Nowy Napis Co Tydzień #244 / Dziewiąty cud naszej współczesności
Co jest (bądź bywa) najlepszą oznaką bogacenia się i cywilizowania społeczeństw? Coraz większe, rosnące w postępie geometrycznym, zainteresowanie przestrzenią publiczną – a w dalszej kolejności próby (mniej lub bardziej udane) wpływania na jej kształt. Dlatego, być może, nieczynną już nowojorską kolej naziemną mieszkańcy Coney Island przekształcili w ogród botaniczny, a najdroższe miasto świata, Singapur, już dziś jest nazywane metropolią-ogrodem. W Polsce, poza społecznymi ruchami miejskimi, które mają na razie dość ograniczony wpływ na charakter przestrzeni publicznej, znakiem czasu jest publikacja w ciągu ostatnich kilkunastu lat znakomitych opracowań o architekturze i urbanistyce.
Te napisane bardzo klarownym stylem, zawierające przejrzyste wnioski i bogatą analizę źródeł publikacje dotyczą albo najnowszych zagadnień z zakresu urbanistyki, albo kreślą historię (przede wszystkim dwudziestowieczną) otaczającej nas architektury miejskiej. Spośród tych pierwszych warto wymienić między innymi Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce Łukasza Drozdy (Czarne, 2023), Betonozę. Jak się niszczy polskie miasta Jana Mencwela (Krytyka Polityczna, 2020) czy Wannę z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni Filipa Springera (Czarne, 2020). Z opracowań historycznych na uwagę zasługuje zwyciężczyni Nike – Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920–1939 (WAB, 2022) Grzegorza Piątka; a także Blokowiska Łodzi Piotra Borowskiego i Michała Kolińskiego (Księży Młyn, 2022) lub Architektura w Polsce 1945–1989 Anny Cymer (Centrum Architektury, 2019). W dość naturalny sposób – biorąc pod uwagę fenomen XX-wiecznych dziejów miasta – wiele z nich dotyczy Warszawy, jej najważniejszych architektów i budowniczych: Niezniszczalny. Bohdan Pniewski. Architekt salonu i władzy wspomnianego już Piątka (Filtry, 2021) czy Filipa Springera Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach (Karakter 2013). W tej krótkiej kwerendzie dla zainteresowanych czytelników nie mogłoby zabraknąć jeszcze jednej książki architekta i publicysty, bohatera niniejszego tekstu – Grzegorza Piątka. Mianowicie dwukrotnie wydanej (w roku 2020 i 2022) monografii, uhonorowanej Nagrodą Miasta Stołecznego Warszawy, Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944–1949, której poświęcę trochę uwagi.
We wstępie Piątek przywołuje opinię architekta Alfreda Lauterbacha z 1915 roku:
Warszawa należy do najbardziej zaniedbanych, pod względem estetycznym, miast Europy”. Dalszy ciąg to jeden wielki lament, litania problemów, które nabrzmiewały, odkąd Warszawa stała się naprawdę dużym miastem i przestała sobie ze sobą radzić. […] Gdy w Krakowie na jeden dom przypada mieszkańców 32, w Paryżu 32, w Poznaniu 49 […] w Londynie 8, w Warszawie 95.
W całej tej historii o „najlepszym mieście świata” (tak nazywali swą utopijną stolicę marzeń powojenni urbaniści) powraca szereg opinii, prac naukowych i tekstów publicystycznych, które autor cytuje, a z których dość jasno wynika, iż już w latach 30., gdyby nie nastąpiła hekatomba drugiej wojny światowej, panowało przeświadczenie, iż tkankę miejską Warszawy trzeba gruntownie zmienić.
Nie przywołuje wprawdzie Piątek literatury i publicystyki wcześniejszej, ale pozwolę sobie na niewielką dygresję. Poza niezwykle ironicznym kadrem z Popiołów Andrzeja Wajdy (akcja filmu rozgrywa się około 1805 roku), gdy wysiadającego z powozu Krzysztofa Cedrę przez hektolitry błotnistej mazi obok Pałacu Saskiego przenosi służący, mamy przecież marzycielskie projekty Wokulskiego z Lalki o wiślanych bulwarach – czystych i higienicznych – czy wreszcie cykle komiksów oraz ilustrowanych artykułów najsłynniejszego polskiego rysownika prasowego doby pozytywizmu – Franciszka Kostrzewskiego. W cyklu tekstów na łamach „Tygodnika Illustrowanego” (wraz z Leonem Kunickim) pokazuje on gehennę warszawskich lokatorów gnieżdżących się w mieszkalnych norach i usiłujących za wszelką cenę wynająć pokój. Mam wreszcie w domu cykl rodzinnych zdjęć z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, które ukazują niezwykle ciasno zabudowaną przestrzeń Śródmieścia, z wąziutkimi chodnikami i grzmotami wielkich, czynszowych kamienic, wśród których widać parterowe budynki niewielkich fabryk i zakładów rzemieślniczych. Wspomniany już Lauterbach przyrównuje Warszawę do kramu stworzonego przez bogatych kupców. Dodam tylko, że pieniądze były tu nieporównywalnie większe, niż w reymontowskiej Ziemi obiecanej – lecz miejsca na pałace czy rozpasane fabryki z czerwonej cegły nie było wcale. Rozwój miasta dusiło nadto nader restrykcyjne i skomplikowane prawo prywatnej własności. To wszystko zmienia się wraz ze zburzeniem niemal całej stolicy przez nazistów w 1944 roku. Do walki wkracza Biuro Odbudowy Stolicy.
