Nowy Napis Co Tydzień #082 / Non omnis moriar. O „Antologii 49. Warszawskiej Jesieni Poezji”
Jak słusznie zauważa w posłowiu do omawianego zbioru jeden z jego współautorów Jerzy Jankowski, „z antologiami jest zawsze pewien kłopot”. Pisze on w owym posłowiu o trudności doboru utworów do tego typu książki, niemożności zadowolenia wszystkich. Wiele w tym prawdy. Ale prawdą jest i to, że antologia nastręcza sporo kłopotów również jej recenzentowi. Jakże bowiem ocenić wielość, mnogość, różnorodność, które są niechybnymi cechami antologii poetyckich? Czy szukać, mniej lub bardziej usilnie, tematów i motywów wspólnych obecnym w zbiorze wierszom? Czy oceniać utwory z osobna? Wtedy jednakowoż należałoby pisać oddzielną recenzję dla każdego wiersza.
Niejako zaczynając od końca recenzję antologii czterdziestej dziewiątej Warszawskiej Jesieni Poezji, w odpowiedzi na postawione wyżej pytanie ponownie można przywołać słowa Jankowskiego, który w swym posłowiu każe czytelnikom zbioru powrócić do początkowej, starogreckiej definicji antologii. Z greki anthos oznacza kwiat, zaś lego przetłumaczyć można jako „zbieram”. Tym samym szeroki i rozległy zbiór poetycki, jakim jest antologia, odbierać można jako bukiet kwiatów, pełen rozmaitych barw i odcieni, odmiennych zapachów i kształtów. Tak jak odmienne są kształty życiowych doświadczeń obecnych w nim autorów, preferowanych styli i rozwiązań językowych. Tak warto podchodzić do owego zbioru – jak do bukietu, w którym zachwycić można się całością, ale można także dobrać pojedyncze kwiaty, które przypadną do gustu temu czy innemu czytelnikowi.
Antologia przeszłości i teraźniejszości
Nie oznacza to wcale, że konstrukcja owego bukietu jest iście przypadkowa, że nie idzie za nią żadna myśl kompozycyjna. W tym kontekście warto przywołać powody powstania zbioru. A jest to tym razem nie tylko kolejna edycja Warszawskiej Jesieni Poezji, wydarzenia artystycznego obecnego na literackiej mapie Polski od lat, ale także przypadająca na 2020 rok setna rocznica istnienia Związku Literatów Polskich. Z tej okazji zdecydowano się na nietypowy układ zbioru, aby uhonorować wyjątkowy jubileusz głównego inicjatora Warszawskiej Jesieni Poezji. W wydaniu, które powstało także pod auspicjami Instytutu Literatury i Ministerstwa Kultury, ujrzymy utwory nie z jednej (jak zazwyczaj), ale aż z dwunastu ostatnich edycji Jesieni. Co więcej, antologię wzbogacono o zestaw wierszy autorów dawnych, wśród których znaleźli się tacy twórcy jak Jerzy Liebert, Jan Kasprowicz, Zuzanna Ginczanka, czy Bolesław Leśmian.
Celem takiego zabiegu było stworzenie swoistego poetyckiego pomostu między przeszłością a teraźniejszością. Symboliczne ukazanie ciągłości dziejów Związku Literatów Polskich, a także podkreślenie spuścizny, jaką pozostawili po sobie potomnym, jak i kolejnym pokoleniom twórców tacy artyści jak Tadeusz Gajcy, czy Józef Czechowicz. Wymowny jest tytuł antologii – Przeszłość – to jest dziś, tylko cokolwiek dalej. Podkreśla on ową łączność poetów dawnych i obecnych, ponadczasowość poezji i zawartych w nich idei. Nie są to zresztą słowa przypadkowe, bo pochodzące od Cypriana Kamila Norwida, którego dwusetna rocznica urodzin przypada w 2021 roku.
Bez tematu?
