21.06.2021

Epizod z barbarzyńcami w tle. Juliana Kornhausera krytyka pewnej formacji

Obecność krytyki Kornhausera w polskiej historii literatury. Kilka uwag wstępnych

Mimo pojawiających tu i ówdzie śladów upominania się o konieczność baczniejszego wsłuchania się w dzieło krytyczne Juliana KornhauseraAndrzej Zawada, ubolewając nad zanikiem autorytetu współczesnej krytyki, wskazywał na Juliana Kornhausera jako tego, który z uporem broni zaangażowania krytyki literackiej, ocala jej rangę i nie poddaje się dyktatowi bylejakości dotykającemu dzisiejszy dyskurs krytyczny o literaturze (zob. A. Zawada, Oset, pokrzywa [w:] tegoż, Oset, pokrzywa. Szkice o literaturze, Wrocław 2011, s. 240).[1] jego twórczość krytycznoliteracka jednak wydaje się boleśnie marginalizowana. Nie znalazło się miejsce dla choćby jednego szkicu autora Świata nie przedstawionego w ważnej antologii Kartografowie dziwnych podróżyZob. „Kartografowie dziwnych podróży”. Wypisy z polskiej krytyki literackiej XX wieku, red. K. Biedrzycki, J. Fazan, D. Kozicka, M. Wyka, J. Zach, Kraków 2004.[2]; sylwetka Kornhausera-krytyka nie zainteresowała nikogo spośród badaczy komponujących tom poświęcony dwudziestowiecznym krytykom w ramach niezwykle cennej i opiniotwórczej serii „Sporne postaci literatury współczesnej”Zob. Sporne postaci polskiej literatury współczesnej. Krytycy, red. A. Brodzka-Wald, T. Żukowski, Warszawa 2003.[3]; w jednym zaś z najpełniejszych kompendiów dotyczących ewolucji sytuacji powojennej krytyki literackiej w Polsce, książce zredagowanej przez Tomasza Cieślaka-Sokołowskiego i Dorotę KozickąDyskursy krytyczne u progu XXI wieku. Między rynkiem a uniwersytetem, red. D. Kozicka, T. Cieślak-Sokołowski, Kraków 2007.[4], twórczość krytyczną Juliana Kornhausera przybliża… sam Kornhauser. I jakkolwiek, rzecz jasna, szkic Pisarz jako krytyk literacki. Autolustracja, powstały z inspiracji redaktorów tego tomu, stanowi świetną i rzadką w gruncie rzeczy w piśmiennictwie krytycznoliterackim autorefleksję dotyczącą własnego dorobku i drogi twórczej krytyka, to jednak zauważyć należy, iż obecność autora Międzyepoki w tekstach innych badaczy, pomieszczających w Dyskursach krytycznych u progu XXI wieku… swoje rozważania, ogranicza się głównie do zdawkowego przywoływania etapu krytyki Kornhausera „z lat nowofalowego okresu burzy i naporu” oraz epizodu „krucjaty” z barbarzyńcami.

Tak jak w historii literatury utrwalił się stereotyp Kornhausera–poety nowofalowegoZob. na przykład A. Gleń, Od-czytywanie Kornhausera, „Śląsk” 2011, nr 9, s. 30–31; M. Larek, Kilka słów wyjaśnień, [wstęp do:] J. Kornhauser, Tylko błędy są żywe, Poznań 2015, s. 5–6.[5], tak w obrębie historii krytyki najnowszej funkcjonuje autor Międzyepoki jako nieprzejednany adwersarz poetów spod znaku „bruLionu”, toczący z nimi boje o „ideowość” (czy, ściślej, o jej brak w kolokwialnej dykcji poezji lat 90.)Zob. P. Czapliński, P. Śliwiński, Literatura polska 1976-1998. Przewodnik po prozie i poezji, Kraków 1999, s. 286.[6]. W obrazie Kornhausera – krytyka ciemne oblicze zoila zdecydowanie góruje nad entuzjazmem i radością, jakie płyną z pism oddającego się w Świetle wewnętrznym intymnej lekturze literatury klerka. Ostatnia antologia przygotowana przez Dorotę Kozicką, w której Julian Kornhauser gości jako autor eseju Barbarzyńcy i wypełniaczeZob. „Chamuły”, „gnidy”, „przemilczacze”… Antologia dwudziestowiecznego pamfletu polskiego, red. D. Kozicka, Kraków 2011.[7],obawiam się, pieczętuje wizerunek wykrzywionej w grymasie sceptyka twarzy zgorzkniałego przedstawiciela odchodzącej formacji, z którą sprawni w marketingu literackim „bruLionowcy” bezceremonialnie się rozprawili.

