Obecność
Tekst pochodzi ze zbioru Notatki do całości.
Sztuka, literatura – a najbardziej Poezja – zaspokaja głód obecności; ukonkretnia i indywidualizuje, wydobywa z nieświadomości, ze stanu niewidoczności i oczywistości to, co składa się na naszą zewnętrzną i wewnętrzną rzeczywistość. Brzmi to uczenie, abstrakcyjnie. Język plącze się i szuka wielu słów, bo chce wypowiedzieć coś żywego i istotnego (znamię nieprzekazywalności jest cieniem autentyzmu formujących się treści, które znajdują się w przedsłowiu, by użyć wyrażenia Jana Śpiewaka).
Głód obecności odczuwam dotkliwie w sytuacjach, gdy nie potrafię na przykład nazwać ptaka, którego słyszę, lub rośliny, którą widzę. Podobnie ściska mnie w duchowym dołku, gdy nie umiem określić osoby i miejsca, przeżywanych uczuć i chwili; stoję wobec niewyrażalnego.
Straszy, męczy i przeżera mnie to, że coś mną powoduje i zniechęca do wewnętrznego wysiłku, aby wysłowić, czyli ujawnić taką czy inną elementarną prawdę. Czyżby odzywała się moja atawistyczna, ciemna, wsteczna strona? Coś mnie ściąga na ziemię nawyków, utartej wiedzy, na ziemię, która tłumi jakiekolwiek zmagania duchowe. A to ze względu na nie Tadeusz Zieliński (ten od Świata antycznego) doradzał zapoznawanie się z dziełami oryginalnymi, źródłowymi, a nie ich omówieniami. Czytając oryginał, stajemy się świadkami tytanicznych wysiłków ducha człowieczego, po których nie zostało śladu w potocznych wykładach.
Po co odczuwać głód obecności, skoro jego zaspokajanie boli i wymaga ogromnej koncentracji oraz energii?
Sądzę, że powszechnie oszukujemy głód obecności, bo – jak pisała w wierszu Prorocy Anna Kamieńska:
nie umiemy mówić po imieniu do roślin i ptaków,
nie potrafimy chuchać na źdźbło
aby, urosło drzewo ciszy,
nie pozdrawiamy się już na drogach pokojem,
nie szanujemy świadectw polnego kamienia
Zanika zdolność dostrzegania w tym, co moje i nasze, zwykłe, codzienne, doczesne, tego, co niezwykłe, powszechne, wieczne. W ten sposób to, co moje, nasze, ulega degradacji. Zbyt łatwo i zbyt szybko przechodzi w nieistnienie. To nienormalne, gdyż „moje” i „nasze” uobecnia mnie, ciebie, jego, ją, nas, was, ich.
Tworzenie wiersza, opowiadania – dzieła sztuki – ujawnia realność, w której tkwi Tajemnica i nie tylko. Pod wpływem czytania „poezji realistycznej” (nawiązuję do Wypisów z ksiąg użytecznych Czesława Miłosza) upewniam się w przekonaniu, że widzenie rzeczywistości należy utożsamiać z jasnowidzeniem.
Przyjmowanie tego, co realne i elementarne, zakorzenia i wyodrębnia mnie w świecie. Tylko jako realny dla siebie i świata mogę być moralny. Takie pojmowanie obecności wytycza najświeższe nurty poetyckie. Horacjańskie carpe diem wykorzystuje się w roli hasła takiej czy innej postawy hedonistycznej. Mnie bardziej odpowiada sens tych dwu słów wydobyty przez Jana Kochanowskiego: „A ja z tym trzymam, kto co w czas pochwyci”. Bycie obecnym wiąże się organicznie z nieustannym poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie: gdzie i jak jestem?