26.11.2020

Nowy Napis Co Tydzień #077 / Przygoda czasów kwarantanny

Epoka pandemii i kwarantanny to trudny czas nawet dla zapalonych czytelników. Co prawda obiegowa opinia o bibliofilach jako o osobach dobrze znoszących fizyczną izolację i ograniczenia w konstantach międzyludzkich nie wzięła się znikąd, ale nie da się ukryć, że także ich życie zmienia się pod wypływem zmian społecznych. Ba, w moim przypadku zmieniły się też nawyki czytelnicze – a dokładniej rodzaj książek, po które sięgam. Kwarantanna to dla mnie czas triumfalnego powrotu literatury, którą z braku lepszego określenia nazwałbym „eskapistyczną”. Nie jest to dobry termin, jako że jest nacechowany emocjonalnie, otoczony pogardą ze strony nurtu literatury „poważnej”, skupionej na odwiecznych problemach ludzkiej kondycji i nieszanującej „płytkich” rozrywkowych zakoli literatury gatunkowej, zwłaszcza tej nieukrywającej oderwania od otaczającej nas rzeczywistości. Jednym lekarstwem na ów dystans jest lektura tylko najlepszych książek „eskapistycznych”. I w ten oto, nieco okrężny sposób dochodzimy do zapewne najlepszej powieści fantastycznej minionego lata: Krwi Kamienia Arkadego Saulskiego.

Okładka książki

Krew Kamienia to druga po wydanym w 2019 Sercu Lodu powieść fantasy Saulskiego, osadzona w świecie Orlanu. Sam autor bardzo uważa, aby nie nazywać tych dwóch książek „cyklem” i nie porównywać ich do polskich i zachodnich tasiemcowych produkcji w tym podgatunku. Ma tutaj zupełną rację: po lekturze dwóch wymienionych powieści prędzej nasunie się nam skojarzenie z gawędziarskim i nieśpiesznym budowaniem fantastycznego świata niż „serialową” opowieścią o bohaterach i ich wyczynach. Oba tytuły łączy tylko osadzenie w uniwersum Orlanu i dwóch bohaterów, którzy grali w intrydze poprzedniej części pierwsze skrzypce, a w Krwi Kamienia są tylko pobocznymi świadkami wydarzeń. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby czytelnik nieznający prozy Saulskiego zaczął ową znajomość od lektury Krwi Kamienia – dobrze opowiedziana historia wciąga niezależnie od znajomości nieoficjalnego prequela.

Autor jest dziennikarzem ekonomicznym, specjalistą do spraw międzynarodowych, felietonistą i komentatorem bieżących wydarzeń politycznych, czyli osobą twardo stąpającą po ziemi. Jego pisarskie wyprawy w świat wyobraźni (w przypadku Czarnej koloniiWilka z 2016 w stylistykę science fiction, a obecnie w podgatunek mrocznego fantasy) mogą się wydawać zupełnym przeciwieństwem jego codziennej działalności. Być może tak jest, nie wpływa to jednak w żaden sposób na odbiór Krwi kamienia.

Jako pisarz fantastyczny, Saulski zadebiutował równo dekadę temu opowiadaniem w „Nowej Fantastyce”. Oczywiście, przez ten czas rozwinął się znacznie, i jako gawędziarz, i jako stylista – można powiedzieć, że Krew kamienia to powieść napisana przez autora świadomego zalet oraz niedostatków swego warsztatu. Saulski, eksperymentujący niegdyś (zwłaszcza w krótszych formach) z bardziej nasyconym, wręcz poetyckim językiem, w nowszych powieściach uspokaja narrację. Krew kamienia to żołnierska gawęda, opowiedziana w prostych słowach, których oczekiwalibyśmy od weterana powtarzającego zasłyszaną historię przy ognisku. Wydaje się to jednak zabiegiem celowym, wspierającym dynamikę akcji oraz immersję w świecie przedstawionym.