Maksymalistyczna krytyka negatywna, stosowana bez jakiejkolwiek taryfy ulgowej przez krakowskiego krytyka w Świecie nie przedstawionym, spotkała się z  gorącym, ale i niezwykle rzeczowym odzewem ze strony rozmaitych środowisk literackich. Temperatura i intensywność tamtych polemik zapewniły Kornhauserowi swoiste, ważne miejsce na krytycznoliterackiej agorze. Dwie dekady później ten sam krytyk, nie tolerujący półrozwiązań, tymczasowych kryteriów, bylejakości języka, zderzy się z zupełnie inną kulturą krytycznego dialogu…

Polemiczna misja ocalania wartości w literaturze – z jakiej Kornhauser dał się poznać czytelnikom w ostatnim dziesięcioleciu minionego stulecia – w Poezji i codziennościJ. Kornhauser, Poezja i codzienność, Kraków 2003.[8] uległa znacznej redukcji. W książce tej krakowski autor wydaje się odwoływać, albo przynajmniejzawieszać, swoje zaangażowanie (jego, by tak rzec, ironiczną wersję). Pasja ustępuje miejsca chłodnemu spojrzeniu językoznawcy. Krytyk nie pyta już, w imię czego nastąpiło wejście nowego idiomu konwersacyjno-kolokwialnego redukującego „literackość”, pojawia się jedynie taka oto konstatacja: brutalizacja, gramatyczna i stylistyczna niedbałość oraz nonszalancka „brulionowość” jest „manifestacją swoiście rozumianego indywidualizmu”Tamże, s. 104.[9], wobec czego literatura stanowi już „tylko ramę konstrukcyjną”Tamże, s. 96.[10]. Bezpośrednio po lekturze Poezji i codzienności sądziłem, że owo wycofanie na pozycję ariergardy stoi w sprzeczności z proklamowaną przez krakowskiego krytyka służbą wobec idei literatury zaangażowanej i dość żywiołowo – a z pewnością z nadmierną, neoficką żarliwością – próbowałem upominać się o konieczność obecności (powrotu) takiego Kornhausera, który, nie szczędząc swojej energii na kartach Międzepoki Postscriptum, mocno przeciwstawiał się „dykcji banalistycznej”Zob. A. Gleń, Poezja i nie-codzienność, „Temat” 2006, vol. 6/7, s. 161–162.[11]. Z perspektywy kilku lat stało się jednak jaśniejsze, że autor Światła wewnętrznego, znużony być może jałowymi sporami, zechciał powrócić do modelu krytyki empatycznej i historycznejEmpatyczny rodzaj namysłu nad słowem poetyckim zaistniał w twórczości Kornhausera w jego pierwszym dojrzałym i autonomicznym zbiorze szkiców literackich zatytułowanym Światło wewnętrzne. W nim właśnie najpełniej ujawnia się czytelnicza pasja krakowskiego twórcy; „strategii krytyka czytającego” autor Poezji i codzienności pozostanie, jak widać to lepiej z pewnego dystansu, wierny przez całą swoją działalność krytyczną (ślady lektur poszczególnych tomów dają się odnaleźć zresztą w każdej bez wyjątku kolejnej książce). Zainteresowanych tą częścią dorobku krytycznego, najsłabiej obecnego w recepcji dzieła Kornhausera, odsyłam do monografii, którą poświęciłem właśnie rodzajom modeli krytyki empatycznej uprawianej przez autora Światła wewnętrznego (zob. A. Gleń, Wiernie, choć własnym językiem… Rzecz o krytyce literackiej Juliana Kornhausera, Poznań 2015).[12], który stosował z powodzeniem w latach 80. W szkicu Oset, pokrzywa Andrzej Zawada, śledząc rozwój drogi krytycznoliterackiej autora Świata nie przedstawionego, zauważał, iż dochodzi w niej do ciągłej fluktuacji i napięcia pomiędzy wartościowaniem i krytycznoliterackim współ-czuciem. Ostatecznie jednak to właśnie akt swobodnego czytania, lektury niewymuszonej, spontanicznej i bezinteresownej w ostatniej książce Juliana Kornhausera ujmie wrocławskiego badacza najmocniejZob. A. Zawada, Oset, pokrzywa…, s. 241.[13].

To wszystko nie oznacza jednak, że udaje się Kornhauserowi całkowicie abstrahować od własnych predylekcji i skłonności do faworyzacji określonych modeli poezjowania. Być może najlepiej widać to wówczas, gdy krytyk odsłania się, walcząc z uporem godnym – w jego mniemaniu – właśnie tej, a nie innej, „lepszej sprawy”. Dlatego ciekawi mnie (po latach) spór, jaki toczył autor Origami z przedstawicielami środowiska „bruLionu”, przede wszystkim jako temat pozwalający przyjrzeć się systemowi wartości, które krytyk wyznaje, za które poręcza. I temu właśnie epizodowi (bo tak chyba należałoby określać, z punktu widzenia całokształtu dzieła krytycznego krakowskiego twórcy, polemiczną batalię na linii Kornhauser – młodzi poeci wchodzący w życie literackie w czasach ustrojowej transformacji roku 89'; jakkolwiek opowieścią tą historia polskiej literatury najnowszej lubi się co rusz pożywiać) chciałbym poświęcić niniejszy szkic.

Jaka codzienność?

Zacznijmy od paradoksu wskazanego przez Jerzego Madeyskiego. W szkicu Nie mów, proszę, w liczbie mnogiej…. Krytyka jako autobiografia, pomieszczonym w Dyskursach krytycznych u progu XXI wieku…, szczeciński badacz pisze o tym, iż atak Kornhausera na „bruLionowców” wydaje się nie do końca spójny i zrozumiały, wszak sam autor Świata nie przedstawionego, tak w okresie nowofalowym, jak i później, był orędownikiem idei związku poezji z teraźniejszością, codziennością oraz zwolennikiem rejestracji w literaturze idiomów konwersacyjnych i kolokwialnychZob. J. Madeyski, Nie mów, proszę, w liczbie mnogiej…. Krytyka jako autobiografia [w:] Dyskursy krytyczne u progu XXI wieku…, s. 109–110.[14]. A przecież truizmem i wyważaniem drzwi otwartych byłoby dowodzenie, że twórczość młodych roczników wstępujących w życie literackie po transformacji wspierała się na poczuciu, iż autentyczność wyrazu zależy od umiejętności prze-pisywania codzienności, w której „poeta nowy” jest zanurzony bez reszty. Madeyski sugeruje również, że Kornhauser zdaje się nie dostrzegać tego, iż „właśnie w poezji Świetlickiego, Barana, Tekielego nowofalowe doświadczenie poetyckie przetrwało, […] że brulionowcy stali się depozytariuszami poetyckiego doświadczenia Nowej Fali”Tamże.[15].