Jak zapewniają redaktorzy, przy tworzeniu owej antologii jedynym kryterium była wartość literacka prezentowanych utworów. Nie starano się o uszeregowanie autorów czy ich wierszy wedle założonego z góry wspólnego tematu. Jednak nawet w najbardziej przypadkowym bukiecie, takim, w którym jedynym założeniem kompozycyjnym jest piękność kwiatów, można dostrzec mimowolnie rysujące się schematy. Nie inaczej jest w przypadku antologii Warszawskiej Jesieni Poezji, gdzie z owego literackiego bukietu przebijają refleksje dotyczące czasu, przemijania, śmierci, ale także historii i jej znaczenia – tak w wymiarze osobistym, jak i szerszym.
Te i inne tematy dostrzec można już w pierwszej części zbioru zatytułowanej Żywa tradycja, w której czytelnik może się spotkać z wierszami klasyków polskiej poezji w osobach Leśmiana czy Kasprowicza, ale też kilku autorów nieco zapomnianych jak Edward Słoński czy Bronisława Ostrowska. W tych dawnych wierszach możemy zaobserwować różne ujęcia Polski, różne ujęcia rzeczywistości, a zarazem pierwiastki wspólne – przemijanie, kruchość rzeczywistości, trwałość i ponadczasowość poezji. Jest to rodzaj odkrywania wartości i oryginalności dawnych poetów, a niejednokrotnie ich świeżości, tego, że wciąż mogą przemawiać do współczesnego odbiorcy.
Dyskusja za kurtyną przeszłości
W wierszach tych ujrzymy w pewnych momentach mariaż natury i historii. Kasprowicz w sielankowym i humorystycznym Dniu przedżniwnym pochyla się nad wszechmocą Pana Boga i kruchością ludzkiego żywota, malując scenę rozgrywającą się na owsianym polu i pokazując człowieka toczącego ze stwórcą dialog o świecie i kontroli nad nim. Kazimierz Przerwa-Tetmajer w wierszu Cień Chopina przynosi obraz polskich sadów i lasów pomieszany z żałobnym dźwiękiem „pogrzebnych dzwonów” po śmierci kochanej dziewczyny. Ostrowska w krótkim wierszu Czereśnie skupia się na tytułowych owocach, odmalowując refleksję na temat „dziecinnej alchemii”, ulotności wspomnień czasów młodości. Podobnie czyni i Leśmian w wierszu Z lat dziecinnych, w którym wspomina dziecięce wędrówki, proste, a zarazem dające bezsprzeczne poczucie istnienia.
Przemijanie ma w wierszach z pierwszej części i inny wymiar, nieraz powiązany z historią. Tak jest w wierszy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Nić „Ariadny”. Tytuł jednak nie odnosi się tu do mitologicznej postaci, lecz do pensjonatu o tej nazwie, ostatniego, w którym poetka mieszkała przed wyjazdem z kraju. Po czym wyjechała, wkroczywszy w „Labirynt”, wierząc, że pewnego dnia „po kłębku” będzie mogła do ojczyzny powrócić. O wiele bardziej dosadne są słowa Zuzanny Ginczanki, też odnoszące się do Polski, jednak pogrążonej w wojennej zawierusze. Odmalowuje Ginczanka w przywoływanym tu niezatytułowanym utworze sceny brutalnych ataków żołnierzy, a zarazem zaczyna go od słów „Non omnis moriar”, jakoby wyrażając odwieczną wiarę w ponadczasową moc poezji.
W tym chórze głosów dawnych pojawią się i Baczyński, i Gajcy – odpowiednio w wierszach Ojczyzna i Śpiew murów – piszący o Polsce, o zdruzgotanych miastach, o próbach zachowania grozy wojny na kartach poezji. Pojawi się Tadeusz Borowski w gorzkich słowach swej Pieśni, w której zapyta o to, czy „zostanie po nas złom żelazny / i głuchy, drwiący śmiech pokoleń”, powątpiewając niejako w odkupieńczą moc sztuki i zauważając, że nad niewolnikami dawnych czasów roztacza się jedynie noc. W pewnym sensie w polemikę z nim wejdzie nie tylko Ginczanka ze swym „Non omnis moriar”, ale także Jerzy Liebert, w Rozmowie o Norwidzie przypominający, że czasem poezja, nawet jeśli jest pomijana i niezrozumiana, może okazać się uniwersalna, ponadczasowa, wielka i przemawiająca do pokoleń.
