02.05.2024

Nowy Napis Co Tydzień #252 / Degradello

Osoby:

Profesor TPAW – Temat Pracy/Autor Widmo (w jednej osobie)

Profesor Adept

Fantom – Kandydatka

Pierwszy Człowiek – Adiunkt

Mistrz Ceremonii – Dziekan

Klakier I – Recenzent I

Klakier II – Recenzent II

Chór – Komisja

 

Degradello albo Requiem dla nauki to dramat, którego akcja rozgrywa się w szczelnych murach długowiecznej Wspólnoty Universitas, gdzie w gronie pedagogicznym zasiadają wybitni humaniści. Panujące wśród postaci hierarchia i relacje są od wielu lat ustalone. Największym uznaniem Wspólnoty cieszy się Profesor TPAW, jednak czuje się niedoceniana poza gronem współpracowników (szczególnie Klakierów). Jej bliski kolega, Profesor Adept, darzy Wspólnotę zaufaniem i szacunkiem – często nieodwzajemnionym, gdyż bywa traktowany przez jej członków protekcjonalnie (zwłaszcza przez TPAW). Wszyscy przyglądają się uważnie pracy Adiunkta – Pierwszego Człowieka, który pragnie wspiąć się na wyższy szczebel kariery zawodowej i zasilić grono profesorskie. Wierzy, że zdoła osiągnąć sukces dzięki ambitnej i cierpliwej pracy. Nadzór nad działalnością pedagogów i najważniejsze decyzje podejmuje Dziekan, czyli Mistrz Ceremonii. Pozostali jednak nie tracą wpływu na kształt i charakter Wspólnoty Universitas. Jej spokój burzy pojawienie się tajemniczej Kandydatki Fantom, która uparcie chce zaistnieć w zamkniętym kręgu środowiska naukowego.

 

Akt I

Trzymać wiedzę w kieszeni

 

Scena I

Osoby:

PROF. TPAW

PROF. ADEPT

KLAKIERZY

 

Prof. Adept – starszy mężczyzna, siedzi przy biurku pośród sterty książek w małym pomieszczeniu wypełnionym rupieciami. Ma na sobie stary garnitur, jaskrawy krawat, przykrótkie spodnie i skarpetki w różnych kolorach. Podczas wygłaszania kwestii żywo gestykuluje i w niekontrolowany sposób nuci sobie pod nosem melodie dawnych bardów.

Pojawia się Prof. TPAW (Temat Pracy/Autor Widmo) – starsza kobieta w grubych okularach, ubrana na czarno, niesiona w lektyce (na krześle) przez dwóch Klakierów. TPAW gestem wskazuje Klakierom miejsce w fotelu tuż przy Adepcie, gdzie mają ją postawić. Drugim gestem odsyła ich za drzwi.

 

PROF. TPAW:

(bez powitania, opieszale)

Nienawidzę, gdy czasy się zmieniają.

 

PROF. ADEPT:

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… Jesteśmy pięć sekund bliżej śmierci!

 

PROF. TPAW:

Nie o tym mówię. Nie chodzi o mnie i moją starość, która, owszem, bywa dokuczliwa, ale o te młode zlepy z coraz gorszej gliny. Widzisz, Adepcie, tu nie ma kogo kształtować, takiego marnego materiału się doczekaliśmy.

 

PROF. ADEPT:

(po chwili zadumy)

No tak… W zdrowym ciele zdrowe cielę!

 

PROF. TPAW:

Właśnie. Podłączone do komputerów osły uprawiają kult młodości. Książek nie czytają, ciała to może jeszcze i ćwiczą, ale raczej bez mózgów. W każdym razie nie martw się, Adepcie, w tej sytuacji przynajmniej bać się nie musimy.

 

PROF. ADEPT:

Sam nie wiem… Przyszłość jest niepewna.

 

PROF. TPAW:

Przy takim stanie umysłu to nas z krzeseł nie wysadzą. (Pusty śmiech)

 

PROF. ADEPT:

…ale ja tak ogólnie myślałem o świecie.

 

PROF. TPAW:

A ja tym razem o nas! (TPAW dalej rozbawiona)

Ooczywiście świat mnie niepokoi, gdy myślę o nim tak, wiesz, no… humanistycznie. Zresztą, co ja ci będę o tym mówić, już się tyle ode mnie z książek dowiedziałeś, że nie ma sensu tego powtarzać. Pewnie nawet trochę mi zawdzięczasz swój sposób myślenia o świecie, co? (pochyla się w stronę Adepta i poklepuje go po ramieniu)

 

PROF. ADEPT:

Trochę.

 

PROF. TPAW:

Nie musimy być tacy skromni, kiedy można mówić o czymś lub o kimś dobrze – to miejmy odwagę.

 

PROF. ADEPT:

Zawsze o tobie i twoich teoriach mówię jak najlepiej, nie miej wątpliwości.

 

PROF. TPAW:

Nie mam. Dlatego tu jesteś.

 

PROF. ADEPT:

(wyraźnie skonsternowany)

Myślałem, że to dzięki mojemu… że tak to określę (chrząka) dorobkowi intelektualnemu.

 

PROF. TPAW:

Ależ nikt ci intelektu nie ujmuje. Rzecz w tym, że to ja go doceniam.

 

Siedzą przez chwilę w milczeniu, długo patrząc na siebie.

 

PROF. ADEPT:

(spuszcza wzrok i po chwili ciszy zaczyna mówić dość szybko, tonem formalnym, z pewną dozą irytacji)

Wiesz, ja jednak nie do końca podzielam twoją pejoratywną opinię na temat naszych abiturientów. Zgodzę się z tym, że bywają bezmyślni, ale zdarza się, że trafiają do mnie młodzi i bardzo ambitni, pożądający wiedzy bardzo namiętnie…

(TPAW podtrzymując okulary, przysuwa głowę do twarzy Adepta)

…tak, nie tylko wiedzy tak potrzebują, ale również udziału w naszej Wspólnocie.

 

PROF. TPAW:

A zastanawiałeś się nad tym, dlaczego przychodzą do ciebie, a nie do mnie, skoro tak pragną wiedzy?

 

PROF. ADEPT:

Może też mam im coś do zaoferowania.

 

PROF. TPAW:

A ja to nie mam?

(chwila ciszy)

Wyjaśnię ci, mój drogi. Otóż przychodzą do ciebie, bo dajesz im złudzenia.

 

PROF. ADEPT:

Jakie złudzenia?

 

PROF. TPAW:

Że są czymś więcej niż ciałem porzuconym na krześle, mówiąc w skrócie.

 

PROF. ADEPT:

A nie są?

 

PROF. TPAW:

Potencjalnie owszem i nie wypada w to wątpić. Niestety tylko potencjalnie.

 

PROF. ADEPT:

Na tym chyba polega nasza rola, by ten stan rzeczy zmienić.

 

PROF. TPAW:

Niby tak, ale to niemożliwe, bo – jak już wspomniałam, a bardzo nie lubię się powtarzać –problem polega na tym, że do mnie nie przychodzą, a ty karmisz ich złudzeniami. To nie jest optymistyczna sytuacja, Adepcie. Jakby to zilustrować… Tkwimy w błędnym kole z pustymi ciałami rozrzuconymi na krzesłach. Bez odzewu. Moje pytania lecą do sufitu. Moje myśli rzucone jak perły przed…

(Milknie na dźwięk pukania do drzwi, po chwili ukazuje się głowa jednego z Klakierów. TPAW macha, odganiając Klakiera. Ten szybko się chowa)

…na czym to ja skończyłam? A! Margaritas ante porcos! Przytul te słowa do serca, Adepcie, dotyczą nie tylko naszych wychowanków. Już najwyższy czas pojąć niektóre sprawy.

 

PROF. ADEPT :

(przeciągle)

Taaak…

 

Adept wstaje z krzesła wyraźnie poirytowany, zaczyna się krzątać po pokoju i nerwowo przeglądać książki.

 

PROF. TPAW:

Jeszcze chwila i zasnę w tak miłym towarzystwie. Nie martw się, mój drogi, ciśnienie spada i muszę odpocząć. Au revoir!

 

PROF. ADEPT:

Do widzenia.

 

TPAW mocno tupie nogą. Ponownie ukazuje się głowa Klakiera. Na skinienie TPAW do pomieszczenia wchodzą Klakierzy z lektyką (krzesłem). Wynoszą TPAW majestatycznym krokiem ze sceny. TPAW przesyła do Adepta z oddali całusy. Ten z uniżeniem pochyla głowę na pożegnanie.

 

Scena II

 

Osoby:

PROF. ADEPT

FANTOM

 

To samo pomieszczenie, półmrok. Adept włącza lampkę i głośno puszcza muzykę z dawnych lat. Zamyka oczy, podśpiewuje sobie i rozmarzony kołysze się na krześle.

W międzyczasie sztywnym, miarowym krokiem wchodzi do pomieszczenia Kandydatka Fantom, niezauważona przez Adepta bezszelestnie siada w fotelu obok niego.

Fantom to starsza kobieta z burzą natapirowanych włosów ognistej barwy, ze spłoszonym wyrazem twarzy oraz wzrokiem naprzemiennie niespokojnym i znużonym. Ubrana w pomarańczowy lub czerwony szlafrok, nosi kapcie w podobnym kolorze.

Upojony dźwiękami muzyki Adept z zamkniętymi oczami podnosi się do tańca. Wyrywa z fotela Fantom i nagle zaczyna z nią pląsać w chwilowym błysku fleszy. Fantom jest bardzo sztywna i stawia silny opór, co wywołuje w Adepcie gwałtowne przebudzenie.

 

PROF. ADEPT:

(wystraszony, przeciera oczy ze zdumienia)

Co pani tu robi?

(Cisza)

Kim pani jest?

 

FANTOM:

(sadowiąc się w fotelu)

Wychowanką.

 

PROF. ADEPT:

Skąd?

 

FANTOM:

Stąd.

 

PROF. ADEPT:

To niemożliwe. Nie kojarzę pani.

 

FANTOM:

Nowa.

 

PROF. ADEPT:

Nowa? Ile pani ma lat?

 

FANTOM:

Sześćdziesiąt osiem.

 

PROF. ADEPT:

I w tym wieku zebrało się pani na naukę?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. ADEPT:

Czyli nie chce się pani uczyć?

 

FANTOM:

Chce.

 

PROF. ADEPT:

To w czym problem? Co panią tu sprowadza?

(długachwila ciszy, Fantom siedzi bez ruchu)

Dlaczego pani wcześniej nie próbowała rozpocząć nauki?

 

FANTOM:

Próbowała.

 

PROF. ADEPT:

I co?

 

FANTOM:

Nic.

 

PROF. ADEPT:

Nie udało się?

 

FANTOM:

Czterdzieści trzy.

 

PROF. ADEPT:

Co to za liczba?

 

FANTOM:

Razy.

 

PROF. ADEPT:

Czy chce mi pani powiedzieć, że czterdzieści trzy razy się nie udało?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. ADEPT:

Czy mam przez to rozumieć, że po czterdziestu czterech latach odniosła pani sukces i została przyjęta do naszej Wspólnoty?!

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. ADEPT:

(wybucha śmiechem)

To niemożliwe! I co pani tu chce robić?

 

FANTOM:

Uczyć.

 

PROF. ADEPT:

(wymachując palcem)

Najpierw to trzeba się czegoś nauczyć, żeby uczyć.

 

FANTOM:

Poczekam.

 

PROF. ADEPT:

(roześmiany, po chwili się uspokaja)

Tu nie ma na co czekać, tu trzeba pracować. Przede wszystkim musi pani napisać swoje dzieło i to pod czyimś kierunkiem.

 

FANTOM:

Czyim?

 

PROF. ADEPT:

Musi pani znaleźć jakiegoś doświadczonego i samodzielnego w miarę możliwości pracownika.

 

FANTOM:

Znalazła.

 

PROF. ADEPT:

To bardzo dobrze. Teraz musi pani do niego pójść i ustalić szczegóły.

 

FANTOM:

Poszła.

 

PROF. ADEPT:

I jaki rezultat?

 

FANTOM:

Zgoda.

 

PROF. ADEPT:

Jeśli mogę zapytać z ciekawości… Co udało się ustalić z wybranym protektorem?

 

FANTOM:

(recytuje)

Tu nie ma na co czekać, tu trzeba pracować. Napisać swoje dzieło i to pod czyimś kierunkiem.

 

PROF. ADEPT:

…Nie, nie, nie… Zaraz, zaraz, źle się zrozumieliśmy. To poważna decyzja i trzeba się zastanowić nad tematem pracy, zainteresowaniami, umiejętnościami. To nie takie proste. Musi tej pracy przyświecać jakaś myśl. Zastanawiała się pani nad tym?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. ADEPT:

To jaka myśl pani przyświeca?

 

FANTOM:

(z uśmiechem wypowiada każde słowo przesadnie oddzielnie)

Na naukę nigdy nie jest za późno.

 

PROF. ADEPT:

Mam przez to rozumieć, że chciałaby pani pogłębić teorię całożyciowego uczenia się?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. ADEPT:

Aha… czyli tylko sadzi pani komunały.

(Fantom wzrusza ramionami)

To o czym chciałaby pani pisać?

(Fantom ponownie wzrusza ramionami)

Ma pani jakichś ulubionych twórców?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. ADEPT:

Czytała pani jakieś interesujące teorie?

 

FANTOM:

Nie.

 

(Adept zniecierpliwiony łapie się za głowę)

 

PROF. ADEPT:

Co panią interesuje?

 

FANTOM:

Wszystko.

 

PROF. ADEPT:

A w sposób szczególny?

 

FANTOM:

Nic.

 

PROF. ADEPT:

Może ma pani jakieś wybitne zdolności, osiągnięcia… Co pani potrafi?

 

FANTOM:

(z uśmiechem wypowiada każde słowo przesadnie oddzielnie)

Zbijać godziny i minuty jak zbędne kalorie.

 

(Adept zdumiony zaczyna chodzić wokół Fantom, przyglądając się jej podejrzliwie. Chodzenie w kółko w milczeniu trwa dłuższą chwilę. Fantom się nie porusza)

 

PROF. ADEPT:

Dobrze, proszę zatem zastanowić się najpierw nad tematem dzieła, przedstawić go na piśmie i wówczas wrócimy do rozmowy.

 

FANTOM:

Gdzie?

 

PROF. ADEPT:

Porozmawiać możemy tutaj, ale zastanowić się proszę gdzie indziej.

 

FANTOM:

Dobrze.

 

Fantom wstaje z fotela i sztywnym krokiem opuszcza pomieszczenie. Adept puszcza muzykę, siada wygodnie na krześle, wyłącza lampkę i po ciemku śpiewa razem z nagraniem. Stopniowo wszystkie odgłosy cichną.

 

Scena III

 

Osoby:

PROF. ADEPT

PROF. TPAW

KLAKIERZY

 

Adept siedzi nadal w tym samym pokoju w pełnym świetle, pochylony nad kartkami śmieje się do siebie. Do pomieszczenia bez pukania przybywa TPAW znowu niesiona w lektyce (na krześle) przez dwóch Klakierów. Tym samym gestem co poprzednio wskazuje im fotel, na którym zamierza usiąść. Po zajęciu miejsca odgania ich ręką, ci posłusznie wychodzą.