W ujęciu komentatorów życia literackiego tamtego okresu stanowisko Kornhausera wydaje się jeszcze bardziej obciążone afektywnością i niezrozumieniem potrzeb „poetyki «grubej kreski»” (odcinania się od tradycji, odrzucania ideowości w literaturze i tym podobnych) stosowanej przez młodych poetów spod znaku „bruLionu”. Pod piórem Doroty Kozickiej powstaje obraz krytyka „sprzyjającego na początku młodym poetom […], a następnie – kiedy okazuje się, że kolejne ich przedsięwzięcia rozmijają się z oczekiwaniami krytyka (a tym samym niemożliwe jest zajęcie pozycji Mistrza, a przynajmniej Starszego Kolegi Krytyka) – deprecjonującego wszelkie działania młodych”D. Kozicka, Bezł(r)adne rozważania starego krytyka? O krytyce «tradycyjnej» w latach dziewięćdziesiątych i pierwszych [w:] Dwadzieścia lat literatury polskiej 1989–2009, red. D. Nowacki, K. Uniłowski, t. 1, cz. 1, Katowice 2010, s. 66.[16].

Wprawdzie niejednoznaczna, jednakże naznaczona wyrazistą ironią, jest również relacja Grzegorza Olszańskiego, który najpierw – parafrazując styl filipik Kornhausera i wykorzystując sformułowania rodem ze szkiców Barbarzyńcy i wypełniacze oraz Nowi dzicy – sporządza dość odstręczający wizerunek młodych podówczas poetów, których opowiadane historie sprowadzałyby się do

„psucia języka”, nadużywania alkoholu, zażywania narkotyków oraz – bo w końcu o „młodziakach” mowa – charakterystycznej dla pewnego wieku fascynacji „gmeraniem w spodniach”G. Olszański, Wojny światów (relacja z semantycznego pola walki) [w:] Dwadzieścia lat literatury polskiej…, s. 182.[17].

Katowicki krytyk nie ocenia oczywiście – a przede wszystkim: nie wyważa i nie rozstrzyga – racji stojących tak po stronie „starych krytyków”, jak i ich „młodych adwersarzy”, tym niemniej jego konkluzja zdaje się rodzajem rekapitulacji i dyskretnie deprecjonuje kategoryczne cenzurki wystawione przez krytyków generacji reprezentowanej przez autora Światła wewnętrznego:

Rzecz bowiem w tym, że bunt wobec zastanej rzeczywistości, kulturowa amnezja, wulgarność, zamiłowanie do szokowania czy przekraczanie granic dobrego smaku, a więc cechy, które – zdaniem wcielających się w rolę starców adwersarzy – najlepiej definiowały wkraczających triumfalnie do literatury „młodych”, nie wyczerpują wszystkich skojarzeń konotowanych przez pojęcie „młodości”. Ta ostatnia posiada wszak niezwykle bogate mitologie i […] werbalizowana jest w końcu również jako czas ufności/naiwności, beztroski, odwagi, nieograniczonej energii czy wreszcie walki i siłowania się ze skostniałym światemTamże, s. 183.[18].

Kredyt zaufania, którym Kornhauser obdarza młodych podówczas poetów, wynikał być może stąd, iż poetyka codzienności istotnie stanowi niewątpliwą predylekcję autora Zjadaczy kartofli i jest swoistym pomostem wiążącym dykcję nowofalową i brulionowe otwarcie na wszystkie (bez wyjątku!) języki. Powiedzmy jednak od razu: kategoria codzienności dla Kornhausera (a także przecież i dla innych reprezentantów pokolenia ’68) nie jest aksjomatem, wartością samą w sobie, lecz koniecznie sprzężona być musi z – pragmatycznie pojętąPor. M.P. Markowski, Antropologia, humanizm, interpretacja [w:] Kulturowa teoria literatury, red. R. Nycz, M.P. Markowski, Kraków 2006, s. 148–151.[19] – prawdą. W przeciwieństwie do „społecznego” wymiaru wartości poezji obecnego w poglądach i wierszach poetów Nowej Fali „bruLionowcy” eksponują raczej egzystencjalny rys rozumienia prawdy (prawda w wierszach środowiska nowych dzikich nie jest więc efektem, kolejno, obserwacji, wczucia, dialogu, uzgadniania stanowisk, jak działo się to w wielu programowych wystąpieniach autorów nowofalowych, lecz probierzem odróżniania, stemplem osobności poety).

