23.04.2020

Nowy Napis Co Tydzień #046 / Dramat botaniczny

OSOBY:
REDAKTORKA
REALIZATOR
KAROL LINNEUSZ
JADWIGA DYAKOWSKA
TEOFRAST Z ERESOS
BENEDYKT DYBOWSKI
WŁADYSŁAW SZAFER
MARSJANKA
REPORTER
WYRAK UPIORNY
PATYCZAK
INNE ROŚLINY I ZWIERZĘTA 

MIEJSCA AKCJI:
radio – studio emisyjne
„Hortus sanitatis”

Scena I

REDAKTORKA
Za minutę wchodzimy na antenę. Przypomnę kolejność: ja odzywam się pierwsza, witam słuchaczy, potem przedstawiam panów, można się wtedy krótko przywitać, pozdrowić, a następnie przejdziemy do rozmowy z udziałem ekspertów, być może pojawią się telefony od słuchaczy, wtedy przy odpowiadaniu bardzo proszę o jedną tylko rzecz – żeby nie wchodzić sobie w słowo. Trzydzieści sekund.

SZAFER
Pani redaktor, zabrała mi pani dokładnie pół minuty na możliwość skorzystania z toalety, żeby wytłumaczyć zasady kulturalnej rozmowy. A ja pójdę i tak! 

LINNEUSZ
To którędy się wchodzi na tę całą antenę? Tam, za panem profesorem?

REDAKTORKA
Nie, nie, proszę zostać już na swoim miejscu, profesorze! To takie sformułowanie. Wchodzimy w eter.

TEOFRAST
Eter! Jedyna substancja!

REDAKTORKA
Cholera, no przecież to jest jakaś abstrakcja… 

TEOFRAST
Spociła się pani, proszę wziąć chusteczkę. A może wolałaby pani odbyć rozmowę podczas spaceru? 

REDAKTORKA
Słucham?

TEOFRAST
Nam to w Lykeionie doskonale otwierało głowy!

REDAKTORKA
Obawiam się, że… że nie wiem, jak mam…

REALIZATOR
Klaudia, wchodzisz za pięć, cztery…

Słychać ambientowy dżingiel audycji i chóralne: „Scholarium orangutarium. Czas znów być na czasie”.

REDAKTORKA
Halo, halo! Dzień dobry! Za oknem burzowo, ale dzisiejsza audycja z pewnością pierwsza rozładuje zbierające się napięcie! Ja nazywam się Klaudia Orangutek i, jak co czwartek o jedenastej, mam przyjemność zaprosić państwa na kolejną odsłonę Scholarium orangutarium, audycji, w której przypatrujemy się biotechnologicznym nowinkom. Dzisiejsza rozmowa będzie zupełnie wyjątkowa. Powiedzieć o niej, że jest „wielopokoleniowa” albo „międzygeneracyjna”, to umniejszyć jej status. Mam nadzieję, że tą zapowiedzią przykułam państwa uwagę, a teraz przedstawię moich szanownych gości – uwaga, proszę nie regulować odbiorników! Są z nami trzej wybitni znawcy botaniki. Zacznę od przedstawienia profesora najdłużej zajmującego się tym tematem. Teofrast z Eresos, ojciec biologii, filozof przyrody, przyjaciel Arystotelesa, scholar w szkole perypatetyków w Atenach na przełomie IV i III wieku przed naszą erą oraz autor wielu pism poświęconych systematyce i geografii roślin, a także socjologii, psychologii, ekologii czy filozofii. Witamy na antenie Radioświata.

TEOFRAST
Teraz mogę? Dzień dobry w eterze! Jak ma być krótko, to chciałbym jedynie dodać, że w Grecji za moich czasów było nam wszystko jedno. Mam na myśli – wszystko było jednym! I naukę też nazywaliśmy „historią naturalną” albo „filozofią”.

REDAKTORKA
Mam zaszczyt gościć również Carla von Linné, czyli Karola Linneusza, którego chyba nikomu nie muszę przedstawiać: ojciec botaniki, szwedzki uczony, prezes Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk, znany również jako król kwiatów i książę botaników…

SZAFER
Jestem z powrotem, mówiłem, pół minuty! A, już zaczęliśmy? 

REDAKTORKA
…wynalazca systemu klasyfikacji organizmów, który w XVIII wieku dał podwaliny dzisiejszej taksonomii i nazewnictwu binominalnemu gatunków. Profesor Karol Linneusz był również nadwornym lekarzem Gustawa III, autorem między innymi… Praeludia Sponsaliorum Plantarum, Systema Naturae, Flora Lapponica, a także…

LINNEUSZ
I tak dalej, i tak dalej, nie rozdrabniajmy się, niemniej szczególnie jest mi miło, że wspomina pani akurat o moich wczesnych badaniach nad lapońską florą, bo mam do nich wielki sentyment. Zawsze wożę ze sobą Linnaea borealis, także dzisiaj również jest z nami – to roślina z dalekiej północy, którą mój mecenas Gronovius jakże uprzejmie skłonny był nazwać moim imieniem. A ja się zgodziłem!

TEOFRAST
Honorowo, Karolku! 

LINNEUSZ
Honorowo, teraz proszę, profesorze, powąchać, i panią zachęcam też… mmm! Linnaea borealis ma szczególną, cukierkową woń, nieprawdaż? No?

REDAKTORKA
Bardzo wyjątkową.
kicha

SZAFER
Wyperfumował się pan, profesorze, że aż mi duszno! 

LINNEUSZ
Zwłaszcza nocą Linnaea borealis pachnie intensywnie.

Redaktorka kicha kilkakrotnie.

TEOFRAST
Pani się poci, to może alergia?

SZAFER
To zimoziół.

LINNEUSZ
Pardon?

SZAFER
Zimoziół północny! Relikt wędrujący, gatunek zagrożony, chroniony, świetnie rozwija się w towarzystwie sosen, występuje także w Polsce. Linnaea borealis, zimoziół, normalnie.

REDAKTORKA
Nasz trzeci gość, którego głos właśnie mogli państwo usłyszeć, to profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Władysław Szafer, ojciec…

SZAFER
Ojciec Anny, Tadeusza i Stanisława. 

REDAKTORKA
W takim razie twórca polskiej szkoły paleobotanicznej, wieloletni dyrektor Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, badacz, radykalny ekolog, inicjator odtworzenia populacji żubra w Puszczy Białowieskiej, który znaczną część swojego życia poświęcił ochronie środowisk naturalnych, tworzeniu parków narodowych i edukowaniu studentów; członek Polskiej Akademii Umiejętności, wiceprezes Polskiej Akademii Nauk…

SZAFER
Pani tak uprzejmie wymienia w oczekiwaniu, że w końcu ze skromności pani przerwę? 

REDAKTORKA
To była przerwa na oddech.
kicha

SZAFER
No nic, skoro już pani wzięła oddech, to ja na swoje usprawiedliwienie dodam, że żyłem osiemdziesiąt cztery lata, a doktorat obroniłem w wieku dwudziestu czterech, co daje mi sześćdziesiąt lat intensywnej pracy naukowej i aktywnego społecznictwa. Wtedy nie było tych tam, smartfonów, komputerów, nie siedzieliśmy przyklejeni do ekranów, był czas, żeby się interesować światem wokół i zasuwać!

LINNEUSZ
Racja, profesorze, racja, ja mimo krótszego stażu pracy również mogę pochwalić się jej intensywnością, w tym międzynarodowym wykształceniem, utworzeniem największego w historii świata zielnika, wielotomową korespondencją…

TEOFRAST
Taś, taś, a moje pisma zaginęły tysiąc lat temu i co? Już, już cicho, gęgały, wielomówcy, gaduły!

REALIZATOR
Klaudia, jest już trzydzieści telefonów i sto komentarzy, musicie przejść do jakiegoś tematu.

REDAKTORKA
wchodząc mu w słowo
Przejdźmy do tematu naszego spotkania. Wielu słuchaczy podpytuje nas internetowo, czego będzie ono dotyczyło, dlatego, nie przedłużając, tytułem wstępu powiem: nasza rozmowa dotyczyć będzie rewolucyjnego, ogólnoświatowego exodusu roślin.

REALIZATOR
Teraz to się zacznie.

REDAKTORKA
Profesorze Linneuszu, czy jako przewodniczący zespołu specjalistów zechciałby pan przybliżyć założenia tego programu?

