Nowy Napis Co Tydzień #047 / Deskrypcje (8): O wozie siana
Wojciech Kudyba
Wóz siana
Był to wóz drabiniasty, wieczorem nad rzeką
Sunął w zaroślach, szeptał w sennych ziołach,
Skrzypiał, kołysał, wolno toczyły się koła
W piskliwym piasku, w monotonnej muzyce mgły,
Która nie chciała się skończyć.
Leżeliśmy w sianie – rozrzuceni
W starych kapotach, gaciach, trzymając się rzeczy,
Jakby to one mogły nas odmienić:
Niezgrabne grabie, widły jak korzenie
Wtulone w miękkie trawy, kolory, zapachy
Nieznanych hal.
Coś nas niosło.
Coś grało.
Był to koniec maja lub początek czerwca, zagapieni
Z otwartymi ustami trwaliśmy przed cudem,
Który się wciąż powiększał, wspinał w górę,
Wybuchał w chmurach, opadał w strumieniach,
Podobny do nas, całkiem inny, rozpromieniał
Skry w skrętkach kłosów, lśniących sierściach ściernisk
Chrzęszczących dziewięćsiłach, mrocznych czerwiach czernic,
Dziwił się w dzikim lesie i do tańca prosił.
Był to wielki wóz siana, był to Kościół.
(z tomu Gorce Pana, 2007)
Zwyczajne i nadzwyczajne
Chociaż w wierszu Wóz siana Wojciecha Kudyby wszystko wydaje się jawne, to jednocześnie wszystko jest tajemnicą. Autor precyzyjnie szkicuje czas i przestrzeń, ujawnia wszystko to, co możemy nazwać rzeczywistością przedstawioną. Głos relacjonujący opisany w wierszu fenomen mówi, że rzecz działa się pod koniec maja lub na początku czerwca, pod wieczór. Wiemy też, że podmiot przeżywający czy doświadczający nie był sam, bo mówi w imieniu jakichś „my”, jakichś „drugich”, tak samo szeroko otwartych na tajemnicę jak on sam. Zanim jednak dojdziemy do tajemnicy, podkreślić należy zwyczajność przedstawionej sytuacji, bo, jak się wydaje, bardzo na tej aurze zwyczajności autorowi zależało. Dlaczego mu zależało? Może dlatego, że na zwyczajnym tle lepiej widać nadzwyczajność przeżycia duchowego zapisanego w wierszu? A może jeszcze inaczej… Może chodziło o to, żeby wskazać na bezpośredni związek tego, co zwyczajne, z tym, co od tej zwyczajności wydaje się większe, transcendentne wobec niej? A może i jedno, i drugie, i jeszcze trzecie, które tutaj boję się przywołać, więc go nie przywołam.