Historia opowiedziana przez Saulskiego także jest, pozornie, bardzo prosta. Pogranicze imperium, spustoszone przez wojnę (a dokładniej pisząc: stłumienie powstania), powoli liże rany zadane przez bezsensowny konflikt. Nastaje pokój. Przypadek łączy na szlaku Nirę, zwiadowczynię, mszczącą się na byłej zwierzchniczce, oraz Harlana, dawnego bandytę, kończącego przymusową służbę w kompanii karnej. Duet ten wplątuje się w rywalizację dwóch największych potęg świata, cesarstwa i papiestwa, rozsyłających badaczy i szpiegów w poszukiwaniu pradawnej magii, której resztki można znaleźć jeszcze na obrzeżach cywilizowanego świata. Cała historia opowiedziana we Krwi kamienia to z pozoru typowy „quest”, niemal „growe” zadanie, postawione przed bohaterami. Saulski nie byłby jednak sobą, gdyby ruszył utartymi torami i kliszami gatunku.

Autor bawi się tutaj konwencjami i schematami fantasy, a także naszymi oczekiwaniami. Wielką przygodę, wyprawę do podziemi, która zapowiada się na prawdziwe odkrycie natury wszechrzeczy, Saulski wieńczy charakterystycznym dla siebie twistem. Wielkie Visita Interiora Terræ Rectificando Invenies Occultum Lapidem okazuje się zupełnie drugorzędne wobec prób i doświadczeń przeżytych podczas podróży, gdyż, jak głosi mądrość internetowych opowieści i memów, prawdziwym skarbem okazują się przyjaciele, których poznaliśmy po drodze. Jest to jednak prosta funkcja psychologicznego realizmu bohaterów autora: podążając za nimi przez te kilkaset stron, odkrywamy, jak niewiele zaznaczą dla nich sekrety podziemi i starożytne tajemnice wobec zupełnie przyziemnych i ludzkich tęsknot oraz zdroworozsądkowego omijania możliwych do uniknięcia kłopotów. W kontekście katastrof i niespodzianek, jakie napotkały nas ze strony losu w roku 2020, zakończenie powieści zyskuje dodatkowe, na wpół ironiczne, a na wpół poważne znaczenie.

Głowni bohaterowie opowieści, Nira oraz Harlan, łączą przygodową niezwykłość z bardzo realistycznymi cechami fantastycznych „everymanów”. Mimo wymogów powieści, która niemal do końca musi chronić ten duet pancerzem fabularnej nieśmiertelności, Saulski dokonuje nielichej sztuki, wielokrotnie przypominając nam o kruchości życia nawet największych mocarzy. Ta historia jest niczym bełt kuszy, który, wystrzelony przez chłopa, może zabić księcia.

Jak zwykle u Saulskiego znajdziemy radujące czytelników w każdym wieku przywiązanie do detali wojskowego życia, szczegóły uzbrojenia, ekwipunku, a także przestępczego folkloru, poznawanego z perspektywy głównego bohatera. Jednym z ciekawszych elementów tak Serca lodu, jak i Krwi kamienia jest metafizyka świata, łączącego elementy prawowiernego chrześcijaństwa z koncepcją multiwersum. Jednak z dokładniejszą analizą tego konitrutu należy poczekać na kolejne teksty autora, mówiące więcej o świecie Orlanu.

Autor nie ukrywa swojego szacunku dla klasyków fantasy, tak rodzimych, jak i obcych. Czytając Krew kamienia możemy wyczuć klimat pokrewny powieściom Glena Cooka i Feliksa W. Kresa. Zwłaszcza ten drugi autor wydaje się literacko patronować uniwersum Saulskiego. Oczywiście Orlan to nie Szerń z Księgi Całości, ale atmosfera mrocznej przygody, tak charakterystyczna dla zapomnianego już dziś (niestety!) klasyka polskiej fantasy przełomu wieków, jest obecna i w Krwi kamienia. Bogaty, fantastyczny świat Saulskiego czytelnik zwiedza, patrząc nań z pespektywy licznych bohaterów i poznając jego tajemnice w niezliczonych fragmentach, które tylko wytrawnemu czytelnikowi pozwalają na zbudowanie większej całości. Biorąc po uwagę przetasowanie dramatis personæ po części pierwszej, efekt wydaje się podobny do dwóch kampanii gry fabularnej, tylko przez przypadek poprowadzonych w tym samym fantastycznym świecie i przez tego samego mistrza.