LINNEUSZ
Tak, otóż najważniejsze, co chcę teraz powiedzieć i na czym zależy mi najbardziej, to to, żebyśmy nie zostali źle zrozumiani. W historii tego świata znamy wiele sytuacji, w których populacja danego gatunku z nagłych przyczyn – politycznych, ekonomicznych czy ekologicznych właśnie – musiała w szybkim tempie opuścić dotychczasowy teren swojego pobytu.

REDAKTORKA
Można dodać, że takie sytuacje nie kojarzą nam się z postępem naukowym, a raczej ze zwycięstwem zabobonnych przekonań…

LINNEUSZ
…dlatego uważam za istotne podkreślić, że program exodusu roślin to program, którego inicjatorem jest sam Prezydent Świata. A ja oraz profesorowie Szafer i Teofrast zostaliśmy powołani jako jedyna w swoim rodzaju międzygeneracyjna grupa specjalistów, która będzie wspierać działania prezydenta merytorycznie oraz, proszę zwrócić uwagę, etycznie. Przerwałem pani, żeby od razu była jasność co do tych dwóch fundamentalnych założeń naszego programu. Będzie on w pełni ekologiczny, poprzedzony został badaniami naukowymi i stoi za nim… hm… panie profesorze?

TEOFRAST
Cnota.

LINNEUSZ
To właśnie chciałem powiedzieć. Cnota, która jest dobrem.

TEOFRAST
Ja bym jeszcze spekulował na ten temat.

LINNEUSZ
Profesorze, jak rozumiem, to nie jest najlepsza pora, bo mamy tylko kwadrans, proszę, teraz wysłuchamy kolejnego pytania. 

REDAKTORKA
Proszę powiedzieć, skąd wzięła się nazwa programu, która brzmi: „Na do widzenia”. 

LINNEUSZ
Kiedy kogoś żegnamy – na progu domu, na dworcu, wychodząc ze spotkania – najczęściej coś tej osobie darujemy. Bywa to po prostu uścisk dłoni, pocałunek, ale też domowej roboty przetwory, serwety, dziergane swetry, sztućce, pierścienie, pamiątki rodzinne, wiemy, o czym mówię, prawda? Prawda. „Na do widzenia” oferuje kompleksowe zestawy produktów i usług, które umilą roślinom ten stresujący czas pożegnań i podróży.

Pauza.

SZAFER
Tu masz jeszcze z drugiej strony dalszy ciąg, no, czytaj…

LINNEUSZ
Wyjeżdżający zostaną potraktowani z wielką troską: od momentu zaproszenia na spis systematyczny i badania paleo- i fitogenetyczne – Władek, nie wiem, co to za nowa metoda, coś ty tu dopisał! – dalej, przez przygotowanie korzeni i kłącza oraz delikatnych części pędu do bezpiecznego transportu, aż do samego wyjazdu i rozgoszczenia się w nowym miejscu. Program „Na do widzenia” obejmuje szereg warsztatów z fotosyntezy i rozmnażania, konsultacje psychoterapeutyczne, pobyt w obozie przejściowym „Hortus sanitatis”, urozmaiconą dietę, przydział gleby…

REDAKTORKA
Ile hektarów gleby przypadnie jednej rodzinie?

LINNEUSZ
To szczegółowe pytanie można zadać w każdym urzędzie do spraw exodusu, przydział gleby będzie już kwestią, powiedzmy, indywidualną. 

REDAKTORKA
A przykładowo – hektary należne rodzinie astrowatych?

LINNEUSZ
To kwestia techniczna, pani redaktor. Ale, à propos astrowatych, mam tu jeszcze jedno zdanie z kartki. Wprowadzimy nową systematykę, nowe nazewnictwo, tak żeby rośliny mogły zacząć naprawdę nowe życie, bez obciążenia trudną przeszłością na niegościnnej ziemi. Może się okazać, że rodzina astrowatych po przeprowadzce już nie będzie tą samą rodziną. Mówimy o zupełnie nowej rzeczywistości.

REDAKTORKA
Czyli nie wie pan, w jakich warunkach będą żyły rośliny po wywózce? 

LINNEUSZ
Przesiedleniu.

REALIZATOR
Klaudia, urywa nam linię, może ostatnie pytanie przed piosenką i potem przejdziemy do ekspertyz?

REDAKTORKA
Proszę powiedzieć, jaki jest cel takiego… takiego wyproszenia roślin z ich dotychczasowych miejsc… pobytu? Występowania?

SZAFER
No wie pani co, to jest dość naiwne pytanie. Ja nie będę się krygował tak jak pan profesor z kartki, sprawa jest chyba jasna: ta ziemia, ta planeta Ziemia, nie nadaje się już do niczego. Nie ma na niej świeżego powietrza, żyznej gleby ani czystej wody. Co więcej, w ciągu najbliższych pięciu lat każde, podkreślam, każde źródło wody będzie skażone plastikiem i poprzemysłowymi odpadami. Średni wzrost temperatury ziemi już nie o cztery, nawet nie o dwa stopnie Celsjusza w najbliższych dwóch–trzech latach spowoduje masowe wyginięcie około trzydziestu procent wszystkich gatunków na ziemi, w tym siedemnastu procent roślin, a za pięć–dziesięć lat nie przeżyją żadne chwasty. I sukulenty. I żywe skamieliny. Wszystko inne, rośliny endemiczne, delikatne ekosystemy, spłonie jak opony w krakowskich piecach.

TEOFRAST
Władku, a ty zapalasz się jak syberyjskie lasy! My przecież temu wszystkiemu chcemy przeciwdziałać, chcemy dać nadzieję.

SZAFER
Może i racja, ale niech będzie jasne, że ja nie będę nikogo uspokajał. Świat jest zepsuty, pani redaktor, sytuacja jest zła i my musimy ratować, co się da. A więc zaczniemy od, jak to pani ładnie ujęła – tak, tak, Karolu, już przechodzę do konkretów – zaczniemy od wyproszenia gatunków będących na skraju wyginięcia, jak szarotka alpejska czy jaskier iliryjski. Tych gatunków, które potrzebują sprzyjającego, łagodnego klimatu! Następne w kolejności będą wszystkie pozostałe rośliny, a jeśli cały exodus się powiedzie, w następnej odsłonie programu wyjadą także zwierzęta. Grono specjalistów utworzyło już wstępne listy zapisów.

REDAKTORKA
To wielkie plany, profesorze, zapytam jeszcze raz: po co? W jakim celu?

LINNEUSZ
O, już się Władysław zapędził, ale tak, szanowni państwo – będzie druga edycja. Ja zacieram już ręce. Ale tymczasem odpowiem na pytanie pani redaktor. Celem jest to, co zawsze przyświecało mojej i profesorów pracy: ochrona przyrody. Po prostu ochrona przyrody. A dzięki zasługom profesora Szafera i jego zaangażowaniu w ochronę środowiska pierwszy turnus wyjdzie z Polski. Tak!

SZAFER
To jednocześnie zaszczyt, ale i konieczność. I ja też powiem, czemu. Wycięli państwo w pień, że tak się nieoględnie wyrażę, większość terenów zielonych, zaprzepaścili państwo, nie przebierając w słowach, mój życiowy wysiłek, który podjąłem w Państwowej Komisji Ochrony Przyrody, pozwolę sobie bez nazwisk, wobec czego ja czuję się teraz zobowiązany, żeby do dalszych szkód nie dopuścić. No, a nie ukrywam, głupio państwo postąpili, no głupio, ale widocznie to wszystko ma czemuś służyć, ale w takim razie ja, ha, ha, biorę swoje zabawki i wychodzę, ha, ha, z tymi moimi zabawkami, no.

Śmiech profesorów.

REDAKTORKA
W takim razie proszę powiedzieć, dokąd zostaną przesiedlone wszystkie drzewa, krzewy i kwiaty tego świata? Gdzie leży ten nowy Eden? 

LINNEUSZ
To dopiero crème de la crème naszego programu!

TEOFRAST
Nad tym, dokąd możemy wysłać rośliny, by przetrwały bezpiecznie w obcych dla siebie warunkach, zastanawialiśmy się właściwie dość krótko. 

LINNEUSZ
Zgadza się, sam pomysł pojawił się spontanicznie. Po kolejnych konsultacjach okazało się, że nowe miejsce będzie najlepszym terenem dla wegetacji zarówno bylin, jak i roślin jednorocznych; świetnie będą rosły ziemniaki, kakaowce, wszystkie papryki Capsicum i polskie pierogi. 

SZAFER
Ekhm… Tak, już niebawem nowym domem dla vegetabilia, plantae, także pierogare będzie Mars! U-ha!

Zbiorowe zadowolenie profesorów.

REALIZATOR
Klaudia, dwieście pięć telefonów, trzysta trzy komentarze. Puszczę muzykę, ogarnij swoich rozmówców.

