granicę Meksyku lub Hondurasu, gdzie przepędzało się go nagiego w dżunglę na drugą stronę. Na horyzoncie pojawiała się także reforma rolna. Jej projekt został opracowany w całości przez komunistów na podstawie najlepszych zakurtynowych wzorów.
(Zachód nareszcie wyzwala, s. 145)

Odnotujmy, że w czasie komunistycznych rozruchów w kraju Bobkowski był gotowy do obrony własnego majątku, czuwał z rewolwerem, czekając na atak komunistycznych bojówek, który – na szczęście – jednak nie nadszedł. Autor wydaje się odrobinę idealizować nową prawicową juntę oraz wszystko to, co niekomunistyczne, tak się dzieje przy opisie United Fruit Company, którą przedstawia nieomal w utopijnych barwach. Ta gigantyczna korporacja zmonopolizowała handel owocami tropikalnymi oraz była właściwie instytucją neokolonialną, to od niej w końcu pochodzi określenie „republika bananowa”Republika bananowa, https://pl.wikipedia.org/wiki/Republika_bananowa [dostęp: 7.08.2023].[8]. Bobkowski uległ swoim antykomunistycznym tendencjom i niewłaściwie ocenił całość wydarzeńZob. także A. Bobkowski, Na tyłach…, s. 277–278.[9]. Na uwagę zasługuje z pewnością natomiast końcowa partia szkicu, gdzie padają znamienne słowa: „Komunizm znalazł dziś wspaniałą pożywkę, na której może się rozwijać lepiej aniżeli przed wojną i bezpośrednio po wojnie. Jest to zawiesisty rosół nacjonalizmu, tępego, ślepego i ogarniającego dziś wolny świat z zastraszającą siłą” (Zachód nareszcie wyzwala, s. 167). To ostrzeżenie pisarza należy uznać za niezwykle trafne. Ukazuje ono także jego niezgodę na uleganie wszelkim fundamentalizmom.

W tym miejscu dochodzimy do refleksji najbardziej oczywistej, ale i fundamentalnej – pisarz w istocie czuł się i był całym sobą tytułowym Kosmopolakiem. Ćwikliński słusznie zauważa, że: „Bobkowski, jak Gombrowicz, chciał widzieć Polaka wolnego od obezwładniających go nacjonalistycznych uwikłań”Tamże, s. 293–294.[10]. W prezentowanym tomie takim wielkim Kosmopolakiem jawi się Joseph Conrad, któremu Jędrek poświęca biograficzny esej, będący jednocześnie recenzją biografii Jocelyna BainesaZob. A. Bobkowski, Biografia wielkiego Kosmopolaka [w:] tenże, Na tyłach…, s. 195–233.[11].

Ale zbiorek liczy więcej fascynujących tekstów, które aż proszą się o chwilę zainteresowania, jak choćby Krzyk chuligana.

Bobkowskiego warto czytać również za względu na jego styl, który jest żywy i polemiczny. Teksty są napisane sprawnie, znać po nich dobre, mocne pióro. Publicysta nie boi się odważnie wygłaszać swoich poglądów, nawet wtedy, gdy są one ryzykowne. Część z nich – owszem – zweryfikował czas, jednak nie zmienia to faktu, że temperatura tych tekstów nadal pozostaje wysoka, dzięki czemu czyta się je szybko, ale i z uwagą.

Podsumowując, nie tylko Na tyłach…, lecz także wszelkie inne inicjatywy mające na celu popularyzację twórczości Bobkowskiego zasługują na pochwałę. Tego pisarza po prostu trzeba przywrócić szerokiemu gronu odbiorców, ponieważ pominięcie jego dziedzictwa byłoby grzechem niewybaczalnym.

A. Bobkowski, Na tyłach. Szkice i eseje, wybrał, opracował i posłowiem opatrzył Krzysztof Ćwikliński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Eseje i szkice Kosmopolaka, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 233

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...