PORAJMOS
smutna dziewczynko
w twoich czarnych źrenicach
widać jodeł zielone spódnice
to drzewa dźwigają gałęzie
wysoko jak wysoko unosi
falbany romska muzyka
w iskrach z ogniska
zaklęto pamięć pokoleń
ciemnooka dziewczynko
wasz drewniany dom
nie był tak barwny jak łąka
na której nocowaliście
tego lata ani tak kolorowy
jak motyl z sadu w Łopusznej
a jednak był najpiękniejszy
uwielbiałaś patrzeć na ojca
gdy zaprzęgał konie
potem szliście wzdłuż
gorczańskich zboczy
wóz za wozem
koło za kołem
ślad taboru
staliście na polanie
gdy przyszli oni
piękni przystojni głośni
myślałaś że znów wygonią
każą iść precz a zaprosili
na wspólną peregrynację
ojciec nie chciał – nie nalegali
pozostał na trawie z głową
zanurzoną w bukiecie krwi
psy nie były łagodne
poszliście a wozy żegnały
was czerwonym kurem
mała dziewczynko
kochałaś braciszka Baro
nie pomogła czerwona
kokardka na małej nóżce
gdy płakał roztrzaskano
głowę jednym uderzeniem
choć lato było łagodne
a jagód w lesie bród
kilkoro z was zmarło z głodu
ostatniego zastrzelili
porajmos
gdy w górach spotka się ciebie
ciemnooka dziewczynko
szlachetnym ludziom wkładasz
w dłonie dobry los
złym kamienie