Sam autor Uśmiechu Sfinksa również autorefleksyjnie uchwycił ową zbieżność poetyk w przestrzeni codzienności, jakkolwiek bliżej jej nie precyzował:

Być może „codzienność” wypunktowana ostentacyjnie w tytuleChodzi o tom Poezja i codzienność.[20] jest […] sygnałem moich osobistych preferencji. Wszak zawsze manifestowałem swoje przywiązanie do teraźniejszości i zwykłości w opozycji do historyzmu i ogólności. Jakże jednak inaczej tę codzienność rozumiem niż młodzi poeci. Mam nadzieję, że tę różnicę widać, kiedy przeciwstawiam „piękno rzeczy widzialnych” MiłoszaW rozdziale Zamieszkać w Teraz. Czesław Miłosz jako programotwórcza poezji lat dziewięćdziesiątych.[21] – banalizmowi debiutantów lat dziewięćdziesiątych […]J. Kornhauser, Pisarz jako krytyk literacki, [w:] Dyskursy krytyczne u progu XXI wieku…, s. 121.[22].

Jedną ze zdobyczy twórczości autora Było minęło, która notabene wydaje mi się szczególnie cenna, stanowi umiejętność użycia języków, jakimi nazywają swoją egzystencję „wykluczeni”, „biedni ludzie”. Bo tylko tak, mówi Kornhauser, poeta może dawać świadectwo niezbędnej światu wrażliwości. Naśladując, prezentując „nagą biedę bycia”, ufa, że jego pisanie nie będzie jedynie, by posłużyć się fragmentem jednego z wierszy samego autora Origami, „suchym prowiantem rozumu”, nie zakrzepnie w przestrzeni wszechwładnego i bezdusznego projektowania. Wykona etyczne zadanie, które przewyższa z okładem „potęgę smaku”. Tego zabrakło w poezji „bruLionu”, w której wykładni autentyczności postaci poety przeszkadzała umiejętność (i potrzeba) empatii artysty (chyba nie bez przyczyny emblematem pokolenia stała się „nieprzysiadalność” Świetlickiego). Zaledwie  kilka lat po fali pierwszych debiutanckich głosów Kornhauser zauważa to coraz wyraźniej: „brulionowa” poezja staje się domeną narcystycznego gestu autoprezentacji podmiotu.

Ale po kolei, spróbujmy być bardziej metodyczni.

3. Od „nowych dzikich” do „barbarzyńców – wypełniaczy”

Jednym z pierwszych ważnych wystąpień Kornhausera w sprawie tak zwanej pokoleniowej zmiany warty, jaka następowała w pierwszej połowie ostatniej dekady XX wieku na polskiej scenie literackiej, był (obok istotnych, lecz drobnych szkiców o poszczególnych debiutach, na przykład Marcina Świetlickiego) syntetyczny tekst Nowi dzicy, ogłoszony pierwotnie w roku 1993 na łamach „Res Publiki Nowej”. Rozpoczyna on całą serię (trwającą blisko dzięsieć lat) żywiołowych wystąpień krytyka w postaci artykułów i polemik (utrzymanych w perspektywach socjo- i historycznoliterackiej) poświęconych zarówno zjawiskom „mediatyzacji literatury lat 90.”, okolicznościom opanowania przez „bruLionowe” środowisko dyskursów o literaturze, jak i próbom gruntownej analizy języka oraz formy poezji tworzonej przez pisarzy, dla których warunki transformacji ustrojowej stały się tyleż podstawowym punktem odniesienia, co ośrodkiem działaniaWymieńmy je w kolejności, aby mieć pełny ogląd (przede wszystkim – chronologiczny) polemicznych działań Kornhausera. Spis ten niech posłuży tyleż uporządkowaniu tej serii wypowiedzi, co wytyczeniu mapy skrótów pozwalających lokalizować źródła: 1) O wierszach Marcina Świetlickiego, „NaGłos” 1990, nr 2, s. 115–117: włączony do dłuższego opracowania znanego pod tytułem Nowi dzicy (skrócony pierwodruk: „Res Publica Nowa” 1993, nr 6), cytować będę za: J. Kornhauser, Międzyepoka, Kraków 1995 ; 2) Barbarzyńcy i wypełniacze, „Tygodnik Powszechny” 1995, nr 3, s. 12, cyt. za: J. Kornhauser, Postscriptum. Notatnik krytyczny, Kraków 1999; 3) Po festiwalu złudzeń, „Tygodnik powszechny” 2000, nr 4, s. 1, 12, cyt. za: J. Kornhauser, Poezja i codzienność, Kraków 2003; 4) Język we współczesnej literaturze polskiej [w:] Polszczyzna 2000. Orędzie o stanie języka na przełomie tysiąclecia, red. W. Pisarek, Kraków 1994, cyt. za: J. Kornhauser, Poezja i codzienność.. Uwzględniam ponadto szereg felietonów mających swoje premiery na łamach „Kwartalnika Artystycznego”, które Autor umieścił następnie w Postscriptum…, kilka recenzji książek poetyckich i krytycznoliterackich drukowanych pierwotnie w „Tygodniku Powszechnym”, jakich Autor nie zawarł w żadnej z opublikowanych przez siebie po przełomie zwartych pozycji krytycznych (każdorazowo oznaczam je w osobnych przypisach) oraz wchodzący w skład Poezji i codzienności artykuł 5) Funkcja perswazyjna w polskiej poezji lat dziewięćdziesiątych, który swojego pierwodruku nie posiadał.[23].