Pozostańmy więc jeszcze przez chwilę przy zwyczajności. Gdybyśmy mieli nakreślić plan sytuacyjny świata przedstawionego w wierszu Wojciecha Kudyby, najpierw naszkicowalibyśmy wóz drabiniasty wyładowany sianem, na górze dwie lub trzy osoby leżące w niedbałych pozach, bo chyba tak trzeba interpretować słowo „rozrzuceni”, w roboczych ubraniach, może nawet nieco sfatygowanych – „w starych kapotach, gaciach”, trzymające pospolite narzędzia pracy – „niezgrabne grabie, widły”. Co jeszcze? Pyszne chmury na przedwieczornym niebie, rzeka, piasek, mgła, zarośla, trawy, zioła, las i „zapachy nieznanych hal”. Może te „nieznane hale”, a więc pastwiska, polany, płaśnie czy inne równie i upłazy, należą do przestrzeni symbolicznej wiersza Wojciecha Kudyby, ale może wręcz przeciwnie, może wskazują na jak najbardziej rzeczywiste Gorce, którym tom wierszy z Wozem siana zawdzięcza tytuł. Przypomnę, że na okładce książki Gorce Pana Wojciecha Kudyby widnieje Bulandowa Kapliczka na Jaworzynie Kamienieckiej, drugim co do wysokości szczycie Gorców, skąd rozciąga się widok na Kudłoń, Gorc oraz Beskid Wyspowy. No ale ta panorama przed czytelnikami Wozu siana jest zakryta, tak jak zakryte są inne szczegóły, które nie znalazły się w wierszu, bo widocznie nie były dla niego wystarczająco istotne. Dla nas jednak, dla naszego szkicu, który właśnie teraz sobie kreślimy, są ważne. Bo przecież ten wóz drabiniasty, wóz siana, „sunie w zaroślach” – a o tym, że sunie, przekonują nas odgłosy tego przemieszczania się: mozolna praca kół, skrzypienie, chybotanie, chrzęst piasku… Szczegóły ważne są choćby dlatego, że chcielibyśmy zobaczyć konia i woźnicę, ale ani zaprzęgu, ani powożącego nie widać. A jednak poruszany jakąś nieznaną siłą, jakimś „czymś” („Coś nas niosło”), wóz „sunie w zaroślach, szepcze w sennych ziołach”, toczy się „w piskliwym piasku”, płynie w niekończącej się mgle… Więc o jaki wóz tutaj chodzi? I o jakie siano? Poszukajmy odpowiedzi, tym bardziej że ten wóz z sianem widywano już wielokrotnie, choć zawsze inaczej.
„Świat jest wielkim wozem siana, z którego każdy zgarnia, ile może”
To średniowieczne flamandzkie przysłowie uzyskało w pracowni Hieronima Boscha (ok. 1450–1516) niezwykły artystyczny komentarz. Na zamówienie Bractwa Wspólnego Życia z Antwerpii Bosch (choć bardziej prawdopodobne, że zrobili to jego uczniowie wedle szkicu mistrza) namalował tryptyk zatytułowany Wóz z sianem (ok. 1516). Wóz z sianem ukazywany we flamandzkich pochodach karnawałowych był prześmiewczym i przewrotnym symbolem pożądania dóbr doczesnych i używania światowych uciech. Prześmiewczym, bo sianem nikt jeszcze swoich pożądań nie nasycił, a przewrotnym, bo ówczesne powiedzenie „wsiąść z kimś na wóz siana” znaczyło tyle, co oszkapić kogoś, oszukać. W wizji malarskiej Boscha wóz ten toczy się przez historię ludzkości – od Raju, gdzie nastąpiła utrata pierwotnej niewinności (lewe skrzydło), poprzez część środkową zatytułowaną Triumfalny przejazd wozu z sianem, po Piekło (prawe skrzydło). Wszystkie te części nadzwyczaj sugestywnie ukazują bezmiar ludzkich łajdactw z jednej strony i potworności czekające grzeszników po śmierci z drugiej. Taka była funkcja dydaktyczna obrazu. Miał on być przestrogą dla tych, którzy z zapałem abordażują wóz z sianem, usiłując za pomocą drabin, wideł i haków wedrzeć się na niego, a przynajmniej cokolwiek z tych „bezcennych” marności dla siebie nazgarniać. Wokół wozu gromadzą się ze swoimi nieposkromionymi apetytami przedstawiciele różnych stanów i grup społecznych, możni tego świata i biedacy. W korowodzie idą i monarchowie, i duchowni, szarlatani i zwykli zbóje – stąd sceny gwałtu i przemocy. Najniżej, na pierwszym planie, toczy się tak zwane normalne życie, pozbawione większych namiętności, ale i wielkich celów. Tu też są uczestnicy spektaklu zatytułowanego ironicznie Triumfalny przejazd wozu z sianem. Wśród pospólstwa kręcą się jak w ukropie dziwaczne stwory, personifikacje wad i grzechów – i czy to nie właśnie one ciągną wóz w stronę piekła?
