W cieniu dekalogu
Nikt już nie przychodzi z rytmem gwiazd
Do wodopoju nie mkną już karawany
Pustynie martwieją w zasypanych szlakach
Coraz częściej podchodzą już pod sam nieboskłon
odciśniętą stopą wygłodniałej hieny
Jestem dziwnym kształtem drzewa
które zrzuciło liście i gałązki by poznać nagość
a ptaki pogubiły pióra odlatując w niepamięć
Jestem wyboistą drogą w tej krainie
gdzie cień z cieniem się wciąż ściga
Wychodząc z ciemności
przechodzę przez bramę świateł i dostojeństw
Światło z drugiej tablicy krzyczy nie zabijaj
A zabijam w sobie tkanki I psa i sarnę i hienę
i ptaki Naszą wspólną samotność
Ponownie wchodzę w ciemność
ze swoim zapomnieniem Z globalną przeszłością
Z czarną opaską na oczach Z gordyjską pętlą
Jak zrozumieć ofiarowany nam czas
na obłaskawienie psa i światła
gdy już nie ma lotnych piasków
ani drzew wrastających w niebo
i śpiewu ptaków rozsypanych
w starej mowie traw
Rośnie tylko kamień