 

PROF. TPAW:

Co słychać, Adepcie? Cały czas siedzisz zamknięty w pokoju i nawet nosa nie wychylisz. Pogoda dziś piękna, klimat znakomity, a ty jakiś blady jesteś. Praca widocznie ci nie służy. Z akcentem na „widocznie”, mój drogi.

 

PROF. ADEPT:

Gdyby ci przyszło czytać takie rewelacje, to też byś chyba pobladła z wrażenia.

 

PROF. TPAW:

Po tylu latach obcowania z głupotą już nic mnie nie zaskoczy. Poza tym mówiłam, że jest coraz gorzej. Świat schodzi na psy i nikt mnie nie słucha.

 

PROF. ADEPT:

Też myślałem, że doświadczenie to potężny oręż chroniący nas przed pewnymi niespodziankami, a jednak…

(Adept zaczyna wymachiwać tuż przed nosem TPAW kartkami, nad którymi uprzednio ślęczał)

 

PROF. TPAW:

Co tam masz? Jakieś pisma z urzędu?

 

PROF. ADEPT:

Nie.

 

PROF. TPAW:

(zacierając ręce)

Aaa… Zatem wnoszę, że to jakieś grafomańskie odkrycia naszych podopiecznych, zgadza się?

 

PROF. ADEPT:

Eh, nawet nie wiem, jak to nazwać.

 

PROF. TPAW:

Pokaż.

(Wyrywa kartki Adeptowi i pochyla się nad nimi tak nisko, że niemal dotyka ich twarzą. W jednaj ręce trzyma kartki, drugą podtrzymuje swoje grube, spadające z nosa okulary)

…niby widzę, tylko niewyraźnie.

 

PROF. ADEPT:

Daj, to przeczytam ci fragment.

(TPAW z grymasem oddaje kartki Adeptowi)

Hmm… (chrząka) Dobrze, że siedzisz. Uwaga, uwaga… (zaczyna się śmiać, po chwili czyta)

Do protektora (wskazuje palcem na siebie). Przedstawiam Panu temat dzieła, czyli „Ja jako twórca integralny”. Podmiot pracy: ja, przedmiot pracy: też ja. Zagadnienia: ja tańczę, ja śpiewam, ja piszę wiersze, ja maluję, ja rysuję, ja się nie krępuję i ja się nie boję, kiedy trzeba ja używam przemocy, ja pomagam i doradzam, mnie to, co ludzkie, nie jest obce, co nieludzkie – też nie jest obce. Wszystko zostanie zaprezentowane w teorii i praktyce własnej, innej nie znam i nie uznaję. Z poważaniem, Abiturientka F.

 

PROF. TPAW:

Co to za niedorzeczność? Kpiny jakieś?

 

PROF. ADEPT:

Trudno powiedzieć.

 

PROF. TPAW:

Mówiłam, takie mamy teraz pokolenie. Gdybyś mnie choć raz posłuchał i sprowadził ich na ziemię, to by ci dali spokój, a ty byś sobie trochę wstydu zaoszczędził na stare lata… Bo i jaki to pożytek z takich wychowanków, tylko wstyd. Pamiętaj, że oni wystawiają świadectwo także tobie. Nie wiem, czy to warto tak narażać swoją reputację dla jakiegoś młokosa.

 

PROF. ADEPT:

A czy ty wiesz, ile owo „ja wszechstronne” ma lat?

 

PROF. TPAW:

A co to ma do rzeczy? Mam zgadywać?

 

PROF. ADEPT:

Sześćdziesiąt osiem!

 

PROF. TPAW:

Coś takiego! Czyli to dojrzała osoba!

 

PROF. ADEPT:

Naprawdę nie wiem, o co tu chodzi. Wyobraź sobie, że jak pytałem tę kobietę o zdolności, a rozmawialiśmy w cztery oczy, to mówiła, że potrafi tracić czas jak nadliczbowe kalorie.

 

PROF. TPAW:

(śmiejąc się)

Może dba o figurę, albo po prostu nie ma czasu do stracenia.

 

PROF. ADEPT:

I ten sposób mówienia, jakby półsłówkami, chyba żeby nie powiedzieć zbyt dużo o sobie… Moim zdaniem ewidentnie coś tu nie gra. Może przysłali jakiegoś szpiega na kontrolę… Bo ja wiem?

 

PROF. TPAW:

Co ty pleciesz. Po co ktoś miałby cię kontrolować na odchodne?

 

PROF. ADEPT:

A bo ja wiem… Chyba że ta nasza wychowanka jest osobą po prostu trochę niekomunikatywną i, że tak to określę eufemistycznie, również nieco egocentryczną. Sam nie wiem… Może ty mi to wyjaśnisz?

 

PROF. TPAW:

(chrząka i poprawia okulary)

Powiem tak, z tą przemocą w zarysie problematyki zdecydowanie przesadziła. To nie podlega dyskusji… Nie patrz tak na mnie. To bezdyskusyjne. Niemniej jednak nie należy kogoś tak od razu przekreślać. Być może jest to zupełnie przyzwoita kobieta. Tylko że… Ja wiem… Żeby tak pisać od razu o sobie… Co by nie mówić, jakie te jej teorie by nie były, to ostatecznie milkną w świecie bez echa. Przynajmniej ja ich nie znam, przyznaję się bez bicia. W dodatku ona nie ma takiego doświadczenia… Lepiej, żeby skoncentrowała się na znanym dorobku jakiejś wybitnej postaci. Inaczej sobie tego nie wyobrażam. A jakie jest twoje zdanie, Adepcie? Co o tym sądzisz?

 

PROF. ADEPT:

Jest jeszcze jeden problem, o którym nie wspomniałem, a należy wziąć go pod uwagę. W owym krótkim opisie było bardzo dużo błędów! Rozumiesz, ortografia, styl, kłopoty z fleksją… Przeczytałem poprawnie, ale w oryginale to ho, ho! Mogę przytoczyć choćby… (sięga do kartek) „Co ludzie nie jest obce, co nieludzie też”…

 

PROF. TPAW:

A tam, co tam ludzie czy nieludzie. Nie bądźmy tacy znowuż drobiazgowi. Takie niuanse przecież nie mają wielkiego znaczenia, zresztą od czego jesteśmy my, protektorzy.

 

PROF. ADEPT:

Ja dostrzegam problem. Toż to prawie analfabetyzm! Do tego w rozmowie wyszedł całkowity brak pojęcia o naszej dziedzinie. Z takim człowiekiem zwyczajnie nie da się pracować.

 

PROF. TPAW:

A myślisz, że ci młodzi to są lepsi? Nie wzruszaj teraz ramionami, bo cały czas ich bronisz. Coś mi się wydaje, że zwyczajnie dyskryminujesz starszych, a to się nie chwali. Wręcz się nie godzi!

 

PROF. ADEPT:

To niesprawiedliwy zarzut, wręcz absurdalny, biorąc pod uwagę to, że też mam już swoje lata. Ja jestem jedynie zdania, że jakiś poziom przyzwoitości, wiedzy, zdolności i znajomości rzeczy powinien w naszej Wspólnocie obowiązywać. Są jakieś dna granice, poniżej depresji nie ma po co schodzić. Dalej tylko dół i muł, a ja w takich warunkach źle pływam. Oczywiście, jak już wspomniałem, to może być jedynie zwykła prowokacja, ale na to faktycznie jestem za stary, więc w ogóle nie widzę w tym przypadku możliwości współpracy. Przykro mi.

(Podnosi się z krzesła i bierze jakieś książki pod pachę)

 

PROF. TPAW:

Co robisz?

 

PROF. ADEPT:

Wychodzę, chyba rzeczywiście już zmęczyła mnie ta praca.

 

PROF. TPAW:

E tam, obraziłeś się po prostu i tyle.

 

PROF. ADEPT:

Na ciebie nie śmiałbym.

 

PROF. TPAW:

To posiedź jeszcze ze mną.

 

PROF. ADEPT:

Przepraszam, ale naprawdę jestem już zmęczony i, nie ukrywam, trochę przybity.

 

PROF. TPAW:

Chciałabym jakoś pomóc…

 

PROF. ADEPT:

Po prostu czasem czuję się bezradny i bezużyteczny, może rzeczywiście brakuje mi serca do ludzi i rzeczy. Mam wrażenie, że mój czas tutaj już minął.

 

PROF. TPAW:

(odpowiada szybko)

To możliwe.

 

PROF. ADEPT:

Nie zabrzmiało pocieszająco.

 

PROF. TPAW:

Przyjaciele powinni mówić sobie prawdę, niezależnie od tego, ile wysiłku ich to kosztuje.

 

PROF. ADEPT:

(ze spuszczoną głową)

Tak, rozumiem…

 

PROF. TPAW:

Słuchaj, przyślij do mnie tę abiturientkę, to ja spróbuję temu wszystkiemu jakoś zaradzić. A ty idź już odpocząć, bo nie chcę później mieć cię na sumieniu.

 

PROF. ADEPT:

Będę bardzo wdzięczny.

 

PROF. TPAW:

Do wdzięczności wrócimy później, tylko już nie martw się teraz.

(Przesyła buziaka i macha ręką na pożegnanie)

 

PROF. ADEPT:

Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.

 

TPAW macha ręką jak do Klakierów, tym razem odsyłając za drzwi Adepta, ten posłusznie, sprężystym krokiem opuszcza pomieszczenie.

 

Scena IV

 

Osoby:

PROF. TPAW

FANTOM

KLAKIERZY

 

W pokoju, w którym wcześniej odbywały się rozmowy, siedzi rozłożona na kanapie TPAW i przysypia, pochrapując od czasu do czasu. Ma głowę przechyloną do tyłu i otwarte usta. Za każdym głośniejszym chrapnięciem głowa gwałtownie opada, wywołując stukot szczęki.

Do pomieszczenia wchodzi Fantom w towarzystwie Klakierów, którzy przypominają w tym momencie jej osobistych ochroniarzy. Jeden z Klakierów podchodzi do śpiącej TPAW i chrząka głośno tuż nad jej głową. TPAW na dźwięk chrząknięcia budzi się i szybko staje na baczność, po czym podchodzi do Fantom i długo przygląda się stojącej bez ruchu postaci. Po chwili ciszy TPAW macha do Klakierów, pozwalając im odejść. Odzywa się dopiero wtedy, gdy zostaje z Fantom sam na sam.

 

PROF. TPAW:

Dzień dobry.

(Fantom nie odpowiada, a jedynie podejrzliwie się przygląda)

Czy my się znamy?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Co panią do mnie sprowadza?

 

FANTOM:

Protektor.

 

PROF. TPAW:

Aaa… To pani jest autorką koncepcji dzieła o sobie. Zgadza się?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

I przyszła pani do mnie?

 

FANTOM:

Przyszła.

 

PROF. TPAW:

Znakomicie, bo wie pani, to dobrze się składa…

 

FANTOM:

(szybko przerywa)

Dobrze.

 

PROF. TPAW:

Wie pani…

 

FANTOM:

(znowu szybko przerywa)

Wiem.

 

PROF. TPAW:

(z odrobiną irytacji w głosie)

…w sensie, niekoniecznie koncepcja dobrze się składa. Bardziej miałam na myśli fakt, że w końcu przyszła pani z tym do mnie.

 

FANTOM:

Przyszła.

 

PROF. TPAW:

Tak gwoli jasności, liczy pani po cichu na moją protekcję, czy jedynie przyszła pani po radę?

(Fantom wzrusza ramionami)

Zapytam niedyskretnie, ale wiem, że obie szanujemy swój czas… Interesują panią może moje teorie?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

A zna je pani?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Doskonale. Myślę, że jako wychowanka naszej Wspólnoty mogłaby się pani z nimi zapoznać. To wręcz powinność, rozumie pani?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

To powiem wprost. Taki ma pani obowiązek.

 

FANTOM:

Dlaczego?

 

PROF. TPAW:

Bo nie wyobrażam sobie absolwenta naszej Wspólnoty bez znajomości… Tu chyba nie przesadzę, najważniejszych ludzkich odkryć i życiowych zasad! Niemniej jednak proszę się nie martwić, w swojej niewiedzy nie jest tu pani znowuż taka osamotniona. Wokół jest pełno niedouczonych abiturientów i innych ludzi, których trzeba oświecić, i powiem więcej, możemy to zrobić razem!

 

(TPAW uśmiecha się i entuzjastycznie chwyta Fantom w objęcia. Fantom natomiast stoi ciągle sztywno, patrząc na TPAW z wyraźnym niepokojem w oczach)

 

FANTOM:

Jak?

 

PROF. TPAW:

Nie tak szybko, spokojnie, zaraz do tego dojdziemy. Najpierw musimy się trochę poznać. Proszę powiedzieć szczerze, dlaczego zdecydowała się pani, by pisać dzieło o sobie?

 

FANTOM:

Ja…

(wzrusza ramionami)

 

PROF. TPAW:

Myślę, że rozumiem panią jak nikt. „Ja” to bardzo ważny temat, taki wzniosły, dojrzały i potężny… Ogólnie bardzo szeroki, nawet rzekłabym stanowczo, że zdecydowanie zbyt szeroki jak na jedno dzieło. Pani jest osobą niezwykle twórczą, jak zapamiętałam z przekazu naszego Adepta, więc nie może się pani ze mną nie zgodzić, prawda?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

No więc właśnie, cieszę się, że jesteśmy zgodne co do tego, że jest to zbyt rozległe zagadnienie. A wie pani, czym grozi za szerokie ujęcie tematu?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Ano niemożliwością jego zrealizowania!

(Fantom stoi jak słup soli, TPAW patrzy na nią przez dłuższą chwilę)

Trzeba zatem pomyśleć o czymś innym… Czy ma pani w zanadrzu jeszcze jakieś zagadnienia, które panią fascynują, albo takie, które po prostu zdołałaby pani opisać i przedstawić jako swoje dzieło?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

To zacznijmy od podstaw… Interesują panią moje teorie, ale ich pani nie zna. W dodatku musi się pani z nimi zapoznać, o tym rozmawiałyśmy przed chwilą, tak?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

To może by tak… To tylko taka luźna propozycja, ale może by pani zechciała napisać swoją pracę właśnie o nich? Hm? Co pani na to?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Racja. Rozumiem, że ten temat może być dla pani za trudny…

(spogląda na Fantom kiwając głową)

To może by tak…

(zastanawia się dłuższą chwilę)

Wspominała pani, że interesuje się problematyką „ja”, to może warto by było po prostu napisać dzieło o mnie.

 

FANTOM:

(powtarza)

O mnie.

 

PROF. TPAW:

(wskazuje na siebie palcem)

O mnie, mówiąc ściśle.

 

FANTOM:

(kręci głową)

Szeroko.

 

PROF. TPAW:

Niekoniecznie. Nie mówię, żeby pisała pani o całym moim życiu. Myślę, że wystarczy spisać historię mojego zawodowego dorobku. Rozumie pani?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Nie szkodzi. Proszę się tym na razie nie zamartwiać. Na pewno pani samej z tym tematem nie zostawię. Pytanie, czy chce się pani podjąć tak ambitnego zadania?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Nie trzeba tak od razu odpowiadać, warto to przemyśleć. Ja tylko próbuję pani pomóc. Proszę zamknąć oczy i wyobrazić sobie możliwości, które staną przed panią otworem. To będzie wspaniałe dzieło, a ja dołożę wszelkich starań, żeby szybko zostało opublikowane… I oczywiście we wszystkim pomogę, a pani nazwisko jako autora będzie wydrukowane na pierwszej stronie wielkimi literami. Dociera to do pani?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

(klaszcze w dłonie)

Cudownie!