A kto jest na wozie? Na wozie naliczyłem sześć postaci ludzkich, nadto anioła, diabła oraz sowę. Parze kochanków zdaje się patronować anioł, trojgu muzykantów miesza szyki bies hałasujący na trąbce, zza krzaka – skąd krzak na wozie z sianem, dociekać nie ma sensu – wygląda może święty, może uczony, a może po prostu podglądacz. Jest i sowa, symbolizująca mądrość, więc może jeszcze nie wszystko stracone. Co ta scena oznacza? Że nawet jeśli jesteśmy na wozie (z sianem) i jeśli podlegamy opiece duchów czystych, to duchy złe nie rezygnują z walki o nasze dusze i ciągle musimy wybierać między dobrem i złem.
Jak się ma wóz siana – przemierzający z jednej strony realne, z drugiej mistyczne Gorce Pana – do wozu z sianem według Hieronima Boscha? Wóz z sianem widywano wielokrotnie, choć zawsze inaczej. Jak? Ano tak.
Krasicki, Zagajewski, Ferenc i inni
W bajce Wóz z sianem biskupa Ignacego Krasickiego (1735–1801), opublikowanej w zbiorze Bajki nowe (ok. 1800), wbrew tytułowi identycznemu z tryptykiem Hieronima Boscha wóz jest tym, czym jest, i niczym więcej. Niewyszukany morał bajeczki odnosi się do dość powszechnych ludzkich przywar – lenistwa i głupoty. Niemniej i ten wehikuł zmierza do swoich mało ciekawych przeznaczeń.
Wiersz Adama Zagajewskiego pt. Wozy z tomu Niewidzialna ręka (2009) rozpoczyna strofoida:
Wozy pełne siana
opuściły miasto
w największej ciszy.
Tak chyłkiem? Wstydliwie? „Szelest kartek w archiwum; / mężczyźni obliczają straty”, tak jakby razem z wozami wypełnionymi sianem odjechały (dokąd?) żądze kąsające męskie ego. Czy teraz, bez tego kompromitującego balastu, nadszedł czas kontemplowania świata, kosztowania jego urody? A może wręcz przeciwnie, świat pozbawiony zmysłowości utracił smak jak zwietrzała sól? I właściwie co może zatrzymać taniec młodego liska?
Ale ten świat.
Walizki spakowane.
Śpiewaj dla niego, wilgo,
tańcz dla niego, młody lisku,
zatrzymaj go.
Choć może to ostatnie pytanie, jako niepozbawione przekory, jest nie na miejscu.
A oto inny wóz, który przepływa „księżycową rynną” w wierszu Teresy Ferenc zatytułowanym Wszyscy święci z tomu Boże pole (1997).
[…]
Zachłyśnięta ostrą czułością powietrza
w przezroczystej bryle Zatoki
widzę: Afanasjew z Sopotu
Wojaczek z niebieskich oczu
Bruno z Kalinkowej
zjechali tu po księżycowej rynnie
Podbiegamy do siebie jak do lustra
wytrzepujemy się z liści wody
W tym samym kierunku zdąża
Tomasz z Akwinu
Pcha przed nami wóz
pełen ociekającej słomy
Wóz jako życie, przeznaczenie, los… Poznanie, że wszystko jest ważne i zarazem nic nie jest ważne wobec Najwyższego. Od najpoważniejszego tak zwanego „dzieła życia” ważniejsza jest Miłość, więc jeśli to dzieło miłości jest pozbawione, jeśli miłość go nie dyktowała, to go – mówiąc najprościej – nie ma.