REDAKTORKA
Drodzy państwo, do rozmowy z profesorami botaniki wrócimy po krótkiej przerwie.

SZAFER
Świetnie! Skoczę do toalety!
wychodzi

LINNEUSZ
Pani myśli, że to blef?

REDAKTORKA
Oczywiście, że tak myślę! Profesorze, z całym szacunkiem, ale panowie są botanikami, ekologami, medykami, ale nie technologami nuklearnymi.

LINNEUSZ
Gdy się pani tak złości, przypomina mi Primulę elatior, pierwiosnkę wyniosłą.

REDAKTORKA
Ja się nie… Nie jesteśmy tu po to, by wkładać ludziom do głów półprawdy. Ani żeby ich straszyć. 

LINNEUSZ
Z całym szacunkiem, wielmożna pani, ale pani jeszcze nic nie wie.

TEOFRAST
Karolku, pani słusznie się niepokoi o poziom merytoryczny swojej audycji…

REDAKTORKA
Z całym szacunkiem, profesorze Teofraście, ale jako doktorka medycyny nuklearnej i biotechnologii molekularnej widzę, że panowie są, za przeproszeniem, w gorącej wodzie kąpani. Jeśli zaraz powołają się panowie na teorię, że życie na Marsie będzie możliwe, gdy zastosuje się bombardowanie jądrowe i w ten sposób dostosuje klimat, będę musiała zakończyć tę rozmowę. I do końca czasu antenowego Klaudiusz będzie zapętlał słuchaczom Davida Bowiego.

Teofrast wybucha śmiechem. Redaktorka wybucha nieprzekonanym śmiechem. Linneusz wybucha łzami.

LINNEUSZ
Z całym szacunkiem, pani słowa mnie ranią.

REALIZATOR
Klaudia, mam przygotować tego Bowiego?

REDAKTORKA
Miej go pod ręką na hasło: Marsjanie.

REALIZATOR
I wchodzicie za pięć, cztery…

REDAKTORKA
Ale znowu nie ma Szafera!

REALIZATOR
Łączę was z pierwszym ekspertem.

REDAKTORKA
Witamy państwa po krótkiej przerwie, przypomnę, że są z nami profesor Teofrast z Eresos, ojciec biologii, profesor Karol Linneusz, ojciec botaniki, i profesor Władysław Szafer, ojciec polskiej paleobotaniki – i tak, nie przesłyszeli się państwo, wszyscy ci profesorowie odeszli już z naszego świata. Rozmawiamy o programie „Na do widzenia”, który jest odpowiedzią na ogólnoświatowe rozporządzenie o natychmiastowej eksterminacji roślin z planety Ziemia na planetę Mars.

LINNEUSZ
W celu ochrony życia.

REDAKTORKA
Jak twierdzi osiemnastowieczny botanik. Łączymy się z pierwszym ekspertem, będzie to profesor Uniwersytetu Lwowskiego i Szkoły Głównej Warszawskiej, ojciec polskiej limnologii, Benedykt Dybowski.

DYBOWSKI
Witam panią doktor, witam szanownych panów profesorów, witam słuchaczy.

Teofrast i Linneusz pozdrawiają Dybowskiego.

REDAKTORKA
Przypomnę tylko, że profesor Dybowski jest albo był wybitnym badaczem fauny Bajkału oraz że poświęcił wiele lat swojego życia pracy humanitarnej na rzecz trędowatych w rejonie Kamczatki. Panie profesorze, jakie są pana prognozy co do powodzenia programu „Na do widzenia”?

DYBOWSKI
Drodzy państwo, rzecz w ogóle nie jest tak prosta i, rzekłbym, łatwa do przyswojenia na każdym poziomie, jak tutaj państwo proponują. Większości z przytoczonych rozwiązań nie zrozumiałem, dlatego mam podejrzenie, że zostały opowiedziane językiem nowomowy. Wobec czego chciałbym odnieść się do sprawy przyziemnej, nie teoretycznej. Otóż w 1864 roku skazano mnie na śmierć przez powieszenie.

LINNEUSZ
Przenajświętsi, żeby biologów wieszać! 

DYBOWSKI
No wie pan – niech żyje rewolucja! Było za co umierać, ale akurat wtedy nie umarłem. Zesłano mnie na Sybir, a ja zostałem na dalekiej północy nawet po zakończeniu odsiadki. Powrót był niemożliwy, a dalej niż za koło podbiegunowe też nie dało rady iść. Zostałem. Tak, owszem, prowadziłem wtedy pionierską działalność naukową i praktykę lekarską, jednakowoż przesiedlenie, wygnanie, zesłanie, ekstradycja, zwał jak zwał, to jest coś, czego się nikomu nie robi. Nie wyrywa się człowieka z jego naturalnego środowiska w oczekiwaniu, że będzie się czuł świetnie w nowym. Wszak to było głównym sensem zesłań. Żeby zabić wolę, wykręcić człowieka z tożsamości i przeszłości jak ścierkę. Dobry organizm zahartuje się, mięśnie przystosują do pracy, ale człowiek z daleka od swojej rodziny i domu, i przyzwyczajeń dziczeje. No, wybaczcie panowie, konkluzję mam taką, że nikt mnie nie przekona, że wywózka jest pomysłem, który ma przynieść pokojowe rozwiązanie jakiegoś problemu.

SZAFER
Jestem już! Przepraszam, co mnie ominęło?

TEOFRAST
Benedykt Dybowski mówi, że człowiekowi nie można urwać ramienia i zasadzić w innym miejscu, by sobie wyrosło.

DYBOWSKI
Nie można.

TEOFRAST
I że gdy człowiekowi raz się złamie serce, to ono potem bije na zimno i wegetuje.

DYBOWSKI
W rzeczy samej.

TEOFRAST
Więc dlatego przesiedlamy nie ludzi, a rośliny! I dlatego nie tylko kilka wybranych, a wszystkie. Nasza akcja jest wybitnie humanitarna, rośliny będą potraktowane po ludzku! Po ludzku!

DYBOWSKI
W takim razie to są nadal bardzo złe wieści i bardzo niebezpieczne politycznie zakusy. 

LINNEUSZ
Nie chcę tutaj zabrzmieć oschle, ale to nie „zakusy”, tylko oficjalna polityka Prezydenta Świata. A my, jako specjaliści, znajdujemy dla niej ludzką twarz, którą mamy zaszczyt prezentować w programie informacyjnym.

DYBOWSKI
Pani redaktor, czy my jesteśmy w mediach propagandowych czy publicznych?

REALIZATOR
Może jakiś dżingiel? Bossa nova? Last Christmas? Powiedz tylko safe word. 

REDAKTORKA
Zaraz, zaraz, zaraz.

DYBOWSKI
Ja tylko zapytałem. 

REDAKTORKA
Profesorze Dybowski, spotkaliśmy się tutaj, żeby przedyskutować całą sprawę krytycznie, w gronie rozszerzonym do granic naszych kwantowych możliwości, bo proszę zwrócić uwagę, że prócz mnie i realizatora, bez urazy, nie ma tu nikogo żywego. To pole sprzyjające konfliktom jak żadne inne.

TEOFRAST
Ja bym powiedział, że to nie agon, a dyskryminacja ze względu na śmierć. 

SZAFER
Ale pani redaktor ma rację, może zaprośmy do rozmowy kogoś żywego.

LINNEUSZ
No, nie zaszkodzi, nie zaszkodzi.

REALIZATOR
Pani Małgorzata z Łodzi czeka na połączenie najdłużej ze wszystkich.

DYBOWSKI
Ale jednak czekam na odpowiedź.

REDAKTORKA
Profesorze Dybowski, dziękujemy, że zabrał Pan głos w tej budzącej tak wiele emocji sprawie.

DYBOWSKI
Ma się rozumieć. Ja również dziękuję, życzę pani zdrowia, a panom profesorom charakteru.

TEOFRAST
O Zeusie, jaki zmyślny ten zesłaniec.

REDAKTORKA
Drodzy państwo przed odbiornikami, widzę, że telefonujecie, mailujecie, proszę, oto jest chwila dla państwa. Łączymy się ze słuchaczką Małgorzatą z Łodzi.

REALIZATOR
Klaudia, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie ręczę za to, co ona powie?

REDAKTORKA
Dzień dobry, pani Małgorzato, jest pani na antenie, słuchamy! 

