Nowy Napis Co Tydzień #255 / Rok wojny
24 lutego 2022 roku rozpoczął się pełnoskalowy atak Rosji na Ukrainę. 25 lutego 2022 roku Serhij Żadan rozpoczął prowadzenie na Facebooku swojej kroniki. Wydana przez Czarne, a przetłumaczona przez Michała Petryka książka W mieście wojna zbiera to, co powstało w ciągu roku; ostatni wpis – z 23 lutego 2023 roku – zamyka 365 dni obserwacji, notatek i zapisków z czasów wojny. Publikacja to kronika walczącego Charkowa, z którym pisarz jest nierozerwalnie związany, również w rzeczywistości wojny, co sprawia, że jako jej naoczny świadek ma dużo większy mandat do opowiadania o niej.
„Pozdrowienia z Charkowa” – te słowa to swoista klamra kompozycyjna, którą autor zaczyna i kończy swoje dzieło. Nie można ich lekceważyć. To znak, że miasto żyje, broni się, daje odpór najeźdźcom, a jego obrońcy nie ustają. To świadectwo, które zostaje wysłane światu – oto miasto, które powinno się poddać, jako leżące na terytorium z dużą mniejszością rosyjską, stawia opór najeźdźcom i za pośrednictwem Żadana nie tylko pozdrawia Zachód, lecz także – rzuca wyzwanie Rosji. Przypomnijmy, że Charków to drugie najliczniejsze miasto Ukrainy, położone blisko granicy z Rosją, wyróżnione utworzonym przez Zełenskiego tytułem „miasto-bohater”. Właściwie od pierwszych dni wojny Rosjanie nacierali w kierunku Charkowa. Mimo tego autor postanowił pozostać w mieście na znak solidarności ze swoimi ziomkami. Nie opuścił kraju, nie wyjechał na zachód Ukrainy. Dzięki temu może udokumentować obraz wojny, przyglądając się jej z bliska.
Żadan wynotowuje 27 lutego 2022 roku:
Rosjanie was zabijają, chcecie tego czy nie. Chyba nie chcecie, tak myślę.
Charków walczy, wokół miasta grzmi. Śmierć rosyjskim okupantom (s. 21).
To uderzający passus. W tych słowach czuć grozę wojny, obie strony dążą do tego, by zabijać wroga. Nie ma tutaj miejsca na sentymenty. I choć nie ma wątpliwości, że to Rosjanie są winni, bo to oni najechali kraj, zaatakowali niewinnych, mordowali cywili, to jednocześnie nie sposób nie dostrzec w tym miejscu barbarzyństwa wojny, które redukuje człowieka do miana wroga lub sojusznika, które pielęgnuje nacjonalizm i nienawiść.
Autor prowadzi nas przez 365 dni wojny. Choć przecież nie można nazwać tego przyjemną lekturą, to płynie z niej wartość – przypomina nam ona, że na wschód od nas od dwóch lat toczy się wojna, że giną ludzie, że jedni mordują drugich. Wyrywa nas z obojętności, w którą wpycha czas. Przecież mimo wojny, która toczy się – według Map Google’a – szesnaście godzin drogi stąd, żyjemy, uczymy się, pracujemy. Rodzą się dzieci, umierają ludzie. Obojętniejemy. Dlatego W mieście wojna staje się dla mnie koniecznym wyrzutem sumienia. Przypomnieniem o tragedii, która dotyka naszych sąsiadów, tak jak my boleśnie dotkniętych rosyjskim imperializmem.
Zapiski Żadana raz uderzają patosem, innym razem są zupełnie prozaiczne – czasami oba rodzaje mieszają się, jak na przykład w poniższym fragmencie:
Kupiliśmy i przekazaliśmy dobrym ludziom pralkę. By ukraińscy wojownicy mieli czyste nie tylko pomysły, ale i rynsztunek :) To orki niech śpią na śmietnikach. I żywią się też :) A ukraińskie wojsko otoczone jest miłością ludzi :) (s. 69–70)
Na początek uwaga techniczna do tego passusu. Niejednokrotnie wpisy – zamiast kropkami – zostają zakończone przy użyciu emotikonów, wynika to z pierwotnego miejsca publikowania kroniki – czyli mediów społecznościowych. Są one czasem prowokacyjne, jak w powyższym fragmencie, lub po prostu kodyfikują fakt, że opór trwa.
Wróćmy do meritum, mam z podobnymi do tego fragmentami pewien problem – to nie jest ani dobra, ani wielka literatura, choć z pewnością potrzebna. Wydaje mi się zresztą, że właśnie taki cel przyświecał autorowi ‒ chciał on stworzyć świadectwo czasu. Podczas lektury wiele rzeczy mnie raziło, zarówno w warstwie treściowej, jak i stylistycznej, a mimo tego trudno mi tutaj jednoznacznie formułować zarzuty. Przecież Żadan oddaje doświadczenia Ukraińców, które dla mnie – jako człowieka żyjącego w kraju, w którym nie ma wojny – są trudne do zrozumienia. Dlatego rozgrzeszam go (choć to chyba złe słowo) z nadmiernego patosu czy gadatliwości. Do jego zapisków należy podchodzić tak jak do twórczości czasów każdej wojny – na przykład do tekstów naszych Kolumbów. Obok rzeczy zupełnie nietrafionych znajdują się tu bowiem perły.