Trudno recenzować światotwórstwo autora, który niemal na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w kreacji swojego uniwersum, ale to, co dostaliśmy w dwóch powieściach zaostrza apetyt na przyszłe książki, a zapewne nie tylko książki. Autor, znany także jako zapalony gracz i recenzent gier komputerowych, niemal na pewno tworzy swój świat z myślą o przystosowaniu go do adaptacji w różnych mediach. Cóż, w epoce sukcesów „Wiedźmina” i przygotowań do growej adaptacji prozy Jacka Piekary, Marcina Przybyłka i innych polskich autorów, możemy trzymać kciuki za Saulskiego i snuć całkiem uzasadnione nadzieje.

Co do „growej” atmosfery: jeśli miałbym już wskazać wady książki, szukałbym ich właśnie w nieco zbyt dosłownych odniesieniach do świata rozrywek elektronicznych i mechanik, znanych z tego medium. Wytrawni miłośnicy gatunku „dungeon crawlerów” (Szanownych Czytelników przepraszam za ten kolejny anglojęzyczny termin; niestety, język polski nie dorobił się jeszcze powszechnie akceptowalnego słownictwa dotyczącego tej sfery) na pewno uśmiechnęli się, śledząc sceny szukania przez bohaterów specjalistycznego ekwipunku, zwłaszcza leczących olejów, choć te metamedialne ukłony wobec graczy nieco psują atmosferę skądinąd realistycznej opowieści.

A skoro o realizmie mówimy, ten panujący w książce Saulskiego musimy nazwać „realizmem biedno-magicznym”. Świat Orlanu jest z pewnością przykładem „low fantasy”, względnie autentycznego podejścia do przyjętych zasad świata. Magia i mistycyzm uniwersum są obecne, ale nie wszechpotężne, wydają się podlegać stałym, choć słabo poznanym prawom. Poszukiwanie artefaktów dawnej magii to niechciany wyścig zbrojeń, przybliżający ludzkość do zguby, niemal jak w wielu aspektach pokrewnym atmosferą uniwersum Warhammera. Jednocześnie opowieściom Saulskiego daleko jest do typowego „grimdarku” czy „jesiennej gawędy”, historii malowanych tylko barwami błota i krwi. Mam wrażenie, że autor proponuje nam świat w stylu „dark fantasy”, wypełniony bohaterami heroicznego typu, charakterystycznymi dla tego gatunku. Krew kamienia to ostatecznie opowieść o zemście, ale i przebaczeniu, nienawiści, ale i braterskiej miłości, a przede wszystkim o honorze i poczuciu obowiązku, które mogą się obudzić z skończonym łotrze, o ile otrzyma on od losu szansę sięgnięcia w głąb własnego serca.

I tak jak znaczna części współczesnego fantasy skupia się na dekonstrukcji historii, mitów, klasycznych kultur czy tradycyjnych wartości, Saulski wraca do fantazji budującej jeśli nie wiek złoty, to na pewno wiek srebrny, pozłacany średniowieczną estetyką i tęsknotą za światem prostych i jednoznacznych zasad. Robi to przy tym na tyle dyskretnie, że chyba w żadnym elemencie powieści nie prześwitują polityczne czy metapolityczne skłonności autora.

To najważniejsze cechy powieści, czyniące z niej doskonałą lekturę na mroczne czasy drugiej kwarantanny. Pomiędzy wpędzającymi w szaleństwo starożytnymi glifami, wysysającymi mózgi inteligentnymi pająkami i przysłowiowymi bełtami z kuszy, zabijającymi nie tylko książąt, ale też chłopów (i to w zdecydowanie większej ilości), z pyłu podziemnych jaskiń wyłania się jakaś nadzieja, jeśli nie na świetliste jutro, to przynajmniej jutro odrobinę lepsze. Czy jest to tylko ułuda, dawana przez eskapistyczną opowieść o innym świecie? Miejmy nadzieję, że nie.

 

A. Saulski, Krew Kamienia, Warszawa: Fabryka Słów, 2020.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Adam Podlewski, Przygoda czasów kwarantanny, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 77

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...