MAŁGORZATA Z ŁODZI
Dobry dzień, słucham właśnie państwa bardzo interesującej rozmowy o przesadzaniu roślin i chciałam podzielić się moją specjalną metodą. Najpierw kwiatuszek podlewam, mocno, żeby cała ziemia wokół skalniaka nasiąkła, a potem wyrywam! Bach! Z korzeniami. Trzeba wyrwać z korzeniami! Bo inaczej się roślina nie przyjmie gdzie indziej. Pozdrawiam, a panu Władkowi polecam pić meliskę, bo pan chyba jest nerwus. No! Dziękuję.

REDAKTORKA
Dzięki serdeczne!

Teofrast, Linneusz i Szafer dziękują. Rozpoczyna się przerywnik muzyczny. Naraz melodia przekształca się w szemrzące tło dźwiękowe: szum gęstwiny – głuche stuki – skrzypienie – przybijanie pieczątek i szelest papieru. Aż wreszcie z głębi kakofonii wydobywa się szmer rozmów w języku, który brzmi jak polski: sz-sz-krz-czsz.

Scena II

Wnętrze szklarni zaaranżowanej na biuro: między grządki wciśnięto urzędnicze stanowiska. Wydzielono miejsca sanitarno-laboratoryjne oraz poczekalnię. Nowy podział przestrzeni nie zdaje egzaminu; co chwilę jakaś grządka się zapada, odsłaniają się korzenie, ruszają się atrapy ścian. Do każdego ze stanowisk ciągnie się kolejka roślin każdego rodzaju. Gwar ich rozmów nie brzmi tak jak ludzkie pogaduszki. Ale wszystko, co istotnego dla akcji będzie w tym akcie powiedziane, tłumaczy się na język polski. Przez tłum-dżunglę przeciska się młody Reporter z dyktafonem, mikrofonem i dodatkowym okablowaniem, które oplata jego szyję i ramiona jak zbłąkana liana.

REPORTER
do dyktafonu
Znajdujemy się w „Hortus sanitatis”… „Hortus sanitatis” to specjalne miejsce pomiaru i spisu… nie. „Hortus sanitatis”: pod tą elegancką nazwą kryje się prawdziwa maszyna zła… nie. Wielu z nas słyszało już o „Hortus sanitatis”, ta nazwa odwołuje się do starożytnych „ogrodów zdrowia” albo do piętnastowiecznej i pierwszej na świecie encyklopedii historii naturalnej Meydenbacha… nie. Jeszcze raz. Wysyp osiedlowych szklarni wzbudza wiele kontrowersji. Co dzieje się w nich naprawdę? Jakie są kulisy państwowego programu „Na do widzenia”? Przekonają się Państwo tylko u nas, w Radio Wolna… Eko-Wolne-Radio…, chyba pora w końcu nazwać się jakoś, e tam, to sobie dogram jeszcze. 

LIPA
Przepraszam!

REPORTER
Ja? 

LIPA
Przepraszam, ale tutaj jest strefa plant only. Strefa roślinna.

REPORTER
Ale ja jestem plant only! Jem tylko… wegańsko… to znaczy… 

LIPA
Co pan tu ma?

REPORTER
Lianę! 

LIPA
To nie liana. 

REPORTER
To liana… nagrywająca. Przygotowuję materiał do radia o tym, co naprawdę dzieje się w „Hortus sanitatis”. Może możemy porozmawiać chwilę? Do mikrofonu?

Lipa mija go bez słowa.

REPORTER
Lipa. Weź się w garść, Franuś, sam tu się prosiłeś.

Kręci się dalej, ale tylko po obrzeżu. Podnosi z ziemi kasztan.

REPORTER
Dzień dobry, ja bardzo przepraszam, czy ty też stałeś w kolejce?

KASZTAN
Nie.

REPORTER
A… a gdzie jest mama?

KASZTAN
Nie ma jej.

REPORTER
A czy tamten kasztanowiec nie wygląda znajomo?

KASZTAN
Nie.

REPORTER
Mam cię odstawić? 

KASZTAN
No, najlepiej.

REPORTER
No to przepraszam i powodzenia!

KASZTAN
Turlaj się!

REPORTER
No już, już, idę sobie… Młodzież! Przepraszam, znalazłem tam leżący kasztan, bardzo ładny, taki czyściutki, i zastanawiam się, czy to nie pani kasztan?

Kasztanowiec milczy.

REPORTER
Czy pani stoi w kolejce? Do spisu i badań? 

KASZTANOWIEC
Ja już byłam w kolejce. 

Reporter kieruje mikrofon w jej stronę.

KASZTANOWIEC
Mnie już przebadano. Moje liście zniszczono, by nie rozprzestrzeniały patogenów. Co roku to samo, chemiczne czyszczenie z robali. Choruję. Nie dziwota. Pień poraziła mi rozszczepka, grzyb taki. Leczę się też przewlekle z mączniaka, ale to u mnie rodzinne. Od wielu dni kłuje mnie w koronie, bo ja rosłam w tak wąskiej uliczce, że zaglądałam gałęziami do okien ludzi, to oni mi te końcówki tasakami do mięsa podcinali. Teraz dostałam nakaz. Jak my wszyscy. Żeby przyjść na badanie, spis i wyjazd. Ale nie nadaję się. Właśnie wydałam owoce. To moje ostatnie, tylko co mi po nich? Niech im się szczęści, to jeszcze dzieci. A ja nie chcę umierać na obcej ziemi. No to mnie cofnęli.

REPORTER
To straszne! Bardzo mi przykro! Czy ja mogę coś dla pani… nie wiem… zasiać? 

KASZTANOWIEC
No, jakby pan przestał zbierać kasztany…

REPORTER
Tak, jasne, jasne, nigdy więcej ludzików z kasztanów.

KASZTANOWIEC
I jakby pan mógł wszystko zmienić… 

REPORTER
Jak – wszystko? 

KASZTANOWIEC
Wszystko, beton i mączniaki…

LIPA
Pan ciągle tutaj, a mówiłam wyraźnie, że plant only! Do widzenia panu reporterowi! Nie męcz już pan biednego kasztanowca, bo jak ona zaczyna jojczyć, to nie przestaje przez miesiąc, idź pan sobie lepiej, to są nasze sprawy! 

Trzask korzenia Reporter cofa się, przeprasza, potyka o własne kable, czołga się do kąta.

PATYCZAK
„Język nasz stał się im obcy – jak język dawnej planety”.

REPORTER
Co?

PATYCZAK
Najpierw ścisz głos.

REPORTER
ciszej
Przepraszam.

PATYCZAK
Ty też nie jesteś rośliną.

REPORTER
dalej szeptem
Do cholery, tak, nie jestem rośliną, jestem człowiekiem! W przebraniu. 

PATYCZAK
I nie może cię tu być!

REPORTER
Wiem to już. A ty to kto? 

PATYCZAK
Chodź tu! Chcesz informacji?

REPORTER
Jakich informacji? 

PATYCZAK
Co tu się wyprawia.

REPORTER
Chcę.

PATYCZAK
Podaj hasło! 

Reporter improwizuje coś naprędce. Patyczak udaje, że się namyśla, przyjmuje odpowiedź.

PATYCZAK
Słuchaj, ja też tu jestem na nielegalu.

REPORTER
To znaczy? Przecież jesteś tak jakby… trawą. Zbożem jakimś może. 

PATYCZAK
No właśnie nie do końca.

REPORTER
No to kim?

PATYCZAK
Mniejsza o to. Mów mi Medauroidea extradentata albo Baculum extradentatum.

REPORTER
Baba-co?

PATYCZAK
Amator! Mówiłam, mniejsza o mnie. Włącz sobie nagrywajkę i słuchaj. Widzisz tamtych? To rodzina topoli. Jedna z najstarszych w regionie. Nie może wyjechać w całości, bo dziadkowi zabetonowali korzenie przy drodze ze Świerklańca do Orzecha. I już nie ma jak się stamtąd ruszyć. Tamte jarzębiny, moje koleżanki, no to one są bardzo chętne na wyjazd, tutaj ziemia im skwaśniała, nie mogą porządnie zapuścić korzeni, owoce wyrastają jakieś suche, poza tym klimat im nie sprzyja, jeśli wiesz, o czym mówię. I rodzina buków też chce jechać, bo tutaj mają za gęsto i mało miejsca, połowa osobników obumiera, owijając się wokół matczynego pnia, no to jest tragedia dla nich, liczą, że po wyjeździe dostaną więcej terenu. Ale jabłonie z kolei, widzisz, tam się grupują, one wprawdzie przyszły, ale tylko po to, by się wypisać z programu, stoją tu już z dwa miesiące i ani wte, ani wewte. Poza tym mają owoce. Nie masz oporu większego nad soczyste jabłko, tak wszyscy tu mówią! Nikt ich nie ruszy w tym stanie, postoją jeszcze rok i wyrośnie ich więcej, niedaleko pada… Ale oni wszyscy prędzej przy później wyjadą.