Wielu komentatorów zwracało już uwagę, że punkt wyjścia (batalistycznego) dialogu Kornhausera z barbarzyńcami pozbawiony był emocji i afektów. „Znaczącym przewrotem” nazywa krytyk sytuację, jaka nastąpiła po debiucie kilku twórców związanych z „bruLionem” (Barana, Podsiadły, Świetlickiego), wykazując się przy tym dużą dozą nie tylko empatii w stosunku do motywacji i skutków przewartościowania (odwrót od tradycji, „zanik ideałów”, „postawy nihilistyczne i egoistyczne”, jakie można było zaobserwować we wczesnych wierszach reprezentantów tego pokolenia – autor Światła wewnętrznego tłumaczy „sceptycyzmem wynikającym z poczucia klęski” oraz „niezadowoleniem […] z fałszu życia, w którym każe się im uczestniczyć”), ale także entuzjazmem z powodu „artystycznej wagi” pokoleniowych debiutówJ. Kornhauser, Międzyepoka, Kraków 1995, s. 115-116.[24]. Kornhauser docenia tyleż estetyczny, co socjologiczny wymiar performatywnych i transgresywnych w istocie aktów i gestów poetyckich, które celowały głównie w istniejące w latach 80. konwencje wyrażania i rozumienia poezji; akceptuje zasadniczo zarówno zniesienie granicy pomiędzy tym, co poezją (jeszcze) jest, a tym, co nią nie jest, dokonujące się poprzez „otwarcie poezji na żargon”Tamże, s. 116-118.[25] na nieznaną dotychczas w historii literatury skalę, jak i przenicowanie wszelkich zasad decorum aptum, a także uczynienie z wiersza narzędzia walki o prawo do autentyczności i suwerenności artysty (i szerzej – jednostki).

Ów swoisty opór „bruLionowych” poetów przeciwko rodzącej się kulturze umasowienia, przejawiający się za sprawą trywializacji doświadczenia poetyckiego, oraz podkreślanie wartości „stanu dziecięcego zadziwienia”Tamże, s. 118-119.[26] znajdują w poglądach krakowskiego krytyka wyrażoną wprost aprobatę. Podsumowując pierwszą, syntetyczną część Nowych dzikich, Kornhauser otwarcie właściwie przyznaje, iż postawy, dykcje, tematy i style obecne w wierszach z czasu, w którym istotne staje się retoryczne podkreślenie odrębności młodego pokolenia, budzą w nim pełne zrozumienie. Nie odmawia przeto sugestywnej, magnetycznej siły wyrazu pierwszym utworom Barana, Świetlickiego i Podsiadły:

Pora wahań obfituje w nerwowe ruchy i nieprzejrzyste, nieoczekiwane decyzje. Poza tym wszystkim narodziła się jednak poezja wyjątkowej urody. […] To poeci o wyrazistym profilu i silnie zaznaczonych osobowościach. […] Pociąga mnie w nich wiele: i sprawność językowa, i gorąca wyobraźnia, i ton autoironiczny. Nawet pewna doza naiwnego, chłopięcego żaru, widoczna w przesadnej niekiedy manierze odrzucania i brutalizmówTamże, s. 121.[27].

Zwrócić chciałbym uwagę zwłaszcza na wyeksplikowaną przez Kornhausera postawę zrekonstruowanego protagonisty tej poezji – swoistą figurę podmiotu patronującą twórczości poetów przełomu, którą krytyk czyni postać chłopca (młodzieńca, najsilniej obecnego u Podsiadły i Świetlickiego) – nazwanego tutaj topicznieSwoją drogą, rzecz warta dokładniejszego zbadania: czy nie jest czasem tak, iż to właśnie Julian Kornhauser jako pierwszy sugeruje i inicjuje rozważania nad konstrukcją bohatera „bruLionowej” poezji widzianego w perspektywie toposu puer aeternus, które podejmie później gruntownie np. Piotr Śliwiński (zob. P. Czapliński, P. Śliwiński, Literatura polska lat 1976–1998. Przewodnik, Kraków 1999, s. 287)? Sprawa na przyczynek dla skrupulatnego historyka najnowszej polskiej literatury.[28] „poszukiwaczem prawdy”J. Kornhauser, Międzyepoka, s. 118.[29]:

Światem tej poezji jest świat dziecka. Dziecko jest nieufne i wiecznie pytające, dziwiące się wszystkiemu i zachłanne na odkrywanie, naiwne i spontaniczne. A przede wszystkim nie umie uporządkować świata. U „brulionowców” świat jest ciągłą zagadką i nie kieruje się żadnym ustalonym porządkiem. Poeci zresztą nie tęsknią za ładem, który kojarzyć się może z ideologizacją życia i karbami hierarchii. Dziecko nie ma zahamowań i mówi bez względu na okoliczności. Nowi dzicy nie dają się zamknąć w schematach: patrzą zdziwionymi oczami i często pokazują językTamże.[30].

W całej twórczości Kornhausera – co zapewne nie jest bez związku ze sprawą aprobatywnego stosunku krytyka do wskazanej konstrukcji podmiotu u Podsiadły i Świetlickiego – zwracają uwagę wiersze poświęcone dzieciom, ich niemej obecności, która stanowi rodzaj swoistego sprawdzianu dla świata. Postać dziecka skontrastowana zostaje u autora Kamyka i cienia ze sferą istnienia przestrzeni społecznej, w którą uwikłany jest bohater liryczny tego pisarstwa. Bezbronność, otwarcie dziecka, jego spojrzenie – są skandalem dla zantagonizowanej rzeczywistości dorosłych, zawieszają racje zastanego „uporządkowania” świata. Poprzez samą swoją obecność dziecko podaje w wątpliwość zasady funkcjonowania „międzyludzkiego kościoła”. Jego „czyste milczenie” kreśli rysę u podstawy bytu, ustawia nas w sytuacji, w której od nowa musimy przemyśleć realizację wartości, na jakich oparte zostały społeczne umowy.