Co wspólnego mieli poeci Jerzy Afanasjew z Sopotu, Rafał Wojaczek z Mikołowa i Ryszard Milczewski-Bruno z Grudziądza ze świętym Tomaszem z Akwinu? Czy zrozumieli to samo, co pojął wielki teolog, który u schyłku życia mówił: „wszystko, co napisałem, wydaje mi się słomą”? 6 grudnia 1273 roku Akwinata doświadczył wizji Jezusa, która go przemieniła. Od tej pory już nie pisał. Przerwał dyktowanie Sumy teologicznej. Wyjątek uczynił dla miłosnej Pieśni nad Pieśniami, do której napisał komentarz.
W wierszu Teresy Ferenc Akwinata pcha przed poetami „wóz pełen ociekającej słomy”, plew, odpadów młócenia. Wydaje mi się, że zwrot „przed nami” odnosi się do następstwa czasu. „Przed nami” znaczy, że święty Tomasz już w XIII wieku uczynił ze swoim dziełem życia to, co teraz każdy z nas będzie mógł zrobić, jeśli posłucha Mądrości – będzie mógł zapakować mokrą, więc do niczego nieprzydatną słomę na wózek i pchać go „w tym samym kierunku”, w którym przez wieki zmierzają tytułowi „wszyscy święci”.
Na koniec – no, prawie na koniec – tego subiektywnego przeglądu zostawiłem Litanię do świętego Antoniego Romana Brandstaettera (1906–1987) z tomu Księga modlitw (1985). Wiersz ten jest wyraźnie zainspirowany słynnym tryptykiem Hieronima Boscha, w mniejszym stopniu jest jego poetycką interpretacją. Spróbujmy wypreparować z Litanii… fragmenty bezpośrednio odnoszące się do obrazu flamandzkiego mistrza:
Świat jest wozem z sianem,
Jak na tryptyku Hieronima Boscha
[…].
Zgubiliśmy sens życia,
Wiarę,
Nadzieję,
Miarę wszelkich wartości
I samych siebie.
[…]
Jedzie wóz z sianem.
Jedzie…
Każdy chce z niego uszczknąć
Źdźbło słomy.
Największe źdźbło…
Lub choćby najmniejsze…
[…]
Jedzie wóz z sianem,
Jedzie,
Jak na tryptyku Hieronima Boscha…
Poetycką litanię Romana Brandstaettera otwiera i zamyka przywołanie tryptyku Hieronima Boscha. Dlaczego zatem wierszowi patronuje święty Antoni, a nie, dajmy na to, święty Bosch? Dlatego, że to właśnie Antoni Padewski (właśc. Ferdynand Bulonne), urodzony pod koniec XII wieku w Lizbonie święty cudotwórca zwany Ojcem Ubogich, jest orędownikiem w różnych trudnych sytuacjach życiowych i niezawodnym pomocnikiem w odnajdywaniu rzeczy zagubionych. A wszyscyśmy się zagubili, wszyscy zagłuszyliśmy nasze sumienia – i dlatego też wszyscy potrzebujemy uzdrowienia. Bez nadprzyrodzonej interwencji, zdaje się mówić poeta, nasza sytuacja będzie beznadziejna. Słuchać głosu sumienia pośród milionów innych głosów, którymi mówi do nas świat, to jak szukać igły w stogu siana.
Święty Antoni,
Święty znalazco igły w stogu siana,
Naucz nas odnaleźć sumienie nasze,
Które zgubiliśmy,
Nic nawet o tym nie wiedząc.