REPORTER
Dlaczego?

PATYCZAK
Ze strachu. Zewsząd słyszą, że jeśli zostaną, przerobi się ich na herbatę albo na zielnik – zielnik jest dla nich jak maska pośmiertna – albo gorzej jeszcze, na papierosy, na papier, na wióry i trociny. Człowiekiem głównie ich straszą. Pora spadać z tego cmentarza, tak im doradzają. Bo ty nie jesteś z prasy papierowej?

REPORTER
Nie… ja z radia.

PATYCZAK
Państwowego?

REPORTER
No właśnie nie, ja z takiego bardziej niezależnego. Z projektu. Moja partnerka pracuje w państwowym, ja za żadne skarby.

PATYCZAK
Nazwę jakąś ma to radio?

REPORTER
Jeszcze nie ma. Ale ma częstotliwość. Swoje miejsce ma. Wypuszczam tam moje reportaże. Nocą najczęściej. Jak ta dzienna stacja kończy transmisję, wchodzę ja i o ważnych sprawach mówię. Bo przecież widzę, że to już nie ta ziemia, ale wielki dramat – botaniczny. Moje rośliny umrą szybciej niż ja.

PATYCZAK
I jak się czujesz z tą perspektywą? Że najpierw twoje rośliny, a potem twoje zwierzęta… i człowiek zostanie sam, i umrze na końcu, widząc to wszystko?

REPORTER
Nie pojmuję tego. W głowie mi się nie mieści. Jak byłem mały i myślałem o kosmosie, czułem się podobnie. Franek jestem.

PATYCZAK
A ja Baculum. Patyczak rogaty. Owad. 

REPORTER
Owad!

PATYCZAK
Owadzica właściwie.

REPORTER
Owad, owadzica.

PATYCZAK
Tak. Próbuję się wkręcić w tę wywózkę.

REPORTER
Co takiego?

PATYCZAK
Wyglądam jak sitowie, więc z pierwszym wrażeniem nie będzie problemu. Mówią, że będzie teraz nowa systematyka, więc być może zostanę jakimś nowym gatunkiem rośliny. Zdecydowanie lepiej być rośliną. A tu? Nic tu po mnie. W drugiej turze jechać mają zwierzęta, ale mówię ci z doświadczenia, o owadach nikt nie pomyśli, nie planują nam pomóc. No, czekaj, skłamałam. Zanotuj: pomogą tylko pszczołom.

REPORTER
To znaczy, że ty wierzysz, że tam – tam gdzieś – czeka na ciebie nowy świat?

PATYCZAK
I nie tylko ja w to wierzę. Co tak patrzysz? 

REPORTER
Ale to są wierutne bzdury! 

PATYCZAK
Skąd wiesz?

REPORTER
No bo wiem! Bo-bo-bo to niemożliwe!

PATYCZAK
Eh, typowo: człowiek. Dubito ergo dubito, wątpię, aż padnę. Czy wiesz, że w świecie natury określamy katastrofę klimatyczną jako efekt wrodzonej depresji ludzkości? Wiesz co, chodź. Tutaj z przepytywania kilku ziemniaków i pomidorów nic ciekawego nie utkasz, ja mam dla ciebie ciekawszą historię. Przemyślisz sobie parę rzeczy. Chodź za mną! Jak za Beatrycze!

Wchodzą w dżunglę, zakamuflowani. Szumy i gwar drzew przekształcają się w wyraźne skandowanie: „Na papier. Na wióry. Na trociny. Herbata. Zielnik. Tytoń”.

Scena III

Radio – studio emisyjne. Dżingiel: „Scholarium orangutarium”.

REDAKTORKA
Stacja Radioświat wita państwa i naszych gości z powrotem po krótkim przerywniku ambientowym. Zapraszamy do wzięcia udziału w dyskusji kolejną ekspertkę, tym razem będzie to pani profesor Jadwiga Dyakowska z Instytutu Botaniki Uniwersytetu Jagiellońskiego, paleobotaniczka, historyczka botaniki, pedagożka.

TEOFRAST
Pedago-co?

REDAKTORKA
Pedagożka, odmieniamy końcówki.

SZAFER
Jadwigo!

DYAKOWSKA
Profesorze – tyle lat! Jestem wzruszona. Witam, witam serdecznie. Z troską śledzę państwa rozmowę. Widzę, że podjęto inicjatywę tak szlachetną, co kontrowersyjną. Wielką, ale nie na życie.

SZAFER
Jadwiniu, ale co u ciebie słychać, powiedz najpierw!

DYAKOWSKA
Odeszłam na emeryturę pięć lat po twojej śmierci, Władku, zdążyli poodznaczać mnie orderami, krzyżami, Bóg wie czym jeszcze, no, no… ale pieski do końca były zdrowe, studenci kochani, wdzięczni, mądrzy, tak, miałam piękną starość. Co do programu „Na do widzenia”, to moja opinia czy też ekspertyza, której państwo oczekują, może być dla państwa rozczarowująca, bo ja, tak samo jak profesor Dybowski przede mną, skłaniałabym się ku umocowaniu tych założeń na mniej podłych pobudkach.

LINNEUSZ
Piękna pani, pani słowa boleśnie mnie ranią! 

DYAKOWSKA
A, bez takich! „Piękna” – przecież ja już też nie żyję! Wpierw mam pytanie do Władka Szafera: co się właściwie takiego stanie, jeśli rośliny zostaną na ziemi i będą towarzyszyły ludziom do końca?

SZAFER
Na ziemi czeka rośliny zagłada. 

DYAKOWSKA
Ale jaka konkretnie?

SZAFER
Postępująca.

DYAKOWSKA
No ale że co? Że człowiek przerobi rośliny na zielnik? Na herbatę? Papierosy? Papier? Że wsadzi do szklarni?

LINNEUSZ
O, to, to, to – nigdy! Z tego miejsca obiecuję wszystkim, że na Marsie rośliny nie spotkają się z żadną szklarnią. Nigdy więcej dusznych, zbyt mocno naświetlonych, plastikowych bunkrów!

SZAFER
Zaraz, nie obiecuj takich rzeczy. Rzeczywiście na Marsie rośliny umieści się najpierw w szklarniach z powodu słabej magnetosfery. Wszystkie istoty żyjące na Marsie będą musiały żyć w pewnym sensie w szklarniach, dopóki nie zakończy się cały proces terraformowania. To uwarunkowania praktyczne.

LINNEUSZ
Racja, Władku, uniosłem się, ale w dobrej sprawie się uniosłem.

DYAKOWSKA
No i widzi pan, właśnie dlatego program „Na do widzenia” jest taki kłopotliwy. Będą szklarnie? Będą. Będzie proces terraformowania, by w przyszłości na Marsie mogły zamieszkać rośliny? Będzie. A jak rośliny, to i ludzie. A jak ludzie, to rośliny znajdą się w nie mniejszym zagrożeniu, niż teraz są na ziemi. Proszę o wskazanie mi głębszego sensu tego exodusu, bo mam niejasne wrażenie, że powodowany jest on nie zapobiegliwością, a źle ulokowaną, chorą miłością.

LINNEUSZ
Pani redaktor, jak to się dzieje, że wszyscy eksperci od botaniki w tym kraju są nagle ekspertami od socjologii?

TEOFRAST
A mówiłem na samym początku, że kiedyś nauka, filozofia i sztuka to było jedno.

Redaktorka kicha.

REDAKTORKA
Przepraszam, rzeczywiście mam alergię na Linnaea borealis.

DYAKOWSKA
Panie profesorze, ja nadal jestem na linii i oczekuję odpowiedzi na pytanie: czym się pan kieruje?

LINNEUSZ
Odpowiadam – niedawno doszedłem do wniosku, że to wszystko wina Kartezjusza, drodzy państwo.

DYAKOWSKA
Jak pan to rozumie? 

LINNEUSZ
To on, kiedy orzekł „cogito ergo sum”, odwrócił wzrok ludzi ku ich wnętrzu, rozpętał wielowiekową autoanalizę, sprawił, by filozofowie tego świata patrzyli wyłącznie w siebie, już nigdzie indziej.

SZAFER
I w telefony!

LINNEUSZ
To jeszcze nie Kartezjusz.

TEOFRAST
Samoluby! 