Stajemy oto – czytając wiele wierszy powstających pod piórem Kornhausera w pierwszej połowie lat 90., zatem w czasie, na który przypadały także pierwsze wystąpienia krytyczne w sprawie „bruLionu” – naprzeciw „nieosłoniętego Dobra”, które istnieje prawdziwie a priori, bez przyczyny, wytłumaczenia. I bez przyczyny również bywa unicestwiane. Bieda dziecka jest dojmująca – dziecko w świecie tej poezji jest prawie zawsze ofiarą. Ale ofiarą składającą usta do krzyku, który milknie, zastyga, zamiera. Na naszych oczach (tak przecież dzieje się chyba w najbardziej sugestywnych i przejmujących wierszach Kornhausera z cyklu Śpi ciemna dziewczynka). Autor Origami mówi o dziecku (i z dzieckiem), wciągając odbiorcę w grę, której stawką jest skuteczność dyskretnego napomnieniaZob. na przykład P. Sobolczyk, „Ciemne dzieci” Kornhausera [w:] Było nie minęło. Antologia tekstów poświęconych twórczości Juliana Kornhausera, red. A. Gleń, Opole 2011, s. 167–171.[31]. Postać dziecka zatem skojarzona została przez krakowskiego twórcę koniecznie z aksjomatem etycznego, zaangażowanego modelu obserwacji i rejestracji świata społecznego w literaturze, której Kornhauser pozostaje wierny aż do dzisiajUzasadnienie tej tezy to w istocie jeden z ważniejszych celów mojej pierwszej książki poświęconej dziełu Kornhausera (zob. A. Gleń Marzenie, które czyni poetą…. Autentyczność i empatia w dziele literackim Juliana Kornhausera, Kraków 2013).[32].

Ileż zatem zrozumienia, pochwał, miejsc stycznych między dykcjami nowofalowymi i brulionowymi dostrzega i wyraża autor Międzyepoki w związku z głośnymi wystąpieniami debiutantów…

No tak, ale – baczność! – dzieciństwo i młodość (parafrazując głośnego poetę) właśnie się kończą… Kończą się tak, jak zaczyna się (w myśleniu krytyka) czas spłacania długu, wypełnienia obietnic. Anarchizm, nihilizm czy narcyzm obecne w postawach „bruLionowców” – które jawiły się krakowskiemu krytykowi jako kostium barbarzyńskiego okrzyku trwogi (by przywołać w ten sposób komentarz do arcydzielnego wiersza Herberta), okrywający „jakąś nieznaną prawdę” o zakłamaniu transformacyjnego przesilenia, „o zakorzenionych stereotypach i wszelkie oficjalności"J. Kornhauser, Postscriptum. Notatnik krytyczny, Kraków 1999, s. 94.[33], mogących być domeną nieautentyzmu czasu transformacji – w połowie lat 90. (zatem po trzech latach od opublikowania Nowych dzikich) wydają się już Kornhauserowi nie bardzo uzasadnioną postawą egocentryka, który z uporem, na przekór wszelkiemu społecznemu oczekiwaniu wspólnotowości, pielęgnuje swoje nieprzystosowanieZob. Tamże, s. 94–95.[34]. Pierwszy sygnał nieufności wobec „bruLionowego sceptycyzmu”, jak pisze krakowski krytyk, pojawia się wraz z medialną ekspansywnością tego środowiska, które – szybko się okazało – bardzo sprawnie uczyniło z „tematu i poetyki «nieprzysiadalności»” po prostu marketingowo chwytliwy towar, przecząc pierwotnemu mniemaniu krytyka, który widział w owej „poetyce odmowy” gest niezgody na petryfikację i stereotypizację literackich konwencji, a przede wszystkim donośny głos („wrzask”) w obronie własnej pojedynczości. Bez złudzeń pisze już Kornhauser w roku 1995:

Stworzono poezję szybkiej obsługi (jeden z autorów wydał właśnie szesnasty tomik wierszy), założono serie i biblioteki. Powstał cały potężny biznes pod nazwą „młoda literatura”. […] Coś zaczęło mnie niepokoić. Przede wszystkim to, w jaki sposób nagłaśniano nowe zjawiska i nazwiska. Wszędzie ich było pełno: w telewizji, […]w wysokonakładowych dziennikach, w radiu […]. Jak biznes to biznes: całą sprawę przejęli dziennikarze […]. Dzięki ich zapobiegliwości z dnia na dzień wykreowano gwiazdy literackieTamże.[35].

Mylące jednak po lekturze Barbarzyńców i wypełniaczy byłoby przeświadczenie, iż protest Kornhausera wobec „barbarzyńskiego zarządzania młodą poezją” ma motywację osobistą (niespełnienie ambicji bycia krytykiem-mentorem dla nowej generacji poetów miałoby w tej wykładni rodzić u krakowskiego pisarza poczucie zmarginalizowania), jak pisała Kozicka. Opór Kornhausera wobec zjawiska „mediatyzacji literatury”, które stało się faktem już w pierwszej połowie ostatniej dekady XX wieku, ma oczywiście charakter sprzeciwu wyrastającego z – by tak rzec – fundamentalnej czy aksjologicznej niezgody na komercjalizację i bezideowość twórczości uprawianej przez poetów spod znaku „bruLionu”: to aspekt tematu, który już dość dobrze został opisany w historii polskiej krytyki literackiej XX wiekuZob. na przykład J. Fazan, Jak pisać o poezji w epoce destabilizacji [w:] Dyskursy krytyczne u progu XXI wieku…, s. 209; W. Ligęza, Nic, najwyżej piękno. Pytania o estetyzm w krytyce po roku 1989 [w:] Dyskursy krytyczne u progu XXI wieku…, s. 360–361.[36].

