Nowy Napis Co Tydzień #099 / Weźże, weźże to
Po czterdziestce – to dobry moment w życiu, na pewne posumowania. Własna przeszłość, wszystkie błędy młodości, znajdują się już w należytym dystansie, aby móc przyjrzeć się im bez zbędnych emocji. Czasem sobie przebaczyć, innym razem zganić. Wreszcie wyrazić zgodę na poniesienie konsekwencji swoich czynów. Wówczas przemieniają się one – niczym ziarnko piasku uwierające małża – w perłę zaskakującą, kim się było. Ale półmetek życia to również spojrzenie w przyszłość, w nieodgadnione. Tak, czterdziestka to dobry moment, aby chwycić przeszłość, teraźniejszość i przyszłość swojego życia. To dobry moment, aby dokonać wyznania.
Confessiones Augustyna z Hippony otwiera czytelnika na podwójne odczytanie. To zarówno „wyznawanie” w sensie spowiadania się, wypowiadania swojego życia. A skoro tak, to również ujawniania tego, co było zakryte. Rachunek sumienia, duchowa lustracja, wreszcie: przyznanie się. Nie tyle duchowy ekshibicjonizm, ile raczej potwierdzenie: tak, to byłem ja. A jednocześnie to również „wysławianie”, czyli głoszenie pochwały Stwórcy, Jego dzieła. Pieśń zachwytu, hymn dziękczynny – słowem: to wszystko, co wzbiera po wejściu na górski szczyt, po wynurzeniu się z toni jeziora, w widoku zachodzącego słońca za szarym blokowiskiem, które nagle, w tym momencie, staje się jakby przebóstwione. To się czuje – tę pieśń, ten witalny nerw – ale opisać tego nie sposób. Może dlatego dzieło Augustyna jest czytane od stuleci – bo jemu się udało?
Trudno czyta się Wyznania, bowiem jest to lektura, której przyjemność i głębię pojmuje się z czasem. Porównuję teraz zapiski z poprzedniego czytania. Zazwyczaj nie robię notatek w książce, jedynym odstępstwem są dzienniki literackie. A jednak… Ślady ołówka na marginesach zdradzają, że czytałem tę książkę piętnaście lat temu. Nawet pora roku się zgadza – jesień. I wiem nawet, co mnie skłoniło, aby sięgnąć do Wyznań jeszcze raz, do pierwszej obowiązkowej lektury na studiach. Przez wersy Augustyna staram się dojrzeć tamtego siebie, którego widzę poprzez dopiski, podkreślenia, wykrzykniki, adnotację dat. Tamten ja, widziany przez pryzmat Augustyna, interesuje mnie teraz bardziej (sorry, biskupie). Sięgam po Wyznania nie w poszukiwaniu utraconego czasu, ale dlatego, że skromnie, bez wielkiego rozgłosu, pojawiło się nowe tłumaczenie dzieła biskupa z Hippony. Profesor Stanisław Stabryła zmierzył się nie tylko z dziełem Augustyna, ale i legendarnym tłumaczeniem Zygmunta Kubiaka.
Rewizja tekstu, rewizja życia
Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że znamy Wyznania Augustyna poprzez Kubiaka. Jego przekład, od tego z 1978 roku, był stale doprecyzowywany. Jak sam pisał w „Znakowym” wydaniu z 1998 roku:
Każda z kolejnych edycji polskich Wyznań (po pierwszym wydaniu, 1978) jest głęboką rewizją tekstu. Rewiduję moje decyzje w wyborze takich czy innych lekcji tekstu łacińskiego, poprawiam, szlifuję. Szlifowanie wynika z uporu: z dążenia, aby w mojej mowie ojczystej dotrzeć bliżej do stylu św. Augustyna. A odtwarzając taki styl, zawsze kroczy się jak po sznurze nad przepaścią.