(W euforii ściska Fantom. Po chwili radości siada w fotelu i zaczyna cicho rozmyślać)

To teraz trzeba pani znaleźć właściwego protektora…

 

FANTOM:

Pani.

 

PROF. TPAW:

O nie, nie, droga abiturientko, od jednej osoby nie można aż tyle wymagać! Powiedziałam, że pomogę i słowa dotrzymam, pomogę wręcz całkowicie, ale ja już mam swoje lata, poza tym jestem na urlopie, a mimo to służę radą. Stwierdzenie, że miałabym jeszcze podjąć się… jest, by tak rzec, aż nazbyt roszczeniowe. To zwyczajnie niegrzeczne. W każdym razie proszę się nie przejmować, od tego tu jestem, żeby od czasu do czasu kogoś napomnieć. A właściwego człowieka do protekcji na pewno znajdziemy i ja już osobiście o to zadbam.

 

FANTOM:

Dziękuję.

 

PROF. TPAW:

Nie dziękuj, tylko bierz się do pracy, a raczej poczekaj na informacje ode mnie i swojego nowego protektora. Razem jeszcze pokażemy światu, jak powinny wyglądać wielkie dzieła. Dojrzałość dzisiaj nie jest w cenie, ale my pokażemy naturszczykom, jak się pisze historię. A teraz już możesz odejść i ciii…

(przykłada palec do ust. Fantom robi zdziwioną minę, odwraca się w kierunku drzwi i zaczyna iść swoim sztywnym, miarowym krokiem. TPAW krzyczy za nią)

Tylko pamiętaj, nie mów nikomu o naszej rozmowie!

 

FANTOM:

Dlaczego?

 

PROF. TPAW:

Bo wiedzę trzeba czasem ukrywać. Jeszcze ktoś się dowie i podkradnie ci temat, zanim zostanie oficjalnie zatwierdzony.

 

FANTOM:

Aaa.

(potakuje i wychodzi. TPAW zostaje sama, rozgląda się wokół, jakby upewniając się, że nikogo nie ma i zaczyna się śmiać)

 

PROF. TPAW:

(głośno beczy do siebie, zanosząc się śmiechem)

Bee.

 

Po chwili znowu się rozgląda i mocno tupie nogą. Do pomieszczenia wchodzą Klakierzy z lektyką (krzesłem), na którym powolnie sadowi się TPAW, następnie wszyscy wychodzą. Gasną światła.

 

Scena V

 

Osoby:

PIERWSZY CZŁOWIEK

PROF. TPAW

KLAKIERZY

 

Pokój wygląda podobnie do poprzedniego, również znajdują się w nim biurko i krzesła oraz sterta książek, na ścianie wiszą stare mapy i portrety wielkich historycznych postaci. Przy otwartej książce siedzi Pierwszy Człowiek – Adiunkt. Jest to mężczyzna w średnim wieku, elegancko ubrany, w okularach, od czasu do czasu odrywa wzrok od książki, patrząc gdzieś w dal. Bez pukania, nieco impertynencko, przybywa do pomieszczenia TPAW niesiona na krześle przez Klakierów, którzy zostawiają ją na środku, i tym razem – już nie czekając na znak – wychodzą pośpiesznie ze spuszczonymi głowami.

 

PROF. TPAW:

Oni wszędzie za mną łażą. Jak już kogoś oswoisz, to nie możesz się go pozbyć. To jakaś klątwa cieni. Nie powiem, czasem bywają pomocni, dlatego okazuję im tak wiele cierpliwości, ale widzę, że są coraz bardziej zazdrośni, gdy chcę z kimś pomówić sam na sam, a to już bywa uciążliwe. A tak w ogóle, to dzień dobry, mój drogi, bo nawet się nie przywitałam. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Co tam czytasz tak zawzięcie?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Dzień dobry. Mam teraz trochę czasu dla siebie, więc zawisnąłem gdzieś w ogrodach Semiramidy. A cóż sprowadza do mnie tak szanownego gościa?

 

PROF. TPAW:

Innymi słowy utknąłeś w cudach, a ja dla odmiany przychodzę w sprawach przyziemnych. Chodzi o pracę konkretnie. A tak przy okazji… Wierzysz w cuda?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Trudno powiedzieć. Te ogrody były chyba rzeczywiste…

 

PROF. TPAW:

Mniejsza z tym. Powołując się na jednego z naszych mistrzów, mogę jedynie rzec, że bezczelność wyobraźni jest nam niezwykle potrzebna.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(z uśmiechem rozkłada ręce)

A tak właściwie to do czego?

 

PROF. TPAW:

To pesymizm, mój drogi, czy elementarne braki? No jak to do czego? Oczywiście do postępu w nauce!

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Z tym się zgodzę. Bez wyobraźni trudno o krok do przodu.

 

PROF. TPAW:

Właśnie… I coś mi się wydaje, że nie bez powodu stoisz od dłuższego czasu w miejscu na drodze do swojego awansu zawodowego.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(ze śmiechem)

Sugerujesz, że brakuje mi wyobraźni?

 

PROF. TPAW:

Odrobinę, ale już przychodzę do ciebie z odsieczą. Otóż jest taka sprawa… Mamy w naszej Wspólnocie nową wychowankę i jest to dojrzała kobieta, bardzo zdeterminowana. Uczciwie powiem, że nie jest to osoba rezolutna, ale można jej łatwo przemówić do rozsądku. Wie, co się w życiu liczy, choć rzeczywiście z erudycją nie ma nic wspólnego. Powiedzmy, że do pełnego oświecenia potrzeba jej mądrze rozkazujących, a wtedy nasz cud się ziści. Chciałabym jedynie, abyś miał ją w opiece, wykazał trochę cierpliwości, a w końcu zbierzesz słodkie owoce.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nie rozumiem tylko, na czym miałaby polegać moja opieka i jaki mam mieć z tego plon?

 

PROF. TPAW:

Mówiłam, że potrzeba ci trochę wyobraźni, ale już tłumaczę. Nasza abiturientka bardzo chciałaby napisać pracę o moim dorobku i potrzebuje oficjalnego protektora. Jak sam rozumiesz, ja nie mogę nim być, bo to po prostu nie wypada w przypadku, gdy praca dotyczy mnie bezpośrednio. W każdym razie przyszła z tym do mnie i zapytałam ją, czy ma jakieś inne zainteresowania – wówczas sama chętnie podjęłabym się protekcji, ale ona uparcie trwała przy swoim, że chce pisać o mnie i już. Myślę, że choć jest to niezręczne i wbrew mojej skromności, to jednak nie można jej tego zabronić. Jedyne, co mogłam w tej sytuacji zrobić, to zadeklarować chęć pomocy. Powiedziałam jej, że może liczyć na całkowite wsparcie merytoryczne z mojej strony, bo jakby nie patrzeć, to znam temat najlepiej (zaczyna się śmiać). Zaoferowałam jej również pomoc w znalezieniu właściwego protektora i od razu pomyślałam o tobie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To bardzo miłe z twojej strony, ale oboje wiemy, że nie jestem specjalistą w twojej tematyce.

 

PROF. TPAW:

Dlatego też zaoferowałam jej pomoc i to całkowitą, jeśli rozumiesz, co mówię.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Wydaje mi się, że rozumiem, ale nadal nie wiem, dlaczego przychodzisz z tym do mnie.

 

PROF. TPAW:

(załamując ręce)

Bo się o ciebie martwię. Nie mogę patrzeć na to, jak taki zdolny człowiek jak ty trwa w impasie i nie może zapewnić sobie awansu. Chyba nie jest dla nikogo tajemnicą, że do sukcesu potrzeba nie tylko wiedzy i publikacji, ale również pewnych kompetencji w roli protektora naszych podopiecznych… A na tym ostatnim polu brakuje ci wyprowadzenia chyba jednej duszyczki, jeśli mnie pamięć nie myli.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Widzę, że jesteś dobrze zorientowana. Tak, przyznaję, że do awansu brakuje mi jednego protektoratu nad abiturientem.

 

PROF. TPAW:

A zatem nie powinieneś mieć wątpliwości. Ja po prostu chcę pomóc wam obojgu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Problem w tym, że nie znam się na tej problematyce, jak już wspominałem. Do tego twój opis abiturientki nie brzmi zachęcająco. Dlaczego mam się zajmować protekcją osoby, jak to sama określiłaś, nierezolutnej, która w dodatku nie jest w stanie sama przyjść do mnie.

 

PROF. TPAW:

A jakie to ma znaczenie, przecież ciebie nie zna i to był mój pomysł, żeby pisała swoje dzieło u ciebie. Zrozum, że tobie też trzeba pomóc, nie chcę, żebyś zmarnował swój talent na stanowisku poniżej twoich kompetencji. Chcesz, żeby całe życie inni tobą kierowali? Czy chociaż raz pozwolisz sobie pomóc, a później to ty będziesz decydował o swoim losie i o innych?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(z lekką irytacją)

Mogę to wszystko osiągnąć sam i to w zgodzie ze swoim sumieniem, tylko będę potrzebował więcej czasu.

 

PROF. TPAW:

Przecież już nie jesteś taki młody, ile jeszcze chcesz czekać na swój moment? Poza tym nie proponuję ci niczego zdrożnego. Pewnie, że łatwiej jest zajmować się zdolnymi, którzy i bez ciebie sobie poradzą, ale pytam wobec tego, gdzie twoje poczucie misji. Gdzie twoje ambicje?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Po prostu uważam, że w mojej dziedzinie nawet ci świetnie przygotowani do pisania dzieła potrzebują wiele wsparcia i powiem więcej… To im ono właśnie się należy. To jest poprzeczka, którą ja sobie stawiam i staram się trzymać ją wysoko.

 

PROF. TPAW:

(ze spokojem)

Mój drogi, a pamiętasz słowa mistrza Eńskiego?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Które dokładnie?

 

PROF. TPAW:

O tym, że aby skoczyć, trzeba się cofnąć do rozpędu i analogicznie ambitni zniżają się, by móc sięgnąć wyżej.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Zgłębiałem je w innym kontekście.

 

PROF. TPAW:

Rozumiem, mój drogi, ale to nie zwalnia od dalszej interpretacji. Eński powiedział wyraźnie: „Całe życie jest szkołą”. Nie poprzestawaj na tym, co było, tylko się ucz, bo twoja szansa na awans zaraz przejdzie do historii, a inni na pewno przyjmą ode mnie taką propozycję z wdzięcznością.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Naprawdę uważasz, że jest to osoba dobrze przygotowana do napisania dzieła?

 

PROF. TPAW:

Powinieneś wiedzieć, podkreślę raz jeszcze, choć bardzo nie lubię się powtarzać, że moje całkowite wsparcie merytoryczne to gwarancja sukcesu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A ta osoba będzie miała poczucie, że jej dzieło nie będzie samodzielne?

 

PROF. TPAW:

(po chwili namysłu)

Miejmy nadzieję, że nie. Już moja w tym głowa, żeby utrzymać ją w przekonaniu o wyłącznym autorstwie swojego dzieła, a i ty jako protektor masz wszelkie narzędzia, żeby ją w tym utwierdzić.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

…i sądzisz, że nikt się nie domyśli?

 

PROF. TPAW:

Jeśli zachowasz tę wiedzę dla siebie, to możesz być pewny, że wszystko zostanie między nami.

(Pierwszy Człowiek siedzi strapiony, zakrywając twarz rękami)

Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Masz awans na talerzu i możesz spokojnie wrócić sobie do ogrodów Semiramidy. Na ten moment przygotowałam tylko taką wstępną deklarację i potrzebna jest twoja sygnatura.

(TPAW wyjmuje kartkę z kieszeni i podaje ją Pierwszemu Człowiekowi, ten czyta i wyjmuje długopis)

A podpiszesz się krwią?

(Pierwszy Człowiek drętwieje i patrzy z przerażeniem na TPAW)

Żartowałam.

 

Pierwszy Człowiek podpisuje kartkę swoim długopisem, TPAW szybko ją wyrywa i mocno tupie. Natychmiast pojawiają się Klakierzy i wynoszą TPAW razem z krzesłem. Pierwszy Człowiek otwiera ponownie książkę i pochyla się nad lekturą.

 

Akt II

Nie świadczyć o sobie

 

Scena I

 

Osoby:

PIERWSZY CZŁOWIEK

PROF. TPAW

FANTOM

KLAKIERZY

 

Pierwszy Człowiek nadal siedzi w swoim pokoju, tym razem nad talerzem z pączkami. Objada się łapczywie, mlaszcząc przy tym głośno. Do pomieszczenia wchodzi korowód postaci ubranych na modłę staropolską z maszkarami zapustnymi. Pierwsza idzie okrakiem TPAW przytroczona do krzesła, za nią powoli podążają Klakierzy, a na końcu, kilka metrów dalej od pozostałych, snuje się Fantom. W tym układzie jedynie Fantom pojawia się dokładnie w tym samym stroju co wcześniej, czyli w pomarańczowym lub czerwonym szlafroku i w kapciach.

Na ich widok Pierwszy Człowiek zaczyna jeść jeszcze łapczywiej.

 

PROF. TPAW, KLAKIERZY i FANTOM:

(zaczynają razem śpiewać)

Przyszliśmy tu na ostatki…

 

FANTOM:

(śpiewa dalej sama)

Ni mam ojca ani matki. Ojciec matkę za…

 

PROF. TPAW:

(szybko przerywa)

Nie tak uczyłam! (zaczyna nucić) Gospodyni nas wysłała…

 

PIERWSZY CZŁOWIEK

(z pełnymi ustami):

Oho… Będziemy teraz razem świętować?

 

PROF. TPAW:

Nie ma wyjścia. Bez okupu stąd nie wyjdziemy.

(Patrzy na Klakierów)

Naturalnie was to nie dotyczy.

(Odprawia ich gestem, wskazując drzwi. Zasmuceni Klakierzy udają się w kierunku wyjścia)

…No dobrze, już dobrze, tym razem możecie zostać. Ostatecznie wasza opiniotwórcza rola jest dla nas wszystkich bardzo ważna.

(Rozradowani Klakierzy biorą sobie krzesła i rozsiadają się po obu stronach TPAW)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(przygląda się wszystkim po kolei)

Widzę, że dziada z babą tu nie brakuje.

(Po chwili patrzy na Fantom)

A pani za kogo się przebrała?

 

PROF. TPAW:

Ta pani tu akurat przyszła we własnej osobie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(podchodzi do Fantom i całuje ją w rękę)

Miło mi poznać. Z jakiej wspólnoty pani protektor do nas przyszła?

 

PROF. TPAW:

(uderza Pierwszego Człowieka w ramię)

Nie wygłupiaj się, mój drogi. Toż to nasza nowa abiturientka.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Młodo pani wygląda, ale nabrać się nie dam.

 

(Fantom stoi sztywno, przyglądając się wszystkiemu ze zdumieniem)

 

PROF. TPAW:

Eh… Przecież ostatnio rozmawialiśmy i wyraźnie nakreśliłam ci sytuację. To ty jesteś protektorem tej pani.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ale jak to?!

