Nowy Napis Co Tydzień #110 / I pieśń otwarcia
dziesięciopiętrowy blok
mieszkania jamy i urwiska
wieczorami wychodzimy na zewnętrz
mówi się: w osiedle więc
przez gardło wychodzimy jak przez korytarz
pełny odparzeń – osiedlowej mowy ptaków
zaklętej w grypsach wydrapywanych
podczas niekończących się podróży windą
kiedy stojąc naprzeciw siebie
w sobie się zahaczamy o siebie ocieramy się
spojrzeniem suchym i zmartwiałym
jak kawałek rybiej pieśni –
lutowej pieśni wokół przerębla
gdzie chłód i głód tak łapczywie
chłoną naszą niemą krew
gdzie woda staje się obcym odległym światem
do którego można tęsknić
ale nigdy przenigdy o nim rozmawiać
myślimy o narodzinach
kiedy tak stoimy w sobie wydrapani
w ciasnym chłodnym pomieszczeniu
i próbujemy sobie przypomnieć słowa
nie ma czego sobie przypominać
jest tylko czas po zatrzaśnięciu drzwi
nie ma żadnego wcześniej
jest blok korytarz gardło przez które przechodzimy
żeby znaleźć się nad zamarzniętym jeziorem
w którym wędkarz wyrżnął okrągłą
poszarpaną jamę więc wskakujemy
z urwiska i z przekłutymi policzkami
w dziesięciopiętrowy blok
w ranę naszych twarzy
w chłodne ciasne pomieszczenie skaczemy
i tylko głuche uderzenia
nie to się zmienia
mokre lepkie gorejące plasknięcia dłoni słyszymy
gdzieś w naszych żołądkach
ten niemy kawałek rybiej pieśni
rośnie i potężnieje