Czytanie i klęska (2)
Tekst pochodzi ze zbioru Notatki do całości.
Zastanawiam się, czy w naszym kraju czytanie jest kreacyjną, sprawczą i przynajmniej trochę uszczęśliwiającą czynnością.
Nie chcę roztrząsać opinii Stanisława Lema, że owszem, czytamy, ale to, co wyczytaliśmy, zaraz zapominamy. A tu jeszcze nasuwa się studencka zasada trzech zet: „zakuć, zdać, zapomnieć”; daje ona spokój w obliczu porażającego i niemożliwego do opanowania ogromu wiedzy. Czy to jest jednak wyłącznie samoobrona mózgu przed przeciążeniem? Metoda zmniejszenia strachu przed niewiedzą?
W moim pojęciu nie ulega wątpliwości, że czytanie to styl bycia i życia, nastawionego na kontemplację, tworzenie losu i kultywowanie świadomości tego, co było, jest i będzie. Styl bycia i życia wyznacza miejsce czytania, a nie nowe technologie przekazywania tekstu. Dlatego nie dowierzam Umberto Eco, gdy dowodzi żywotności literatury ze względu na niemożliwość zastąpienia jej czym innym (zresztą mówi o tym ni to zabawowo, ni to reklamowo; książkę uznaje się za taki sam wynalazek jak młotek, łyżka, nóż, widelec, dla których nie znaleziono lepszych odpowiedników; jakże to postmodernistyczne! Czuję się, jakbym stał przed nadzwyczaj nowoczesnym straganem wytrawnego kupca). W tym poglądzie tkwi naiwność podobna do tej, z jaką mówiono o wieczności gatunków roślin i zwierząt. Jeśli w XXI wieku ma wyginąć połowa z nich, to może wymrze też chęć czytania literatury, a więc i ona sama.
Stoimy u progu epoki krótkotrwałych mód, nieczułych więzi z rzeczami, epoki, w której nadużyty jest przymiotnik „nowy”. Świat wokół nas choruje na „or(y)ginalność” i „nowość”. Mniejsza o to: zamiera pragnienie spotkania się człowieka z człowiekiem, a co za tym idzie – z żywym słowem. Na naszych oczach mnożą się pośrednicy wszelakich dóbr, pośrednicy pośredników, pośrednicy pośredników pośredników i tak dalej. Skutkuje to rozszerzaniem się anonimowości wszystkich i wszystkiego, na co się tu i tam natykamy. Tak mimowiednie odkłada się w nas tożsamość negatywna, która rozrywa (w sensie psychicznym i fizycznym) człowieka. A przecież jedynie z tego, co bliskie, doświadczone osobiście, przeżyte i przeżywane, elementarne, powstające z uczuciowych związków z sobą i osobą, oswajane i przyswajane – można zbudować tożsamość pozytywną (mam wrażenie, że o nią chodzi ważnym poetom lat dziewięćdziesiątych).
Czytanie jest umiejętnością bycia w duchowym kontakcie z ludźmi, zgodą na czerpanie nieznanej, pełnej i nieuładzonej wiedzy o człowieku, rozpiętego między złem i dobrem, nihilistyczną rozpaczą a radością istnienia. A skoro tak sądzę, z rezerwą odnoszę się do wypowiedzi Eco, że książkę można czytać prawie w każdej sytuacji: „przy świetle świecy, w łóżku, siedząc na gałęzi drzewa, na bezludnej wyspie albo wędrując na wielbłądzie przez Saharę” (proszę wybaczyć ostatnie wyrażenie, jest lapsusem pisarza albo tłumacza). Fantazja podsuwa wiele miejsc do czytania. Ale co to za czytanie?!