 

PROF. TPAW:

Ano tak to. Usiądź sobie spokojnie i trochę ochłoń, bo chyba cukier ci skoczył.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(siada, po długim milczeniu)

Wy sobie żartujecie. Ja się na to chyba nie piszę…

 

PROF. TPAW:

Przecież już wszystko podpisane.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(patrząc ze złością na TPAW)

Jak można mnie stawiać w takiej sytuacji?!

 

PROF. TPAW:

Nie zachowuj się jak dziecko. W końcu już podjąłeś decyzję. Teraz to ty nas wszystkich stawiasz w niezręcznej sytuacji. Za chwilę pani będzie przykro i to zupełnie niepotrzebnie. Pani abiturientka jest osobą bardzo wrażliwą i jeszcze zaczną nią targać jakieś złe emocje. Po co nam to?

(patrzy na Fantom)

Prawda? Po co nam to?

(Fantom zdezorientowana wzrusza ramionami)

Także zanim coś powiesz, mój drogi, lepiej się zastanów. Twoja zgoda już i tak jest udokumentowana.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

No tak… Ale papier jest cierpliwy.

 

PROF. TPAW:

A my niekoniecznie. Pamiętaj, że papier jest też trwały. Okazuje się, że trwalszy niż twoje słowa rzucane na wiatr.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ale papierów może być więcej.

 

PROF. TPAW:

Zamierzasz sam siebie podważać i myślisz, że ktoś będzie cię później traktować poważnie? Zresztą nie mówię o nas… Ale nie wiem, co na to powie na przykład Mistrz Ceremonii.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

O nie… To moja deklaracja już trafiła do Mistrza Ceremonii?

 

PROF. TPAW:

Oczywiście, tuż przed naszą wizytą. Bez aprobaty Mistrza Ceremonii nie śmielibyśmy zawracać ci dziś głowy.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(zwraca się do Klakierów)

Czy to prawda panowie?

 

PROF. TPAW:

Naturalnie, panowie mogą zaświadczyć.

(Klakierzy kiwają potakująco głowami)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Widzę, że koleżanka nie próżnuje.

 

PROF. TPAW:

I ty też nie powinieneś. Tak że skończ już z tymi wątpliwościami, bo to krzywdzące nie tylko dla naszej abiturientki, choć przede wszystkim dla niej. Jako osoba kulturalna stoi teraz zakłopotana i słowem nie skomentuje tej sytuacji. Pewnie w ogóle zamknie się w sobie i nie będzie w stanie rozmawiać, a kilka spraw wypadałoby razem omówić.

(TPAW spogląda na Fantom)

Proszę się przedstawić swojemu nowemu protektorowi.

 

FANTOM:

Ja…

 

PROF. TPAW:

(szturcha Pierwszego Człowieka)

No i mówiłam, że tak będzie. Zobacz, co żeś narobił. Tak się dzieje, kiedy język jest szybszy od myśli. Pani tu przychodzi do ciebie z sercem na dłoni, a ty nawet pączka na talerzu jej nie podałeś.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Proszę się częstować.

(Na te słowa Klakierzy biegną do talerza z pączkami. Fantom stoi w miejscunieruchomo)

Ja po prostu mam wrażenie, że nie będę w stanie pani pomóc.

 

PROF. TPAW:

Nie wytrzymam. Przecież ustaliliśmy, że od pomagania będę ja.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(podchodzi do Fantom)

Proszę powiedzieć, jakie są pani oczekiwania.

 

PROF. TPAW:

Pani oczekuje od ciebie przede wszystkim lojalności oraz dbałości o jej wysokie morale. Ze spraw prozaicznych: obecności, gdy zajdzie formalna potrzeba. Nic więcej. Gwarantuję, że się nie przepracujesz. Z nami masz normalnie jak w raju.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Dlaczego nasza wychowanka nadal nic nie mówi?

 

PROF. TPAW:

Bo jest nieśmiała, wrażliwa, cokolwiek… Zanim coś powie, to musi pomyśleć, w odróżnieniu od niektórych. W dodatku została przed chwilą tak przywitana, że wręcz miło z jej strony, że jeszcze tu stoi. I właśnie korzystając z faktu, że pani tu z nami jest, mógłbyś wybrać się z nią do Mistrza Ceremonii i wytłumaczyć naszej sile zwierzchniej, że sytuacja jest pod twoją kontrolą.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Dlaczego ty nie pójdziesz z panią, skoro jesteś taka zaangażowana w pomoc?

 

PROF. TPAW:

Ja już byłam, ale sama.

(Klakierzy podnoszą ręce do góry)

Znaczy się… Byłam z panami. Jeśli chodzi o przedstawienie abiturientki, to już twoja rola. To tylko formalność, a formalności leżą po twojej stronie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(kiwa głową)

Akurat formalność… Już wyobrażam sobie minę Mistrza.

 

PROF. TPAW:

Jak zwykle przesadzasz. Na razie to tylko ty tu jesteś jakiś wiecznie zdziwiony. Nie mówię, że to zła postawa, ale co innego w nauce, a co innego w życiu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A zatem trzeba iść, dopóki jeszcze czas karnawału.

(Podchodzi do Fantom, bierze ją pod rękę i wychodzą razem żołnierskim krokiem)

 

PROF. TPAW:

(krzyczy za nimi)

Powodzenia i proszę później o kontakt!

(po chwili patrzy na Klakierów)

A panów zapraszam do siebie.

(TPAW i Klakierzy wychodzą z pomieszczenia tanecznym krokiem)

 

Scena II

 

Osoby:

PIERWSZY CZŁOWIEK

FANTOM

MISTRZ CEREMONII

 

W pustym, zaciemnionym pomieszczeniu na podeście stoi biurko, przy którym siedzi Mistrz Ceremonii (Dziekan), czyli kobieta w średnim wieku ubrana w żakiet w stonowanym kolorze (granat lub brąz). Na jej twarz pada mocne, jasne światło. Do pomieszczenia wchodzą Pierwszy Człowiek i Fantom. Pierwszy Człowiek ze spuszczoną głową prowadzi Fantom pod rękę i zatrzymuje się tuż przed biurkiem Mistrza Ceremonii. W tym układzie nieco przypominają nowożeńców stojących przed ołtarzem.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(zaczyna przemawiać z pochyloną głową)

Dzień dobry, Mistrzu. Przyszliśmy do ciebie w sprawie niecierpiącej zwłoki.

(Szturcha łokciem Fantom)

 

FANTOM:

Tak.

 

MISTRZ CEREMONII:

(z rozbawieniem)

Mam wam pobłogosławić?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

W pewnym sensie tak. To w sumie bardzo skomplikowane…

 

MISTRZ CEREMONII:

Brzmi intrygująco, proszę kontynuować.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Pani, która tu stoi, jest osobą bardzo ambitną…

(przeciera sobie czoło chusteczką)

 

MISTRZ CEREMONII:

Tak, tak… Jak każdy w naszej Wspólnocie i poza nią.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Właśnie. Rzecz w tym, że pani chciałaby napisać swoje dzieło pod moim kierunkiem.

 

MISTRZ CEREMONII:

Coraz ciekawiej. Proszę kontynuować.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Dzieło miałoby dotyczyć, jakby to ująć…

 

MISTRZ CEREMONII:

Najlepiej wprost.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A więc dzieło miałoby dotyczyć twórczości naszej wielce zasłużonej koleżanki. Miałoby opisywać jej dokonania w porządku chronologicznym.

 

MISTRZ CEREMONII:

Rozumiem, że mówisz o koleżance, która już wcześniej była u mnie w tej sprawie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ach tak, oczywiście.

 

MISTRZ CEREMONII:

Możesz mi łaskawie powiedzieć, które z was to wymyśliło?

 

(Pierwszy Człowiek mocno szturcha łokciem Fantom, ta nie reaguje)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(zwracając się bezpośrednio do Fantom)

No kto?

 

FANTOM:

(ze zdumieniem)

Ja?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Jak widzisz, Mistrzu, to był pomysł tej pani, która w swoich dążeniach jest po prostu nieprzejednana. Przyznam, że ja nawet nie czuję się szczególnie kompetentny do pokierowania tym zadaniem, ale ta pani z wielkim uporem, a chwilami nawet wpadając w rozpacz, uprosiła mnie, bym zechciał zostać jej protektorem. I ja, tak zwyczajnie, po ludzku, nie byłem w stanie jej odmówić.

 

MISTRZ CEREMONII:

Wychodzi na to, że nie ty pierwszy i być może nie ostatni.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nie bardzo rozumiem…

 

MISTRZ CEREMONII:

Upór tej pani jest tu raczej wszystkim bardzo dobrze znany, paradoksalnie – może nawet wszystkim z wyjątkiem ciebie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ale przecież ja sam o tym powiedziałem.

 

MISTRZ CEREMONII:

A wiesz, ile prób ta pani podjęła, by się dostać do naszej Wspólnoty?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nie…

 

MISTRZ CEREMONII:

Chyba ze czterdzieści.

 

FANTOM:

Czterdzieści cztery.

 

MISTRZ CEREMONII:

I jak myślisz, co było przyczyną pani niepowodzenia? Albo lepiej odwróćmy pytanie: a zatem jak myślisz, czemu w końcu panią przyjęliśmy?

(Pierwszy Człowiek kiwa głową i chowa twarz w dłonie, zakrywając ją chusteczką)

Ten upór by się nie skończył. Jeszcze trochę i stałby się medialny, a na to sobie pozwolić nie mogliśmy. Sama byłam zdania, że trzeba dać pani szansę, by na własnej skórze mogła się przekonać, że udział w naszej Wspólnocie nie jest dla niej. W końcu Adept jako człowiek wielkiej wiary i jeszcze większego serca postanowił wziąć panią pod swoje skrzydła. Ostatecznie chyba wyrzuty sumienia nie pozwoliły mu na kontynuację tej współpracy. Niemniej jednak nie zamierzam cię zniechęcać. Każdy człowiek jest inny, by tak rzec, ludzie mają różny próg wrażliwości i tolerancji. Każdy też ma inne potrzeby. Jeśli niedługo masz być samodzielnym pracownikiem, to powinieneś już zacząć podejmować samodzielne decyzje. Jeśli o mnie chodzi, to tak naprawdę nic mi do tego. Powiem więcej, jeśli wasz eksperyment się uda, to będzie to kolejny sukces na koncie całej Wspólnoty. Twoja deklaracja już spoczywa w dokumentacji, więc mogę jedynie życzyć wam wszystkim powodzenia.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ale skoro już wszyscy znają tę sytuację, to jak to teraz będzie o mnie świadczyć?

 

MISTRZ CEREMONII:

Wszyscy w naszej Wspólnocie i miejmy nadzieję, że nikt poza nią.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To i tak wystarczająca kompromitacja.

 

MISTRZ CEREMONII:

Jeśli będziecie rozważni, o co proszę, to wszystko zostanie w rodzinie, jak mawiają. Zresztą myślę, że to akurat nie jest szczególny powód do zmartwień.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ale ja dotychczas naprawdę dużo wysiłku włożyłem w to, by być tu, gdzie jestem… Dużo ciężkiej pracy, i to docenianej przez innych. Zdobyłem uznanie i naprawdę cieszę się nawet jakimś autorytetem.

 

MISTRZ CEREMONII:

Wiem i dlatego nie będę ukrywać zdziwienia na wieść o tym, że podjąłeś się tego protektoratu. W każdym razie rozumiem też, że masz ku temu swoje istotne powody, dla których masz zamiar to zrobić i nie będę cię oceniać. Ja tu właściwie przede wszystkim wypełniam wolę innych.

 

 PIERWSZY CZŁOWIEK:

(rozgoryczony)

Ale ci wszyscy inni będą mnie oceniać, czyli cała nasza „rodzina”.

 

MISTRZ CEREMONII:

Tu każdy ma swoje zajęcia i może nawet nikt nie zwróci uwagi na to, czym się zajmujesz.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A jak zrobi się wokół tego szum?

 

MISTRZ CEREMONII:

Tam, gdzie jest szum są i szumowiny. Trzeba po prostu unikać rozgłosu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To nie jest pocieszające.

 

MISTRZ CEREMONII:

Patrz perspektywicznie, może znajdziesz dla siebie jakieś pocieszenie. Ostatecznie twoje działania mają przecież konkretny cel.

 

FANTOM:

(odzywa się, jakby nagle się przebudziła)

Jaki?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(ze złością cedzi przez zęby)

Pani wybitne dzieło oczywiście.

 

FANTOM:

Aaa…

 

MISTRZ CEREMONII:

A jaka droga was do tego celu powiedzie, to ja już nie wnikam.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Zabrzmiało tak, jakby to cel miał uświęcać środki.

 

MISTRZ CEREMONII:

Jeśli ci z tym źle, to możemy się odwołać do innej, świętej zasady, która mówi o poznawaniu ludzi po ich owocach…

 

(Pierwszy Człowiek dłuższą chwilę gapi się na Fantom)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To ja już wolę pozostać przy tym Machiavellim.

 

MISTRZ CEREMONII:

A zatem radzę już dłużej w towarzystwie pani nie narzekać, a jeszcze lepiej zmienić strategię i nie szczędzić miłych słów pod jej adresem, gdyż jak pisał wyraźnie patronujący ci mentalnie autor: „ludzi trzeba albo hołubić, albo wygubić”N. Machiavelli, Książę, tłum. C. Nanke, Kęty 2005, s. 34.[1]. Polecam tę myśl wcielić w życie, by uniknąć ludzkiej mściwości… (przechyla głowę w stronę Fantom) Czy zgadza się pani ze mną?

 

(Fantom wzrusza ramionami. Pierwszy Człowiek znowu szturcha Fantom łokciem)

 

FANTOM:

Tak.

 

MISTRZ CEREMONII:

To co? Drzemy deklarację o protektoracie czy nadajemy sprawie bieg w niczym niezmąconej atmosferze przyjaźni i uwielbienia obowiązującej we wspólnocie ludzi kochających naukę? Oczywiście z nadzieją na wspaniałe owoce naszej pracy…

 

(długa cisza)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Bardzo dziękujemy Mistrzu za poświęcenie nam cennego czasu. Obiecuję, że zrobimy wszystko, by nasze starania przyniosły korzystny rezultat.

 

MISTRZ CEREMONII:

(ze śmiechem)

Od tak pragmatycznej strony cię jeszcze nie znałam. Powodzenia!

 

Pierwszy człowiek kłania się nisko, pociągając do ukłonu również Fantom, którą trzyma pod rękę. Mistrz Ceremonii lekko pochyla głowę. Po tej wymianie gestów Pierwszy Człowiek i Fantom wychodzą sprężystym krokiem.

 

Scena III

 

Osoby:

PROF. TPAW

KLAKIERZY

PIERWSZY CZŁOWIEK

 

TPAW i Klakierzy siedzą w zagraconym pokoju, w którym wcześniej rozgrywała się akcja dramatu (z udziałem Adepta, TPAW i Fantom). TPAW wygodnie usadowiona w fotelu zakłada nogę na nogę i szeroko opiera ręce o poręcz fotela. Klakierzy siedzą ze złączonymi nogami na krzesłach po obu stronach TPAW, skoncentrowani i sztywno pochyleni do przodu. Trzymają w dłoniach notatniki i długopisy.