Chciałbym zwrócić jednak uwagę na rzecz, która jest nieco przemilczana, jeśli idzie właśnie o owe motywacje, jakie mogły wywołać tak gwałtowną reakcję Kornhausera – powrót do jego, jak sam pisał, „polemicznej żarliwości”Zob. J. Kornhauser, Pisarz jako krytyk literacki [w:] Dyskursy krytyczne u progu XXI wieku…, s. 119.[37]. Wróćmy jeszcze na dłuższą chwilę do kilku passusów z Barbarzyńców i wypełniaczy:

Wszystko przypominało zawody sportowe [pisze Kornhauser, zjadliwie komentując autopromocyjne zabiegi środowiska młodych] – na mecie czekało podium z wypisanymi miejscami dla zwycięzców. Kim są zwycięzcy tego dziwnego rankingu? Najbardziej utalentowani, a może najpoczytniejsi? Nie sądzę, aby w grę wchodziły te kategorie, wszak trudno przypuścić, że dziennikarze przeczytali całą bieżącą produkcję literacką. […] Z ciekawością przeglądałem listy wydarzeń literackich 1994 roku. Wcale się nie zdziwiłem, że znalazły się na nich wyłącznie książki modnych i nagłaśnianych autorów. Czego się mogłem spodziewać po układaczach tych list? Obiektywizmu, znajomości rzeczy? Nikomu do głowy nie przyszło wymienienie choćby jednego starszego pisarza i nie z pierwszej strony gazet. […] Czy ktoś wymienił Jednię Kazimierza Brakonieckiego, wydaną w olsztyńskiej Borussii, przejmujący pamiętnik poetycki? Czy ktoś zająknął się na temat fascynującego debiutu poetyckiego Śniardwy Zbigniewa Chojnowskiego z Olsztyna? Mógłbym tak wyliczać w nieskończoność. Zamiast tego oczywiście wskazywano na książki bardzo przeciętne, ale za to „głośnych” autorów. […] Obraz młodej literatury został wykreowany, a tym samym zafałszowany przez dziennikarzy, zresztą najczęściej z tego samego pokoleniaJ. Kornhauser, Postscriptum…, s. 94–95.[38].

Liczne dyskusje dotyczące stanu i powinności krytyki literackiej w nowej rzeczywistości po transformacji, których liczby nie dałoby się nawet zrekonstruować, zasadnicze i głębokie, miały jednak tę wadę, iż (zwłaszcza ze względu na silnie nakładający się na ów dyskurs kontekst myśli dekonstrukcjonistycznej i rozważania o postmodernistyczności) nie doprowadziły do wyrazistego konsensusu, nie wykształciły jednoznacznych ról, które krytyk miałby pełnić, i miejsc, w których owe funkcje mogłyby się objawiać. Rzecz jasna, ta syntetyczna hipostaza wiąże się z pewnego rodzaju uproszczeniem, tym niemniej wydaje się, iż z krytyków zdjęty został obowiązek porządkowania i budowania systemu (lub przynajmniej możliwie pełnej panoramy poezji kolejnych pokoleń), o który Kornhauser zabiegać będzie przez całą ostatnią dekadę XX wiekuZob. na przykład, Okres przejściowy [w:] J. Kornhauser, Poezja i codzienność, s, 63.[39]. Upowszechnił się zatem, zdaniem autora Międzepoki, model syntezy subiektywnej, fragmentarycznej, a przy tym roszczącej sobie pretensje do wyłączności i fingującej ujęcia holistyczne; uprawianej pod dyktando „szybkich podsumowań i kategorycznych hierarchizacji”. W tym właśnie – jednym z ostatnich, pisanych z dużą emfazą – szkicu z przekąsem zauważa Kornhauser, iż środowiskowe działania mitotwórcze krytyków towarzyszących młodej poezji zorientowane są przede wszystkim na „własny, pokoleniowy odbiór, zamieniający literaturę w młodzieżową spartakiadę czy konkurs piękności”J. Kornhauser, Poezja i codzienność, s. 67.[40].