Do dziś wśród internautów na całym świecie – dość słabo znających kontekst – niezwykłe emocje wzbudza pochodząca z 1945 roku fotografia straganu „Idzikowski. Nuty i książki”, stworzonego wśród ruin, w podziurawionej pociskami niszy jednej z ocalałych kamienic. Chyba nie bez powodu w plebiscycie na największy „cud świata” naszej współczesności Skandynawowie odbudowę Warszawy uznali za drugie najbardziej niemożliwe wydarzenie w historii Europy dwudziestego stulecia. Ten pozorny chaos wśród ruin dowodził niesamowitej energii tych, którym udało się wrócić do tego oceanu cegieł i wypalonych ścian:
Brytyjskiego dziennikarza H. Fostera Andersona zaskakuje… obfitość towarów w powojennej stolicy Polski. Londyn, zaledwie „liźnięty” nalotami, jest wielokrotnie uboższy w towary takie jak jedwabne pończochy, zegarki, buty, maszyny do pisania czy cukierki
Okres świetności kończy się w 1949 roku wraz z zadekretowanym socrealizmem. Wszystkie plany trzeba było zlustrować. Wszystko staje się jasne 20 i 21 czerwca. Z Moskwy przyjeżdża Edmund Goldzamt (postać enigmatyczna i tajemnicza), aby „uporządkować” ten romantyzm odbudowy:
Nawet najczerwieńszy z czerwonych Józef Sigalin snuł przecież w okopach fantazje o krajobrazie powojennej Polski łączącym to, co najdroższe polskiemu sercu – Wawel, ludowe rzemiosło i obsadzone drzewami wiejskie trakty – z tym, co najnowocześniejsze na świecie – radzieckim metrem i kanałami, amerykańskimi autostradami i angielskimi fabrykami. U Goldzamta wzorcem dla Warszawy, tak jak dla zniszczonych w czasie wojny radzieckich „miast-bohaterów” – Smoleńska, Stalingradu, Mińska czy Kijowa, był tylko plan przebudowy Moskwy, zainspirowany rzekomo przez samego Stalina. W Warszawie nie było już miejsca na nic, co sugerowało zachodnią proweniencję. Możliwe były jedynie Moskwa plus Wawel plus Cepelia.
Władza – przynajmniej w tych pierwszych latach – umiejętnie manipulowała entuzjazmem, Biuro Odbudowy Stolicy uwiarygodniało jej istnienie. Doskonale pokazuje to Grzegorz Piątek w rozdziale Bierut, czyli „mieszkania robotnicze wejdą do śródmieścia” (tu przy okazji zwrócę uwagę na konstruowanie tytułów przez autora, z których druga część zawsze opiera się na popularnym sloganie, prasowym haśle, frazeologizmie z partyjnej nowomowy) – gdzie ukazany jest oficjalny wizerunek pierwszego sekretarza PPR (później PZPR) „liczącego” się ze zdaniem architektów i pochylającego „z troską i zaciekawieniem” nad makietami. Skojarzenie z gestami Stalina i Mussoliniego – jak najbardziej uzasadnione.
Ostatnie fragmenty Najlepszego miasta świata mają wyraźnie charakter elegijny. Już na przełomie lat 50. i 60. ambitne założenia pierwszych architektów i urbanistów odbudowujących Warszawę dosłownie, ale i metaforycznie, legły w gruzach. Piękne utopie, na miarę zachodnich metropolii, zaczęły dryfować w stronę wschodniego Berlina i Charkowa. W roku 1985, gdy erygowano tablicę poświęconą Biuru Odbudowy Stolicy, niemal wszyscy bohaterowie tej historii rozpłynęli się w niebycie. Ślady po ich niezwykłych pomysłach zatarto. Puste jest również miejsce po tablicy upamiętniającej ich jakże piękne i miejscami szaleńcze zamiary. Pozostały tylko książki.
Grzegorz Piątek, Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944–1949, Wydawnictwo WAB, Warszawa, 2022
Przypisy
- Zob. H. Foster Anderson, What I saw in Poland – 1946, The Windsor Press 1946.