LINNEUSZ
I ja powtarzam, i powtarzać będę do znudzenia, my tylko kontynuujemy dzieło naszego życia: ochronę przyrody. Choć teraz brzmi to radykalnie, proszę zrozumieć inną rzecz: nasza perspektywa jest nieco inna.

TEOFRAST
Karol ma na myśli, że jest po prostu szersza. My nie żyjemy.

LINNEUSZ
Nie da się ukryć!

TEOFRAST
Mamy lepszy ogólny ogląd sytuacji. Możemy skoncentrować się na tym, co dla nas najważniejsze, czyli na świecie roślin – jedynej formie życia, która ma w sobie determinację, by przetrwać.

DYAKOWSKA
Jak rozumiem, państwo wyrzekają się spuścizny Kartezjusza?

TEOFRAST
A przepraszam, z historycznego punktu widzenia moją spuścizną nie jest Kartezjusz, a co najwyżej Arystoteles, serdeczny mój przyjaciel. A ten głosił zasadę złotego środka. I wie pani, tutaj w radio ja brzmię jak jakiś szarlatan albo… pomyleniec! Urwało mi klepki, państwo pomyślą. Ale dla mnie… to znaczy z mojej perspektywy… tej szerszej, to ratunek należy się jedynie roślinom.

DYAKOWSKA
Przeoczył pan jednak zupełnie fakt, że złoty środek Arystotelesa to nie był jakiś obiektywny, ponadczasowy złoty środek, jakiś Duch Dziejów – skąd pan w ogóle wziął tę perspektywę? Hola, to nie pana czasy! To długo po panu! Złoty środek, na który się tu pan powołuje, to codzienne, małe sprawy, umiarkowanie, pogoda ducha, wystrzeganie się skrajności.

TEOFRAST
To wszystko zbyt ludzkie, arcyludzkie, my się w ogóle nie rozumiemy!

DYAKOWSKA
To inaczej, skoro humanizm i tym samym antyhumanizm nie leży w obrębie państwa zainteresowań, skoro w swoich kalkulacjach pomijają panowie zupełnie szansę na przetrwanie człowieka w świecie bez ani jednej rośliny, skoro to wszystko dla państwa takie nieważne, to skąd chęć odwetu na ludziach?

SZAFER
Jaki odwet, co ty też mówisz, Jadwigo…

Redaktorka kicha.

SZAFER
…tak jak powiedział profesor Teofrast, to jest po prostu kwestia priorytetów! Zmiany punktu odniesienia!

DYAKOWSKA
Czemu panowie nie zwrócili uwagi na to, że kiedy na Ziemi nie zostanie już ani jedna roślina, ludzkość nie przetrwa nawet tygodnia?

LINNEUSZ
Proszę pani, dochodzimy do wielkiego sedna sprawy – ludzkość jest za słaba, by przetrwać gdziekolwiek, czy to na Ziemi, czy na Marsie. Gdziekolwiek się nie znajdzie, wszczyna wojny. Roślina nie musi tego robić. Na okrągło mówimy o tym, że musi przetrwać życie, a więc przetrwa. Ale nie w formie człowieka, tylko w formie Linnaea borealis albo Primula elatior. Ludzkość jest pogrążona w depresji. Odpuściła sobie. Jej czasy muszą minąć.

SZAFER
Ja wiedziałem, że ta rozmowa w końcu zejdzie na złe tory. Myśmy tu przyszli dawać nadzieję! Na-dzie-ję! 

LINNEUSZ
Spójrzmy na to inaczej, pani profesor – nie ma się o co martwić. Człowiek da sobie radę, jeśli będzie chciał. Całe pożywienie jest w stanie wyprodukować syntetycznie, na tlen również znajdzie sposób. Jeśli tylko będzie mu zależało. 

TEOFRAST
Można powiedzieć, że człowiek od tysięcy lat dążył do osiągnięcia takich umiejętności społecznych i technologicznych, które pozwoliłyby mu bezpiecznie skonfrontować się z sytuacją, w której nie będzie mieć on dostępu do środowiska naturalnego. Sprowokował sytuację zagrożenia planety, ale też przygotował się na okoliczność wielkich reform, wielkich przetasowań. Padły tu dziś pod naszym adresem bardzo ostre słowa, a ja mam taką na nie odpowiedź: „źli ludzie nie tyle cieszą się z własnego powodzenia, ile z cudzych nieszczęść”. A ja myślę, że nie jesteśmy źli. Przeciwnie, jesteśmy bardzo dumni z naszego gatunku. I nasz gatunek może być dumny z samego siebie.

SZAFER
O, i otóż to! Czy możemy już zakończyć rozmowę o człowieku?

REDAKTORKA
Czy możemy kiedykolwiek?

DYAKOWSKA
Ja myślę, że rozmowa o człowieku jest tutaj kluczowa; myślę, że rozmowa mogłaby nawet zmienić wielki bieg historii, którym steruje obecnie profesor Teofrast.

TEOFRAST
A gdzież tam, gdzież tam… 

SZAFER
Niemniej za późno już na jakiekolwiek zmiany. Nie jesteśmy tu, by dyskutować o polityce, tylko o jej sensownym wdrożeniu. Być może państwo wiedzą, że życie na Marsie to nie jest już kwestią wyboru, a czasu. Bo jest tak, jak powiedział profesor Teofrast, człowiek to wszystko sam przygotował. Jak myślicie, dlaczego na Ziemi wydobywa się takie absurdalne ilości ropy naftowej albo czemu pracuje się nad napędem nuklearnym?

REDAKTORKA
Dlaczego?

SZAFER
Wszystko to służy temu, by móc opuścić Ziemię w chwili, gdy będzie to już nieuniknione. I przenieść się do wydrukowanych w 3D osad na innej planecie. Zresztą państwo sami wiecie najlepiej, jak to zrobić. Oglądaliście Doktora Who? Oglądaliście Star Treka? Czym tu się martwić! U-ha-ha! Terraformowanie Marsa na potrzeby roślin jest zdecydowanie tańsze i prostsze niż zrobienie tego na potrzeby człowieka. Widzicie państwo, drodzy słuchacze, że exodus jest rozporządzeniem, które opłaci się nam wszystkim. Mars to taka szalenie gościnna planeta, skromna, ale bardzo otwarta i z pewnością będzie hojna. Papieroska ktoś? Bo ja tak.
odpala

REPORTERKA i REALIZATOR
Ale tu nie wolno palić!

Włącza się alarm i natrysk.

Scena IV

„Hortus sanitatis”. Deszcz bębni o dach szklarni. Patyczak i Reporter wyłaniają się z dżungli. Dzwoni telefon Reportera.

REPORTER
Halo, Klaudia?

REDAKTORKA
Franek? Franek, słuchaj…

REPORTER
Halo? Słabo cię słyszę. Nie jesteś teraz na antenie? Czy ja też jestem teraz na antenie?

REDAKTORKA
Musieliśmy przerwać audycję, bo Szafer zapalił papierosa i uruchomił cały ten system przeciwpożarowy… ten prysznic.

REPORTER
Aha… no… ciężka sytuacja…

REDAKTORKA
Więc puściliśmy set reklam i powtórkę audycji o Davidzie Bowiem. Może jeszcze wrócimy coś dograć, ale już nie pójdzie na żywo. Nie wiem, czy w ogóle coś z tego będzie.

REPORTER
Tak.

REDAKTORKA
Co tam tak szumi w tle? Też deszcz pada?

REPORTER
Aa… pralka.

REDAKTORKA
Ale pamiętałeś, żeby przy okazji pieluchy wyparzyć?

REPORTER
Pamiętałem. 

REDAKTORKA
I że dzisiaj ty odbierasz Tadka? 

REPORTER
No.

REDAKTORKA
I z psem – byłeś?

REPORTER
No.

REDAKTORKA
I jesteś w domu? To załatw…

REPORTER
No. Ale zajęty. No, pa, pa. Zadzwonię później. 

PATYCZAK
Niewiele stworzeń jest w takiej sytuacji jak one. Uważaj, są bardzo płochliwe.

Przez dłuższą chwilę melodyjnie nawołuje, aż pojawiają się Wyrak Upiorny o wielkich, wyłupiastych oczach, Nietoperz Wielkouchy – z falującymi płatkami ucha – i Dzięcioł Wielkodzioby, gigant wśród dzięciołów. Mierzą się wzrokiem z Reporterem.

REPORTER
do Patyczaka
Co jest z nimi nie tak?

PATYCZAK
Czekaj, powoli, muszą się oswoić.

Trwa oswajanie – wąchanie – strzyżenie – kłapanie – patrzenie – mrużenie – kląskanie.

WYRAK
Co to za kabel?