Stanisław Stabryła wybrał zgoła inną, nie mniej ryzykowną strategię przekładu. Bez poprzedzającego wstępu od tłumacza, w którym zdradziłby choć trochę tajniki warsztatu translatorskiego. Podzielił się wątpliwościami, uzmysłowił nieświadomemu czytelnikowi wyzwania, przed którymi stanął i wyznał – jednak – dlaczego zdecydował się na takie rozwiązanie. Do tego typu szkiców tłumaczy, swoistych dialogów z czytelnikiem poprzez dzieło autora, zdołano nas już przyzwyczaić. Mocnym punktem niemal każdej książki Normana Daviesa jest obszerne słowo od tłumaczki Elżbiety Tabakowskiej – owe teksty przerodziły się nawet w książkę O przekładzie na przykładzie. Z dużym zainteresowaniem czytałem wywiady z autorami rodzinnego przekładu Przebindów Mistrza i Małgorzaty. Z lubością wczytuję się co pewien czas w szkic wieńczący Biesy Fiodora Dostojewskiego w tłumaczeniu Adama Pomorskiego (i czekam z utęsknieniem na jego przekład Idioty). Stabryła jednak skąpi słów, on milczy. Nawet we wstępie do Wyznań Albert Gorzkowski nie odnosi się nazbyt wylewnie do dzieła tłumacza, jakby dzieląc z nim milczenie. Mówi jedynie: „nowy, inspirujący przekład”. I to musi czytelnikowi wystarczyć. Jestem przekonany, że znawcy filologii łacińskiej oraz kultury klasycznej będą dociekać, porównywać, zestawiać, indeksować i toczyć swoje płomienne spory. Mnie musi wystarczyć milczenie Stabryły. Jest coś z manifestu w decyzji nowego tłumacza, który decyduje się zamilknąć, aby mógł przemówić Augustyn. Przyjmuję to z szacunkiem i tym chciwiej czytam raz jeszcze Wyznania.
Nowy, inspirujący przekład?
Zestawiając ze sobą tłumaczenia dokonane przez Zygmunta Kubiaka i Stanisława Stabryłę, w rzeczywistości dotykamy nierozstrzygalnego sporu: tłumaczyć w miarę wiernie czy tak, aby oddać ducha pisarza, ale w mowie ojczystej tłumaczącego. Lektura dwóch przekładów wskazywałaby, że Kubiak wybrał raczej formę objęcia Augustyna mową ojczystą, podczas gdy Stabryła zdecydował się raczej na wierność wobec Augustyna. Podkreślam słowo „raczej”, ponieważ moje rozważania są zapisem odczuć czytelnika, nie zaś filologa klasycznego. Kubiak w jednym z wywiadów tak formułował własne wyznanie tłumacza:
Mimo wszystko uważam jednak, że największym dziełem artystycznym, które my otrzymaliśmy jako dziedzictwo, jest sam język polski. Jego wartości rozpoznaję dopiero wówczas, gdy obserwuję, jak zmaga się on z tradycją klasyczną. Ma to dla mnie niesłychane znaczenie. Tłumaczenie wielkich tekstów to dla mnie tak intensywna praca, jak pisanie własnych rzeczy
Augustyn w okowach historii. Z Zygmuntem Kubiakiem rozmawiają Aneta Krawczyk i Piotr Wiktor Lorkowski, „Topos” 1999, nr 5–6, s. 10. [1].
Domyślam się jedynie, że tłumacz próbuje oddać na użytek autora wszelki swój kunszt, swoją mowę i wrażliwość, aby on przemówił w najlepszy sposób. I tak się stało. Dziś czytamy Augustyna poprzez tłumaczenie Kubiaka, podajemy frazy i cytaty Wyznań właśnie w tej wersji. Jest to przede wszystkim zapis piękna, muzykalności, całej amplitudy emocji, od żalu, poprzez pokutę, aż do wzniosłej pieśni pochwalnej. Od ponad czterdziestu lat Augustyn mówi Kubiakiem w podręcznikach, w cytatach, a przede wszystkim – ze względu na trwałość tłumaczenia – w naszej pamięci. Tłumaczenie Stanisława Stabryły jest inne; u niego Augustyn, choć wciąż przemawia pięknie, brzmi bardziej szorstko. Chciałoby się rzec: prawdziwiej. Nie traci nic ze swego przekazu, to wciąż jest mowa wzniosła, a jednak niesięgająca swoich maksymalnych wyżyn. Jest wysoko, ale nie aż tak. Czy to Zygmunt Kubiak uwznioślił jeszcze dodatkowo Augustyna, trudno ocenić. Na pewno czyta się jego przekład z poczuciem trzymania w rękach niemalże doskonałości. Augustyn Stabryły jest z pewnością bliższy czytelnikowi współczesnemu. To język niezmiennie piękny, ale jakby osadzony bliżej ziemi; język, który hardo podrywa słowa, którymi chce szturmować niebo. Dla przykładu warto porównać słynny fragment z księgi dziesiątej. Dotychczasowy przekład Zygmunta Kubiaka brzmiał tak:
Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie – rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były. Zawołałaś, krzyknęłaś, rozdarłaś głuchotę moją. Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. Rozlałaś woń, odetchnąłem nią – i oto dyszę pragnieniem Ciebie. Skosztowałem – i oto głodny jestem, i łaknę. Dotknęłaś mnie – i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim.
Nowy przekład Stanisława Stabryły widzi to w ten sposób:
Późno Cię pokochałem,
Piękności tak dawna, a tak nowa,
późno Cię pokochałem!