A skoro już jesteśmy przy wierszu Romana Brandstaettera, który to utwór zdaje się mieć cechy ekfrazy, bo odnosi się do konkretnego dzieła malarskiego i nim się inspiruje, to warto na koniec przywołać kolejną ekfrazę – Wóz siana Jacka Kaczmarskiego (1957–2004), z podtytułem: wg obrazu H. Boscha. Wiersz ten, zadziwiająco dojrzały – pamiętajmy, że napisał go ledwie dwudziestoletni poeta – jest głosem kogoś (pokolenia?) pozbawionego złudzeń co do nędzy ludzkiej natury i zasad rządzących światem. Siedemnaście czterowersowych strof jest emocjonalnym opisem historii ludzkiej grzeszności. Od smutnych złego początków w pierwszej zwrotce, w której otrzymujemy wizję aniołów strąconych na ziemię, poprzez opisy ziemskich nieporządków zaprowadzonych na świecie, przez demony ze zwierzęcymi mordami („Wóz siana siana wóz wóz siana / Dokąd ciągniecie go mordy zwierzęce / Dokąd idziemy za wami…”), aż po ostatnie zwrotki:
My bezgranicznie okrutni
Już nie mamy nadziei na łaskę
Ze śmiechem mnożymy tortury
Krwawi i bałamutni
Własne niebo tworzymy i chmury
Da się tu żyć
Ten świat i my
To dzieci waszej natury
Właściwie strofy te są aktem kapitulacji wobec świata odziedziczonego po poprzednich pokoleniach, deklaracją porzucenia marzeń o wyspach szczęśliwych. Już bez nadziei na łaskę, bez – jak u Brandstaettera – modlitw błagalnych zanoszonych do Boga, tworzymy – mówi poeta – własne niebo i własne chmury, urządzamy świat według własnych upodobań i na własną miarę, taki świat, w którym wprawdzie da się żyć, ale za cenę wyrzeczenia się szczęścia. Przerażająca wizja.
Pozostawmy więc lęki Hieronima Boscha oraz inspirowane jego tryptykiem wiersze – i powróćmy w Gorce, w których wóz siana nurza się w zaroślach i jak łódka brodzi.
Nadzwyczajne i zwyczajne
Na początku powiedzieliśmy o tym, co w wierszu Wóz siana Wojciecha Kudyby jest zwyczajne. Teraz zajmijmy się tym, co nadzwyczajne, i na początek powiedzmy tak – wszystko jest nadzwyczajne: wóz drabiniasty, który jest jednocześnie i zwykłym, gospodarskim wozem, i kosmicznym wehikułem unoszącym pasażerów w stronę nadprzyrodzonego; nadzwyczajne są obroty kół i monotonna, medytacyjna muzyka nadrzecznej mgły; nadzwyczajne są grabie i „widły jak korzenie wtulone w miękkie trawy”, zupełnie niepodobne do ostrych, nagich narzędzi z obrazu Hieronima Boscha, służących do zagrabiania tego, co cudze; nadzwyczajny jest czas, „koniec maja lub początek czerwca”, jeśli tylko przypomnimy sobie, że w Kościele katolickim maj jest miesiącem maryjnym, a czerwiec czasem, w którym szczególną cześć oddaje się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. O tym, że nadzwyczajny jest cud, wspominać nie trzeba, bo cud zawsze jest nadzwyczajny i takie powiedzenie będzie zwyczajną tautologią. O tym, że symfonia niebieskich żywiołów potrafi być przejmująco piękna, większość z nas kiedyś, gdzieś zdołała się już przekonać. Tutaj jednak chodzi o coś więcej niż dostrzeżenie piękna natury. Głos relacjonujący to doświadczenie mówi o „zagapieniu”, bo jednak autorowi zależy, żeby nie wpaść w patos i emfazę, ale to zagapienie w istocie jest stanem ekstatycznym, zachwyceniem, które powoduje niekontrolowane otwarcie ust, jakby i usta chciały zaczerpnąć haust tego, co widzą oczy, a co „się wciąż powiększa, wspina w górę, wybucha w chmurach, opada w strumieniach”. Skoro to coś „wybucha w chmurach”, to znaczy, że samo nie jest chmurą. Czym więc jest? O tym dowiadujemy się z ostatniego wersu: „Był to wielki wóz siana, był to Kościół”.