REPORTER
To liana miała być. 

WYRAK
Gumowa?

REPORTER
Gumowa, ale zielona. Dobra do kamuflażu.

WYRAK
Mhm. No to miło mi, jestem Tarsius tarsier, wyrak upiorny z rodziny małpiatek. Upiorek – dla obcych, Koszmarek – dla przyjaciół. To moi pobratymcy – dzięcioł wielkodzioby i nietoperz wielkouchy. Z rodziny – ze starożytnej rodziny Pharotis, tak.

Nietoperz strzyże uszami

No, rodziny to ty nie masz za bardzo, ale niech ci będzie. 

REPORTER
Co was tu sprowadziło?

PATYCZAK
Zapytaj, czemu urządzają partyzantkę w takim składzie.

REPORTER
Co was połączyło? Czy to był wspólny protest przeciwko eksterminacji roślin albo umieszczeniu ich w obozach przejściowych?

WYRAK
Nie, przybyliśmy osobno, ale cel mieliśmy jeden. A poznała nas ta tu, Baculum patyczak. Ona wszędzie się zmieści, wszystko widzi, to i nas we trzech odnalazła, podpytała i zapoznała.

REPORTER
Co to był za cel?

WYRAK
Przetrwanie. Nie ma nic poza przetrwaniem, nic poza ciałem, które jest głodne, i ciałem, któremu zimno, i ciałem, które się boi. Skoro tu jesteś, to pewnie też musisz być na wyginięciu?

REPORTER
Tak ogólnie… ogólnie to chyba każde żywe stworzenie w tej sytuacji jest na wyginięciu, ale jakoś nie odczuwam w życiu braku osobników z mojego gatunku… zanadto.

PATYCZAK
Franek, no jak to, kolegi nie poznajesz?

REPORTER
Ale my się nie znamy!

PATYCZAK
Wyrak upiorny jest też ssakiem! Z rzędu naczelnych. Podrzędu: wyższych naczelnych. Musicie się przynajmniej kojarzyć.

REPORTER
Przykro mi, ale –

WYRAK
Ja nie chowam urazy, też mam dalekich krewnych, których czasem nie rozpoznaję ani oni mnie. Ale wnoszę po tej lianie, że Baculum patyczak uznała cię za pomocnego.

REPORTER
Tak! Ja jestem reporterem. Chcę opowiedzieć prawdę o tym, co dzieje się w „Hortus sanitatis”.

WYRAK
wskazując na szumiącą, spokojną dżunglę
Oj, tak, to prawdziwe rodeo doznań, z nadmiaru wrażeń oczy wyłażą na wierzch.

Śmiech dzięcioła i nietoperza.

PATYCZAK
No, dalej, wyrak, powiedz mu to, co powiedziałeś mnie. Włącz sobie nagrywajkę. 

REPORTER
Zrobię, co w mojej mocy, żeby ten reportaż, dzięki waszemu świadectwu, położył kres temu horrorowi! 

WYRAK
Kres? Ale po co – kłaść kres?

REPORTER
Bo-bo-bo… no, to się jeszcze okaże!

WYRAK
Wyobraź sobie teraz, co byś zrobił, gdybyś był ostatnim człowiekiem na ziemi, a przy okazji jakaś rasa panująca uznała ciebie za nieistniejącego. 

REPORTER
W znaczeniu, że nie ma mnie w ZUS-ie, nie ma w urzędzie pracy ani w parafii.

WYRAK
W ten deseń.

REPORTER
Styknie!

WYRAK
No i żyjesz sobie, myślisz: „styknie!” bez zobowiązań, bez przyszłości i przeszłości, fajnie. Spotykasz kolegów z innych gatunków, oni pytają: „i co, fajnie?”. A ty na to: „fajnie, fajnie!”. Aż do momentu, gdy rasa panująca urządza spis gatunków do wyjazdu w celu ratowania i ochrony natury, którą ty teoretycznie reprezentujesz! Podrzucają ulotki gatunkowe pod drzwi, każą się deklarować na pięć lat do przodu, kim jesteś i skąd chcesz jechać, i wtedy okazuje się, że…? No, kolego, okazuje się, że…?

REPORTER
Lipa?

WYRAK
Lipa! Bo nie ma cię na żadnej z list. Ani kolumn, ani rzędów, ani gromad, ani typów, ani królestw. Twój gatunek wyparował z historii! A w ślad za tym idzie plotka – że te zwierzęta, co zostaną, będą zjedzone. Przerobione na futra, trofea i obuwie. A tylko rośliny tak naprawdę się uratują.

PATYCZAK
I pszczoły. 

REPORTER
Ale skąd ta plotka?

Wyrak wywraca oczami, dżungla szumi.

REPORTER
Ach, w ten sposób. To teraz proszę przedstawić swoich pobratymców. Do mikrofonu.

WYRAK
To jest nietoperz wielkouchy z rodziny Pharotis. Ostatni raz jego krewnego widziano w XIX wieku. Status: wymarły. Praktycznie: nigdy nieistniejący. Odnotowany na boku w jakiejś tam encyklopedii. Ale jak byk: ten nietoperz przecież żyje! No, no, patrz, jak żyje, jak się ładnie tutaj nam… A ten gigant tutaj to dzięcioł wielkodzioby. Podobno wymarły pod koniec lat dwudziestych. Tak się ze mną ci obydwaj goście polubili, że mnie czasem: hops! – na plecy biorą i tak oblatujemy całą szklarnię.

REPORTER
Już rozumiem, czemu pobratymcy. A ty?

WYRAK
A ja jestem wyrakiem upiornym. Nazwisko po ojcu. A utarło się tak, bo śpimy zawsze z jednym okiem otwartym. I ogólnie to ze mnie całkiem rodzinny gość, ale od czasów dziadziusia nikogo z krewnych najbliższych nie widziałem i trzymałem się zwykle z innymi małpiatkami, po kądzieli, z sundajskimi, co są takie maciupkie, z ciotkami – jakie to pokrewieństwo jest naprawdę, tego nie wiem.

REPORTER
Czego oczekujecie od administracji „Hortus sanitatis”?

WYRAK
Że nas wezmą do programu.

REPORTER
Chociaż wiecie, że to strefa plant only i w każdej chwili może przyjść lipa?

WYRAK
Oczekujemy, że poczynią wyjątek, gdy przekonująco przedstawimy sytuację. Jesteśmy przecież pod ochroną, a na pewno byliśmy, zanim nasze gatunki uznano za wymarłe. Potrzebujemy azylu. Pytasz o moje zdanie, a moim zdaniem albo pojedziemy z roślinami, albo naprawdę koniec z nami.

REPORTER
Powagi całej tej sytuacji dodaje fakt, że nikt się o waszym wyginięciu już drugi raz nie dowie.

PATYCZAK
Co to miało być? Puenta?

REPORTER
Chciałem jakoś skomentować, spontanicznie mi to przyszło –

PATYCZAK
To po co ja cię tu przyprowadziłam?

REPORTER
Dowie, dobrze? Dowie! Ja zadbam o dowie – o dowiedzenie – o poinformowanie!

WYRAK
Potrzebujemy się zmieścić w tej szalupie. Inaczej nie wahamy się zrobić skandalu w mediach za twoim pośrednictwem.

REPORTER
A jakiś urząd miasta? Instytut Flory i Fauny? Nie mogą wam pomóc? 

WYRAK
Byliśmy.

REPORTER
No?

WYRAK
I wyjaśnili. Powiedzieli, że nie ma nas na żadnej liście, bo według oficjalnego spisu w ilustrowanym atlasie roślin i zwierząt w kolejności alfabetycznej nasze gatunki wyginęły.

REPORTER
Tak, to już wiemy.

WYRAK
Chcesz wiedzieć, jak to było, to ja ci powiem, jak było. Ustaliliśmy, że wiemy. My i urzędniczka. „Mogę was wysłać jedynie na Pluton”, burknęła i hajda, wybiła za pięć trzecia, spakowała sakiewkę i poszła, nic już nie załatwiliśmy. I, słuchaj, mnie się wtedy myślenie zmieniło. System wartości jakoś inaczej poukładał. Bo wiesz? Ja już więcej na te rośliny jak na jedzenie nie patrzę. Jeśli pomogą się nam przedostać, zrezygnuję z wegetarianizmu. I o tym Plutonie też myślę poważnie.

REPORTER
Mamy to!

Siadają wspólnie. Reporter wyjmuje z plecaka komputer i słuchawki, zaczyna zgrywać materiały. Wokół niego liany, na jednym ramieniu Nietoperz Wielkouchy, na drugim wyrak Upiorny. Leśną fonosferę zaczynają zniekształcać szumy i trzaski urządzeń elektronicznych. Coraz głośniej słychać też przybijanie pieczątek.