Oto Ty byłaś wewnątrz mnie, a ja na zewnątrz
i tam Cię szukałem.
W mojej brzydocie zanurzałem się w pięknych
rzeczach, które stworzyłaś.
Byłaś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą.
Trzymało mnie z dala od Ciebie to,
co jeśli nie byłoby w Tobie,
wcale by nie istniało.
Zawołałaś, krzyknęłaś i przerwałaś moją głuchotę.
Zajaśniałaś, rozbłysłaś i rozproszyłaś moją ślepotę.
Rozlałaś swą woń, wchłonąłem ją i tchnąłem ją ku Tobie.
Skosztowałem, a teraz łaknę i pragnę.
Dotknęłaś mnie i zapłonąłem pragnieniem
Twojego pokoju.
Różnica nie leży jedynie w poddaniu tego fragmentu wersyfikacji. Ma to swoje olbrzymie uzasadnienie, o czym zaraz wspomnę. Jeśli zestawimy ze sobą te dwa teksty, to choć wciąż jest to ten sam tekst, dotykamy zupełnie inaczej wyrażonych emocji. Tam, gdzie Kubiak widzi: „Rozlałaś woń, odetchnąłem nią – i oto dyszę pragnieniem Ciebie”, Stabryła nieco hamuje emocje: „Rozlałaś swą woń, wchłonąłem ją i tchnąłem ją ku Tobie”. Czy Augustyn powiedziałby raczej „dyszę pragnieniem” czy „tchnąłem ku Tobie” – nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć. Pierwsze tłumaczenie wydaje mi się bardziej psychologiczne i odpowiadające naturze Augustyna, ale drugie wydaje się bliższe prawdzie. Wersyfikacja, której dokonał Stabryła, upodabnia piękny hymn Augustyna do psalmu. Biskup Hippony z pewnością wielokrotnie w ciągu dnia modlił się psalmami (zwyczaj, który ostatecznie nabierze kształtu w praktyce dzisiaj zwanej liturgią godzin), rozgryzał ich znaczenie, a umierając, odmawiał jeszcze psalmy pokutne, z pewnością z takiego zabiegu byłby zadowolony. Co więcej, owo „tchnienie” (a nie „dyszenie”) jest bliższe właśnie światu brewiarza i wszystkim biblijnym znaczeniom, jakie niesie ze sobą. Dzięki wersyfikacji Stabryły mocniej brzmią przeciwieństwa, które zostały tu graficznie pięknie uwypuklone: „zawołałaś” – „przerwałaś głuchotę”, „zajaśniałaś” – „rozproszyłaś ślepotę”. Pokazuję te różnice nie po to, aby zestawiać dwa przekłady i stawiać je w fikcyjnych szrankach. Jestem od tego daleki. Raczej przyjmuję obydwa z całym dobrodziejstwem i pozwalam, aby mowa Augustyna i we mnie na moment zagościła, obmyła i pokrzepiła. Czytając Kubiaka, dostrzegam cały portret psychologiczny, ale również piękno, któremu się poddaję. Czytając Stabryłę, widzę Augustyna, który język Biblii stara się uczynić swoim.
Sięgając do bogactwa obydwu przekładów, kieruję wzrok do tych fragmentów Wyznań, które są mi drogie. Zobaczmy zatem kilka zestawień dokonanych tłumaczeń. „Nie jakimś mglistym uczuciem, ale stanowczym wyborem kocham Ciebie, Panie. Swoim słowem ugodziłeś moje serce i pokochałem Ciebie” – tłumaczy Kubiak, co z kolei przekłada Stabryła w ten sposób: „Kocham Cię, Panie, w pełni świadomie i bez żadnego wahania. Poruszyłeś swoim słowem moje serce i pokochałem Cię” (księga X, 6). Kubiak: „Przed oczyma Twymi stałem się dla siebie problemem i na tym właśnie polega moja choroba” (księga X, 33), Stabryła: „W Twoich oczach stałem się zagadką dla siebie i to właśnie jest moją słabością” (księga X, 32). Kubiak: „Jeśli za mało miłuję, spraw, abym mocniej miłował. Nie potrafię zmierzyć miłości, nie wiem, o ile bardziej powinienem Cię kochać…”, Stabryła: „Nie mogę zmierzyć miłości; nie wiem, ile mi jej brakuje, żeby mi wystarczyło, aby moje życie upływało w Twoich objęciach…” (księga XIII, 8). Kubiak: „Rzeczy, które uczyniłeś, widzimy, bo one istnieją. Istnieją zaś dlatego, że Ty je widzisz”, Stabryła: „Widzimy przeto te rzeczy, które uczyniłeś, ponieważ one istnieją, a istnieją dlatego, że je widzisz” (księga XIII, 38). I jeszcze tylko znamienny fragment z mediolańskiego ogrodu. Kubiak: „I nagle słyszę dziecięcy głos z sąsiedniego domu, nie wiem, czy chłopca, czy dziewczyny, jak co chwila powtarza śpiewnie taki refren: «Weź to, czytaj! Weź to, czytaj!»”, Stabryła: „I oto słyszę z sąsiedniego domu głos chłopca czy dziewczyny, śpiewnie powtarzający: «podnieś i czytaj, podnieś i czytaj»” (księga VIII, 12). Tajemniczy głos wciąż ma postać chłopca lub dziewczyny, ale „tolle lege, tolle lege” nie przestaje sprawiać twórczego kłopotu: „weź to” czy „podnieś”? Jest tu nakaz, który umyka w tłumaczeniach, co samo w sobie jest już ciekawe, bowiem fragment dla biografii Augustyna jest szalenie ważny. Wydaje mi się, zwykłemu czytelnikowi, że jest tu wezwanie na granicy zachęty i rozkazu – tak przynajmniej można to odczytać z zachowania Augustyna. Może zatem: „weźże”?