Część Żywa tradycja jest skromnym elementem tej antologii pod względem ilościowym, bo liczy zaledwie kilkanaście wierszy. A jednak jest wymowna pod względem przekazu. Oto w niecodziennym spotkaniu poeci różnych doświadczeń toczą w istocie jedną i tę samą dyskusję. Pytają, na ile poezja może zachować świat, na ile może przenieść jednostkowe doświadczenie w uniwersalny wymiar. Pytają nas zza kurtyny dekad, czy coś pozostało z ich własnej poezji.
Zmaganie współczesności
W kolejnej części antologii zatytułowanej Współczesność w gruncie rzeczy toczy się podobna dysputa. A zarazem zmaganie autorów dzisiejszych, dopiero starających się, aby ich myśl zagościła w umysłach odbiorców. Starających się, a przecież już odnoszących sukcesy, bo jako się rzekło, utwory tu zebrane już pojawiały się na kartach antologii w minionych latach.
Co możemy dostrzec u nowych poetów? To, co u dawnych – szczere spojrzenie na rzeczywistość, głębię przeżycia zamkniętą w języku, refleksję nad przemijaniem, przeświadczenie o mocy poezji. Tej części nie sposób omawiać całościowo. Bukiet jest zbyt rozległy, zbyt wielokwiatowy. Możemy jednak w tym miejscu wskazać na kilka kwiatów pokazujących, że pamięć i jej utrwalenie w poetyckim języku zajmowała tak dawnych mistrzów, jak i dzisiejszych twórców.
Dosłownie widać to w wierszu Przed murem pamięci Bogdana Bartnikowskiego, przejmującym monologu syna wygłaszanym przed nagrobkiem ojca (ten sam autor w drugim utworze opublikowanym w antologii – Ulica jest nasza – podejmie problem doświadczenia wojennego i walki o niepodległość). Książę Alzheimer Wojciecha Borosa, to inny poruszający wiersz o relacji ojca z synem, tym razem przedstawiający przeżycia związane z rozwijającą się tytułową chorobą i postępującą utratą istoty ukochanej osoby. W wierszu Calvados Lidii Kosk to rzeczony trunek staje się portalem prowadzącym przez meandry pamięci do ukochanych miejsc – Paryża, Łuku Triumfalnego, czy katedry Notre Dame. Nasycony zostaje piórem Remarque’a i muzyką Chopina, pozwala uchwycić w pamięci to, co nieuchwytne…
Wiele jest takich kwiatów, wiele jest myśli, wiele prób zatrzymania czasu poprzez poezję. Wszystkich nie sposób przywołać. Jednak na końcu wart wspomnienia będzie jeszcze jeden, ostatni. Znów intymny, znów traktujący o pamięci i pytający o poezję jako tej pamięci skarbnicę. Utwór zatytułowany Pamięci Marii Ewy Aulich autorstwa Ireny Łukszo. Kończąc rozważania o antologii, zacytujmy go w całości.
Gdybym mogła opowiedzieć Ci dzisiaj
jak zmieniły się twórcze nastroje
odkąd jesteś w zaświatach
brakuje Twojego spojrzenia
na wersy przelane na papier
na ich poetyckie znaczenie
nowe ścieżki przemierza muza
zatrzymuje wspomnienia
w nich byłaś chwilą
ulotnym istnieniem
dziś tylko w poezji i pamięci obecna
Gdyby autor owej recenzji miał wybrać jeden tylko kwiat z bukietu Antologii Warszawskiej Jesieni Poezji, wybrałby ten właśnie. Ale inny czytelnik? Z pewnością odnajdzie inny kwiat dla siebie w tym mieniącym się wieloma zapachami zbiorze. Zbiorze pełnym pytań o pamięć, ale nade wszystko – pełnym wartościowej poezji.