 

PROF. TPAW:

Szanowni panowie, dziękuję bardzo za przybycie na nasze zebranie. To dla nas ważny moment, będący sprawdzianem naszej lojalności, oddania wielkiej sprawie i niebagatelnych umiejętności. Otóż zostaliście przeze mnie wybrani spośród wszystkich moich poddanych, znaczy się… Oddanych mi osób…

 

KLAKIER I:

(przerywając TPAW w pół zdania)

To freudowska pomyłka. Słyszałeś kolego (zwraca się do Klakiera II), to przykład freudowskiej pomyłki.

 

PROF. TPAW:

Co ty opowiadasz, mój drogi, to zwyczajne przejęzyczenie, a właściwie przyjacielski zwrot, bo chyba po tylu latach mogę was nazwać przyjaciółmi?

 

KLAKIER II:

(zwracając się pospiesznie do Klakiera I)

Słyszałeś, słyszałeś, jesteśmy przyjaciółmi!

 

KLAKIER I:

(wskazuje palcem na Klakiera II i na siebie)

My?

(Klakier II w tym czasie kiwa przecząco głową)

Ach! To dla nas wielka chwila! To zaszczyt. Zawsze pragnąłem być twoim przyjacielem… Królowo naszej nauki! Obiecuję, że cię nie zawiodę.

 

KLAKIER II:

Ja też, ja też. Nigdy cię nie zawiodę. Za siebie mogę ręczyć jak za nikogo więcej.

 

KLAKIER I:

(patrząc spode łba w stronę Klakiera II)

To samo mogę powiedzieć o sobie.

 

PROF. TPAW:

Ogromnie mnie to cieszy, zwłaszcza że przed nami zadanie, które może zweryfikować to i owo.

 

KLAKIER I:

Czyli co?

 

KLAKIER II:

Już nie mogę się doczekać!

 

PROF. TPAW:

Uskrzydla mnie wasz entuzjazm, panowie, i mam dobrą wiadomość. Nie trzeba czekać, możemy natychmiast przystąpić do pracy!

 

KLAKIER II:

(zaciera ręce, podskakując na krześle)

Naprawdę będziemy pracować razem?

 

PROF. TPAW:

(poważnym tonem)

Tak.

(Po chwili ciszy)

W pewnym sensie. Ogólnie rzecz biorąc razem, ale osobno. Każdy będzie odpowiadać za siebie, ale pracować będziemy wspólnie. Dodam, moi drodzy, że zasługi będą przy tym indywidualne. Tylko ja zrezygnuję z przysługujących naszym osiągnięciom zaszczytów i to pomimo największego wkładu pracy.

(Klakierzy spoglądają na siebie z trwogą)

 

KLAKIER I:

Tak nie może być!

 

PROF. TPAW:

(zniżając głos)

Może.

 

KLAKIER II:

Ależ…

 

PROF. TPAW:

(przerywając szybko i stanowczo)

Powiedziałam!

(nagle zniżając ton)

Proszę przyjąć moje słowa do wiadomości.

 

KLAKIER II:

Ale dlaczego?

 

PROF. TPAW:

Nazwijmy to przyjacielskim gestem. Zresztą, pytanie jest nie na miejscu, bo jak doskonale wiecie, nie pierwszy raz będę pracować na czyjś sukces. Dla mnie największą nagrodą będzie to, że mogę wam pomóc, panowie. Wiem, że bezinteresowność się nie opłaca, ale my, humaniści, nie powinniśmy myśleć tylko o korzyściach. Trzeba to pojąć, albowiem ten wspólny trud będzie wymagać i od was pewnej wrażliwości humanistycznej.

 

KLAKIER II:

(podskakując)

Proszę, nie trzymaj nas już w niepewności. Co będziemy robić?

 

PROF. TPAW:

Musimy napisać dwie opinie na temat pracy naszej zdolnej i ambitnej abiturientki.

 

(Klakierzy siedzą prawie nieruchomo, potakując jedynie głowami)

 

KLAKIER I:

(po długiej ciszy)

Chyba jesteśmy gotowi. To gdzie jest ta praca?

 

PROF. TPAW:

(zakłada nogę na nogę i macha nerwowo stopą)

No właśnie w tym sęk…

(chwila ciszy)

 

KLAKIER I:

Mamy gdzieś po nią pójść?

 

PROF. TPAW:

Nie, nie. Siedźcie spokojnie. Jak by to powiedzieć… Gdybym tę pracę miała, to nie byłaby to żadna wielka sprawa. Każdy mógłby z łatwością napisać swoją opinię, nie opuszczając domowej kanapy.

 

KLAKIER I:

To gdzie jest ta praca?

 

PROF. TPAW:

To nieistotne, gdzie jest. Najważniejsze jest to, co zawiera.

 

KLAKIER I:

Ale skąd mamy wiedzieć, co ona zawiera, skoro jej nie widzimy?

 

PROF. TPAW:

To nic nie szkodzi. Po prostu w tym momencie musicie się zdać na moją pomoc, panowie.

 

(Klakierzy patrzą na siebie z przerażeniem)

 

KLAKIER II:

Ale…

 

PROF. TPAW:

Żadne „ale”. Już powiedziałam, że wam pomogę. Mam nadzieję, że i wy nie odmówicie wsparcia tej skromnej i zdolnej osobie, której dzieło zasługuje na wiele ciepłych słów.

(Klakierzy siedzą sztywno i nawet na moment nie odrywają od siebie wzroku. Po dłuższej chwili konsternacji Klakier I spuszcza głowę i zaraz za nim Klakier II powtarza ten gest. TPAW przygląda się im uważnie i zaczyna klaskać w dłonie)

Do roboty, ująć młoty, kuć ojczyzny gmach!

 

KLAKIER I:

(przygaszonym głosem)

…wszak spełnione to co śnione w ukochanych snach.

 

KLAKIER II:

(patrząc tępo przed siebie)

…w snach.

 

PROF. TPAW:

Pobudka panowie! Trzeba zacząć pisać opinie.

 

KLAKIER I:

Ale jak?

 

PROF. TPAW:

Najlepiej od początku. Przykładowo… Podejmowana tematyka jest bardzo doniosła i odkrywcza.

 

KLAKIER I:

Czyli jaka?

 

PROF. TPAW:

No przecież powiedziałam, że doniosła i odkrywcza. Ile razy mam powtarzać. Notujemy.

(Klakierzy otwierają notatniki i zaczynają pisać)

Nie, nie, nie. Nie dwie osoby na raz. Pan niech zapisze sobie wspomniane zdanie (TPAW wskazuje ręką na Klakiera I). Natomiast dla Pana… (TPAW pochyla głowę w stronę Klakiera II, przytrzymując przy tym okulary) Tak, dla Pana musimy znaleźć inne słowa. Dajmy na to – przedsięwzięta problematyka jest bardzo… (pstryka palcami)

 

KLAKIER II:

Wyśmienita i najważniejsza.

 

PROF. TPAW:

Eh…

 

KLAKIER II:

Albo olśniewająca i wirtuozerska?

 

PROF. TPAW:

Apeluję o powagę i umiar w tych komplementach, panowie. Musimy dbać o wiarygodność. Proszę napisać, że przedsięwzięta problematyka jest bardzo ważna i pionierska. I dalej uwaga… Z tego wybitnie trudnego tematu autorka wychodzi zwycięsko. Zapisał pan?

 

KLAKIER II:

Tak! (podskakuje na krześle) Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.

 

(Odgłosy pukania. Do pokoju wchodzi Pierwszy Człowiek. Bezgłośnie zbliża się do TPAW i Klakierów, którzy go widzą, ale nie przerywają pracy)

 

PROF. TPAW:

(dyktuje dalej, powoli, niemal sylabizując)

To niezwykle przemyślana i pogłębiona analiza, która zawiera bogate i najistotniejsze źródła…

 

KLAKIER II:

Chwileczkę, chwileczkę, nie nadążam.

 

PROF. TPAW:

Proszę wszystko skrupulatnie zanotować.

(TPAW macha ręką w stronę Pierwszego Człowieka)

Witamy szanownego protektora. Przyszedłeś w samą porę, mój drogi. Właśnie omówiliśmy tematykę, analizę i źródła zawarte w pracy twojej podopiecznej. Panowie zostali poproszeni o napisanie opinii. Uważają, że struktura jest logiczna i klarowna, a metoda doskonale dobrana. Prawda? Napisał pan już?

 

KLAKIER I:

Ja?

 

PROF. TPAW:

Nie. Pan dokończy później. Pytam drugiego przyjaciela.

 

KLAKIER II:

Ale o co?

 

PROF. TPAW:

Czy zanotował pan już te informacje o strukturze i metodzie.

 

KLAKIER II

(podskakując na krześle):

Już się robi!

 

PROF. TPAW:

Niech pan nie pominie też takich ogólnych kwestii, które mogą się wydawać oczywiste, ale zawsze warto wspomnieć na przykład o tym, że przedłożona praca to wybitne naukowe osiągnięcie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Czy panowie piszą o tym dziele w samych superlatywach? Ja jestem protektorem, więc mi nawet nie wypada się wtrącać, ale może przydałaby się jakaś uwaga krytyczna, choćby drobna, żeby opinie były bardziej przekonujące.

 

PROF. TPAW:

Słusznie. Masz rację, mój drogi. To może tam, gdzie mowa o wybitnym osiągnięciu pan dopisze jeszcze, że… O! Że wnioski mogłyby być nawet trochę odważniejsze, ale nie zmienia to faktu, że dzieło abiturientki przyczynia się w wielkiej mierze do rozwoju humanistyki.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(śmiejąc się)

Teraz to już zupełnie wyważona opinia.

 

PROF. TPAW:

Zamiast głupio szydzić, weź się do pracy i pomóż drugiemu panu (pokazuje na Klakiera I), bo utknął na pierwszym zdaniu. Myślę, że śmiało mógłby jeszcze wspomnieć w swojej opinii o nieocenionych konsultacjach i korzystnym, albo lepiej – owocnym protektoracie. A! I nie zapomnijcie w ostatnim akapicie uwzględnić sentencji o tym, że praca koniecznie powinna zostać opublikowana.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Oczywiście. Jak mógłbym o tym nie pomyśleć. To przypuszczalnie najważniejsze zdanie.

 

PROF. TPAW:

Jak zwykle przesadzasz, ale umieścić je trzeba, może nawet pogrubionym i rozstrzelonym drukiem.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Jak sobie życzysz.

 

PROF. TPAW:

Właśnie tak. A pan zrobi to samo (wskazuje ręką na Klakiera II).

 

KLAKIER II:

(jakby do siebie)

Jak to szło?

 

PROF. TPAW:

Praca koniecznie powinna zostać opublikowana.

 

KLAKIER II:

(podskakując na krześle)

Już mam!

 

PROF. TPAW:

Znakomicie. Jeszcze możecie wspomnieć coś o obiektywizmie, o tym, że tematyka aktualna i takie tam. Zresztą, co ja wam będę mówić, przecież protektor zna sprawę najlepiej. A zatem nie będę się dłużej rozwodzić. Zostawiam panów pod jego troskliwym okiem.

(TPAW chrząka i zaczyna tupać. Nikt się nie porusza)

Ogłaszam koniec zebrania.

(Nadal nikt się nie rusza)

Mam do was pełne zaufanie i jestem przekonana, że ukończycie pisanie swoich opinii na najwyższym poziomie. Tylko mała prośba. Zanim dotrą do Mistrza Ceremonii, chcę jeszcze na nie zerknąć. Tymczasem, mówiąc żartobliwie, żegnam panów z tego pokoju, bo za chwilę mam tu spotkanie. Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i wasze oddanie. Au revoir!

(Klakierzy zrywają się z krzeseł)

 

KLAKIER I:

(kłaniając się w pas)

To ja dziękuję.

 

KLAKIER II:

A ja dziękuję bardzo. To był dla mnie wielki zaszczyt i ważna lekcja humanizmu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Wszystkiego dopilnuję osobiście. Do widzenia.

 

Pierwszy Człowiek wychodzi, za nim w podskokach pokój opuszczają Klakierzy. TPAW zostaje sama i natychmiast zaczyna przysypiać.

 

Scena IV

 

Osoby:

PROF. TPAW

FANTOM

 

Do pomieszczenia wchodzi Fantom. TPAW w pozycji półleżącej pochrapuje, wiercąc się w fotelu. Fantom chodzi nerwowo dookoła TPAW, przy każdym okrążeniu pochyla się nad jej opuszczoną głową. Ze zniecierpliwieniem zaczyna tupać i szybko maszerować, po chwili klaszcze. TPAW nadal śpi. Ostatecznie Fantom wyjmuje z kieszeni notatnik i siada na krześle obok TPAW.

 

FANTOM:

Przyszła.

(Brak reakcji. TPAW ciągle śpi. Fantom wymachuje nad jej głową zeszytem)

Przedstawiła.

(Chwila ciszy. Fantom rozgląda się wokół, po czym zaczyna sylabizować)

Milczenie oznacza zgodę.

(Kładzie zeszyt na kolanach TPAW, która gwałtownie się budzi)

 

PROF. TPAW:

(poprawiając okulary)

O, jak dobrze, że panią widzę.

 

FANTOM:

Dziękuję.

(Kieruje się w stronę drzwi)

 

PROF. TPAW:

Zaraz, zaraz. Nie tak prędko. Mamy do omówienia wiele spraw… Trzeba w końcu napisać pracę.

 

FANTOM:

Napisała.

 

(TPAW otwiera zeszyt i pochyla się nad nim nisko, podtrzymując okulary)

 

PROF. TPAW

(po chwili):

Jak by to powiedzieć… Praca doskonale się zapowiada, ale pewne poprawki są nieuniknione.

(Zamyka zeszyt, odkłada go i podchodzi do Fantom)

Czy ma pani dobrą pamięć?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

Bo widzi pani, trzeba będzie się uzbroić w prawdziwy pałac pamięci.

 

FANTOM:

Co?

 

PROF. TPAW:

To metoda stara jak świat. Już Cyceron o tym wspominał.

 

FANTOM:

Kto?

 

PROF. TPAW:

(macha ręką)

Taki stary nowy. Nieistotne. Zresztą, zapomnijmy o pałacach. Chodzi o to, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów i możliwie wiernie je odtworzyć.

 

FANTOM:

Jakich?

 

PROF. TPAW:

Jakich szczegółów? Z pani dzieła oczywiście. Zadanie jest ambitne. Dodatkowo trzeba będzie jeszcze zakodować sobie pewne elementy savoir-vivre’u, które dotyczą wielkiego dnia.

 

FANTOM:

Ale…

 

PROF. TPAW:

Żadne „ale”. Takie są obowiązki abiturientów i trzeba się wziąć do pracy. W pani dziele pojawi się wiele nowych aspektów, nawet tytuł się zmieni, bo przecież praca miała być o mnie. Ktoś to wszystko będzie musiał zapamiętać.

 

FANTOM:

Kto?

 

PROF. TPAW:

Co to za pytanie! A któżby inny jak nie autor dzieła?

 

FANTOM:

Ja?

 

PROF. TPAW:

No przecież nie ja. Już ustaliłyśmy, że pani jest autorką dzieła. Czy to tak trudno zapamiętać?

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Mam nadzieję, bo to jest kwestia podstawowa. Niebawem prześlę pani dzieło w nowej odsłonie. Będzie ono znacznie dłuższe i zapewne pojawi się w nim wiele trudnych słów, których znaczenia najpewniej nikt nie będzie dociekał, ale wymowy trzeba się nauczyć… I najważniejsza sprawa. Oprócz dzieła prześlę pani osobny tekst. To będzie takie jakby streszczenie na kilka stron i trzeba będzie je opanować jak mickiewiczowską inwokację.