Również kwestia genologii tych zapisków to sprawa złożona. Należałoby bowiem uznać dzieło Żadana za dziennik albo kronikę – z jednej strony bowiem jest ono niezwykle osobiste, pokazuje wojnę przepuszczoną przez doświadczenie „ja”, a z drugiej strony wojna staje się w nim doświadczeniem uniwersalnym – charkowian, Ukraińców, wreszcie świata. To, co prywatne, codzienne doświadczanie stanu wojny staje się w tej narracji uspołecznione – najpierw za pośrednictwem wspólnoty odczuwania, potem przez Facebook, wreszcie w medium, z którym obcuję ja, czyli w książce. Temu genologicznemu przyporządkowaniu wymykają się z kolei wiersze pojawiające się w różnych wpisach, które Żadan również przedrukowuje.
Za najcenniejsze w książce uznaję te refleksje autora, w których na chwilę odrywa się od konkretu, by sformułować interesującą myśl dotyczącą natury świata czy też zagadnienia wojny i jej wpływu na człowieka. Czytamy na przykład:
Co przede wszystkim zmienia wojna? Poczucie czasu, poczucie przestrzeni. Bardzo szybko zmieniają się kontury perspektyw, kontury czasowego trwania. Człowiek w przestrzeni wojny stara się nie snuć planów na przyszłość, usiłuje za dużo się nie zastanawiać nad tym, jaki ten świat będzie na drugi dzień. Wagę i znaczenie ma tylko to, co się z tobą dzieje tu i teraz, sens mają tylko rzeczy i ludzie, którzy będą z tobą jutro rano – jeśli przeżyjesz i się obudzisz. […] [M]ówienie jest potrzebne. Nawet w czasie wojny. Szczególnie w czasie wojny.
Poza tym wojna niewątpliwie zmienia język, jego architekturę, pole jego funkcjonowania. Wojna, podobnie jak but intruza, obcego, niszczy mrowisko mowy (s. 248–249).
W innym miejscu Żadan sięga po lirykę i zapisuje:
Nie bój się, język cię nie zdradzi, kiedy zachce ci się wyjaśnić, dlaczego ty i ja nie mamy szans, nie bój się, język wyjaśni, dlaczego chodzimy przez mrok, nie mogą oderwać się do siebie, dlaczego boimy się naszego wzajemnego uzależnienia,
dlaczego nas rozwściecza nas wzajemny dystans.
Czarne gwiazdy miłości zrywają się z postronków na wołanie dzieci. Kto spróbuje rzucić wyzwanie pokorze i równowadze?
Walcz, gałązko, na wietrze, śpiewaj przed nocą która nadciąga. Język potrzebuje tych, którzy mówią cicho i przekonująco milczą (s. 245).
To właśnie uwidocznienie tego, co z człowiekiem czyni wojna, sprawia, że obcowanie z książką Żadana jest doświadczeniem głęboko humanistycznym. To wgląd w duszę Innego, w duszę człowieka, którego rytm życia podporządkowano konfliktowi. Obyśmy nigdy nie musieli tego przeżywać. Jednocześnie to także przypomnienie, że mamy do czynienia z bardzo dobrym pisarzem, świetnym lirykiem i przede wszystkim mądrym człowiekiem, który rozumie, że wojna sieje zniszczenia po obu stronach, że ludzie, którzy przeszli przez wojnę, nigdy nie będą tacy sami.
Podsumowując: W mieście wojna Serhija Żadana nie jest książką, obok której można przejść obojętnie. To raczej publikacja, która domaga się uwagi, ale nie daje czytelnikowi powietrza, dusi go. Kronikarz nie oszczędza czytelnika, nie dokonuje autocenzury, ale prowadzi kronikę opowiadającą z matematyczną dokładnością o codzienności wojny. Żadan nie wstydzi się patosu, nie ucieka od konkretu. Snuje się po Charkowie i pokazuje nam, że jego miasto żyje. Cel tej książki uwidaczniają zaś słowa z samego jej początku:
Myślę, że bardzo ważne, by zapamiętać ten Charków. To niebo, te ulice, to napięcie i tę gotowość na wydarzenia, które odbędą się za pewien czas. Zapamiętać, żeby potem móc je sobie przypomnieć, kiedy ta wojna się skończy i będziemy dalej mieszkać w naszym pokojowym ukraińskim Charkowie (s. 18).
Recenzję książki W mieście wojna można zakończyć tylko w jeden sposób: nigdy więcej wojny! To właśnie ona jest głównym tematem tej publikacji – obcujemy bowiem z tekstem, który powierzchniowo stanowi świadectwo miasta, stawia opór najeźdźcy, broni się przed wrogiem, dąży do zachowania swojej substancji, do pozostania częścią niepodległego kraju. Jednak „pod skórą” tej książki mieści się pytanie o to, co dalej. Co stanie się z tymi, którzy dali się wojnie pochłonąć? Jakie będą skutki? Z powyższych powodów po książkę Żadana – w tej mniej literackiej, a bardziej publicystycznej wersji – warto sięgnąć.
Serhij Żadan, W mieście wojna, przeł. M. Petryk, Czarne, Wołowiec 2024.