Patrząc na plac zabaw nie pragnę bezkresu
Przede mną plac zabaw. Dzieci
na huśtawkach chcą lecieć do nieba.
A w cieniu gestykulujące matki plotkują.
O szarości życia i miłości z minionej nocy.
Nie bawi je żaden wszechświat.
Czy się rozszerza, czy kurczy? To,
co niewyobrażalne ich nie dotyczy.
Wolą rozmawiać o fatałaszkach, butach,
że Angelina Jolie usunęła piersi, jajowody,
takie wspaniałe atrybuty kobiecości.
Same chciałyby być wieczne, nieśmiertelne,
piękne i nosić wciąż rozmiar trzydzieści osiem.
Mieć obcą nerką, wątrobę i nieznaną osobowość.
Lecz komu potrzebne nieskończenie długie życie?
Nudne i monotonne. Z pracą, krzątaniną w kuchni,
dziećmi i mężczyzną, tym samym,
podwójnie zatopionym w fotelu i gazecie.
Panie, ześlij mi spokój i chwile radości.
Dawno pokochałam różne odbicia w lustrze.
Jak pory dnia i roku. Słoneczne i ponure.
Nie pragnę przecież trwania w tym bezkresie.