 

FANTOM:

Inwokację?

 

PROF. TPAW:

Tak, jak inwokację w przyzwoitych szkołach.

(Fantom wzrusza ramionami)

Czyli trzeba będzie zapamiętać i wyrecytować każde słowo. Tego się wymaga od abiturienta w naszej wspólnocie podczas jego wielkiego dnia.

 

FANTOM:

Tylko?

 

PROF. TPAW:

Nie. Zresztą sama ta autoprezentacja nie jest wcale taka prosta. Już mówiłam… To będzie kilka stron.

 

FANTOM:

Autoprezentacja?

 

PROF. TPAW:

Tak, czyli ta nasza inwokacja, którą będzie pani musiała wygłosić z pamięci.

 

FANTOM:

Aaa…

 

PROF. TPAW:

A jak pojawią się problemy, chwile zapomnienia, ktoś wytrąci z rytmu, to proszę mieć tekst przy sobie i pilnować go jak oka w głowie. W najgorszym razie będzie pani go po prostu czytać. Słowa w nim zawarte muszą paść z pani ust, innej możliwości nie ma.

 

FANTOM:

Wszystkie?

 

PROF. TPAW:

Wszystkie, ale to nie wszystko.

 

FANTOM:

Nie?

 

PROF. TPAW:

Nie. Mamy pewien kłopot.

(Fantom wzrusza ramionami)

Kolejny etap polega na tym, że ludzie mogą zadawać pytania.

(Fantom znowu wzrusza ramionami)

A my znamy tylko niektóre. Do nich naturalnie napiszemy wcześniej odpowiedzi. Gorzej z pozostałymi.

 

FANTOM:

Dlaczego?

 

PROF. TPAW:

(wzdychając)

Eh… Parafrazując znanego nam kolegę Superego – boimy się tylko tego, czego nie znamy. A wielki dzień to nie może być spektakl dla ludzi żądnych strachu. To musi być nasze święto, niezmącona radość, której towarzyszy nade wszystko pewność sukcesu, a nie jakieś tam igrzyska dla hien.

 

FANTOM:

Hien?

 

PROF. TPAW:

Tak, ludzkich hien, których w naszej Wspólnocie nie brakuje. Jedyna recepta na ten moment to otoczyć się ludźmi życzliwymi i poprosić ich uprzednio, żeby nie bali się zadawać pytań.

 

FANTOM:

Nieznanych?

 

PROF. TPAW:

Tylko znanych. Znanych ludzi i znanych pytań. Oczywiście złośliwości przypuszczalnie nie unikniemy, bo ludzie są zawistni. Jak to się mówi… Komu w drogę temu nogę, ale nad tym nie zapanujemy. Musimy jedynie zadbać o proporcje.

 

FANTOM:

Jak?

 

PROF. TPAW:

Możemy postarać się, by padło więcej pytań, na które znamy odpowiedzi. Innymi słowy, poproszę wcześniej uprzejmych ludzi, pozbawionych naukowych kompleksów, aby podali mi pytania, które będą pani zadawać, a ja już przygotuję stosowne odpowiedzi i przed wielkim dniem otrzyma je pani na piśmie.

 

FANTOM:

Dziękuję.

 

PROF. TPAW:

Proszę nie dziękować. To zwyczajne procedury. Nie ma sensu się tym zamartwiać. Trzeba tylko pilnować kartek, żeby strony się nie pomyliły. Dalej już wystarczy pięknie czytać, recytować i świętować! To będzie wielki dzień dla całej naszej Wspólnoty. To będzie święto nauki! Zapomniałam wspomnieć… Proszę koniecznie przynieść kwiaty i wino. Będziemy my i będzie śpiew!

(TPAW w euforii klaszcze w dłonie i obejmuje Fantom)

Jeszcze kilka dni i zanucimy… „A teraz idziemy na na na na…”.

 

TPAW ściska Fantom w pasie i podśpiewując ciągnie ją w kierunku drzwi. Opuszczają pokój.

 

Scena V

 

Osoby:

PROF. TPAW

PIERWSZY CZŁOWIEK

 

TPAW puka do pokoju Pierwszego Człowieka, po chwili wchodzi z dwoma kieliszkami w ręku. Jeden jej wypada i się tłucze. TPAW, udając, że tańczy twista, wgniata szkło w podłogę i idzie naprzód pewnym krokiem. Siada na krześle i kładzie jeden kieliszek przed sobą na biurku, przy którym siedzi Pierwszy Człowiek.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Witam szanowną koleżankę! (wymachuje kokieteryjnie palcem) Chyba potłukł się kieliszek…

 

PROF. TPAW:

To na szczęście. Zresztą, dla siebie jeden mam, a ty wyjmij swój z szuflady. Najlepiej z zawartością, którą mam nadzieję zechcesz się podzielić.

(Pierwszy Człowiek schyla się i wyciąga z biurka kieliszek oraz do połowy pełną butelkę)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nie za wcześnie na świętowanie? Wielki dzień dopiero przed nami.

 

PROF. TPAW:

To fakt, ale jestem dobrej myśli, co oznacza, że sytuacja jest pod kontrolą. Wszystko, co można było zrobić w tej sprawie, już zrobiłam. Musisz wiedzieć, że odbyłam spotkanie z twoją podopieczną i odpowiednio ją poinstruowałam. Rozmowa była trudna, nie powiem… Zapewne się domyślasz. Ostatecznie wszystko musiałam rozpisać na kartkach, które wręczyłam jej do ręki. Jest tam przebieg wielkiego dnia, zwroty grzecznościowe, cały referat i odpowiedzi na ewentualne pytania.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Problem w tym, że nie da się wszystkiego przewidzieć. Przecież z sali mogą paść różne pytania.

 

PROF. TPAW:

Pytania raczej są oczywiste, choć zaskoczenia nie można wykluczyć. Ludzie z natury są bardzo złośliwi, a zwłaszcza ci, których los zaprowadził do naszej Wspólnoty. Dlatego może rzeczywiście warto omówić teraz to i owo.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Właśnie (przechyla kieliszek). Powiem bez ogródek. Pytania pytaniami, ale obawiam się, że odpowiedzi naszej abiturientki mogą być od rzeczy. I co wtedy?

 

PROF. TPAW:

A od czego my jesteśmy?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

My? Cóż możemy począć? Mam niestety poczucie, że nasza rola w tym dniu się kończy. Opinii podlegają wypowiedzi abiturientki, a nie nasze. To ona musi stanąć na wysokości zadania.

 

PROF. TPAW:

Aż takie masz zaufanie do swojej podopiecznej? To błąd, mój drogi, nie możemy jej z tym wszystkim zostawić w kulminacyjnym momencie. W tym dniu musimy być szczególnie czujni i aktywni.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Problem w tym, że zaufania nie mam do niej za grosz, dlatego się boję.

 

PROF. TPAW:

Ale czego tu się bać, przecież będziemy w sali. Jako protektor masz obowiązek bronić jej wypowiedzi, a że sprawa jest wielkiej wagi, to obiecuję, że ja również w tym dniu was nie opuszczę. Nie możemy odpuścić na ostatnim zakręcie, bo daleko nie zajdziemy.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To, co mówisz, brzmi wzniośle. Tylko co zrobimy, jeśli odpowiedzi abiturientki będą bez sensu? Niby jak będziemy ich wówczas bronić?

 

PROF. TPAW:

Będziemy się wtrącać, żeby opatrzyć je stosownym komentarzem.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić. Mówiąc dosadnie: jak tworzyć sensowne komentarze do bredni, których możemy się spodziewać?

 

PROF. TPAW:

Trzeba wymyślać metafory, w których rzeczywistość się nie ostanie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To jak inni się domyślą w czym rzecz?

 

PROF. TPAW:

Otóż trzeba wymyślić takie, żeby się nie domyślili, a jeśli nawet ktoś trafi w sedno, to trzeba będzie go oddalić od rzeczywistości interpretacją zawierającą kolejne metafory. Proste.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To będzie poezja najwyższej próby (śmiech).

 

PROF. TPAW:

Nie śmiej się, mój drogi, na tym też polega kunszt naszego zawodu. Pada pytanie, słyszymy odpowiedź i przy następnym pytaniu komentujemy ją, używając ostatniego zwrotu z ciągu naszych skojarzeń. Możemy przećwiczyć. Dajmy na to… Co tu mam pod ręką… Kieliszek, a więc kieliszek, butelka, picie, alkohol, profilaktyka uzależnień. Tym samym abiturientka mówi – kieliszek, a ty?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Profilaktyka uzależnień.

 

PROF. TPAW:

Wystarczy profilaktyka. Zostawmy trochę tajemnicy, żeby wzmocnić metaforykę wypowiedzi i odwrócić sens niepokojących słów.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A jak padnie odpowiedź „nie wiem”?

 

PROF. TPAW:

Nie sądzę, żeby coś podobnego się zdarzyło, ale nawet wtedy można coś rzucić o sokratejskiej skromności i tym podobne.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ludzie będą się z nas śmiać.

 

PROF. TPAW:

Mnie to w niczym nie przeszkadza, śmiechu przecież nie zapiszą w protokole. Chwila rozweselenia nikomu nie zaszkodzi, a dyplom będzie na całe życie i jeszcze publikacja dla potomnych. Kilka chwil i przejdziemy do historii.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Oby nie w charakterze pośmiewiska.

 

PROF. TPAW:

Jesteś przewrażliwiony, a ja w głębi serca mylę, że inni będą nam zwyczajnie zazdrościć. W naszym środowisku ludzie mają grube skóry, brud za uszami i wstyd na koncie jak w banku. Wyśmiewanie nie jest tu niczym wyjątkowym i godnym zapamiętania. Jak już awansujesz, to wszystko zrozumiesz. Tymczasem – na zdrowie, mój drogi!

 

(TPAW podnosi kieliszek, Pierwszy Człowiek napełnia go trunkiem, po czym nalewa także sobie i wznosi toast)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Na zdrowie i oczywiście za sukces naszego przedsięwzięcia.

 

PROF. TPAW:

Za powodzenie przedsięwzięcia wypijemy trzy następne.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Tak, przyda nam się trochę magii, zaklinania rzeczywistości, a nade wszystko relaksu.

 

PROF. TPAW:

(odrobinę odurzona)

Owszem, ostatnio tylko z tobą przeżywam magiczne chwile. Coraz trudniej o przyjaźń, troskę i zrozumienie w tym wrogim świecie. Ty, mój kochany, naprawdę masz potencjał na wielkiego humanistę. Zresztą, co ja opowiadam. Ty przecież jesteś wielkim humanistą. Już czas, by inni też to pojęli. Jeszcze kiedyś mnie przerośniesz. Przyjdzie ten moment, a wówczas będę cię wspierać, już pewnie duchowo w innym wymiarze. Po prostu uwierz, że jesteś wybitny, wtedy może i ludzie to zaakceptują. Szeregu pilnuj przy swoich, a wśród obcych wypłyń jak okręt z pełną przepychu zawartością niezależnie od tego, gdzie wody poniosą.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Takie okręty, które nosiło nie wiadomo gdzie, zaznaczyły już swoją obecność w literaturze.

 

PROF. TPAW:

I o to chodzi. Żeby mówiono… A ty masz swoje w kieszeni.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Czyli co dokładnie?

 

PROF. TPAW:

Wiedzę i awans. Pierwszym radzę się nie chwalić, ale drugim – wszem i wobec, gdy tylko przyjdzie odpowiedni czas. Wiedzę schowaj do kieszeni głęboko, jak najcenniejszy skarb.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Chyba jak puszkę Pandory.

 

PROF. TPAW:

Na jedno wychodzi.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Uczysz mnie życia.

 

PROF. TPAW:

Zasługujesz na to. Już ci chyba mówiłam, że czas spędzony z tobą to ostatnio moje najpiękniejsze chwile… Na drugą nóżkę? (Podnosi kieliszek)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Za sukces.

 

PROF. TPAW:

Widzę, że butelka się kończy, ale może to i dobrze. Przed nami wielki dzień. Dokończymy świętowanie, kiedy nasz sukces się sformalizuje. Całuję, mon cheri, i do zobaczenia na uroczystości.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Podniosłaś mnie na duchu. Kłaniam się nisko i do dnia!

 

PROF. TPAW:

Do dna? A masz tam coś jeszcze?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Hmm… Nie… Do wielkiego dnia!

 

PROF. TPAW:

Aaa… Au revoir!

 

Akt III

Cieszyć się po cichu

 

Scena I

 

Osoby:

PROF. TPAW

FANTOM

PIERWSZY CZŁOWIEK

MISTRZ CEREMONII

KLAKIERZY

PROF. ADEPT

CHÓR – KOMISJA (SAME GŁOSY)

 

Wielki dzień. Sala przystrojona balonami i serpentynami. Na środku sali przy centralnej części ławy ustawionej w podkowę siedzi Mistrz Ceremonii. Po jego lewej stronie siedzi Fantom (niezmiennie w pomarańczowym lub czerwonym szlafroku i w kapciach), a po prawej w jednym rzędzie siedzą (elegancko ubrani): Pierwszy Człowiek, Klakier I, Klakier II, TPAW i Adept. W pomieszczeniu panuje półmrok. Ostre, punktowe światła padają jedynie na Fantom i Mistrza Ceremonii. Atmosfera jest napięta, wszyscy trwają w milczeniu.

 

MISTRZ CEREMONII:

Zebraliśmy się w wielkim dniu, jakże ważnym dla naszej Wspólnoty… (rozgląda siępo sali) Jesteśmy tu, aby wysłuchać prezentacji dzieła naszej abiturientki oraz opinii zasłużonych członków naukowej społeczności. Sprawa wymaga szczególnej uwagi zgromadzonych i odpowiedzialnego osądu obecnych z nami ławników. Dziękuję państwu za przybycie i o zabranie głosu najpierw poproszę protektora, niech przedstawi nam sylwetkę bohaterki dzisiejszego dnia.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Hm… (kaszle) W tym wielkim dniu mam zaszczyt stanąć przed państwem jako protektor dzieła, które w obecnych czasach właściwie nie ma sobie równych. Nasza abiturientka jest osobą wielu talentów… (chrząka, patrzy na Fantom) Pięknie śpiewa, tańczy, rysuje, ale także włada słowem. To człowiek czynu, odwagi i oczywiście pióra. Ma na swoim koncie wiele przełomowych pomysłów, w tym zrealizowane dzieło, o którym zaraz usłyszymy. Jestem również przekonany, że usłyszą o nim przyszłe pokolenia. W tych czasach niemocy, inercji i intelektualnego kryzysu takie osoby i ich dzieła są nam wyjątkowo potrzebne. W bieżącym wieku atrofii nauki pojawiają się płomienie nadziei. Proszę zatem o uwagę i łaskawe wysłuchanie prezentacji abiturientki.

(Wskazuje otwartą dłonią na Fantom, która na ten znak podnosi się z krzesła)

 

MISTRZ CEREMONII:

Prosimy abiturientkę o autoprezentację.

 

FANTOM:

Inwokację?

 

MISTRZ CEREMONII:

Autoprezentację.