Retor idzie na sąd
Wydaje mi się, że przekład Zygmunta Kubiaka pozostanie dominującym jeszcze na długie lata. Decyduje o tym przede wszystkim piękno frazy, które udało się tłumaczowi wykuć w swoim warsztacie. Kubiak dokonał jednej rzeczy, którą zdecydowanie odrzucił Stanisław Stabryła – dokonał splotu wersów Biblii z mową Augustyna i stworzył jeden, nierozdzielny język. Ma to swój sens, ponieważ biskup z Hippony zdaje się niemal oddychać Biblią: cytuje ją z pamięci, wplata swobodnie w swoje pisma, aż do zatarcia granic. Stabryła przeciwnie: wyraźnie zaznacza, co jest fragmentem Listów Pawła, gdzie zaczynają się Psalmy, gdzie prorokuje Izajasz. Jest to przekład bardziej wierny, dla historyków i teologów z pewnością bardziej poręczny, ale przez co ustępujący Kubiakowi. Nie jest to jednak ranking, co zaznaczam raz jeszcze. Jako czytelnik przyjmuję obydwa tłumaczenia i z lubością mogę wikłać się w niuanse przekładania mowy człowieka do Boga. Bo w jakiś sposób czytanie Wyznań to również ćwiczenie mojej własnej mowy na czekający Sąd.
Stanisław Stabryła robi jeszcze jedną rzecz, która sprawia, że wszelkie szranki między nim a Zygmuntem Kubiakiem tracą racje bytu. Stabryła tłumaczy Augustyna nie tylko słowem; on go tłumaczy również swoim milczeniem. Jest to tłumaczenie przekorne, tłumaczenie a rebours. Oto bowiem profesor filologii klasycznej, od lat pochylający się nad traktatami starożytnych, wędrujący śladami Odysei i Eneidy, jest w sytuacji analogicznej do tej, w której znalazł się autor Wyznań. Jestem retorem – oskarżał siebie Augustyn. Sprzedawcą słów, chodzącym piórem, handlarzem mowy na wynajęcie – musiało to piec, gdy spotkał Słowo. Jesteś cyceronianinem, a nie chrześcijaninem – wtórował mu niejako Hieronim, oskarżając samego siebie. „Gdzie skarb twój, tam serce twoje” – punktuje siebie niemiłosiernie ten, który udawał się na pustynię z całą swoją biblioteką. Aż wreszcie gotów był porzucić Cycerona (ale czy ostatecznie?) na rzecz samej Biblii. Augustyn wyszedł z tego niejako obronną ręką, żeniąc ze sobą dwa światy: biblijny i śródziemnomorski. Powstał z tego splot niemożliwy do rozdzielenia, co podkreśla Kubiak w swoim tłumaczeniu, a co z kolei kontestuje Stabryła. Jego milczenie jest jednak wymowne: mając do dyspozycji ścieżkę Augustyna i ścieżkę Hieronima, być może był zmuszony do wybrania własnej drogi. On, profesor filologii klasycznej, jest współczesnym odpowiednikiem retora. Stabryła staje się Augustynem. Decyduje się: Stabryła musi zamilknąć, aby przemówił Augustyn. Współczesny retor milknie, aby mówił ten, który drwi z kultury antycznej. I jeśli tylko to sobie uświadomimy, zyskamy tłumaczenie rewolucyjne, płonące między wersami, żarzące się na marginesach.
Augustyn z Hippony, Wyznania, tłum. Stanisław Stabryła, Esprit, Kraków 2020.