PATYCZAK
Pokaż to. 

REPORTER
Masz. Tu włączasz, wyciągasz antenkę, przesuwasz, by znaleźć stację, i słuchasz. Tyle. Ja potrzebuję jeszcze sekundki.

Patyczak bawi się radiem. Nagle trafia na zapętlony dżingiel „Scholarium orangutarium”. W zaczyna podśpiewywać. Reporter nic nie słyszy; ma na uszach słuchawki. Zapętlenie urywa się, słychać głos rozmówców ze studia.

REDAKTORKA
…do ustalenia, czy istnieje życie na Marsie?

TEOFRAST
Co to za gwizd?

Pauza.

REDAKTORKA
Mała prośba do pani profesor o ściszenie swojego radioodbiornika.

DYAKOWSKA
Ściszyłam już dawno.

LINNEUSZ
Też go słyszę.

PATYCZAK
To stąd! Sygnał, że kolejna rodzina została zakwalifikowana do programu. Niszczą ich stare liście i zanieczyszczone elementy naziemne oraz korzenia.

WYRAK
Kto pojechał?

PATYCZAK
Chyba forsycje.

TEOFRAST
Może to czajnik?

REDAKTORKA
To nie z tej ziemi.

PATYCZAK
Nie, to tutaj! Tu-taj!

REDAKTORKA
Albo w mojej głowie.

WYRAK
Oni cię chyba słabo słyszą. 

SZAFER
Interesujące… u mnie cisza.

LINNEUSZ
Czemu też to słyszę?

SZAFER
Uszu chyba nie domyłem, tak by mi babka powiedziała!

REDAKTORKA
Nie, nie, wszystko w porządku. Oto przybywa nasza kolejna ekspertka, ale ponieważ pochodzi z innej atmosfery, nie może być z nami fizycznie. Zaprosiłam ją więc do swojej głowy, skąd od początku przysłuchuje się naszej rozmowie.

PATYCZAK
Usłyszeli nas! To o mnie! Halo, halo?

REPORTERKA
Przystawię mikrofon do mojego ucha, to będzie jej tuba. Dzień dobry! Jest pani na antenie.

MARSJANKA
Wiem, że trzeba się przywitać.
Wiem, że trzeba podziękować.
Wiem, że trzeba być uprzejmą.
Te zasady nie są moje, ale nie przeszkadzają mi w niczym.
Mogę się przedstawić.
Mogę opowiedzieć, skąd przybywam, bo tego się oczekuje.
Mogę wyznać moje zamiary, bo tego się tak wielu obawia, to wyzwala lęk.
Ale mój język nie jest waszym językiem.
Ani wasz język nie jest moim.
Ani ta planeta.
I choć moglibyśmy mieć coś wspólnie, to nie będziemy tego mieli, bo już wcześniej o tym zadecydowaliśmy.
Możemy za to zrobić coś wspólnie – bez warunku Prawa, pod warunkiem Anarchii.
Możemy coś razem poczuć, na przykład
Nieobecność,
Doświadczenie,
Wypalenie.
A miejsce na coś, pustka, przestrzeń powoli się otwierają.

kicha
Pokiełbasiło się tym, co myślą,
Że Marsjanie nie miewają alergii.

kicha dalej, kicha, aż wybuchnie

TEOFRAST
O Zeusie! Prawdziwa Marsjanka!

LINNEUSZ
nerwowo
Czy ta pani będzie z nami rozmawiać? Bo na wszelki wypadek chcę podkreślić, że nie zaprzeczamy istnieniu Marsjan, ale to nie po naszej stronie leżą kwestie asymilacyjne, tym się zajmą specjaliści, to informacje potencjalnie poufne.

SZAFER
Ja nic nie usłyszałem, czy ktoś byłby uprzejmy streścić?

LINNEUSZ
To mogła być oferta, ale to mogła być też odmowa. Chcę państwa zapewnić, że program „Na do widzenia” jest w stu procentach zabezpieczony przez inwazją Marsjan, gdyby takowi faktycznie istnieli.

SZAFER
O co tyle hałasu, coś wam się musiało przesłyszeć, ja nic nie słyszałem. 

Redaktorka kicha naprzemiennie z Marsjanką. Robią to naprawdę głośno. Nagle przestają.

TEOFRAST
A, właśnie znalazłem chusteczkę! Proszę. I tu druga.

MARSJANKA
Dziękuję.

REDAKTORKA
Zbliżamy się do końca naszej audycji. Nim jednak posłuchamy, jak David Bowie pyta, czy na Marsie istnieje życie, ja zapytam pierwsza pana, profesorze Linneuszu – gdzie zniknęła pańska Linnaea borealis?

WYRAK
Niech no się rozejrzę… Linnaea borealis

LINNEUSZ
O! Gdzie? Ano jest nadal z nami, tu, na moim herbie! 

REDAKTORKA
A ta prawdziwa, którą przyniósł pan ze sobą?

WYRAK
Tam się odprawiała, chwilę temu ją widziałem. Halo!?

TEOFRAST
Na pewno nie w drodze na Marsa!

LINNEUSZ
Jest absolutnie bezpieczna. Okaz z XVIII wieku drzemie w zielniku. A kilka trzymam jeszcze w szklarni.

WYRAK
Czyli jednak w drodze na Marsa. Przedostała się, skubana.

REDAKTORKA
Moimi i państwa gośćmi byli ojcowie botaniki, eksperci i ekspertki, Marsjanka oraz Linnaea borealis. Do zobaczenia już za tydzień o godzinie jedenastej! Do widzenia państwu.

Reporter kończy pracę. Zdejmuje słuchawki. Patyczak odrzuca mu radio.

REPORTER
Coś mnie ominęło?

PATYCZAK
Nie, nic.

REPORTER
Skończyłem. Nocą pójdzie na antenę. Ale nikt mi nie uwierzy.

PATYCZAK
A może uwierzą. To taki chłonny świat.

REPORTER
Może świat, ale nie Klaudia. Jej do wycieczek na Marsa nikt nie przekona. A, i prania nie zrobiłem, dziecka ze żłobka nie odebrałem, pies pewnie wyje, zawsze wyje, gdy sam siedzi. Dramat. A podlewać kwiaty? Zawsze zapominam.

Poruszenie wśród spokojnej dżungli.

PATYCZAK
Chyba cię usłyszały.

WYRAK
Zawsze możesz zostać tu z nami.

PATYCZAK
Zostań, Franek. Co będziesz wracał. Lubimy cię.

REPORTER
Nie, to nie moja arka. Powinienem zaraz stąd iść. 

PATYCZAK
Eh, człowiek, dubito i dubito.

WYRAK
Głodny jestem.

PATYCZAK
Co ci teraz poradzę, niezręcznie chapsnąć tu jakąś marchewkę. To nasi nowi pobratymcy. Dopuścisz się kanibalizmu. Wcinaj tlen.

REPORTER
To w sumie racja. Rośliny mają system nerwowy, emocje, problemy migracyjne i co, skończą teraz na patelni albo w młynie? Lipa, ja też umrę z głodu, nawet jak pójdę do domu. Już nigdy nic nie zjem. Ni zwierzątka, ni roślinki. Kamienie gryźć będę do końca życia, które w takiej sytuacji chyba za długo już nie potrwa.

LIPA
Dam wam listek, to chociaż sobie herbatki zrobicie.

REPORTER
A! Lipa! Ale nie-nie-nie wygłupiaj się, ja tak tylko powiedziałem, mówię „lipa”, żeby nie powiedzieć jakoś gorzej… Nie, dziękuję, ale nie mogę.

WYRAK
Patrz, tam – tam na końcu kolejki coś rozdają. Idę zwąchać. Chyba zupa! Gorąca zupa!

REPORTER
Kto rozdaje? Gdzie? Ja… eh… no nie, chciałbym, ale nie mam nawet menażki własnej, chętnie, ale nie.

Wózek z garnkiem powoli przetacza się dalej.

PATYCZAK
Przepraszam za kolegę. On tak z głodu gada. Proszę powiedzieć, na czym ta zupa, proszę pani?

BUFETOWA
Zupa na gwoździu, kochanieńka, na gwoździu…

Is there life on Mars?

[c’est fini]

Adnotacja: opinie „naukowe” wyrażone w tekście opierają się na półprawdzie, postprawdzie i teoriach spiskowych oraz literaturze s.f.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Agata M. Skrzypek, Dramat botaniczny, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 46

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...