 

FANTOM:

Aaa… (przewraca nerwowo kartki ze zdziwioną miną)

…ja… (następuje dłuższa chwila ciszy)

 

PROF. TPAW:

(wstając z krzesła)

Widać, że pani jest bardzo przejęta dzisiejszym dniem i zapewne zaschło jej w gardle. Najdroższy Adepcie, czy mógłbyś przynieść abiturientce szklankę wody?

 

(Adept wstaje, wychodzi z sali bez słowa i już nie wraca. Wszyscy czekają w napięciu. Fantom znowu zaczyna przewracać kartki)

 

MISTRZ CEREMONII:

Nie zwlekajmy zatem. Prosimy o wypowiedź.

 

FANTOM:

Zgubiłam.

 

PROF. TPAW:

(szybko wstaje)

Pani się chwilowo zagubiła.

 

MISTRZ CEREMONII:

To może spotkamy się innym razem, jak już pani się odnajdzie.

 

FANTOM:

Ja?

 

PROF. TPAW:

Tak nie może być. To na pewno stres. Proszę państwa o chwilę cierpliwości, dajmy pani szansę. Nie można przecież w kilka minut przekreślić wieloletniej teoretycznej pracy. Niechże pani dokładnie spojrzy do notatek. O czym pani pisała?

 

FANTOM:

No… (chwila ciszy, po czym znowu szelest kartek) Pięknie…

 

PROF. TPAW:

Proszę wszystkich o uwagę. Ta pani pisała o kwestii piękna. Zgadza się?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

Może poprosimy o pytania. Ciągle nie ma wody, więc i słów brakuje.

 

MISTRZ CEREMONII:

A zatem przejdźmy do pytań.

 

CHÓR:

(śpiewny wielogłos)

Jakie są wnioski z przeprowadzonych badań?

 

FANTOM:

Dobre.

 

CHÓR:

Czyli jakie konkretnie?

 

FANTOM:

Powiedziałam.

 

CHÓR:

Jaką metodologię pani zastosowała?

 

FANTOM:

Co?

 

CHÓR:

Metodologię.

 

FANTOM:

Własną.

 

CHÓR:

Prosimy ją przybliżyć?

 

FANTOM:

Gdzie?

 

CHÓR:

Tu i teraz.

 

FANTOM:

Nie.

 

CHÓR:

Dlaczego?

 

FANTOM:

Zgubiłam.

 

CHÓR:

Co takiego pani zgubiła?

 

FANTOM:

Kartkę.

 

CHÓR:

Jak to?

 

FANTOM:

Zwyczajnie.

 

CHÓR:

Prosimy spróbować bez pisemnych pomocy.

 

FANTOM:

Nie.

 

CHÓR:

Nie mamy więcej pytań.

 

FANTOM:

Dobrze.

 

PROF. TPAW:

(gwałtownie wstaje)

Proszę państwa, ale jak to?! To jakieś kpiny. Apeluję o szacunek w tych trudnych chwilach. Czekamy cierpliwie na pani wypowiedź.

(Skinienie głowy w kierunku Fantom)

 

FANTOM:

Czekamy.

 

MISTRZ CEREMONII:

A zatem czekamy.

 

PROF. TPAW:

Proszę sobie natychmiast przypomnieć, bo inaczej zazna pani niesprawiedliwości.

 

MISTRZ CEREMONII:

Fiat iustitia pereat mundus.

 

FANTOM:

Co?

 

MISTRZ CEREMONII:

Niech stanie się sprawiedliwość, choćby miał zginąć świat.

 

FANTOM:

Świat?

 

MISTRZ CEREMONII:

Takie miejsce, w którym pani żyje.

(W sali rozlega się śmiech)

 

PROF. TPAW:

To jakaś parodia. Może niech protektor zabierze głos.

(Pierwszy Człowiek nerwowo przeciera czoło chusteczką)

 

MISTRZ CEREMONII:

Protektor już przemawiał. Teraz jest czas na wypowiedź abiturientki. Ten czas właśnie mija, więc proszę ustosunkować się do pytań publiczności.

 

(Fantom wzrusza ramionami. Panuje cisza)

 

MISTRZ CEREMONII:

Pani milczenie nie może trwać wiecznie. Wprawia nas pani w zakłopotanie.

 

FANTOM:

Ja?

 

PROF. TPAW:

Tak, to pani znajduje się obecnie w trudnym położeniu. Niechże pani wreszcie przemówi!

 

(Wszyscy w ciszy patrzą na Fantom. Ta po dłuższej chwili wyciąga lusterko z kieszeni szlafroka i zaczyna się w nim przeglądać, poprawiając burzę rudych włosów)

 

MISTRZ CEREMONII:

(z niesmakiem)

Pani jest cyniczna!

 

PROF. TPAW:

Ta pani to wrażliwa, artystyczna dusza, która spotyka się tu z niezrozumieniem. Chyba nie będziemy tego dłużej tolerować. Dziękujemy już państwu za poświęcony czas. Zapewniam, że spotkamy się ponownie w tym gronie. Damy państwu jeszcze moment na werdykt, choć obawiam się, że na tę chwilę los tej pani jest niesłusznie przesądzony. (Bierze głęboki wdech) I zapamiętajcie sobie moi drodzy: fiat victoria pereat mundus. Oto myśl, która nam przyświeca. Tymczasem jesteśmy zmuszeni opuścić to niechlubne spotkanie, gdyż wysokie napięcie nikomu tu nie służy.

(Wstaje, podchodzi do Fantom i ciągnie ją za rękę w kierunku drzwi. Zatrzymują się na chwilę, po czym TPAW macha do Klakierów i Pierwszego Człowieka)

Panowie, proszę za mną.

 

(W sali pozostaje Mistrz Ceremonii)

 

CHÓR:

Decyzja zapadła. Ocena negatywna.

 

MISTRZ CEREMONII:

Ogłaszam zakończenie wielkiego dnia.

(Spuszcza głowę i wychodzi z sali. Gaśnie światło)

 

Scena II

 

Osoby:

PROF. TPAW

PIERWSZY CZŁOWIEK

FANTOM

KLAKIERZY

 

TPAW, Fantom, Pierwszy Człowiek i Klakierzy mają grobowe miny. Na honorowym miejscu w swoim fotelu siedzi w milczeniu TPAW, po jej dwóch stronach Klakierzy. Trochę dalej ze zwieszoną głową stoi Pierwszy Człowiek i przeciera chusteczką pot z czoła, obok niego na baczność stoi Fantom. Po chwili ciszy Klakierzy zaczynają murmurando na melodię marsza pogrzebowego, co wyprowadza TPAW z równowagi.

 

PROF. TPAW:

(krzyczy)

Cicho! Dajcie mi się skoncentrować. Muszę chwilę pomyśleć.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Wiedziałem, że tak będzie. Jaki wstyd! Słyszeliście? Fiat iustitia pereat mundus… (w zamyśleniu) Co za świat…

 

PROF. TPAW:

Świat, świat… „Oto jest świat: wzniósł się i spadł”J.W. Goethe, Faust, tłum. W. Kościelski [w:] tegoż, Utwory dramatyczne, Warszawa 1956, s. 292.[2], jak to spuentował jeden bohater niemieckiego poety… Cóż, musimy sobie teraz z tym upadkiem jakoś poradzić.

 

FANTOM:

Naszym?

 

PROF. TPAW:

Raczej pani, ale przede wszystkim świata, a konkretnie tego niewdzięcznego, wynaturzonego kręgu naszej Wspólnoty.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Przecież to już koniec.

 

PROF. TPAW:

Chyba twój. Na pewno nie losów naszego dzieła, a skoro ono musi wypłynąć, to udźwignie i ciebie niczym deska ratunkowa.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(rozpaczliwie)

Ładna mi deska. To raczej kamień, który pociągnął mnie na samo dno.

 

PROF. TPAW:

Przestań się mazać, mój drogi, i zacznij trzeźwo myśleć. Lepiej poszukaj jakiejś luki prawnej, tych nigdy nie brakuje. Z pewnością załapiemy się na jakieś możliwości wyjścia z tej niewesołej sytuacji. Trzeba tylko trochę pogłówkować, mówiąc kolokwialnie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Zniszczyłaś mi karierę!

 

PROF. TPAW:

Tego już za wiele. Za chwilę stracę do ciebie cierpliwość i uwierz mi, że to może być twój prawdziwy kres. W swojej irytacji zapominasz szybko, czego naprawdę warto się obawiać, a ja nie lubię dramatycznych scen, więc twój teatralny ton jest tu zbędny. Po prostu chwilowo znajdujemy się pod wozem.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Tak, a po burzy na pewno wyjdzie słońce. Takie truizmy zachowaj dla abiturientów.

 

PROF. TPAW:

Rozczarowujesz mnie. Zachowujesz się w tej chwili jak człowiek małego formatu, a tu trzeba zarysować szersze perspektywy.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Jakie perspektywy, o czym ty w ogóle mówisz? Niżej upaść się nie da. To jest fatalny koniec.

 

PROF. TPAW:

Oj, krótko żyjesz, mój drogi. Taka kategoryczność charakteryzuje młode umysły, a ja jednak liczyłam na twoje doświadczenie. Nalegam, byś szybko się pozbierał i otrzeźwiał. Mam nadzieję, że to jedynie stres zaciemnia ci umysł i obraz całej sytuacji. Wypowiadasz się w afekcie, być może przerastają cię nieco kręte drogi, przez które czasem wiedzie nas życie. Zgadzacie się, panowie? (trąca łokciami Klakierów siedzących obok). Wy przecież na niejednym problemie zjedliście zęby, a jednak nadal tu jesteście.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(patrząc na Fantom)

To może wypowie się w końcu nasz problem?

 

PROF. TPAW:

Nie bądź ordynarny i nie podkopuj wiary w siebie u naszej abiturientki, bo ta wiara jest teraz wyjątkowo potrzebna.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ta niczym nieuzasadniona pewność siebie to nasze przekleństwo.

 

PROF. TPAW:

Po co ten patos? Zejdź na ziemię. Gdzie się podział twój pragmatyzm, który splótł nasze drogi? Gdzie twój zapał do pracy i twoja pewność? Jak cię słucham, to szczerze… na ten moment wydajesz się wręcz niegodny wspólnego przedsięwzięcia.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To prawda. Nie zasłużyłem sobie na taką kompromitację. Pozdrawiam i niezwłocznie wychodzę.

 

PROF. TPAW:

(patrząc na Klakierów)

Łapcie go panowie.

(Klakierzy zrywają się z krzeseł i mocno chwytają Pierwszego Człowieka za ręce)

Uspokój się protektorze, jesteś w malignie, a przed nami jeszcze trudna przeprawa. Zaufaj mi, bo sam tak łatwo nie odnajdziesz drogi do sukcesu, a mi już jakieś światło w tym tunelu błyska. Potrzebuję jeszcze chwili skupienia.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

W malignie? Raczej w maliźnie… Tak, tonę w maliźnie…

 

PROF. TPAW:

Cierpliwości i zdrowego rozsądku. Wypłyniemy. Znajdę rozwiązanie, skoro gremialnie nie ma żadnych propozycji, to zaraz przedstawię plan naszych działań. Kto jest za? (Klakierzy podnoszą ręce) A zatem przegłosowane. A ty mój drogi kolego protektorze powinieneś odetchnąć, zrelaksować się. Nie można brać wszystkiego do siebie i na poważnie.

 

KLAKIER I:

Poważnie to się w trumnie leży.

 

KLAKIER II:

Kto to powiedział?

 

KLAKIER I:

Ja.

 

FANTOM:

Ja?

 

PROF. TPAW:

Nieistotne. Po prostu inteligentni ludzie potrafią spojrzeć na rzeczywistość z dystansem. Mógłbyś postarać się, nasz protektorze, i zasilić ich grono. Stać cię na to.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A jeszcze niedawno byłem ponoć wybitnym humanistą.

 

PROF. TPAW:

Byłeś, to i będziesz.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A co teraz?

 

PROF. TPAW:

Musisz zebrać siły i wreszcie mnie wysłuchać.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Adept miał rację, odcinając się od tego całego przedsięwzięcia.

 

PROF. TPAW:

Rację? Mówisz o człowieku prowadzącym życie w cieniu. Naprawdę chciałbyś być na jego miejscu? Znam go wiele lat i wiem doskonale, że w kluczowych momentach brakowało mu odwagi, a ty już poszedłeś znacznie dalej. Nie cofaj się i nie poddawaj tak łatwo. Jego los właściwie powinien być dla ciebie przestrogą. Naprawdę wierzę w ciebie i podczas naszego nieproduktywnego gadania wymyśliłam już wyjście z tej niekomfortowej dla nas wszystkich sytuacji.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Doprawdy?

 

PROF. TPAW:

Bez sarkazmu. Wątpienie na tym etapie nie przyniesie ci żadnych korzyści.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Zamieniam się w słuch.

 

PROF. TPAW:

To informacja i zarazem polecenie dla wszystkich tu zgromadzonych. Jak powszechnie w naszej wspólnocie wiadomo, wielki dzień to właściwie tylko szopka dla prostych ludzi i arena dla niewolników własnych punktów widzenia. Niezależnie od wysłuchanych wówczas opinii prawdziwy dzień sądu odbywa się na zgromadzeniu wewnętrznym już po wielkim dniu, przy większej liczbie niezależnych członków. Warto dodać, że w większości nieobecnych na ceremonii. To wtedy odbywa się prawomocne głosowanie. Mamy jeszcze trochę czasu, by przekonać pozostałych, ale również świadków wydarzenia do tego, że zaproponowana ocena była błędna.

 

KLAKIER I:

Ale jak?

 

PROF. TPAW:

Normalnie. Kawa, herbata, wino, co kto woli i zwyczajna ludzka rozmowa. Trzeba zacząć od własnych przyjaciół, którzy być może również mają w naszej Wspólnocie przyjaciół i zechcą nam pomóc.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To się nie uda. Mamy teraz chodzić po ludziach i tłumaczyć im jak mają głosować?

 

PROF. TPAW:

Tłumaczyć to złe słowo. Brzmi pretensjonalnie. Nic nie ma takiej siły przebicia jak zwykła prośba. Ludzie mogą wówczas przedstawić nam w zamian swoje prośby i tak świat się kręci. Przecież my też możemy mieć coś do zaoferowania. W końcu jesteśmy członkami tej samej wspólnoty.

 

KLAKIER II:

Ale…

 

PROF. TPAW:

Żadnych „ale”… A pani, droga abiturientko, (patrzy na Fantom) może już wracać spokojnie do domu i odpocząć po ciężkim dniu. Należy się pani długi odpoczynek! Proszę się na razie tu nie pojawiać, o dalszym przebiegu poinformujemy, ale zapewniam, że ocena w rezultacie będzie pozytywna.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ciekawe…

 

PROF. TPAW:

Do dzieła, panowie. Nie traćmy czasu.

 

Wszyscy dynamicznie podnoszą się z krzeseł i opuszczają pokój.

 

Scena III

 

Osoby:

PROF. TPAW

PIERWSZY CZŁOWIEK

FANTOM

 

TPAW siedzi w swoim pokoju w wygodnym fotelu przy starym biurku, na którym stoi zdjęcie jej dawnej miłości. Bierze portret w ręce, całuje go i przytula, po czym odkłada na miejsce i wznosi do niego cichy toast kieliszkiem szampana. Po chwili do drzwi pukają Pierwszy Człowiek i Fantom. Zaczynają przepychać się w progu z kwiatami. Najpierw pod nogi TPAW rzuca się Fantom. Pierwszy Człowiek wyrywa jej z ręki kwiaty, po czym dołącza w wielkim uniżeniu, podając bukiet TPAW.