„Podobny do nas, całkiem inny”
Czy Wóz siana Wojciecha Kudyby należy do kanonu utworów literackich inspirowanych tryptykiem Hieronima Boscha? Z pewnością tak, chociażby przez tytuł wywołujący z pamięci określone skojarzenia. Natomiast interpretacja tematu – a więc sposób widzenia i wartościowania „wozu siana”, który w powszechnym odczuciu jest alegorią ludzkiej zagłady – w wierszu Kudyby jest zupełnie odmienna.
Według symboliki biblijnej trawa jest symbolem przemijania ziemskiego życia, jego kruchości, bo:
Człowiek! Dnie jego są jak trawa,
jak kwiat polny rozkwita,
lecz ledwie wiatr powieje, już go nie ma,
nie pozostaje po nim nawet ślad.
(Ps 103, 15)
Wyschnięta trawa jest czymś pozbawionym wartości, jest jak słoma, wydana na spalenie przez tchnienie Boże (zob. Iz 33, 11). Siano (trawa) symbolizuje też ziemskie dobra, które według miary nadprzyrodzonej są niczym. Dlatego tytuł środkowej części tryptyku Boscha, Triumfalny przejazd wozu z sianem, przedstawiającej, jak pamiętamy, otoczony tłumem postaci wóz zaprzęgnięty w demony,posługuje się wyolbrzymieniem, figurą podkreślającą groteskowy charakter pochodu. Uczestnicy korowodu tak bardzo skupieni są na wozie siana, że ich oczy nie widzą blasku złotego światła, którego źródłem jest widniejący na firmamencie Chrystus Zmartwychwstały.
W wierszu Kudyby odwrotnie, uczestnicy mistycznego spektaklu, którego poetycką rekapitulacją jest omawiany wiersz, są bez reszty pochłonięci widowiskiem rozgrywającym się na niebie i ziemi. Chrystus, „Podobny do nas, całkiem inny”, choć nie przywołany z imienia, wydaje się rozświetlać każdą cząstkę bujnie mnożącej się, migotliwej natury – więcej, sam jest tą naturą, jest samym życiem we wszystkich tego życia najdrobniejszych i najbardziej fantastycznych przejawach. A fantastyczność tę oddaje autor za pomocą brawurowej instrumentacji spółgłoskowej, aliteracji i tautacyzmów („Skry w skrętkach kłosów, lśniących sierściach ściernisk / Chrzęszczących dziewięćsiłach, mrocznych czerwiach czernic”) – poeta zagęszcza foniczną strukturę wiersza, rozdźwięcza ją i roztańcza. Coś gra, coś zaprasza do tańca, do radości, do uwielbienia. Obecność. A więc nie coś, a Ktoś. Chrystus, który utożsamia się z Kościołem. I Kościół, który jest miejscem Jego szczególnej obecności.
Appendiks
Wóz siana jest zatem współczesnym utworem wizyjnym. Widzenia przemieniają. Nie wiem, czy i jak opisana w wierszu wizja przemieniła autora Gorców Pana, ale troszkę wiem, jak tak zwana wizja ognista, nazywana też wizją kwietniową (bo miała miejsce z 20 na 21 kwietnia 1845 roku), przemieniła Juliusza Słowackiego. „Widzenie na jawie ognia ogromnego nad głową – kopuły niebios całych ogniami napełnionej” miało ogromny wpływ na późniejszą twórczość autora Genezis z Ducha. Wojciech Kudyba już od jakiegoś czasu wierszy nie pisze. Tom Ojciec się zmienia z 2011 roku jest właściwie jego ostatnią w pełni oryginalną wypowiedzią poetycką, bo zbiorek pod tytułem W końcu świat (2014) już tylko zbiera wcześniejsze utwory poddane retuszom, do czego skłoniła go „troska o zmianę językowego wolumenu wiersza”, chęć poszerzenia go o „rozmaite pokłady tradycji i rejestry polszczyzny”. Na marginesie powiedzmy, że drobnym retuszom poddany został również arcydzielny Wóz siana, jednak pisząc niniejszy szkic, korzystałem z pierwszej wersji tekstu.