15.04.2021

Powidoki z lotu ptaka

Naraz porzuciła wszystko: rzekę, zagajniki, niepamięć.

Wędrowała z deszczu pod rynnę i tak w koło Macieju.

 

Tu w mieście prześladował ją obraz ze śniegiem w tle: 

zimnolubna mahonia pod spróchniałym oknem domu.

Rosła szeroko, zawłaszczała przestrzeń bezczelnie –

była cmentarnym krzewem i ocaliła odrobinę żółci.

 

Później plótł się kwiecień. Świtało. I dniały Alpy srebrzyście.

Z góry widziała lodowce postrzępione jak zakrzepłe potoki.

Lśniły, a ona stała w miejscu, nie czując żadnej prędkości.

Może śniła o czymś, zawieszona pomiędzy słońcem a ziemią.

 

Ujrzała subtelny cień Zbyszka, pobłażliwie machał do niej ręką:

Mój Boże, w Alpach prószy śnieg i niczego nie ma oprócz ciszy.

Przecież nigdy nie był w Alpach, pstryknęła zdjęcie z lotu ptaka,

ale cień zawsze znika, gdy się nocą wraca do swojego siedliska.

 

A w sierpniu znów mknęła w przeciwną stronę świata.

Nad wielką wodą z wyspami. Ku białym nocom i skałom,

lecz w górze zbiegły się nagle chmury, niczym piranie.

Jakby w kadrze odwrócono kamienne widoki z ogniem.

 

Zachodziło słońce, niebo rozcinały pioruny, wschodził księżyc.

W dole ujrzała wyschłą rzekę, zagajniki, kroplę rosy na mahonii

i zrozumiała, że warto wrócić, wwiercić się w pamięć. Do bólu.

Iść chodnikiem przed siebie, by odnaleźć własną tożsamość.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Aldona Borowicz, Powidoki z lotu ptaka, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...