 

PROF. TPAW:

Nie dziękujcie… (patrzy na portret) Zobacz, kochany, syn marnotrawny powrócił.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Przepraszam za wszystko, już nigdy nie zwątpię w twoje słowa. Proszę, zechciej przyjąć te kwiaty od człowieka małego formatu, jak mnie nazwałaś, i przygarnij mnie ponownie do grona humanistów, którzy tak wiernie podążają za tobą. Jesteś niedoścignionym wzorem w naszej wspólnocie. Brak mi słów, żeby wyrazić całą moc mojego uznania dla twoich działań. Jestem dozgonnie wdzięczny.

 

PROF. TPAW:

A pani abiturientka?

 

FANTOM:

Co?

 

PROF. TPAW:

Czy ma mi pani coś do powiedzenia?

 

FANTOM:

(łapie za bukiet kwiatów, który trzyma TPAW)

Dziękuję.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To może już puści pani kwiaty, które przynieśliśmy w ramach przeprosin.

 

FANTOM:

Przeprosin?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Owszem. Przyniosłem je w ramach przeprosin.

 

FANTOM:

Przyniosłam.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Błagam, już zakończmy te spory. Jakie to ma znaczenie?

 

PROF. TPAW:

Marginalne, ale jednak ma. Zostawmy jednak drobiazgi. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam wam pomóc. Przyznam, że również jestem zaskoczona siłą perswazji naszych kolegów, towarzyszących mi na każdym kroku, czyli naszych wiernych opiniotwórców, którym w tym momencie także należą się powinszowania.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A właśnie, gdzie są ci dwaj panowie, którzy tak wiele dla nas zrobili?

 

PROF. TPAW:

Nie wiem.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Może powinniśmy ich zaprosić do wspólnego świętowania.

 

PROF. TPAW:

A po co?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(skonsternowany):

Bo ja wiem? Może po prostu chcieliby uczcić z nami ten triumf.

 

PROF. TPAW:

W tej chwili nie są nam już do szczęścia potrzebni. Zawołam ich, kiedy będzie trzeba, ale proponuję nie robić wielkiej fety i zwyczajnie cieszyć się z naszego sukcesu po cichu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Po cichu? Ale dlaczego?

 

PROF. TPAW:

Kiedy ty wreszcie pojmiesz istotę rzeczy. Pozytywna ocena, którą ostatecznie otrzymała nasza abiturientka, to wielkie szczęście przede wszystkim dla nas, a cała radość wynika z samego rezultatu, a nie z procesu naszych działań. O tym drugim trzeba jak najszybciej zapomnieć.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Masz rację, to nie jest uczta dla wszystkich i lepiej pokornie weselić się we własnym gronie. Jestem jednak zdania, że ostatecznie liczy się właśnie rezultat oraz szczytny cel, który ze sobą niesie. Cóż trzeba ponadto? Taka prawda i myślę, że innej już teraz nie musimy wspominać.

 

PROF. TPAW:

Otóż to. Choć ty się pytasz o jakieś ponadto, a inni się raczej zastanawiają, co się pod tym kryje. Mówisz, że taka prawda… Prawda prawdą. Z pewnością czytałeś, mój drogi, wielkiego, choć nieco mrocznego Fiedzię. Pozwól, że zacytuję ci fragment o prawdzie, skoro już ją wywołałeś. (Po chwili ciszy kontynuuje w zamyśleniu) „Mój przyjacielu, czy pan wie, że prawdziwa prawda jest zawsze nieprawdopodobna? Żeby wyglądać prawdopodobniej, prawda koniecznie potrzebuje domieszki kłamstwa. Ludzie zawsze tak robili: dodawali kłamstwa do prawdy”F. Dostojewski, Biesy, tłum. A. Pomorski, Kraków 2010, s. 222.[3].

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Właśnie! Nie musimy się wcale różnić od rodzaju ludzkiego, bo jeszcze popadniemy w jakąś pychę. (Zaczyna się śmiać) Poza tym, jak twierdził jego krajan – prawdy boją się wszyscy, zarówno jej zwolennicy, jak i przeciwnicy.

 

PROF. TPAW:

A jak się boją, to może i będą unikać. To rzeczywiście doskonała myśl, która stawia nas właściwie w najlepszej możliwej pozycji.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Czyli jakiej?

 

PROF. TPAW:

No właśnie, nigdy nie wiadomo jakiej. (Wybucha śmiechem) W każdym razie w prawdziwą prawdę i tak nikt nie uwierzy, więc bać się w ogóle nie trzeba.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Puentując słowiańskie wywody: „Wszystko będzie, jak być powinno, tak już jest urządzony świat”M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, tłum. I. Lewandowska, W. Dąbrowski, Warszawa 2002, s. 526.[4]. Wznieśmy toast!

 

PROF. TPAW:

Chwileczkę, zaraz, zaraz, a co pani na to? (Spogląda na Fantom)

 

FANTOM:

Prawda.

 

(Pierwszy Człowiek i TPAW przez moment patrzą podejrzliwie na siebie, na Fantom i ponownie na siebie)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(nieśmiało pyta)

Ale ma pani na myśli prawdziwą prawdę? Po prostu prawdę? Czy jedynie mowę fatyczną?

 

FANTOM:

Co?

 

PROF. TPAW:

Drogi protektorze, proszę już pani nie męczyć. Już jest po wszystkim.

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Ależ tak, zapewniam panią.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Widać do pani ten bezmiar szczęścia jeszcze nie dochodzi. Nie ma co się dziwić, to była trudna przeprawa.

 

PROF. TPAW:

Proszę się nie martwić i już pozostawić dalsze losy dzieła w naszych rękach. Pani już osiągnęła więcej niż zwykli śmiertelnicy mogliby sobie wymarzyć. Proszę już odejść do domowego zacisza i delektować się swoim osiągnięciem.

 

FANTOM:

Nie.

 

PROF. TPAW:

Nalegam.

 

FANTOM:

Nie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Oj, widzę, że pani się obawia, że to ostatnie spotkanie, a niesłusznie. Przecież będziemy w kontakcie, prawda? (Puszcza oko do TPAW)

 

PROF. TPAW:

Ależ oczywiście!

 

FANTOM:

Co?

 

PROF. TPAW:

Przecież jeszcze wiele razy się zobaczymy. Nie wyobrażamy sobie naszej Wspólnoty bez pani.

 

FANTOM:

Dobrze.

 

PROF. TPAW:

Czyli dziś już możemy się pożegnać z panią w radosnym nastroju?

 

FANTOM:

Tak.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Niedługo na pewno się zobaczymy. W naszej Wspólnocie tyle się dzieje, że nie zabraknie wydarzeń, które panią zainteresują.

 

FANTOM:

Dobrze.

 

PROF. TPAW:

A zatem dziękuję za piękne kwiaty i wyrazy wdzięczności. Przyjmuję przeprosiny i proszę zapamiętać mój gest. Potraktowaliśmy panią absolutnie wyjątkowo. Pracę przy pani dziele zapamiętamy do końca życia. To była dla nas wszystkich symboliczna chwila, zrozumieliśmy, jak wiele możemy zrobić, poznaliśmy prawdziwych przyjaciół i wrogów. Dzięki pani również wiele się nauczyliśmy. Zgodzisz się, mój drogi?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

O tak!

 

PROF. TPAW:

I jeszcze jedno! Z pani taka artystyczna dusza, zechce pani odwzorować podobiznę naszego ukochanego patrona. (Podaje Fantom zdjęcie stojące na biurku) Czy namaluje pani ten portret dla potomnych?

 

FANTOM:

Tak.

 

PROF. TPAW:

Może pani dodać aureolę, bo my, ludzie, czasem zapominamy o innym wymiarze wybitnych egzystencji.

 

FANTOM:

Dobrze.

 

PROF. TPAW:

Cudownie. Więcej mi nie trzeba. Byliście wspaniali.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Cóż, chyba pora się dziś rozstać.

 

PROF. TPAW:

Zobaczymy się niebawem, mój miły.

 

FANTOM:

Tak.

 

(TPAW i Pierwszy Człowiek spoglądają na siebie jak ostatni ludzie u Nietzschego – mrużąc wzgardliwie oczy)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A zatem gratuluję, dziękuję, przepraszam i do zobaczenia.

 

(Pierwszy Człowiek bierze Fantom pod rękę i kierują się do drzwi)

 

PROF. TPAW:

Odezwij się niebawem!

 

(Pierwszy Człowiek i Fantom niemal w jednogłosie)

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Dobrze.

 

FANTOM:

Dobrze.

 

PROF. TPAW:

Dziękuję za odwiedziny.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

My dziękujemy za spotkanie.

 

Pierwszy Człowiek wychodzi z podniesioną głową, ciągnąc za sobą w stronę drzwi Fantom. Światła gasną.

 

Scena IV

 

Osoby:

PIERWSZY CZŁOWIEK

FANTOM

 

Pierwszy Człowiek siedzi przy swoim biurku i czyta książkę. Po chwili zamyka ją, po czym w zamyśleniu przygląda się swojej dłoni i głaszcze okładkę. Otwiera książkę, słyszy pukanie, zamyka książkę, spogląda w stronę drzwi i w ciszy zanurza się w lekturze. Za moment rozlega się walenie do drzwi. Pierwszy Człowiek chowa się za biurkiem. Do pokoju z impetem wpada Fantom, która nagle przystaje i poprawia nerwowo pomarańczowy szlafrok.

 

FANTOM:

Widzę.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

A ja czytam.

 

FANTOM:

Co?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nieistotne. Co panią tu sprowadza?

 

FANTOM:

Przyszłam.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To widzę, ale jeszcze raz pytam, co panią tu sprowadza?

 

FANTOM:

Praca.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Praca już napisana. Osiągnęła pani swój cel i wszyscy są zadowoleni.

 

FANTOM:

Nie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

No może nie wszyscy, ale naprawdę to nie ma znaczenia. Najważniejsze już za nami.

 

FANTOM:

Nie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Jak to?

 

FANTOM:

Przed.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Za.

 

FANTOM:

Przed.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Zgoda. Nie kłóćmy się, to tylko kwestia interpretacji. W pewnym sensie ma pani rację. Dzieło powinno jeszcze ujrzeć światło dzienne, może wówczas będzie pani w pełni usatysfakcjonowana, ale proszę się nie martwić, wszystkim się zajmiemy. Jeśli będzie taka potrzeba, to na pewno się z panią skontaktujemy. Tak czy inaczej przed panią świetlana przyszłość. Jeszcze raz gratuluję. (Wyciąga rękę do Fantom)

 

FANTOM:

Ale…

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Niechże pani uściśnie moją dłoń i przyjmie powinszowania.

 

FANTOM:

Zaraz.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(trzymając wyciągniętą dłoń)

Nalegam. Teraz.

 

FANTOM:

Praca.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Co pani znowu z tą pracą? Czego pani od niej chce?

 

FANTOM:

Zacząć.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Przecież już pani ją skończyła. Przypominam, że wielki dzień dawno za nami. Było, minęło i liczy się rezultat, a z niego powinna być pani zadowolona.

 

FANTOM:

Jestem.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

I dobrze. Tak trzymać.

 

FANTOM:

Chcę.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Co pani chce?

 

FANTOM:

Pracować.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Rozumiem, przecież nikt pani nie broni. Warto się rozwijać i nad sobą pracować.

 

FANTOM:

Z innymi.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Oczywiście z innymi również. Chyba nikt pani w zamknięciu nie trzyma. Ja wręcz polecam pracę z innymi. Samotność to trudny wybór i luksus dla wybranych. Zwykli śmiertelnicy raczej traktują ją jak brzemię, zwłaszcza gdy są na nią skazani. Ma pani rodzinę?

 

FANTOM:

Gdzie?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

No przecież nie tu.

(Fantom wzrusza ramionami)

Nieważne, to prywatne pytanie. Nie musi pani odpowiadać.

 

FANTOM:

Kiedy?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Przepraszam, ale kiedy co?

 

FANTOM:

Zacznę.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Ale co?

 

FANTOM:

Pracę.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Wróci pani do domu i może pani zacząć pracować, kiedy chce. Jest pani wolnym człowiekiem.

 

FANTOM:

Tu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Tu już nie ma pani nic do roboty, że się tak wyrażę.

 

FANTOM:

Mam.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Co takiego?

 

FANTOM:

Uczyć.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Czego jeszcze chce się pani tu uczyć?

 

FANTOM:

Innych.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

O ludziach to już zbyt wiele nowego tu się pani nie dowie. Zresztą, przez tych kilka lat spędzonych we Wspólnocie miała pani swoją szansę.

 

FANTOM:

Chcę.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nie rozumiem, czego pani chce. Proszę pełnym zdaniem.

 

FANTOM:

(sylabizując)

Uczyć innych.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Gdzie?

 

FANTOM:

Tu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(skonsternowany)

To niemożliwe.

 

FANTOM:

Dlaczego?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

To trudne…

 

FANTOM:

Dobrze.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Pani nie rozumie, ale pracy zarobkowej musi pani poszukać gdzieś indziej.

 

FANTOM:

Nie.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

(szeptem)

Za jakie grzechy…

(Fantom wzrusza ramionami)

Czy chce pani usłyszeć prawdę?

 

FANTOM:

Tak.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Chce pani ją usłyszeć, bo się jej pani nawet nie domyśla. Jednak proszę mi zaufać, wcale nie chce jej pani znać. Niech przyjmie pani jedynie do wiadomości, że praca czeka na panią gdzie indziej.

 

FANTOM:

Gdzie?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Zastanowię się i dam pani znać. Proszę już odejść, bo my tu ucinamy pogawędkę, a sam już spieszę się do pracy. Żegnam panią.

 

Fantom ze zwieszoną głową niechętnie wychodzi z pokoju, oglądając się za siebie. Pierwszy Człowiek zamyka za nią drzwi na klucz i z wyrazem niedowierzania na twarzy powraca do swojej lektury. Za moment rozlega się odgłos walenia do drzwi. Pierwszy Człowiek przewraca dalej strony i wyciąga z biurka zatyczki, które wkłada do uszu. Łomot ustaje dopiero, gdy gasną światła.

 

Scena V

 

Osoby:

PIERWSZY CZŁOWIEK

FANTOM

 

Światła ponownie się zapalają. Pierwszy Człowiek nadal siedzi przy swoim biurku (już bez zatyczek do uszu). Słychać pukanie do drzwi. Pierwszy Człowiek podnosi się i je otwiera. Do pomieszczenia powolnym krokiem wchodzi wyprostowana Fantom.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Pani znowu tu?

 

FANTOM:

Praca.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Jaka praca. Tu?

 

FANTOM:

Tu.

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nie ma etatu.

 

FANTOM:

Nie?

 

PIERWSZY CZŁOWIEK:

Nie ma.

(Głęboko myśli, po chwili…)

A może jednak jest… Opuściła nas przecież na zawsze nasza wielka protektorka… Zostawiwszy po sobie niczym nieutulone miejsce…

Pierwszy Człowiek i Fantom patrzą na siebie w ciszy dłuższą chwilę, po czym zerkają na krzesło, na którym przed chwilą siedział Pierwszy Człowiek. Światłą gasną.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Justyna Żak-Szwarc, Degradello, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 252

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...