A przecież chodzi w tym wszystkim – broni Kornhauser najstarszych, tradycyjnych obowiązków krytyki – o przejrzystość sądów krytycznych, sprawiedliwe wartościowanie, budowę solidnych podwalin dla przyszłej pracy historyków literatury (te właśnie zadania skutecznie zagłuszył i wyparł dyskurs medialny, od którego, twierdzi Kornhauser, zależny stał się dyskurs uprawiany przez krytykówWydaje mi się, iż Kornhauser był jednym z pierwszych, którzy dostrzegli zagrożenie płynące ze strony dominacji medialnej i środowiskowej hegemonii dla budowania przez (suwerennych) krytyków sprawiedliwego obrazu literatury najnowszej (zob. inne głosy analizujące już baczniej to zjawisko, na przykład: P. Czapliński, Powrót centrali. Literatura w nowej rzeczywistości, Kraków 2007, s. 109, 116; K. Uniłowski, Poza zasadą autonomii. Z przygód świadomości krytycznoliterackiej w latach dziewięćdziesiątych i pierwszych [w:] Dyskursy krytyczne u progu XXI wieku…, s. 189, 195–196; por. A. Zawada, Ginący gatunek [w:] tegoż, Oset, pokrzywa. Szkice o literaturze…, s. 294–296).[41]. W dłuższym cytacie zaprezentowanym powyżej daje się wysłyszeć właśnie przejmujące świadectwo głębokiej troski o to, aby krytyk pozostał strażnikiem głosów poetyckich, które nie mają szansy przebić się przez medialny szum i chaos, które nikną w ideologicznym i środowiskowym wielosłowiu uprawianym pod dyktando określonego, wykreowanego przez dane orientacje oglądu tego, co w literaturze ważne. Notabene to wprost ogłoszone przez Kornhausera przeświadczenie o niepodważalności, aksjomatyczności misji ocalania „słabych, bo niesłyszalnych, zagłuszanych głosów” wydaje się szczególnie ważne, a z każdym niemal rokiem – coraz bardziej aktualne. Wszak, jak pisał niedawno Przemysław Czapliński, krytyka literacka co rusz przekonuje się „o własnej zbędności w odniesieniu do książek umieszczanych na pasach transmisyjnych masowego rynku”P. Czapliński, Powrót centrali…, s. 109.[42].

W Po festiwalu złudzeń Kornhauser wprost mówi o opresji, jaką stanowi – nie tylko dla krytyka, ale także i poety – „wydawnicza masowość”, samonapędzająca się machina promocji sprawnie reżyserowana przez chóry „entuzjastów”, dewaluacja słowa i „nacisk wysokiego nakładu”. Nic więc dziwnego, twierdzi autor Międzyepoki, że najsilniejszą pokusą dla twórcy spoza kręgu „medialnych ulubieńców” jest wybór… milczeniaJ. Kornhauser, Poezja i codzienność, s. 75.[43].

Przed taką właśnie decyzją wzbrania się jedynie taki krytyk, który czuje odpowiedzialność za kształt formowanego obrazu najnowszej literaturyZob. na przykład: J. Kornhauser, Postscriptum…, s. 150.[44], znajduje w sobie dość siły, aby rzeczowo i stanowczo przeciwstawiać się masowym i obiegowym formułom propagowanym przez medialnych decydentów, który pielęgnuje w sobie wiarę w autorytet krytyki, zdolność jej wpływu na proces kształtowania kanonu literackiego i (a może przede wszystkim) z uporem powtarza pedagogiczną naukę o konieczności oddzielania porządku życia literackiego od towarzyskiego…:

Nie umiem, jak inni, siedzieć cicho, gdy dzieją się rzeczy niepokojące, nawet we własnym ogródku. Wiem, że jest to zachowanie niezwyczajne, przez wielu uznawane za naganne i sprzyjające środowiskowej infamii. Ale ja w życiu prywatnym jestem człowiekiem łagodnym jak baranek, pobłażliwym i tolerancyjnym. Kłócę się o wartości, a nie z ludźmi. Obce mi są wycieczki personalne i nie żywię urazy do tych, którzy mnie atakują, odgrywając się za moje polemiczne uwagi. W końcu muszę być przygotowany na kuksańce i uszczypliwości, często piekące i bolesne […]. Czy się przyzwyczaiłem do takich ataków? Nie, wcale się nie uodporniłem […]Tamże, s. 160–161.[45].

To polemiczna żarliwość zapewne dyktowała Kornhauserowi tak dosadny język; dość przytoczyć kilka znamiennych określeń, których autor Międzyepoki nie wahał się użyć pod adresem „nowych dzikich” jeszcze u końca dekady w Postscriptum: „poezja szybkiej obsługi”, „biznes pod nazwą «młoda literatura»”Tamże, s. 95.[46], „miałka literatura małej codzienności”Tamże, s. 121.[47], „dzienniki choroby apatii”Tamże, s. 122.[48]. Jak reagowali „nasi barbarzyńcy”? Cóż, niezbyt „klasycznie”… (mocno zapadła mi w pamięć „odpowiedź”, jaką „zaserwowali” Julianowi Kornhauserowi „swoi poeci” – trzej Marcinowie w „słynnym” wierszu półfinałowym; na szczęście ów – oględnie mówiąc – ani zabawny, ani inteligentny wierszowany nowotwór nie ustalił dolnej granicy poziomu rozmowy o literaturze, po latach chyba można stwierdzić, iż napaść na krakowskiego krytyka była jedynie aktem aberracyjnym i nie doczekała się akceptacji ze strony środowiska literackiego). Ale być może to temat już na nieco inną opowieść.

Niech za cały mój komentarz do sprawy i głos na koniec posłuży jedynie przypuszczenie, iż dzisiejsza scena literacka jest zdecydowanie uboższa, kiedy nie rozbrzmiewa na niej zdecydowany, wyrazisty głos Juliana Kornhausera, krytyka, który nie wahał się przyjmować na siebie roli polemisty, mimo wszelkich ciosów, które nań spadały, zwłaszcza iż – jak to widzę – bynajmniej nie krytyka negatywna była domeną jego stylu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Adrian Gleń, Epizod z barbarzyńcami w tle. Juliana Kornhausera krytyka pewnej formacji, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...